wtorek, 25 sierpnia 2015
Rozdział 13 part 2
Witajcie oto przed wami druga część rozdziału 13. Nie będę się rozpisywać, miłego czytania :)
``````````````````````````````````````````````````
Ulice Mystic Falls
Dziewczyny szły uliczkami i rozmawiały jak nakręcone o powrocie do domu. Luna najbardziej nie mogła się doczekać miny jak Damon zareaguje na cały jej świat. Alex skakała rozmawiając, nie dała rady przestać się śmiać. Przechodziły obok Grilla, z którego wyszedł niewielki tłum. Musiały zwolnić tempo i spokojniej rozmawiać, by nikt ich nie słyszał.
- Jak myślisz, ześwirują w naszym domu? - Alex spytała patrząc na siostrę.
- Pewnie nie mniej niż my.
- Hmm, a jak zareaguje tata jak się dowie, że kogoś masz? - zaśmiała się z miny siostry.
- O nie, tata go zabije. - powiedziała przerażona Luna. - To będzie katastrofa.
- Nie będzie tak źle, chyba. Tylko zatłucze twojego ukochanego i zrobi wywiad. - powiedziała i od razu oberwała od siostry. - Auć, no tak, na odwrót, najpierw wywiad, a potem zatłucze.
Luna ledwo wytrzymywała z siostrą, która jej stale dokuczała. Nie pomyślała, nawet o tym jak zareagują jej rodzice, gdy zobaczą Damona. Dochodziły do domu Alarica, gdzie Alex miała zostać na trening. Rozmawiały parę minut śmiejąc się i żartując. Nagle Alex przestała się śmiać i odwróciła do tyłu.
- Co jest? - Luna od razu szukała jakiegoś zagrożenia.
- Poczułam dziwne...coś na ramieniu. Może mi się zdawało.
- Na pewno z tobą dobrze?
- Tak, siostra. Nie panikuj, pewnie mi się zdawało. - obie się odwróciły i rozglądały dookoła. Jednak nic nie zauważyły i weszły do domu Alarica.
Luna
Po kilku minutach szłam drogą do domu pierwotnych. Ustaliliśmy wszyscy, że przeniesiemy się do naszego świata trochę później. Zostawiłam Alex u Alarica, który ją uczy sztuki walki i obrony przed stworzeniami magicznymi. Nie mogłam się doczekać momentu, aż razem z nimi się przeniesiemy i zobaczą nasz świat. Pewnie będą w szoku, tak jak ja kiedy się przeniosłam tutaj. Powoli dochodziłam do domu pierwotnych. Nagle ktoś mnie objął w pasie, a ja odruchowo użyłam magii do odrzucenia przeciwnika.
- Zwariowałaś? - obróciłam się i zobaczyłam jak Kol wstaje z chodnika.
- Przepraszam. - zrobiłam skruszoną minkę - Chcę pożyczyć jakieś księgi twojej matki.
- Wiedziałem, że jeszcze się na coś przydam jak tu zostanę. - powiedział z uśmiechem na ustach i mnie prowadził do domu. Kol może i był czasem nieprzewidywalny, ale w gruncie rzeczy jest całkiem spoko. Zaprzyjaźniłam się też wcześniej z Bex, ale coś mi się zdaje, że to była, krótka znajomość. Blondynka ma ograniczone zaufanie do innych, a Klaus...o nim nawet nie chce mi się wspominać. Prychnęłam na myśli o nim. Nie wiem jak mogłam być tak głupia i mu zaufać. Klaus jest po bliższym poznaniu wrażliwy, ale zawsze władza będzie dla niego najważniejsza. Ciekawi mnie w jakie kłopoty się wpakował. Weszliśmy do wielkiej biblioteki Mikelsonów. Bez reszty z rodzeństwa jest tu strasznie cicho i pusto. Zapach książek unosił się wokoło, kocham to. Zauważyłam na górze jedną czerwoną książkę, która mnie zaciekawiła wyglądem. Kiwnęłam palcem i książka z lewitowała na dół, aż do moich rąk. Złapałam ją i od razu otworzyłam.
- Częstuj się. - Kol zaśmiał się stojąc w progu. Kiwnęłam palcem i jedna z ksiąg walnęła go w głowę. Teraz ja się zaśmiałam.
- To nie jest śmieszne. - wystawiłam mu język. Przejrzałam kilka interesujących ksiąg i wybrałam z nich jedną, która mi się spodobała najbardziej.
- Chcesz się z nami zabrać?
- Lubię cię bardzo, ale jakoś nie mam ochoty. Poza tym ile was tam jedzie?
- No ja, Alex, Damon, Stefan i Elena. Caro i Tyler zostają.
- Może kiedy indziej się zabiorę, tak sam na sam z tobą. - objął mnie w tali, tak jakby chciał mnie uwieść. Wiem, że tylko żartuje.
- Czy pan chce mnie uwieść?
- Ależ skąd pani przyszła taka myśl?
- Nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie. Ja mam kogoś.
- Ciekawe kogo? - zaśmialiśmy się i pomału tańczyliśmy.
- Takiego jednego pacana. - powiedziałam ledwo przez śmiech.
- To muszę mu to powiedzieć. - palnęłam go w głowę. - No co, pokochałem cię...jak siostrę oczywiście.
- To dobrze, że jak siostrę, bo inaczej byłoby po tobie.
Jeszcze tak chwilę rozmawialiśmy i zabrałam tą księgę ze sobą. Szłam teraz w kierunku domu Bonnie. Muszę poćwiczyć więcej zaklęć, bo z tego co mówił Aiden, to będę musiała stoczyć walkę z jakimś Diegiem. Tylko pojęcia nie mam jak on wygląda.
Alex
Jak tylko moja siostrzyczka zostawiła nas samych to od razu Ric zaczął uczyć mnie. Zaczęliśmy od postawy obronnej i wyposażenia przeciwko istotom nadprzyrodzonym. Ustałam w lekkim rozkroku z rękami zgiętymi w łokciach i zaciśniętymi pięściami. Ric stał na przeciwko mnie z rekawicami do ćwiczeń. Uderzyłam w to na przemian, po dość krótkim czasie czułam lekkie zmęczenie.
- Dobra koniec tej rozgrzewki. - powiedział rzucając rękawicę.
- To była rozgrzewka? - spytałam z niedowierzaniem na co mój nauczyciel się zaśmiał.
Następnym krokiem w szkoleniu było strzelanie z kuszy i broni palnej do celu. Jak zaczęłam strzelać to nie było słychać żadnych odgłosów zwierząt. Huk z broni roznosił się echem po okolicy.
- Od ilu lat umiesz to wszystko? - spytałam zaciekawiona, gdy zajął moje miejsce i strzelał.
- Sporo. - odgłos strzału lekko go zagłuszył.
- Wierzysz temu Aidenowi? - spojrzał na mnie nie przeniknionym wzrokiem.
- W swoim życiu nauczyłem się, żeby nikomu nie ufać.
- No tak, ale Damonowi zaufałeś. - zaśmiał się i odłożył broń.
- To inna sprawa, on...jest...to przecież Damon. - no tak to bardzo zrozumiałe. Nie mogłam zdusić śmiechu, Alaric tak samo.
- Wiesz Aiden, on znał twoją siostrę, to znaczy znał Hurrem, ale jest w nim coś takiego... - przytaknęłam, wiedziałam o czym mówi. - w każdym bądź razie mu nie ufam do końca.
- Mówił, że Diego jest zły i pragnął mocy Hurrem, a teraz chce mocy Luny.
- Może to być prawda, tak czy siak, trzeba być ostrożnym.
- Damonowi szajba odbija. - mruknęłam chowając nasze ,,zabawki''.
- Zazdrosny? - puścił mi oko. Dość szybko złapałam dobry kontakt z Rickiem. Jest dla mnie jak drugi ojciec. Jeszcze przez parę minut z nim rozmawiałam, a potem mimo prośby siostry, wracałam do domu sama. Przechodziłam przez las i słyszałam donośny śpiew ptaków, wdychałam powoli powietrze. Było tak spokojnie, że się cieszyłam, że szłam na samotny spacer. Niebieski motyl leciał przede mną od paru minut. Przyglądałam mu się uważnie i go goniłam, przyspieszał w momentach, gdy byłam blisko niego. Nagle jakiś pył z niego spadał i przede mną znikąd znalazł się Diego. Nie zdążyłam wyhamować i na niego wpadłam. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, ale szybko odskoczyłam w tył i zrobiłam postawę gotową do walki jak uczył mnie Ric. On się zaśmiał i pokręcił głową.
- Ty chyba żartujesz. - powiedział i pstryknął palcami, wokoło mnie wytworzyła się szklana pułapka. Od razu zaczęłam w nią kopać. Ric nauczył mnie walki z wampirami i innymi, ale nie jak poradzić sobie z czarownikiem. Ehh... spojrzałam na niego z chęcią mordu, a on tylko się śmiał. Szklana zasłona opadła.
- Gdybym chciał cię zabić to zrobiłbym to już dawno, nie sądzisz.
- Aiden mówił, że udawałeś, by zdobyć moc Hurrem...
- Bzdura! - uciął jej gwałtownie - To on chciał jej mocy, oszukał was. Zaraz to ty jesteś kolejnym wcieleniem?
- Nie, jestem Alex, a moja siostra Luna to... - potrząsnęłam głową - nie mam pojęcia po co ci to mówię.
- Aiden, to on zdradził twoją siostrę, to znaczy Hurrem, a nie ja! Zrobi tak by mu zaufała.
- Niby czemu mam ci wierzyć?!
- A czemu wierzysz jemu? - staliśmy bardzo blisko na siebie patrząc. Miał całkowitą rację, nie miałam pojęcia komu wierzyć. Zrobiłam krok w tył, a on znowu się zbliżył.
- To ja pomagałem twojej siostrze, to znaczy Hurrem byłem jej...
- Nie chce tego słuchać! - zatkałam uszy i dalej szłam. Pociągnął mnie za ramię i odwrócił do siebie. Spojrzał na coś za mną i nagle został wystrzelony w powietrze, przeturlał się po betonie.
- Wszystko gra? - koło mnie stał Aiden, kiwnęłam głową całkiem zaskoczona. - A tobie to już chyba mówiłem, żebyś się tu nie pokazywał!
Diego powoli wstał, z jego ust leciała mała strużka krwi. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby się o mnie bał, a potem skupił się na Aidenie. To było coraz dziwniejsze.
- Nie uda ci się to co planujesz. Luna się dowie...
- O proszę, znasz jej imię. - blondyn się zaśmiał przerywając mu.
- Nie dam ci ich skrzywdzić. Alex nie martw się, będę w pobliżu jakby coś się działo. - w tym momencie moc Aidena zaczęła go dusić, dopiero jak złapałam blondyna za rękę, to przestał.
- Zabiorę cię do domu, zgoda? - spojrzałam na Diego i pewna część mnie chciała mu zaufać. Kiwnęłam głową i po chwili Aiden nas przeniósł przed dom Salvatore. Zrobił krok w tył i zniknął, zostawił mnie samą z przeróżnymi myślami.
Luna
Szłam samotnie drogą, jednak co chwilę zerkałam za siebie. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Czułam na ramionach, zaczepiającą mnie ciemność. Może to tylko takie wrażenie, sama już nie wiem. Jestem przewrażliwiona, potrząsnęłam głową. Miałam potem zajść do Alarica po Alex, jednak czułam, że długo tam nie wytrzyma, albo padnie podczas treningu. No co, sama jego chciała. Doszłam w końcu do domu Bonnie. Zapukałam do środka, a po chwili drzwi się uchyliły. Jednak to nie ona mi otworzyła, weszłam do środka i zamknęłam drzwi.
- W ogrodzie! - usłyszałam głos Bonnie dobiegający z tamtego kierunku. Wyszłam z pokoju prosto do ogrodu. Zobaczyłam tam czarownicę, która siedziała po środku obok drzewa, wokół niej leżały rozłożone księgi.
- Nieźle się przygotowałaś. Ja mam tylko to. - pomachałam jej ręką, w której trzymałam księgę.
- Trzeba cię w końcu przygotować to walki.
- Z Diegiem? Nawet go nie znam. - usiadłam obok niej.
- Ale poznasz i musisz być gotowa do walki. Nie nauczę cię za dużo, tylko tego co znam sama i ewentualnie tego co jest zawarte w tym. - wskazała na księgi. Po kilku chwilach stałyśmy naprzeciwko siebie i rzucałyśmy różne zaklęcia. Ćwiczyłam razem z Bonnie, tak długo, aż dosłownie padałam. Nie miałam siły na nic. Po zakończonym treningu usiadłam z Bonnie na sofie i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Tak jak dwie przyjaciółki na plotkach.
Ulice Mystic Falls
Luna szła ulicami miasta prosto do domu Alarica, miała przyjść i zabrać stamtąd Alex. Była cały czas zamyślona, nad wszystkim. Już nawet nie wiedziała o czym ma ona myśleć. Ustała nagle, nie wiedziała czemu. Po prostu się zatrzymała i przyglądała się spokojnie ludziom.
- Buu! - podskoczyła całkowicie zaskoczona i zobaczyła przed sobą Aidena.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła wkurzona.
- Oj nie złość się. - ścisnął jej policzki palcami.
- Puść. - rękami odsunęła go od siebie. - Nie mam czasu na twoje gierki, muszę iść po siostrę.
- Już jest w domu, miała małą eskortę. - spojrzała na niego zdziwiona i zaskoczona. - Pomyślałem, że przyda jej się ochrona. - zbliżył się jeszcze bardziej, aż zabrakło jej powietrza.
- Powinnam wracać. - odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Uczyłaś się zaklęć? - kiwnęła głową. - Pewnie z tą czarownicą, ehh..to nic ci nie da. Potrzebny ci ktoś, kto zna bardzo dobrze Diego i jego sztuczki.
- Czyli ciebie. - uśmiechnęła się, tak samo jak on. Przyciągnął ją do siebie trzymając za talię, próbowała się uwolnić, ale trzymał ją mocno i szepnął, by mu zaufała. Gdy przestała się szarpać, poczuli dziwny skurcz. A już po chwili, byli zupełnie gdzieś indziej.
- Gdzie jesteśmy? - spytała i przyglądała się kwiatom, które rosły dookoła. Było jak w jakiejś bajce.
- Nie w Mystic Falls. - szepnął.
- Tyle też wiem. - podeszła do jednego z kwiatów, który otworzył swój pąk, gdy go tylko dotknęła. Dopiero zauważyła stojące kolumny, które wyglądały jak z czasów starożytnych.
- Odtworzyłem twój ogród, to znaczy ogród Hurrem. - gdy się do niego odwróciła dotknęła się z nim nosem. Zatrzymała oddech na chwilę, nie wiedziała czemu, ale czuła dziwne przyciąganie do niego. Już miała odwrócić głowę, ale ją nagle pocałował. Trzymał ją w tali mocno, tak by nie uciekła. Ale ona nawet nie próbowała, była zbyt zaskoczona. Całował pomału i delikatnie, a ona zaczęła oddawać jego pocałunki. Jednak, gdy wsunął w jej usta swój język, to zadziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Odepchnęła go od siebie i walnęła go w twarz.
- Jak mogłeś?! - wrzasnęła, cała się trzęsła ze złości. Nie wierzyła, w jaki sposób mogła się na to zgodzić?
- Przepraszam, spokojnie. Pozwól mi wyjaśnić. - chciał by ona usiadła na ławce obok, ale była zbyt zła. I tylko na niego patrzała spod przy mrużonych oczu.
- Nie użyłem żadnego zaklęcia, żebyś to zrobiła. Kiedyś jako Hurrem byłaś we mnie zakochana.
- Byłam zakochana w Diego, a nie w tobie.
- Tak, ale...wymazał to z twojej pamięci, a potem spotkałaś jego i cię omamił. Przepraszam, miałem ci to powiedzieć wcześniej. Chciałaś tego pocałunku, bo twoja część, to znaczy część Hurrem, która jest w tobie, to ona mnie kocha.
- To istne szaleństwo. - pokręciła głową próbując to zrozumieć. Podszedł do niej blisko, aż za blisko.
- Ja cię nadal kocham. - chciał już ją pocałować, ale go mocno od siebie odsunęła.
- Nie jestem nią. Nie rób tego więcej i zabierz mnie do domu. - nie spojrzała już na niego. Teraz już wiedziała czemu do niego lgnęła. Złapał ją za ręce i już po chwili byli przed domem Salvatore. Dopiero teraz na niego spojrzała. Patrzył na nią tak łagodnym wzrokiem, że zapominała, dlaczego się na niego złościła. Kolejny raz się do niej zbliżył.
- Proszę...zostań ze mną. - szepnął dotykając nosem jej nos. Odsunęła się i zrobiła parę kroków w tył. Nie odwróciła się już. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie. Odetchnęła parę razy, ale po chwili poczuła, że ktoś się jej przygląda. To był Damon, opierał się o framugę wejścia do salonu. Miał zimny wzrok, jakby był na nią zły.
- Coś się stało? - podeszła do niego i chciała go pocałować, ale ją odtrącił. Zrobił krok w tył. - Damon?
- Jakbyś nie wiedziała. - burknął. Domyśliła się, że musiał ją widzieć z Aidenem.
- Do niczego nie doszło i nie dojdzie. - powiedziała, chociaż właściwie to nie było prawdą. Doszło do pocałunku, o którym wolała zapomnieć.
- Właśnie widziałem. Podoba ci się on! Dlatego go ciągle bronisz, a obiecałaś mi!
- Że będę ostrożna i byłam i wcale mi się on nie podoba! Oszalałeś. - złapała go za ręce, jednak on zrobił kolejny krok w tył i wyszedł z domu zostawiając ją samą.
Damon
Zimne wieczorne powietrze owiewało moje ciało. Czułem jak się we mnie wszystko gotuje. Od początku mi ten Aiden się nie podobał. Od pierwszej chwili jak go zobaczyłem. Widziałem jak Luna na niego patrzy, jak go broni. Zacząłem się bać, że ją stracę.
- Taki romantyczny spacer we dwoje. - usłyszałem głos Katherine, która zaraz mnie złapała za rękę. Odtrąciłem ją i przyspieszyłem nie mówiąc ani słowa.
- Ej coś ty taki nie w humorze. Czyżby Luna już miała cię dość?
- Odpuść sobie. - warknąłem na nią nie patrząc.
- Czyli tak. Wiedziałam, że ją wcale nie interesujesz. Nie, to co mnie. - znowu poczułem jej dłoń na swojej. W końcu się odwróciłem. Patrzała na mnie uwodzicielsko i palcami wędrowała od mojej ręki w górę, aż do ust.
- Przecież mnie kochasz, przez tyle lat. Nie daj się prosić. - zbliżyła się, tak że dzieliło nas kilka centymetrów - Damon...przecież wiem, że tego chcesz.
W ostatniej chwili przygwoździłem ją do drzewa i przez chwilę na nią patrzałem w zupełnej ciszy, a ona uśmiechnęła się uwodzicielsko. Znowu chciała mnie pocałować, ale ścisnąłem jej szyje, co ją zupełnie zaskoczyło.
- Nie wiesz czego chcę. Na pewno nie ciebie. I więcej tego nie próbuj, bo inaczej pogadamy.
Zostawiłem ją przy tym drzewie, a sam poszedłem znacznie dalej. Po paru minutach łażenia usiadłem na jakiejś ławce. Spojrzałem w niebo i rozmyślałem nad wszystkim.
Kilka ulic dalej
Brunetka stała i patrzała w dal. Była zła na to, że została odepchnięta. Nie kochała go, ale nie lubiła, jak ktoś ją odtrąca.
- Jak widzę twój plan się nie powiódł. - usłyszała za sobą głos, który poznała od razu. Cała się napięła.
- Mam coś zrobić? - spytała ze strachem co było dziwne jak na nią.
- Nie, jak na razie nie. - ręką złapał jej włosy i przeniósł na jeden bok. Głęboko wciągnął powietrze, aż poczuła to na swojej skórze. Drgnęła, bała się go.
- Wiesz co, niech twój plan się powiedzie. Wtedy Luna nie będzie się już tak opierać.
Odwróciła się, lecz jego już nie było. Wiedziała, że ma za dużą moc. Mógł ją zabić w każdym momencie. Bała się go bardziej niż pierwotnego. Będzie jej trudno wykonać to zadanie, ale wie, że nie ma innego wyjścia.
Ogród Salvatore
Kolejnego dnia Luna siedziała w ogrodzie i patrzyła beznamiętnie w niebo. Od wczorajszej sprzeczki Damon jej unikał. Nie widziała go od tamtego czasu, a to było dla niej za długo. Setki myśli przechodziło jej przez głowę. Usłyszała głosy dochodzące z domu. Powoli weszła do środka i zobaczyła jak Alex wpadła w małą konwersację ze Stefanem i Eleną na temat ich świata, ale nigdzie nie widziała Damona.
- Zebrałaś manatki? - spytała ją siostra kładąc dłonie na biodrach.
- Tak jakby. Przecież my niczego nie potrzebujemy. - tylko to powiedziała i do salonu wpadł Damon.
- Gotowy na wycieczkę? - zagadnął go Stefan wyczuwając napiętą atmosferę, między jego bratem, a Luną.
- Nigdzie się nie wybieram. - powiedział cichym głosem i skierował się na górę.
- Ja z nim pogadam. - pokiwała głową i młodszy z braci poszedł na górę.
Zostały tylko we trójkę. Luna ciężko siadła na sofie, a Alex i Elena obok niej.
- Nie chcę cię bardziej martwić, siostra, ale mi też Aiden się nie podoba. - Luna na nią spojrzała krzywo.
- O co ci chodzi?
- Damon może i jest zazdrosny, ale Aiden... on jest, jest w nim coś takiego. Nie możesz mu ufać, tylko dlatego, że znał Hurrem.
- Tak, ale... - spojrzała na swoje ręce - Hurrem była zakochana też w Aidenie. Dlatego chce z nim przebywać i mu ufam.
- To już naprawdę szaleństwo. - powiedziała Elena.
- A co jeśli, Damon nie będzie chciał już ze mną gadać?
- Będzie, pamiętasz jak było ze mną i Stefanem. Kochałam obu, ale to na Stefanie mi bardziej zależy. Będzie dobrze. - przytuliły się pocieszając tym samym Lunę. Po chwili usłyszały kroki i do salonu weszli bracia. Stefan kiwnął głową na znak, że udało mu się przekonać brata. Damon spojrzał w końcu na Lunę, miał nie przenikniony wzrok. Przez sekundę zdawało jej się, że zauważyła na jego twarzy cień uśmiechu. Ustali w kręgu i złapali się za ręce. Luna była rozkojarzona nie mogła się skupić swoich myśli na powrocie do domu.
Gdzieś ulice miasta
Po kilku sekundach, gdy otworzyli oczy to nie znajdowali się już w domu, ani też w domu Luny tylko pośrodku jakieś ulicy. Rozejrzeli się dookoła w poszukiwaniu jakiś poszlak, gdzie się teraz znajdują.
- No siostra, pomyliłaś się, gdzieś ty nas sprowadziła. Pewnie sama tego nie wiesz...
- Wiem.- przerwała jej, a wszyscy skupili na niej swój wzrok. - Jesteśmy po środku Atlanty. W miejscu gdzie kręcą VD.
- Cudnie, zaraz poznają aktorów. - mruknęła Alex szukając jakieś drogi ucieczki.
- Możemy spotkać, bardzo chętnie. - odpowiedział Damon czym zwrócił na siebie uwagę pozostałych. Zauważył idącą ulicą dziewczynę, gdy na niego spojrzała to jej pomachał. Podeszła do niego jak zaczarowana, od razu widać było, że jest fanką Damona.
- O matko, a myślałam, że was już nie spotkam. Elena i Stefan - spojrzała na nich, lecz potem szybko przerzuciła wzrok na Damona. - Ty jesteś boski, najlepszy ever!! Ugryziesz mnie? Zdjęcie mogę?? - mówiła jak nakręcona i skakała obok Damona jak wariatka. Luna zaczynała być zazdrosna, ale trzymała nerwy na wodze. Natomiast Damon wyglądał na lekkiego w szoku, ale cały czas się do niej uśmiechał szarmancko. Zrobił sobie zdjęcie z fanką, a ona zaczęła piszczeć z radości.
- A gdzie mieszkasz? - nie spodziewanie spytał ją.
- Nie daleko, Besantstreet 34. Jak chcesz to możesz wpaść. - puściła do niego oko.
Poszła drogą do domu ciągle zerkając do tyłu. Wciąż się uśmiechając odwrócił się i napotkał smutne spojrzenie Luny. Wtedy jego uśmiech zgasł i dopiero dotarło do niego co zrobił. Ruszyła przed siebie, minęła Damona nawet na niego nie patrząc. Stefan tylko pokręcił głową , gdy ich spojrzenia się zetknęły i ruszyli za Luną.
- Wiesz dokąd idziemy? - Alex zrównała krok z siostrą .
- Nie. - odpowiedziała krótko, nie wiedziała co ma już robić czy myśleć.Pomyślała jak to musiało wyglądać z Aidenem. Zastanawiała się , czy poczuł dokładnie to samo, co ona teraz. Przeszli nie całe kilka metrów, aż Luna zatrzymała się i odwróciła do pozostałych. Spojrzała na swoje dłonie.
- Ok, może dam radę znów nas przenieść.
- Na pewno twoja moc się zregenerowała? - spojrzała na młodszego z braci.
- Nie wiem, ale nie mamy wyjścia. Nie możemy tu dłużej zostać, bo ktoś nas zauwa...
- Tu jesteście. - usłyszeli głos jakiegoś mężczyzny za sobą. Odwrócili się wszyscy jak na komendę.
- O nie... - cicho szepnęła Luna.
- Reżyser wszędzie cię szuka. - zwrócił się do Damona, a on w szoku nie wiedział co powiedzieć i dał się prowadzić. Szli tak za nim, aż doszli do wejścia na plan serialu.
- Słuchajcie - odezwał się cicho Stefan.
- Musimy stąd znikać, tak wiem. - mruknęła Alex.
- To też, ale nie jestem wampirem. - spojrzały na niego dziwnie. - Moje kły..nie mam ich i nie słyszę niczego z daleka.
Wyszli w końcu na jeden wielki plan, ludzi było pełno jak w mrowisku mrówek. Każdy był zajęty przygotowaniami do nagrywania. Nagle podeszło do nich kilku statystów i pociągnęli Stefana i Elenę w inną stronę co Damona. Alex pobiegła za nimi, a Luna poszła szukać Damona. Musiała uważać na ochroniarzy, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Szła prosto przed siebie i weszła między innych statystów.
- Zabierzcie sprzęt do budynku! - krzyknął do nich mężczyzna w kraciastej czerwonej koszuli. Luna wzięła w dłonie jedną z lamp i weszła za innymi osobami do środka. Gdy przechodziła obok ochroniarzy, była cała spięta. Rękoma ściskała mocniej lampę i wstrzymała oddech. Wypuściła powietrze dopiero jak miała ochroniarzy za sobą.Zostawiła sprzęt i schowała się w rogu, tak by jej nikt nie widział. Jak tylko wszyscy sobie poszli, to wyszła z ukrycia. Widziała jak do tego budynku wciągnęli Damona, teraz musiała go szybko znaleźć. Szła korytarzem prosto, zobaczyła tabliczkę z napisem toalety, więc zawróciła i skręciła w kolejny zakręt. Ujrzała długi korytarz, rozejrzała się czy są jakieś kamery, a gdy je zobaczyła to serce zaczęło jej mocniej bić.
- Skup się, musisz go znaleźć. - przeszła przez korytarz, aż doszła do rozwidlenia.
- No to w lewo, prawo czy prosto? Ehh... - pokręciła głową i skręciła w lewo. Doszła do kolejnego skrętu i tym razem skręciła w prawo, ale gdy tylko to zrobiła to zauważyła trzech mężczyzn idących ku niej. Szybko się wycofała i zaczęła szukać jakiś otwartych drzwi. Kilka było zamkniętych przez co traciła nadzieję. W końcu znalazła jedyne otwarte drzwi, szybko weszła i je zamknęła. Miała nadzieję, że jej nie zauważyli. Usłyszała głosy i kroki, które przybierały na sile. Jej serce biło zdecydowanie za szybko. Po kilku sekundach było słychać jak głosy cichnął. Oparła głowę o drzwi i głęboko odetchnęła.
- Hej? - usłyszała za sobą i się z uśmiechem odwróciła.
- Damon. O matko wszędzie Cię szukam. - pocałowała co mocno - Przepraszam, naprawdę przepraszam.
- Ale... - nim coś powiedział, drzwi się otworzyły i wpadł do środka mężczyzna podobny do tego co stoi w pokoju.
- Ian? - spytała, a mężczyźni na siebie patrzyli w ciszy, całkowicie się nie ruszając.
- Ułatwię ci to Luno. - powiedział prawdziwy Damon, który wpadł przed chwilą do pomieszczenia.
- Damon, myślałam, że to ty. - podeszła do niego.
- Nie wiem jak mogłaś się pomylić. Jestem dużo seksowniejszy od tej marnej podróby. - teraz miała pewność który to który.
- Ktoś może mi wyjaśnić, o co tu chodzi? - usłyszeli głos Iana i na niego spojrzeli.
- Damon nie jesteś wampirem. - uprzedziła ukochanego, który się już szykował do hipnozy. Luna podeszła do Iana i zerknęła kątem oka na Damona.
- Jakimś cudem trafiłam do VD, a to prawdziwy Damon. Jestem czarownicą i ściga mnie jakiś Diego. - skończyła, a Ian po chwili ciszy zaczął się śmiać.
- No dobra, to bardzo dobry żart. - zaklaskał i w tym momencie wpadła Elena ze Stefanem.
- Musimy stąd spadać i to szybko, wow... - uciął Stefan patrząc na Iana i Damona jak na duchy i do środka wpadła zdyszana Alex.
- Siostra naprawdę mamy kłopoty... - urwała i się przyglądała sobowtórom tak jak pozostali - idą tu ochroniarze. Elena natknęła się na Ninę i Josepha. Musiałam interweniować i Joseph dostał w głowę.
- Jego też powinniśmy uderzyć. - Damon zaczął do podchodzić do Iana.
- Ochrona zaraz was wyprowadzi. - odpowiedział mu Ian groźnie. Luna zatrzymała Damona w ostatnim momencie i pokręciła głową. Dała mu znak głową, że ona to załatwi.
- Posłuchaj Ian. - pociągnęła go w stronę biurka. - my tylko jesteśmy tu przejazdem i zaraz nas nie będzie.
Gdy skończyła mówić, popchnęła Iana na krzesło. Cicho wymawiała zaklęcie, a Ian zaczął zamykać oczy. Po kilku sekundach zasnął.
- Moja dziewczyna. - powiedział z uśmiechem Damon. - Dlaczego my nie jesteśmy wampirami, a ty masz moce?
Luna wzruszyła ramionami, a Alex pociągnęła ich w stronę wyjścia. Mieli coraz mniej czasu, by wyjść stąd nie zauważonymi. Luna po drodze używała nie wielkiej ilości magii do rozproszenia osób. Chciała już stąd wyjść. Zabawne kiedyś oddałaby życie, żeby tu asystować, a teraz chce znikać. Wyszli mijając ochronę i osoby pracujące. Wybiegli na zewnątrz budynku, biegli w stronę lasu. Minęli jeden z kamperów i wręcz wpadli, na nikogo innego jak na Nataniela Buzolica.
- Nie powinniście czasem być na planie? - zagadnął ich, gdy ich zauważył.
- Mamy przerwę. - odpowiedziała natychmiast Elena.
- To fajnie, chcecie coś zjeść? Właśnie się wybieram. - mówił trzymając telefon w ręce.
- Nie nie, musimy coś załatwić. To moje kuzynki Alex i Luna - powiedział Stefan.
- Hej, miło poznać. - zagadnął do dziewczyn. Alex zmiękły kolana, było widać jak on na nią działa. Ruszyli dalej w stronę lasu, gdy Nataniel się oddalił.
- Jakoś przy Kolu tak nie masz. - powiedziała szeptem Luna i zaczęła chichotać.
- Cicho bądź. - burknęła jej w odpowiedzi. Złapali się za ręce i Luna ponownie wymawiała zaklęcie przenoszące, modląc się w nadziei by starczyło jej na to mocy.
W budynku Ian właśnie się przebudził, rozejrzał się dookoła. Pomyślał o dziewczynie, która go pocałowała i o swoim sobowtórze. Jednak po chwili namysłu doszedł, że to musiał być tylko sen. Za nim wyszedł ze swojej garderoby, to ktoś zapukał. Po chwili wszedł Kevin Williamson.
- Tak wiem, że powinienem już być na planie...
- Przecież byłeś i byłeś niesamowity. Naprawdę stu procentowy Damon, przeszedłeś sam siebie. Gratulacje. - Kevin skończył mówić i uścisnęli ręce. Ian został sam w pokoju, nie mogąc uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Wyszedł z bijąc się z myślami, aż doszedł na główny plan, gdzie stał Paul i nie daleko Nina. Byli zanurzeni w dyskusji.
- Hej, wiecie co miałem... - zaczął Ian, gdy do nich podszedł.
- Dziwny sen z sobowtórami? - spytała Nina, spoglądając na Paula. Ten tylko przytaknął głową.
- Nie możliwe, że we trójkę to śniliśmy. - mówił Ian przystępując z nogi na nogę.
- We czwórkę, bo jeszcze Joseph. - dodał Paul i usłyszeli Nataniela, który się do nich zbliżał.
- I jak tam twoje kuzynki? - spytał Paula, a ten na niego dziwnie patrzał. - No Alex i Luna.
Paul pokręcił głową, kompletnie nie rozumiejąc tego, o co się pyta przyjaciel. Ian stał zamyślony w ciszy przez chwilę, zastanawiając się nad wszystkim. Usłyszał imię Luna z ust swojego sobowtóra. Jednak chciał myśleć, że to tylko sen. Pokręcił głową i zaczął się przygotowywać do kolejnej sceny.
Na ulicy przed domem
Znaleźli się przed domem. Luna od razu go poznała, serce jej zabiło dwa razy mocniej. Spojrzała na Alex, która się do niej uśmiechnęła. Wskazała głową na park nie daleko i szepnęła coś do Eleny i Stefana. Po chwili odeszli zostawiając ich samych. Spojrzeli znów na siebie od dłuższej chwili. Nie wiedziała co ma zrobić. Patrzał na nią nie przeniknionym wzrokiem, całkowicie chowając swoje uczucia. Ruszyła ulicą umiejąc nadzieję, że pójdzie za nią. Bała się, że nie chce więcej z nią rozmawiać. Jednak już po chwili poczuła jego obok siebie. Zrównał z nią krok.
- Damon, nie chciałam całować Iana to był...
- Wypadek, wiem i rozumiem. I przepraszam za tamtą dziewczynę. - przerwał jej, ale nie powiedział nic więcej.
- Kocham cię baranie - zatrzymała się i złapała go za ręce. - Aiden nie jest dla mnie nikim ważnym.
- Jednak widzę jak na niego patrzysz. - unikał jej wzroku.
- To ciebie kocham, nie ważne co się stanie. Jesteś tylko ty. Nigdy nikogo nie kochałam, a mam już dwadzieścia lat. To dla ciebie moje serce bije, to z tobą chce spędzać czas. To z tobą chcę dzielić radości i smutki. Proszę, zaufaj mi. - w jej oczach czaiły się łzy, jednak szybko je odgoniła. Nie chciała by to wyglądało, że bierze go na litość. Chwilę stał nic nie mówiąc i patrząc w jej oczy, ścisnął ręce i pokręcił głową.
- Damon? - bała się coraz bardziej, miała wrażenie, że jej serce słychać na drugim końcu miasta. Przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. To nie był zwykły pocałunek, tylko żarliwy i bardzo namiętny. Czuła się naprawdę najszczęśliwszą osobą. Uśmiechali się szeroko jak się od siebie oderwali i ruszyli przytuleni w stronę domu, gdzie na nich czekali pozostali.
- Nom to teraz czas, żebyście poznali naszych rodziców. - powiedziała Alex, gdy do nich podeszli. - A ty się módl, żeby tatuś cię polubił. - zwróciła się do Damona, który przełknął ślinę. Mocno złapał Lunę za rękę i ruszyli w stronę drzwi.
- Nie trzęś się tak, tata jest fajny. - Luna zaczęła się śmiać z reakcji ukochanego. Zapukali do domu i chwilę czekali. Jednak im nikt nie otworzył. Znowu zapukali. Nic. Cisza.
- Może ich nie ma. - Elena rozglądała się dookoła.
- Nie możliwe, mama na pewno jest w domu o tej porze, a tata... - Luna nie skończyła mówić, pchnęła mocniej drzwi, aż się otworzyły. Cały czas były otwarte. Siostry wymieniły ze sobą spojrzenia i rzuciły się w głąb domu.
- Mamo?! Tato?! - krzyczały rozglądając się po pomieszczeniach. Każdy pokój był zdemolowany, szyby wybite, książki i inne rzeczy z półek leżały na podłogach. Firanki porwane od pazurów, a telewizor rozbity leżał po środku salonu. Wszystko wyglądało jak z horroru, szybkimi krokami weszły na górę. Luna podbiegła do leżącej na ziemi matki, wzięła jej głowę na kolana. Alex zrobiła to samo z ojcem. Próbowały ich wybudzić, ale nie mogły. Nie wyczuły pulsu. Po policzkach Luny spływały łzy, a jej ręce trzęsły się. Wymawiała zaklęcia, które znała do uleczania, ale nic nie pomagało. Luna nie poddawała się wymawiała zaklęcia dalej.
- Kurwa! - zaklęła z braku sił. Jej łzy skapywały na matczyne policzki i usta. Wzięła głęboki oddech i zaczęła resuscytację, 30 uciśnięć i 2 wdechy. Robiła to przez parę minut, bez rezultatu. Nie mogła się poddać. Musiała im przywrócić życie. Alex w końcu wstała i próbowała odciągnął Lunę, jednak ta ją odtrąciła. Wytarła nos i wróciła do tego co robiła. To nie mogła być prawda, nie może ich stracić. Damon patrzał na nią z bólem wypisanym na twarzy. Wiedział co to znaczy, stracić kogoś bliskiego, a widząc Lunę w takim stanie to mu sprawiało ból. Dostrzegł jej determinację i wolę walki. Podszedł do niej wolnym krokiem i oderwał od matki. Wyrywała się, jednak on ją przytulił. Łzy kapały na jego koszulę i robiły coraz większą plamę. Ugryzła go i pobiegła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi. Chciała być sama, kompletnie sama...
piątek, 14 sierpnia 2015
Rozdział 13 part 1
Hej, oto kolejny rozdział. Do spisu tego bloga dodałam postać Alex i Diega.
Troszkę krótszy, ale coś jest. :) Miłego czytania.
``````````````````````````````````
Salon Salvatore
Ten dzień był nieco chłodniejszy od pozostałych. Powoli kończyło się lato. Luna siedziała w salonie razem z Eleną i braćmi Salvatore. Powiedziała im całą prawdę o spotkaniach z Aidenem, o wizjach, ale nie wspominała ani słowem o dziwnej sytuacji z szafą. Nie chciała jeszcze bardziej niepokoić Damona, który już teraz był nieco na nią zły za ukrywanie prawdy.
- Jeśli wierzyć w to co mówi Aiden, to jesteś kolejnym wcieleniem, ale dlaczego z nami walczył? - zaczęła Elena patrząc na pozostałych.
- Nie wiem, chyba sądził, że jesteście źli i mi zagrażacie, albo, że... pojęcia nie mam. - Luna była wyraźnie zagubiona w tym. Stefan zerknął ukradkiem na brata i skierował swoje słowa do Luny.
- Mówił , że chce klejnot Nilu czyli ciebie. Po co?
- Nie mówił.
- Nie można mu ufać. - nagle usłyszeli głos Damona, który od kilku minut milczał z wzorkiem wbitym w jeden punkt. Luna czuła w nim rosnące napięcie, bała się, że nie chce jej znać. Nagle spojrzał na nią przeszywając wzorkiem.
- Nie spotkasz się z nim już.
- Ale...
- Żadnego ale, nie spotkasz i już. - nie dał jej dojść do słowa i szybko wyszedł z pokoju zostawiając ich. Wiedziała, że powinna mu o tym powiedzieć.
- Spokojnie będzie dobrze. - brunetka próbowała ją pocieszyć. - a co z tymi wizjami, masz je jeszcze?
- Nie, to znaczy czasem, ale od wczoraj nie.
- Na wszelki wypadek, nie chodź sama. - w Stefanie obudził się troskliwy brat.
- Mam moc Stef, dam sobie radę. - uśmiechnęła się i weszła na górę. Otworzyła pomału drzwi sypialni, ale nie zastała tam jego.Firanka w oknie machała się w rytm wiatru. Wszedł na dach, pomyślała i już chwilę później wchodziła na dach. Ostrożnie stąpała, robiła małe kroki. Nagle jej noga się obsunęła, nim spadła w dół, Damon ją złapał w pasie i tak obejmując uniósł ją i usadził bezpiecznie na dachu. Usiadł obok niej i razem spoglądali w przestrzeń. Słońce przyjemnie grzało, jednak nie było za gorąco.
- Wiem, że jesteś na mnie zły. - zaczęła nie spoglądając na niego.
- Nie jestem. -spojrzeli na siebie w tym samym momencie i przewrócił oczami - ok jestem, masz się z nim nie zadawać.
- On może coś więcej wiedzieć o mnie, a te wizje, raczej same nie zniknął. Damon, proszę. - chwyciła go za rękę.
- On mi się nie podoba.
- Czy ty jesteś zazdrosny?
- O niego? W życiu. Nie o to chodzi.
- Ty naprawdę jesteś zazdrosny. - zaśmiała się, spojrzał na nią z posępną miną, po czym tylko pokręcił głową.
- Obiecaj, że będziesz ostrożna. - miał bardzo poważny wzrok.
- Obiecuje. - pocałowała go delikatnie i mocno przytuliła. Damon czuł od samego początku, że coś jest nie tak z Aidenem, że coś ukrywa.
Ogród za domem Eleny
Cisza się roznosiła po całym ogrodzie. Elena razem ze Stefanem poszli do niej, żeby nie słyszeć ewentualnej kłótni Damona z Luną. Siedzieli na schodach i czekali, aż Caroline i Tyler przyjdą. Chcieli im powiedzieć to czego się dowiedzieli.
- Dobrze, że stamtąd poszliśmy. - na słowa Eleny, Stefan wybuchnął śmiechem. Znał brata na tyle dobrze, że czuł jego złość z oddali. Tylko, że przy Lunie on się zaczął zmieniać i bardziej starać. Nagle usłyszeli dźwięk otwieranej furtki, a już po chwili do ogrodu weszła blondynka, a za nią Tyler.
- To co jest takiego ważnego, biorą ślub? - Tyler nie mógł się powstrzymać przed żartowaniem ze zmiany Damona.
- Jeszcze nie. - odpowiedział Stef i przybili żółwika, na co dziewczyny przekręciły oczami. Chwilę później zaczęli już rozmawiać całkiem poważnie. Z każdą chwilą chęć na żarty znikała. Nie wiedzieli co mają zrobić.
- Trzeba przyznać, że odkąd Luna się tu znalazła to przestał nas atakować. - Ty mówił zamyślony.
- Może myślał, że my ją no wiecie, zabiliśmy czy coś. - szepnęła blondynka poprawiając włosy.
- Nie mam pojęcia. Luna mówiła, że on powie jej więcej, ale kiedy... - wzruszył ramionami Stefan.
- Dobra, tak naprawdę nie wiemy nic, oprócz wizji i wcieleń. - zaczęła blondynka wstając ze schodów. - dopóki Aiden niczego nie powie to jesteśmy w dupie, więc panowie wybaczą, ale my się będziemy przygotowywać na bal.
Nie czekając na żadne protesty, zaciągnęła Elenę na górę, gdzie zaczęły przygotowania na bal.
Sypialnia Damona
Luna szykowała się w pokoju. Specjalnie nałożyła na siebie koronkową czerwoną bieliznę. Stała przed lustrem i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Usłyszała za sobą gwizd, a potem ujrzała w odbiciu lustra jak Damon ją obejmuje.
- Cudnie wyglądasz, brakuje tylko jednej rzeczy. - zmarszczyła brwi, a już po chwili ukochany nałożył na jej szyje naszyjnik z niebieskim oczkiem, który dostała przed ostatnim balem.
- Nie ucieknij mi teraz. - szepnął ze strachem w oczach.
Nie mogła się oprzeć i musnęła jego usta swoimi. Ubrala sukienkę czując na sobie jego wzrok. Wystawił swoje ramie, które objęła, ale nie ruszyli. Spojrzała na niego pytająco, a on ją wziął na ręce i tak ją zabrał do samochodu. Zapiął pasy i już po chwili jechali. Alex zabrała się ze Stefanem i Eleną, którzy pojechali trochę wcześniej.
W samochodzie panowała kompletna cisza. Damon całkowicie był skupiony na prowadzeniu auta, miał włączony instynkt ochronny. Luna oparła głowę tak by móc mu się przyglądać wygodnie.
- Mam coś na twarzy? - spytał ją czując jej wzrok na sobie.
- O czym myślisz?
- O tym, żeby nikt na nas nie zapolował. - rzucił okiem w lusterko wsteczne.
- O Adiena nie musisz się martwić. - powiedziała bez myślenia. Teraz Damon trzymał kierownicę mocniej. Jego wzrok zrobił się twardszy, a jego ciało wyraźnie się napięło.
- Przepraszam, tak wiem co myślisz o nim. Obiecałam i dotrzymam obietnicy. - spojrzał na nią już łagodniejszym wzrokiem. Pocałowała go lekko.
- Uważaj na drogę lepiej. -- usiadła znów na swoje miejsce.
Po kilku minutach weszli do sali. Po raz pierwszy była na balu w szkole MHS. Damon najpierw zabrał ją do budynku i oprowadzał, a ona mówiła o niektórych fragmentach serialu. Cieszyła się jak małe dziecko mogąc zobaczyć te wszystkie miejsca. Mimo, że była w tym mieście już tyle czasu to dalej ją to wszystko ciekawiło.Weszli boczną stroną do sali. Muzyka głośno pobrzmiewała im w uszach. Rozejrzała się po sali i zobaczyła kątem oka Elenę ze Stefanem. Damon pokazał na drugą część sali gdzie bawił się wilczek z barbie. Jednak nigdzie nie mogła dostrzec swojej siostry.
Alex
Miałam na sobie białą sukienkę z czarnymi wzorami. Przyjechałam z Eleną i Stefanem, którzy się uparli, że chcą mnie zabrać ze sobą. Chciałam jechać z nowo poznanymi przyjaciółkami, ale bali się mnie puścić bez obstawy osoby nadprzyrodzonej. Od kiedy pojawił się Aiden to rzadko co chodzę sama, ok właściwie jestem tu jak on już tu był. Ale odkąd dowiedzieli się o wizjach itp to zaczęli mnie chronić na masakrę. Miałam tańczyć blisko Eleny, ale nie chciałam. Nie lubię się podporządkowywać. Chcę być wolna i robić co chce. Polubiłam Damona jest odpowiedni dla mojej siostry. Leciały nawet fajne kawałki, czułam muzykę, każdą cząstką ciała. Zauważyłam moją siostrę, która się rozglądała. Szybko wtopiłam się w tłum. Nie chciałam by mnie znalazła. Od razu by kazała mi się pilnować i takie tam. Przecisnęłam się między ludźmi, aż doszłam do ponczu. Chwyciłam szklankę i w tym samym czasie ktoś inny ją złapał. Podniosłam głowę i zobaczyłam tego samego chłopaka o ciemnych oczach co na ulicy.
- Przepraszam - puścił szklankę.
- Bierz ją, nie będę z niej pić. - mruknęłam i wzięłam inną, a on mi nalał ponczu. Odstawiłam szklankę, nawt nie pijąc nic. Odwróciłam się tyłem do niego.
- Przecież nie otrułem tego.- ustał obok mnie.
- Kłóciłeś się z Aidenem. - powiedziałam mrużąc oczy.
- Nie można mu ufać. - nagle zrobił się całkiem poważny.
- A tobie niby tak? - przejechałam wzorkiem po nim i weszłam w tłum. Zaczęłam tańczyć z jakimś chłopakiem, nagle poczułam jak ktoś mnie przyciągnął do siebie. Zobaczyłam go po raz kolejny tego wieczoru. Miał boski uśmiech, pokręciłam głową odganiając głupie myśli.
- Zapomniałem się przedstawić, jestem Diego.
- Nie chce rozmawiać o tobie. - burknęłam.
- Dobrze. - zaśmiał się i przyciągnął bliżej siebie. Chciałam go odsunąć od siebie, ale mi to uniemożliwił.
- Zatańcz ze mną chwilę. - nie ufałam mu, ale nie wiedząc czemu się zgodziłam. Nie odrywał ode mnie wzroku. Czułam się przy nim dziwnie. Zauważyłam na jego ramieniu tatuaż. Chciałam o niego spytać, ale gdy spojrzałam na niego, wiedziałam, że coś jest nie tak. Patrzył pustym wzrokiem w tłum. Spojrzałam tam, ale nic nie zauważyłam i znowu na niego spojrzałam, a on na mnie.
- Muszę iść. - puścił mnie i zrobił krok w tył. - uważaj na siebie.
Zaraz potem zniknął, a ja nie wiedziałam co o tym myśleć. Przepchałam się przez tłum, aż doszłam do toalety, gdzie spotkałam przyjaciółki.
Luna
Tańczyłam od jakiegoś czasu z Damonem na parkiecie, który pokazywał mi różne triki taneczne. Patrząc na niego mogłam się zapaść pod ziemie ze swoimi umiejętnościami. Jednak Damon stale mnie przekonywał, że nie jest źle. Zrobił ten sam trik ze mną, co w odcinku z Eleną. Pochylił mnie do tyłu.
- Jej...
- Twoje jej jest cudowne. -zaśmiał się z tego. Bo to było głupie stwierdzenie.
Zaczęliśmy tańczyć do kolejnej piosenki. Cały wystrój sali jaki przygotowaliśmy, był idealny. Nagle poczułam szarpnięcie i wylądowałam w ramionach Aidena.
- Odbijany. - powiedział i poprowadził mnie dalej w głąb sali. Widziałam, że Damon się wścieka, ale nakazałam mi miną, by się nie martwił.
- Twój chłopak jest niezwykle zazdrosny i się wcale nie dziwie. - zrobił słodkie oczy, jakby próbował mnie poderwać. Zbliżył swoją twarz do mojej, a ja speszona odwróciłam wzrok. Czułam jego oddech na swojej skórze. Wdychał mój zapach, czułam jego kciuk na plecach, który delikatnie masował moje plecy.
- Miałam albo sen albo to była prawda - spojrzałam na niego - ciemność w szafie chciała mnie wciągnąć.
- To niestety była prawda. - spojrzałam przerażona.
- Ale potem nie było nic, żadnego śluzu.
- On chce ciebie.
- Kto? - przestaliśmy tańczyć.
- Ciemność i mężczyzna nim władający, Diego. Chcą cię przeciągnąć na swoją stronę. Nie możesz mu ufać.
- Nie wiem kim jest.
- Chodź. - rozejrzałam się dookoła, ale złapałam go za rękę i dałam się mu prowadzić.
Wyszliśmy na korytarz szkolny, puściłam jego rękę. Aiden zajrzał do jakiejś sali, a ja zrobiłam krok do przodu.
- Po co my tu...Aiden? - odwróciłam się, ale go nie było. Usłyszałam szelest w sali. Pewnie tam wszedł. Powoli skierowałam się w tamtą stronę. Uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Jednak jego tam nie było. Drzwi nagle trzasnęły, aż podskoczyłam. Podbiegłam do nich szybko.
- Zamknięte, cholera! - na szafie z tyłu sali wytworzył się czarny wir. Nie wiedziałam co się dzieje. Patrzyłam jak zahipnotyzowana, jednak zrobiłam parę kroków w tył jak zobaczyłam, wychodzącego z wiru czarnego stwora z którego skapywała duża ilość szlamu i śluzu.
- Aiden! - moje serce biło jak oszalałe.
- Ok dam radę. - wyciągnęłam ręce przed siebie i się skupiłam by zebrać swoją moc. Stwór dalej szedł w moją stronę. Używając zaklęć rzucałam w niego wszystkim co mam w zasięgu wzorku. Jednak wszystkie przedmioty zostały przez niego pochłonięte. Kończyły mi się już pomysły na zaklęcia. Jedna z wielkich długich macek złapała mnie za kostkę, próbowałam się wyrwać jednak na marne.
Ciągnęła mnie to tego stwora, który szedł w stronę wiru. Rzucałam w nim zaklęciami, jednak one odbijały się od niego. Moja noga zatapiała się w tym dziwnym wirze, czułam zimno przeszywające moją skórę. Kopałam bez skutecznie, myślałam, że zaraz mnie wir wciągnie, jednak nagle nastał huk i do sali wszedł Damon razem z Bonnie, która od razu zaczęła wymawiać zaklęcia. Damon szybko znalazł się obok mnie i ciągnął w swoją stronę. Taka walka trwała parę minut. Potwór zorientował się, że coś jest nie tak i znów wyszedł z wiru. W tym samym momencie udało się mi uwolnić od tej macki. Stwór zawył przeraźliwie, aż szyby pękły.Damon mnie osłonił przed kawałkami szkła. I używając swojej prędkości i magii Bonnie oraz mojej wepchneliśmy go do wiru.
- Damon! - zanurzył się w czarnym wirze tak, że było widać tylko jego nogę. Nie mogłam go stracić. Rzuciłam się w jego stronę i pomyślałam o tym, że chce go wyciągnąć. Z mojej ręki wystrzeliła jakaś złota poświata. Błysnęło białe światło, które nas oślepiło. Gdy je otworzyłam zobaczyłam, że wiru już nie ma, a Damon siedzi na podłodze.
- To było niezłe. - uśmiechnął się do niej.
- Ale czemu wcześniej moja magia nie zadziałała? - stałam jak słup patrząc na puste miejsce, gdzie wcześniej znajdował się wir.
- Bo musiałaś mieć ważniejszy powód od siebie. - usłyszałam śmiech w głosie Bonnie, która patrzała to na mnie to na Damona. Wyszliśmy na korytarz i od razu zobaczyłam idącego Aidena. Miał liczne rany na ciele i cały był w czarnym śluzie. Podbiegłam natychmiast do niego.
- W porządku? - nie wiem czemu, ale bałam się o niego.
- Tak, tak... - nie skończył mówić, gdyż Damon przyparł go do ściany.
- Jej się mogło coś stać!! Gdzie ty byłeś?! - szarpał nim jak nakręcony. Nie sądziłam, że zobaczę Damona jeszcze w takim stanie.
- Damon dość! - próbowałam go odsunąć od Aidena, aż w końcu dał mi to zrobić.
- Chciałem jej pomóc. To nadle. - spojrzeliśmy na niego dziwnie, o czym on mówi. - Nadle to ten stwór, inaczej ciemność. Służy takiemu jednemu, którego znałaś kiedyś - spojrzał na mnie, odwrócił się i szedł w kierunku wyjścia, ale Damon go pociągnął, aż upadł na ziemie.
- Nie tak prędko, najpierw powiesz nam co wiesz.
- To zrobię kolejnego dnia. - Aiden wstał i wciąż patrzył na Damona.
- Nie wywiniesz się. Myślisz, że tak łatwo dasz nogę.
- Nie, myślę, że Lunie przyda się odpoczynek. - zerknął na mnie.- Dopiero co o mało nie została zabita, a ty chcesz, żeby słuchała o swojej przeszłości i niebezpieczeństwie. Co z ciebie za facet? - czułam jak Damon już się szykuje do walki. Złapałam go za ramię nim zdążył to zrobić. Spojrzał na mnie i już wiedziałam, że podjął decyzje o powrocie. W tym czasie Aiden, jak to on, zniknął nie zauważony.
Za budynkiem szkoły
Było już dość ciemno, zimne powietrze wiało. Mężczyzna szybkim krokiem szedł w kierunku drugiego. Wyciągnął rękę i rzucił w niego zaklęcie. Brunet padł na ziemie, a blondyn miał posępną minę.
- Aiden. - warknął brunet.
- Spróbuj się chociaż do nich zbliżyć, Diego. - blondyn mówiąc to się do niego zbliżył.
- Zobaczysz, dowiedzą się prawdy. - na te słowa blondyn się zaśmiał.
- Ciekawe jakiej prawdy. Powiem im prawdę, ty jesteś złem i nie próbuj nawet się do nich zbliżać, ostrzegam, będzie źle.
Diego już nie wytrzymał i rzucił w niego zaklęcie. Jednak Aiden użył jednego zaklęcia, które przeniosło bruneta gdzieś daleko. Pokręcił głową i wszedł znowu do budynku.
Dom Salvatore
Kolejnego dnia Luna wychodząc się przejść spotkała Aidena, który tak jak obiecał powiedzieć im o poprzednim wcieleniu Luny. Weszli wszyscy do salonu, Damon od momentu jak go zobaczył to miał minę jakby chciał go zabić na miejscu.
- Ok, może opowiem to od początku. Hurrem poznała czarownika, z którym się zaprzyjaźniła, ale okazał się być tym złym. Chciał wykorzystać jej moc, przeciągnąć na złą stronę i podbić świat.
- A kto ją uwięził ojciec? Faraon?
- Nie, to był ten czarownik, zabił ojca Hurrem, ale nikt o tym nie wiedział. Wszystkie podejrzenia rzucił na jej sługę Nelopisa. Jej brat umarł, to też jego sprawka. Do tronu została tylko ona, pobrali się, a później dowiedziała się o wszystkim. Zamknął ją i używając magii próbował wymazać jej to z głowy. Hurrem była bardzo sprytna udała, że zapomniała. Walczyła u jego boku, mordowała i zbierała moc by go zabić. Jednak czarna magia wsysała ją powoli.
- Jak zginęła? - spytał Damon, ściskając jej rękę.
- W ostatecznej walce z nim, z Diegiem. Próbowałem pomóc Hurrem jednak miałem słabszą moc od niego i zawiodłem. Przepraszam...
- To nie twoja wina. - szepnęła Luna.
- Musisz uważać na Diega, wszyscy musicie. Będzie próbował wam wmówić, że jest dobry. Jednak to jest zwykłe kłamstwo.
Alex patrzała i słuchała tego co mówi Aiden i myślała o Diegu. Jak to możliwe, że jest, aż tak zły i perfidny. Musi nauczyć się walczyć. Gdy Aiden wyszedł z domu to Alex zaciągnęła siostrę na bok.
- Chcę się nauczyć walczyć.
- Alex..
- Przestań mówić, że jestem za młoda. - chwile patrzyły sobie intensywnie w oczy.
- Dobrze. Zabiorę cię do Alaricka. ale to potem...
- Co?
- A co powiesz, na wizytę w domu? - obie się uśmiechnęły porozumiewawczo.
Weszły z powrotem do salonu. Luna spojrzała na Damona i pozostałych i chrząknęła , czym zwróciła uwagę wszystkich zebranych w salonie.
- Wiem, że teraz jest pełno niebezpieczeństwa, ale co powiecie na to by - spojrzała na siostrę i złapały się na ręce - zobaczyć nasz świat, dom i zobaczyć serial?
niedziela, 26 lipca 2015
Rozdział 12
Witajcie kolejny rozdział przed wami. Trochę mi czasu zajęło napisanie go, ale w końcu jest, Ludzie mam prośbę, jeśli komuś się nie podoba, to w jaki sposób piszę albo kontynuuje opowiadanie, to niech nie czyta tego po prostu. Mam nadzieje, że mi weny nie zabraknie. No to co, miłego czytania ;) Kolejny pojawi się w ciągu dwóch tygodni albo szybciej. Czuje, że ten rozdział mi nie wyszedł, może nie w całości, ale czuje jakbym zrobiła coś, nie wiem jak to ująć. Mam nadzieję, że się chociaż wam podoba. Następny rozdział, chce zrobić bardziej nie przewidywalny i taki, żeby się dużo działo. Nie wiem czy mi się uda, ale spróbuje.
``````````````````````````````````````
Luna
Obudziłam się i spojrzałam na Damona, nie spał i się mi przyglądał w skupieniu. Czułam ciepło i bezpieczeństwo to co w tej chwili potrzebowałam. Damon ten co poznałam na początku, a ten co jest teraz ze mną, to dwie różne osoby. Zmienił się, to znaczy zaczął mi ufać, a ja jemu. Od nowa, nie chcę, żeby to się skończyło, boje się, że jednak tak się stanie.
- Dzień dobry, królewno - powiedział bawiąc się moimi włosami.
- Dzień dobry. - musnęłam jego usta delikatnie, aż poczułam łaskotanie w brzuchu.
- Najlepszy pocałunek w moim życiu - zaśmiałam się i usiadłam na nim okrakiem, zbliżyłam swoją twarz do niego.
- Chyba nie życiu, trochę się postaraj, a sprawię, że będą jeszcze lepsze. - ugryzłam jego wargę, poczułam jego dreszcze i przyspieszony oddech. W wampirzym tempie obrócił nas tak, że leżałam pod nim.
- To muszę się bardziej starać - mówiąc to zaczął całować moją szyję, aż zaczęłam mruczeć.
- Stefan?
- W szkole. - odpowiedział między pocałunkami mrucząc, powoli podnosił moją bluzkę, a ja go lekko odepchnęłam.
- Prze...
- Nie przepraszaj, chcę tego bardzo, teraz, ale... chcesz żebym też czerpała z tego pełną przyjemność? - pokiwał głową - To daj mi coś zjeść. - popatrzył na mnie, a chwilę potem się zaśmiał.
- Zapomniałem wybacz. - powiedział skruszony - Zaraz wyjdzie, że tylko o jednym myślę.
- Bo tak jest. - zrobił minę jakby chciał mnie zjeść, na co się jeszcze bardziej roześmiałam.
Rozmawialiśmy tak w kuchni, całkowicie zapominając o wszystkim innym. Przy nikim nie czułam się jak przy nim, on jest wyjątkowy. Czasami wciąż nie mogę uwierzyć, że tu trafiłam i jestem ze swoim ulubionym wampirem, który usiłował pokroić pomidora jak szef kuchni, ale zamiast tego pryskał sokiem na wszystkie strony. Próbowałam zdusić śmiech jednak mi to nie wychodziło, a ukochany patrzy na mnie z morderczą miną, drugi raz dziś, więc lepiej będę ostrożna przy nim, bo jeszcze się na mnie rzuci. Upiłam łyk kawy skupiając wzrok na leżącej obok gazecie, a potem znów na niego spojrzałam.
- Muszę iść. - zrobił minę smutnego psiaczka, co łamało mi serce - no przecież wrócę...kiedyś. - wystawiłam mu język.
- Mam nadzieję, jak nie to sam cię znajdę i przyciągnę tutaj. - pocałował mnie mocno na pożegnanie. Wyszłam i powoli szłam ulicą, znowu poczułam to ukłucie w głowie. Chyba się do tego nigdy nie przyzwyczaję, usiadłam obok pobliskiego drzewa i czekałam, aż znowu zemdleje. Jednak tak się nie stało, ukucie przeszło, ale postanowiłam trochę odpocząć.
- Wasza Wysokość - dobiegł mnie czyjś głos po prawej stronie , obróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Nelopisa, tylko miał na sobie jakiś kożuch. Jest ponad 28 stopni, a on ma na sobie kożuch, pokręciłam głową i wstałam, a on natychmiast się ukłonił.
- Nelopisie co się stało? - spytałam podchodząc , a on zaczął się rozmazywać.
- Uważaj na siebie...ojciec...armia się zbliża...chce ciebie zabić... - słyszałam tylko jego pojedyncze urywane słowa, nie miało to sensu.
Zniknął zostawiając mnie samą z różnymi myślami. Z tego zrozumiałam, że ojciec - faraon mnie ściga swoją armią, ale dalej nie rozumiem dlaczego, z jakiego powodu, on miałby mnie zabić. Znaczy nie mnie, a Rosalie. Zobaczyłam na drzewie coś błyszczącego, powoli do niego podeszłam i zobaczyłam wiszącą na nim tabliczkę przedstawiającą bogów. To nie ma sensu, czemu to jest tutaj na tym drzewie, obróciłam się i zerknęłam na przechodniów i znowu na tą tabliczkę. Dotknęłam jej łapiąc głębsze oddechy, zaświeciła się tak jasnym światłem, że nie widziałam zupełnie nic. Trwało to kilka sekund i przestało, wciąż patrzyłam na tabliczkę i się odsunęłam.
- Hurren słyszysz mnie? - dobiegł mnie głos jakiejś kobiety za plecami, odwróciłam się, byłam znowu w starożytnym Egipcie. Stałam po środku wielkiego pokoju, chyba sypialni, a kobieta siedziała na brzegu łóżka i na mnie patrzyła z...z miłością.
- Może się w końcu położysz? Dałaś dziś bardzo w kość ojcu, psotnico. - nie rozumiałam jej wcale, obok łóżka stało wielkie lustro. Spojrzałam w nie, gdy zerknęłam na swoje odbicie odskoczyłam odruchowo..to nie było moje odbicie...ok to byłam ja...ale miałam jakieś dziesięć lat.
- Nie jesteś, aż tak straszna. - powiedziała, dopiero się jej przyjrzałam..miała na sobie białą suknie z niebieską przepaską i wiele wiele złotych ozdób, bransolet i naszyjników.
...po chwili wszystko się zamazało...poczułam znajomy skurcz i znowu stałam przed drzewem, ale nie było już na nim tej tabliczki. Wciąż rozmyślając o tym, co widziałam szłam dalej, zaczęłam nucić melodie pod nosem, żeby się uspokoić, dokładnie tą melodię, co nuciła żona farona.
Usłyszałam za sobą podobny gwizd, odwróciłam się i zobaczyłam nikogo innego jak Aidena, miał włosy w totalnym nie ładzie. Rozpiętą jasną koszulę i ciemne jeansy, idealnie ten strój pasował do jego wyglądu.
- Co tym razem? - rozłożyłam ręce pytając, a on podszedł z uśmiechem, czułam w jakiś sposób, że wcale nie chce mnie atakować.
- Nic...musi coś być? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami - Mamy piękny dzień, nieprawdaż? - ciągnął dalej i szedł obok mnie. Szliśmy tak przez chwilę w milczeniu, aż w końcu skręciliśmy na wielki plac z rzeźbami.
- Podoba ci się starożytny Egipt, Hurren? - to pytanie wytrąciło mnie z równowagi, aż się zatrzymałam.
- Skąd wiesz o moich wizjach? - odwrócił się do mnie, a w jego oczach zauważyłam błysk - To twoja sprawka, ty mi dajesz te chore wizje. - podeszłam bliżej niego z tęgą miną.
- Nie są wcale chore...to twoje życie, a raczej poprzednie wcielenie...Rosalie, Hurren, Luna... - wyliczał kolejno na palcach - to nie które z wcieleń... - dokończył patrząc w niebo.
- Jestem tylko Luną ! Nie jestem, żadną inną z tych co wymieniłeś. - znowu na mnie spojrzał.
- Nie masz wrażenia, że mnie znasz? - spytał, a gdy zobaczył, że moja odpowiedź jest twierdząca uśmiechnął się.
- Znamy się...mam ponad 3,5 tysiąca lat...poznałem cię jako Hurren, egipską księżniczkę - ciągnął i usiadł na ławce - bladego pojęcia nie mam, ile miałaś wcieleń zanim cię poznałem.
- A po naszym spotkaniu? - usiadłam obok, przyglądając mu się.
- Wiele, zbyt wiele...by można było zliczyć, ale nie w każdym wcieleniu się znaliśmy...często, gdy się odradzałaś mijało sporo lat i umierałaś nim cię odnalazłem.
- W jaki sposób mnie szukałeś?
- Jestem czarnoksiężnikiem, mam swoje sposoby, by odnaleźć Klejnot Nilu...
- Zaraz, Stefan mówił, że chcesz klejnot, to chodziło ci o mnie? - przytaknął.
- Ale po co ci jestem potrzebna? - nie odpowiedział i odwrócił wzrok, przez chwilę panowała całkowita cisza.
- Muszę iść, a ty najpierw przetraw to, czego się dowiedziałaś, potem dowiesz się więcej. - powiedział wstając i znowu to się stało, czas się zatrzymał, samochody, ludzie, zwierzęta, wszystko się zatrzymało...spojrzałam znów w jego stronę, ale już go nie było. Czas znowu biegł swoim trybem, to jest tak niesamowite, że aż dopiero zauważyłam jak ponownie wstrzymałam oddech. Chciałam jego się spytać o ten sen z szafą, ale było już za późno.
Szłam rozglądając się dookoła, jest coraz dziwniej od kiedy tu przybyłam po raz drugi. Wszystko się zmienia, tak szybko, że już nie nadążam ze zmianami. Aiden miał rację potrzebuje chwili by to wszystko przetrawić, a potem mogę powiedzieć o wszystkim reszcie. Weszłam po cichu do domu pierwotnych, ale już w korytarzu dopadł mnie Kol.
- Gdzieś ty się włóczyła? - spytał grożąc palcem, jak ojciec, który przyłapał na czymś swoją córkę.
- Poszłam pobiegać? - bąknęłam szukając wymówki.
- Czyli biegałaś całą noc? - zrobiłam zdziwioną minę i spojrzałam w górę.
- Spoko jesteśmy tylko my, wiem, że byłaś u Damona, tylko jeśli on zrobi ci coś to... - objęłam go mocno.
- Wiem, wiem i on też... - kocham tego pacana, zawsze chciałam mieć brata, on byłby idealny.
- To może to opijemy! - krzyknął, gdy się od niego oderwałam.
- Ty tylko o jednym. - pokręciłam głową ze śmiechem.
- No co, chodź. - pociągnął mnie do grilla, gdzie siedzieliśmy i piliśmy zamówione drinki. Coraz więcej osób przychodziło do baru, a biedny Matt miał coraz więcej zamówień.
- To jak było? - spytał, a ja zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co pyta - no wiesz.
- Kol! - dopiero do mnie dotarło o co pyta - My tego nie robiliśmy, po drugie to nasza sprawa. - zarumieniłam się i upiłam łyk alkoholu.
- Ale zapytać zawsze mogę, ktoś jeszcze wie? - pokręciłam głową zaprzeczając - To jestem pierwszy jak fajnie - udawał głupka, nie...on nim zdecydowanie jest.
- Ja cię kiedyś zabije. - stuknęliśmy się szklankami i dalej rozmawialiśmy o głupotach.
Po kilku godzinach spędzonych w towarzystwie Kola, poszłam z Bex i Alex na zakupy. Nie miałam własnych pieniędzy, Elijaha i Damon nie pytając mnie o zgodę wcisnęli mi swoje karty do torby. Nie umiem tak, chciałam je oddać, ale żaden nie chciał mnie słuchać. Jestem im wdzięczna, ale...dobra, koniec marudzenia, dali mi je, to skorzystam. Jakoś im wynagrodzę to, Damonowi to nawet wiem jak, zaśmiałam się, gdy wchodziłam do sklepu z bielizną. A dla Elijahy kupie jakiś garnitur i może jakieś skrzypce, nie jestem pewna, ale chyba coś było o tym w serialu. Alex poszła do tych dziewczyn co poznała je w tym świecie.
Damon
Po kilku godzinach usłyszałem przed domem głosy, wyszedłem zaciekawiony na zewnątrz. Była cała grupa ( mój braciszek i jego dziewczyna, czarownica, barbie i wilczek ) w ogrodzie. W tle leciała jakaś piosenka, która mnie nudziła. Niestety ja i mój braciszek mamy inny gust, no tylko do kobiet podobny. Dobrze, że nie startuje on do Luny, bo bym go od razu zabił.
- Co robicie? - rzuciłem do nich podchodząc powoli i zmieniłem płytę, na taką, która była bardziej w moim guście.
- Szykujemy dekoracje na szkolny bal. - powiedziała Elena siłując się z jedną z większych dekoracji
- Kolejny? - mówiłem dziwiąc się na ilość tych wszystkich bali.
- I tak cię to nie obchodzi. - bąknęła czarownica.
- Może wam pomóc? - spytałem.
- Nie trzeba. - ehh... jak mnie barbie czasem wkurza, przewróciłem oczami.
- Eleno? - spojrzała na mnie - pytam poważnie.
- Przydało by się trochę więcej styropianu, farba czerwona i jakieś wstążki - powiedziała po namyśle
- Ok, farba, styropian i wstążki...niedługo wracam... a i Stefan? - spojrzał na mnie - czy te twoje wiewiórki - zrobił wściekłą minę - nie będą złe na mnie jeśli też przejdę na twoją dietę? - wściekłość przeszła w zaskoczenie, czułem na sobie wzrok wszystkich zebranych.
- Żartujesz? - spytał uważnie mi się przyglądając, odkładając pędzel.
- Nie, mówię całkiem poważnie, oczywiście w weekendy będę pić ludzką krew, ale z woreczka, zero korzystania ludzi z przymusu. Ktoś musi mieć siłę na walkę z Aidenem, to jak, mogę liczyć na pomoc swojego brata? - po chwili milczenia i zaskoczenia odezwał się zgadzając - dziękuje.
- Ty dziękujesz? - usłyszałem za sobą głos blondi - Matko ktoś cię zaczarował.
- Ktoś go podmienił - czarownica też nie mogła się nadziwić, odchodząc słyszałem szepty i teorie, że niby chory jestem i umierający.
Po godzinie byłem z powrotem i siedziałem razem z nimi. Malowałem jedną z figur, cały czas rzucali mi dziwne spojrzenia. A ja cały czas się w duchu śmiałem, niezły ubaw, patrzą tak jakbym miał pomieszane w głowie, może i mam, ale przez kogo to tylko ja wiem.
Luna
Powiedziałam prawdę o tym kogo wybrałam dla pierwotnych i dla siostry, nie byli zaskoczeni. Nie wytrzymałam i poszłam do domu Salvatore, no teraz mogę już mówić do domu. Usłyszałam odgłosy z ogrodu, więc tam powędrowałam i zobaczyłam całą paczkę, przy pracy, a co najlepsze Damona, który zawzięcie malował jakąś figurę.
- Hej wszystkim - powiedziałam zbliżając się, w powietrzu unosił się zapach farby
- Robimy dekoracje, przyłączysz się? - spytała mnie blondynka, ale nie zdążyłam odpowiedzieć bo już po chwili przede mną stał Damon, objął w pasie i pocałował, zupełnie zapomniałam o innych i oddałam go z pełnym zaangażowaniem.
- Strasznie długo nie wracałaś. - powiedział , gdy się od siebie oderwaliśmy
- Ej mówiłam, że wrócę, ale o której to nie mówiłam - uśmiechnął się, to najpiękniejszy widok na świecie, dopiero teraz usłyszałam muzykę , która leciała z radia.
- Myślałem, że góra dwie godziny, a to minęło znacznie więcej - rozłożył ręce marudząc.
- Byłam z tobą dużo czasu, wiec nie narzekaj - pstryknęłam go w nos.
- Ale mogę przynajmniej wiedzieć dokąd chodzi moja dziewczyna - zaakcentował wyraźnie słowo '' moja ''
- To wy jesteście razem? - spytała Caro.
- Tak od wczoraj - uprzedził mnie mówiąc z szerokim uśmiechem.
- To dlatego dziwnie się zachowujesz - wspomniała Bonnie co mnie zaciekawiło.
- I przechodzisz na zwierzęca krew - dodał Tyler, a to już mnie zszokowało.
- Damon, przecież wiesz, że kocham cie takiego jakim jesteś.
- Wiem, wiem, ale chce spróbować z resztą, nie w całości na zwierzęcą.
- Obiecaj, że jak nie wyjdzie, to nie będziesz się tym zadręczać. - złapał mnie za ręce.
- Obiecuje. - uśmiechnęłam się i usiedliśmy, Damon maznął pędzlem mi po nosie, roześmialiśmy się - Rudolf- mruknął, a po moim ciele przeszły dreszcze i podał mi pędzel.
- Powiedziałeś ludzi bez przymusu? - domyśliłam się o co mu chodziło, a on się uśmiechał znacząco - Osz ty- tym razem to ja go maznęłam.
- O co mu chodzi? - spytał zaciekawiony Stefan.
- Ludzi bez przymusu czyli mnie. - dopiero teraz zrozumieli podstęp Damona.
- No co, masz pyszną krew. - mruknął mrużąc oczy drapieżnie.
- Piłeś jej krew? - czułam, że ktoś o to spyta.
- To był wypadek... - odpowiedziałam szybko, może za szybko.
- Nie, to nie był wypadek o mało cie nie zabiłem.
- Ale żyje i było to dawno. - próbowałam jakoś zmienić temat.
- Ale nie powinienem...
- Jeśli dalej będziesz o tym gadać, to się do ciebie nie wprowadzę. - pocałowałam go szybko i zajęłam się malowaniem. Damon zaproponował, że przyniesie coś do picia wszystkim, a po chwili zniknął dość szybko, muszę się w końcu do tego przyzwyczaić.
- Zmienił się, dzięki tobie. - Elena mówiła dość skupiona na tym co robi
- To niedługo się zmieni i wróci do siebie. - mruknęłam też zajmując się figurką.
- Czemu tak mówisz?
- Bo go znam, długo tak nie pociągnie, ok może i da, ale znów będzie irytujący i upierdliwy jak kołek w tyłku, ale za to go kocham.
- Miło to słyszeć. - szepnął wchodząc z tacą , którą postawił i podał mi szklankę.
- Jesteś całkiem niezła, to może w końcu mnie namalujesz? - chciałam już coś powiedzieć, ale wyprzedziła mnie moja siostrzyczka, która przyszła.
- U nas w domu, ciągle cie rysuje - zarumieniłam się - bez ustanie w kółko, a na ścianach wiszą twoje plakaty - usiadła, a ja poczułam, że teraz naprawdę jestem czerwona jak burak.
- Wcale nie żartowałaś jak mówiłaś, że mnie kochasz jeszcze przed poznaniem. - patrzył z szerokim uśmiechem
- Możemy zmienić temat? - tylko tyle udało mi się powiedzieć.
- Czemu, co jeszcze? - spojrzał na Alex.
- Tylko coś powiedz . - bąknęłam, a wszyscy chichotali z tej sytuacji.
- Cały czas o tobie mówi, jak to szło - zamyśliła się - twoje oczy są jak ocean, w którym tonie, uwielbia twój uśmiech i sarkastyczne odzywki, twój styl poruszania się, śmiech, to że zrobisz wszystko dla osób które kochasz, a jak zobaczyła twoje nagie... - nie skończyła, bo magią oblałam ją lemoniadą. Damon parsknął śmiechem, potem nikt już nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Ok, ale co nagie? - dopytywał się Damon.
- Chciałbyś wiedzieć? - spojrzałam mu w oczy.
- Jasne, że tak, a może zrobimy eksperyment? - udawał, że chce ściągnąć koszulkę.
- Boże nie... - jęknęłam
Po jakimś czasie skończyliśmy malować figurki, poszliśmy z Eleną i Stefanem z Alex do salonu i siedzieliśmy gadając. Usiadłam w fotelu, a obok mnie bardzo blisko usiadł Damon, teraz nie odstępował mnie na krok. Był jak mój cień, zawsze gotowy, żeby mnie chronić.
- To kiedy ten bal? - spytałam zaciekawiona
- Za trzy dni, lata 60 dzieci kwiaty - mówiła entuzjastycznie Elena, a mnie się przypomniał fragment z serialu z balu lat 60.
- Dzieci śmieci. - powiedziałam w tym samym momencie co Alex.
Rozmawialiśmy tak o dekoracjach i całym planie, słuchałam jak Elena i Alex obmyślają plan, ja już nie miałam pomysłów, Damon chyba się znudził bo złapał mnie za kolano i drażnił swoim dotykiem.
- Przestań - szepnęłam
- Ale co? - spytał z mina niewiniątka.
- Ty dobrze wiesz co. - skierował swoją dłoń wyżej, nie no...to za wiele...specjalnie tak robi, bym chciała się na niego rzucić.
- Dobra, to jutro wam pomogę, a teraz wracamy. - wstałam, nie wytrzymując dłużej pod dotykiem Damona.
- Że co, miałaś tu zostać. - patrzył z wyrzutami
- Chyba muszę iść po swoje rzeczy, prawda? - Elena się zaśmiała, a Damon odetchnął z ulgą.
- Dobra, już nic nie mówię - powiedział z lekkim uśmiechem, pocałowałam go szybko i wyszliśmy.
Rezydencja Mikelson
Alex pakuje swoje rzeczy w swoim pokoju, a ja w swoim, tylko że u mnie Kol rozwalił się na łóżku. Bawił się moim misiem, którego najbardziej lubiłam, bo dostałam go od Damona. Zaczął nucić jakąś melodię, a ja zaczęłam rzucać rzeczy z szafy na łóżko.
- Będę tęsknić. - pociągnął nosem, zamachał łapką misia.
- I tak dalej będę z tobą piła, a poza tym miałeś lecieć. - popatrzałam na niego, od kilku minut coś plótł, że musi gdzieś iść.
- Ale jesteś gościnna, wyganiasz mnie z mojego domu. - wstał zostawiając misia przy torbie.
- Przecież nie robię tego. - rzuciłam w niego bluzką.
- Wiem, wiem, ok, to na razie - pocałował mnie w czoło.
Po chwili zniknął zostawiając mnie samą, dziwnie się czuje tak wyprowadzając jakbym wyjeżdżała gdzieś daleko, usłyszałam zamkniecie drzwi.
- Naprawdę już spadaj. - mruknęłam, złapał mnie za talie, a ja się roześmiałam.
- Piękny masz śmiech. - ale to nie był Kol, odwróciłam się.
- Klaus... - szepnęłam.
- Mam wszystko czego mi trzeba, wyjeżdżam...przemyślałaś moja propozycje? - spojrzałam w jego zielone tęczówki, w których dostrzegłam błysk.
- Tak jakby, wybacz, ale zostaje. - odsunęłam się od niego.
- Wiedziałem...tylko miałem jednak nadzieje, że nie będę musiał tego robić... - nie rozumiałam co on miał na myśli. Patrzałam na niego zdezorientowana, on tylko głęboko wzdychnął i po chwili się na mnie rzucił. Tego się zupełnie nie spodziewałam, przycisnął mnie za gardło do ściany, tak że ledwo łapałam oddech. Wzrokiem zauważyłam na komodzie ostry nóż, wyciągnęłam po niego rękę, ciągle patrząc na Klausa złapałam w końcu nóż i wbiłam go w jego brzuch. Był równie zaskoczony co ja wcześniej. Odepchnęłam go od siebie magią na drugi koniec pokoju. Pokazał swoje kły.
- Ty cały czas udawałeś, prawda? - dopiero do mnie dotarło. Zaczęłam kojarzyć wszystkie fakty, jego uprzejmość, przecież on taki nie jest na co dzień.
- Po co miałabyś być mi potrzebna - udał, że się zastanawia - no chyba nie myślałaś, że zmienię się dla ciebie...ale ty naiwna jesteś, gdyby nie Salvatore to byś mi uwierzyła we wszystko - prychnął wstając.
- Od początku wiedziałeś kim jestem?! Dlatego udawałeś, to wszystko było tylko pieprzoną grą, żebym stanęła po twojej stronie i żebyś mógł korzystać z mojej magii! - teraz wszystko nabierało sensu. Jak mogłam mu wierzyć, jestem idiotką.
- Oczywiście, że tak. Od dnia jak się pojawiłaś w miasteczku coś podejrzewałem. Widzisz, mam ponad tysiąc lat i w ciągu tego czasu natknąłem się na pewną czarownicę, która bredziła bez sensu o jakieś Rosalie. Powiedziała mi również jak ją odróżnić, nie bez powodu noszę ten sygnet. - pokazał na swoją prawą rękę, na której lśnił zielony pierścień - ona dała mi go, świeci jaskrawym zielonym kolorem, gdy osoba włada potężną magią, a na złoto...jeszcze nigdy nie świecił, dopiero przy tobie. Właśnie dlatego przekonałem się, że stara wiedźma nie kłamała. A teraz lepiej będzie jak się zgodzisz na współpracę, bo inaczej pożałujesz.
- Nigdy, nie mam zamiaru! - krzyknęłam i wyciągnęłam szybko rękę wymawiając zaklęcie, jednak on zniknął nim moja magia go trafiła. Rozejrzałam się z bijącym sercem po pokoju, wyjrzałam przez okno, nic ani śladu. Zajrzałam do pokoju Alex, która się pakowała dalej słuchając muzyki.
- Coś się stało? - spytała widząc moją minę, pokręciłam tylko głową zaprzeczając. Rzuciłam okiem na jej pokój i ze spokojem poszłam dalej się pakować.
Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem Salvatore. Damon jak tylko nas zobaczył wystrzelił przed dom i złapał nasze bagaże, wskazał nam pokoje, a potem otwierając naszą sypialnie miał drapieżny uśmiech.
- Mam zamiar nie wypuścić cie stąd. - mruknął obejmując mnie.
- Fantastycznie - pocałował moje ucho - muszę coś zjeść.
- To już drugi raz - zrobił smutną minkę, a mnie się zachciało śmiać na ten widok.
- No cóż poradzić, jestem tylko człowiekiem - wzruszyłam ramionami.
- Czarownicą - pocałował mnie krótko...za krótko. - mam na ciebie straszną ochotę - lustrował moją twarz wzrokiem.
- Wytrzymasz jeszcze trochę. - odsunęłam się.
- Ile? - w oczach tańczyły mu iskierki.
- Nie wiem. - przełknęłam ślinę, chcąc tego, ale mój brzuch zaburczał w tym samym czasie.
- Ile? - powtórzył i zbliżył się tak ze stykaliśmy się nosami.
- Jutro. - mruknęłam wyplątując się z jego objęcia.
- Co? Ja tyle nie dam rady - ułożył usta w smutną podkówkę.
- Dasz, dasz dziś jestem wykończona, a jutro pomogę Elenie z balem no i potem - westchnął z rezygnacją - jestem do twojej dyspozycji, całą resztę dnia i noc - ujęłam go za kark.
- Całą noc? - pomachał brwiami.
- Tak, a im lepiej się wyśpię tym więcej będę mieć siły i szybciej skończę u Elki i wcześniej będę u ciebie.
- To może zrobimy tak, teraz weźmiesz kąpiel, a ja zrobię coś do jedzenia - objął mnie ponownie ramionami i kierował do łazienki.
- Naprawdę? - spytałam z lekkim nie dowierzaniem.
- Dla mojej księżniczki wszystko. - pocałował mnie w czoło i zniknął, a ja już po chwili zanurzyłam się w gorącej wodzie. Potrzebowałam tego, po całym dzisiejszym dniu. Pełen relaks, bawiłam się pianą, która się się unosiła na wodzie. Myślałam o tym całym Aidenie, intryguje mnie, kim on jest. I to co się stało z Klausem, kretynka ze mnie. Może i jest odrobinę...szalony? - pokręciłam głową. Może coś lub ktoś zmusił go do tego, musiał mieć jakiś powód. A może chciał tylko mocy tak po prostu. Ehh... wyszłam z wanny, nie chcąc dalej o tym myśleć. Ustałam przed wielkim lustrem i spojrzałam na swoje odbicie...
Damon
Zszedłem zrobić kanapki zrobiłem tez dla jej siostry, to było takie inne, nie codzienne, ja i ona, parą chciałbym, żeby już tak było na zawsze. Zrobiłem z lekkim ociąganiem kanapki, myślałem chwilę z czym mam zrobić, w końcu nie musiałem do tej pory o tym myśleć. Już miałem wychodzić, gdy nagle do kuchni weszła Elena i już chciała podwędzić kanapkę.
- To dla Luny i Alex, nie dla ciebie, sama sobie zrób.
- Ale ty miły - wystawiła język z uśmiechem pokręciłem tylko głową i zaniosłem kanapki, gdy wszedłem do sypialni zastałem Lunę, która już zasnęła...
Luna
Kolejnego dnia, obudziłam się jak Damon mocno mnie do siebie tulił. Ledwo wyplątałam się z jego objęć, nie budząc go. Zjadłam szybko i wyszłam do Eleny, po paru minutach już tam byłam, weszłam, gdy już zaczynały robić dekorację.
- Cieszę się, że Damon jest szczęśliwy, zasłużył na szczęście. - powiedziała Elena, no tak teraz ja i Damon jesteśmy tematem plotek, co było dla mnie dziwne.
- Dzięki. - mruknęłam czując, że cała promienieje
- To jak się wam układa? - dopytywała zaciekawiona Caro
- Ok, co ja mówię, jest fantastycznie, tylko cały czas chce jednego. - wszystkie prasnęłyśmy śmiechem
- Chyba mają to w genach, zaprogramowane. - mówiła Elka puszczając balona, który wypuścił głośno powietrze.
- A co, Stefan też? - tylko pokiwała głową - ale to chyba każdy facet tak ma.
Potem dołączyła do nas moja siostrzyczka, spędziłyśmy przy tych dekoracjach mnóstwo czasu, cały dzień praktycznie. To było najlepsze moje dni, nigdy wcześniej się tak dobrze nie czułam jak tu. Dziewczyny postanowiły na resztę dnia zrobić sobie babski dzień, a ja się wymigałam do domu. W końcu obiecałam Damonowi, że wrócę. Po cichu weszłam do domu i zamknęłam wolno drzwi.
- Damon?? - cisza, nic, w całym domu, rozejrzałam się i zauważyłam na schodach płatki róż prowadzące w górę, z uśmiechem podążyłam ich śladem aż do sypialni, naszej sypialni. Weszłam i to co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania, całe łóżko obsypane płatkami róż, pozasłaniane okna, zapalone świeczki na łóżku leżała taca z jedzeniem i wino. Podeszłam bliżej a po chwili poczułam, że ktoś mnie obejmuje, oczywiście tym ktosiem był Damon.
- Podoba ci się? - szepnął mi do ucha z wielkim uśmiechem, który czułam na skórze
- Jest wspaniale. - odebrało mi totalnie mowę, odwróciłam się i momentalnie utonęłam w jego oczach.
- Myślałam, że od razu się na mnie rzucisz. - powiedziałam po chwili
- Taki był plan, ale trochę go zmodyfikowałem. Stefan nam się tu wcinać nie będzie, Alex jest u Elki, więc mamy cały dom dla siebie, poza tym dowiedziałem się czegoś od Elijahy na temat ciebie jako tej Rosalie.
- Co takiego? - byłam ciekawa każdej rzeczy.
- Że tak jak u wampirów masz duże - zbliżył się bardziej - libido.
- Ekstra. - poczułam, że płonę nie tylko na twarzy.
- Na to mamy dużo czasu, a teraz chodź coś zjemy.
Usiedliśmy na łóżku, pachniało różami, Damon wziął jedną babeczkę do ręki i zaczął mnie karmić, ugryzłam kawałek, aż zamruczałam, były słodkie smaczne i to mój ulubiony smak. Chwilę tak na mnie patrzył i zbliżając się zlizał resztki ciasta z moich ust, zadrżałam, gdy dotknął językiem ust. Piliśmy wino i rozmawialiśmy, to najlepsza randka wszech czasów. Dobra, każda randka z Damonem jest najlepszą.
- To co teraz? - spytałam po jakimś czasie.
- Może mnie namalujesz? - spytał a mnie zatkało.
- Ciebie, ale...
- Nago - dodał, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu - ale czemu nie?
- Wybacz, ale ja nie umiem... ja jeszcze nigdy nie malowałam żywego modelu i to jeszcze nago.
- I bardzo dobrze, bo inaczej byłbym bardzo zazdrosny. - odstawił kieliszek a moja chora wyobraźnia pokazała mi co by zrobił z chłopakami którzy się do mnie przystawiali.
- Proszę najwyżej mi powiesz, że to karykatura. - powiedział robiąc słodkie oczki.
- Ty nie żartujesz? - zaprzeczył ruchem głowy - ale to zajmie kilka godzin.
- Ale ty uparty i nie będę mogła się skupić - zaśmiałam się czując gorąco.
- Bardzo mnie to cieszy - zbliżył się tak jeszcze bardziej.
- Że nie możesz mieć portretu? - szepnęłam.
- Nie...że nie możesz się oprzeć i opanować przy mnie.
- Teraz też ledwo panuje... - patrzeliśmy sobie w oczy głęboko, po chwili zabrał mój kieliszek i odstawił tam gdzie swój. Nim się zorientowałam co zrobi, w wampirzym tempie przygwoździł mnie do łóżka, dalej patrzeliśmy sobie w oczy.
- Zmieniłem zdanie...nie chce portretu ...teraz chcę ciebie... - lekko dotknął moich warg, nic nie mówiąc przyciągnęłam go bliżej i pocałowałam, był to namiętny natarczywy pocałunek, nasze języki biły się o władzę. Rękoma błądził po moim ciele. Każdy mój zmysł szalał w zawrotnym tempie. Czułam go każdym swoim neuronem, każdą cząstką siebie. Powoli zrzucaliśmy swoje ubrania. Pragnęłam go, tylko jego, pocałunki z każdą chwilą przybierały na intensywności. Zatraciłam się całkowicie w doznawanych przyjemnościach.
Kolejnego dnia, słońce prażyło nie miłosiernie. Cały czas miałam w głowie te wizje, chciałam wiedzieć coraz więcej i więcej. Ciekawił mnie też ten Aiden. Szłam przed siebie, wiem, Damon nie będzie zadowolony, że się nie posłuchałam go, ale po pierwsze wiem, że sobie poradzę, a po drugie jestem uparta i robię co chce. Szłam drogą rozmyślając, aż doszłam do domu pierwotnych. Weszłam nie pukając, nadal czułam się jak w domu. Ze schodów schodził Elijaha, na mój widok się uśmiechnął szeroko.
- Hej, ruda dziewczyno - uścisnęliśmy się - znowu malowałaś?
- Nom, jak na razie dobrze się czuje w rudościach. - usiedliśmy na sofie.
- Dużo ci nie pomogłem z tą całą legendą. - mruknął patrząc na swoje ręce.
- No przestań...jesteś ze mną...byłeś przez cały czas, jak starszy brat, wspierałeś we wszystkim. - złapałam go za ręce i na mnie spojrzał z uśmiechem.
Jeszcze tak trochę rozmawialiśmy, dowiedziałam się, że Klaus ma kłopoty i Elijaha mimo różnic między nimi chce pomóc bratu, więc wyjeżdża do niego. I to raczej na dłużej, razem z nim jedzie Rebecka, która się zgodziła, bo nie chciała, żeby przez Klausa coś się mu stało. A Kol, no cóż on postanowił, że nie chce się mieszać w sprawy Nicka i zapowiedział, że zostanie. Elijaha i tak go nakłania do wyjazdu, twierdząc, że to ich brat i powinni trzymać się razem. Pożegnałam Elijahę i Rebeckę, którzy już dziś wyjechali. Będę za nimi tęsknić. Pomachałam im jak jechali.
- Nick jak zwykle w coś się wmiesza. - usłyszałam głos Kola przy swoim boku, nawet już nie byłam zaskoczona.
- Taka jego natura, a ty serio nie jedziesz? - spojrzałam na niego.
- Mowy nie ma, to sprawa tylko i wyłącznie Klausa. Pamiętasz przecież wbił mi sztylet i trzymał w trumnie setki lat, chodź do środka, muszę się napić - otworzył drzwi i tak po raz kolejny usiadłam na sofie.
czwartek, 2 lipca 2015
Rozdział 11
Hej, jedno wyjaśnienie. Zrobiłam błąd w pewnym rozdziale pisząc, że Luna i Alex nie są siostrami. Jak najbardziej są siostrami. Troszkę dodałam opisy innych postaci, jednak głównie dalej są pisane z perspektywy Luny i Damona. Rozdział wyszedł mega długi, nie sądziłam, że aż tak długi mi wyjdzie. Mam nadzieje, że to zaspokoi potrzebę wiedzy o dalszych losach. Ok to papa ;)
P.S Wcześniej nie myślałam o większej ilości wprowadzenia Alex do opowiadania, więc nawet się nie zastanawiałam kto mógłby być nią. Teraz sobie pomyślałam tak o tym i może zwiększę jej udział. Tak czy siak chcę wybrać jakąś aktorkę czy kogo tam innego do postaci Alex, więc jeśli macie jakieś propozycje to piszcie.
```````````````````````````````````````
Luna
Dni upływały bardzo szybko, nie zdawałam sobie nawet sprawy jak szybko. Kolejnego dnia, gdy już zjadłam z Alex śniadanie siedziałyśmy w kuchni i tak przez moją głowę przechodziły miliony myśli na sekundę. Chyba tak się dzieje jak człowiek myśli intensywnie, zaśmiałam się pod nosem.
- I co nie tęsknisz? - spytałam ją.
- Trochę, ale tu jest ekstra - mówiła poprawiając się na krześle.
- Wiem - popijałam kawę, czułam się dokładnie tak samo na początku jak tu się znalazłam.
- Nie długo chyba wrócę do domu - pokiwałam głową rozumiejąc, robi się tu coraz bardziej niebezpiecznie i jeszcze ten Aiden. Najlepiej będzie jak ona wróci do domu, będzie tam znacznie bezpieczniejsza. Wyszłam i skierowałam się do domu Salvatore, zapukałam i po chwili otworzył mi Stefan.
- Hej, jest Damon ? - spytałam automatycznie, nawet nie przemyśliwując tego co chce powiedzieć
- Nie, ale zaraz powinien wrócić, wejdź poczekaj w salonie. Ja niestety muszę już wyjść - pomachałam mu na pożegnanie i usiadłam na sofie. Patrzałam na płomienie tańczące w kominku, czasem naprawdę zapominam, że się tu znalazłam naprawdę, dalej mam wrażenie, że się obudzę. Po paru minutach do salonu wszedł Damon, odwróciłam głowę i wstałam powoli.
- Hej, chciałeś pogadać ? - pokiwał głową, gdy tak się we mnie wpatrywał.
- Tak, ja...omm... - roześmiałam się.
- Przepraszam - prawie się opanowałam - nie widziałam, żebyś nie wiedział co masz powiedzieć, dobra, ok, już się nie śmieje - zakończyłam już normalnym głosem - a najlepiej powiedź prawdę- powiedziałam poważnie - teraz zniosę wszystko.
- To nic złego, ja po prostu... - podszedł i dotknął mojego policzka - jestem strasznie zazdrosny, nie chce żebyś z nim przebywała. - nie musiał mówić jego imienia, wiedziałam, że chodzi mu o Klausa - powiedziałem mu, że będę o ciebie walczyć, nie mam zamiaru cię znowu stracić - uśmiechnęłam się na to wyznanie tak samo jak on.
- Pomyślałem, żebyśmy poszli w trójkę na jakiś piknik czy coś, zgadzasz się?
- Z Klausem? - dopiero jak to powiedziałam zrozumiałam, że chodziło mu o Alex.
- Nie! Chyba, że lubujesz się w takich trójkątach - uśmiechnął się drwiąco, miałam smutną minę, wiem, że to tylko żart, ale taki żart sugerujący, że jestem jak Kat, mnie nie bawi. Chyba do niego teraz dotarło co powiedział.
Ulice Mistic Falls
Brunetka szła powoli przed siebie z wysoko uniesioną głową. Jej kroki były pewne siebie, wystukując rytm swoimi obcasami kołysała biodrami. Jej długie lekko kręcone włosy unosiły się i opadały w rytm jej kroków. Nagle usłyszała za sobą czyjeś nawoływanie, obróciła się w tamtym kierunku i dostrzegła najmłodszego z braci Mikelson.
- No proszę kogo ja spotykam, przecież to panna Katherine - Kol gwizdnął podchodząc bliżej.
- Nie mam czasu dla kogoś takiego jak ty - Kat zwęziła swój wzrok niczym kotka i odwróciła się na pięcie. Ruszając przed siebie czuła, że pierwotny idzie za nią.
- Czego?! - rzuciła zniecierpliwiona w jego stronę.
- Nic, a co nie mogę się gapić na twój tyłek? - bąknął niewzruszony.
- Nie - mruknęła patrząc z morderczą miną - mam sprawę do załatwienia i lepiej mi nie przeszkadzaj.
- Mogę ci pomóc - rzucił idąc za nią, odwróciła się nagle, że prawie na nią wpadł. Zerkała nerwowo we wszystkie strony.
- Nie twój zasrany interes - burknęła i zniknęła nim zdążył powiedzieć chociaż jedno słowo.
Pierwotny czuł, że coś jest nie tak. Tyle czasu nie było jej widać, aż nagle się zjawia i zachowuje się dziwnie. Była cały czas poddenerwowana, jakby czegoś lub kogoś się obawiała. Na pewno coś co miała załatwić było powodem jej zdenerwowania. Nie mógł już jej śledzić, więc tylko potrząsnął głową i wrócił do domu.
Damon
Cholera, jak mogłem coś takiego powiedzieć, że też nie mogłem się ugryźć w język. Stała tak przede mną z tymi pięknymi spiętymi włosami, teraz bardziej przygaszona.
- Przepraszam - złapałem ją za ręce - ja tak nie myślę o tobie, przepraszam. Nie powinienem tak żartować - odsunęła się i odwróciła, kawałek tak przeszła i na mnie spojrzała.
- To może jutro popołudniu, możliwe, że Alex wróci niedługo do domu - mówiąc to uśmiechnęła się krzywo i unikała mojego wzroku. Wiem, że próbuje nad sobą panować, ale widać, że mój głupi żart ją poruszył.
- Ok przyjdę po was jutro o 15?
- Dobra to na razie - nim zdążyłem coś odpowiedzieć wyszła nie oglądając się. Mam strasznie długi jęzor, zamiast ją do siebie przekonać to ją odpycham.
Po paru minutach wyszedłem się przejść, nie mogłem zostać dłużej w domu. Musiałem się przewietrzyć, kiedyś nerwy uspakajałem zabijając. Teraz nie chce tego robić, na pewno nie w tej chwili. Szedłem drogą kopiąc po drodze kamyczki, które odbijały się od mijanych kół samochodów.
- Ktoś tu chyba nie ma zbyt dobrego humoru? - usłyszałem za sobą rozbawiony głos Katherine.
- A ty co tu robisz? - odwróciłem się do niej, lecz ona jakby tego nie słyszała. Podeszła bliżej starając się mnie kokietować. Uniosła dłoń chcąc zapewne dotknąć moich włosów, zatrzymałem ją w połowie drogi.
- Przestań! - zmroziłem ją wzrokiem, wyglądała na nie zadowoloną. Puściłem jej rękę, usta ułożyła w poziomą linijkę.
- Będziesz żałować Damon, wszystkiego już wkrótce, wspomnisz moje słowa - mówiła to jakby z lekkim smutkiem. Dziwnie spojrzała na mnie, a potem rozejrzała się nerwowo w około. To było dziwne obawia się kogoś. No chyba nie Klausa, przestał ją ścigać. Rozejrzałem się na boki, lecz nic nie dostrzegłem. Nawet nie zauważyłem, kiedy Kat zniknęła. To było bardzo dziwne, jeśli ona się czegoś obawiała to mamy problem, chyba, że zdążyła zadrzeć z Aidenem.
Elena
Siedziałam ze Stefanem na ganku z drugiej strony domu i rozmawialiśmy po cichu o Damonie i Lunie. Wiedziałam, że z jego charakterem będzie ciężko mu przekonać z powrotem do siebie. Złapałam dłoń ukochanego i ją lekko ścisnęłam.
- Jak myślisz, dogadają się? - Stefan westchnął patrząc w dal.
- Nie wiem...na pewno łatwo nie będzie. Luna już mu tyle razy zaufała, a z tego co Damon mi mówił, dużo razy ją zawiódł.
- Chwila - spojrzałam na niego - on ci tak po prostu się zwierzył?
- Też się zdziwiłem, ale tak...zwierzył mi się.
Siedzieliśmy dalej w ciszy wsłuchując się w odgłosy dobiegające z lasu. Miałam głowę pełną myśli, o Lunie, ale też o tym Aidenie. Od kiedy się zjawił życie w miasteczku zrobiło się jeszcze dziwniejsze, choć wydawałoby się, że to już nie możliwe. Gdy tylko jego spotykałam czułam od niego potężną energię i nadchodzącą śmierć, ale też przeczucie, że nadchodzi coś o wiele gorszego. Muszę przestać tak o wszystko się martwić i się uspokoić...oddychaj Eleno...oddychaj...
Luna
Szłam tak mijając ludzi i rozmyślając o rozmowie z Damonie, reaguje zbyt emocjonalnie, powinnam złapać dystans. Wiem jaki on jest, i że czasem chlapnie coś nie tak jak myśli. Kocham tego wariata, z dnia na dzień stał się dla mnie najważniejszym człowiekiem ( wampirem ) na świecie. Przy nim czuje się sobą, wiele między nami zaszło, ale z każdym dniem mam nadzieje, że uda nam się wszystko odbudować. Nim się spostrzegłam byłam przed domem Tylera. Po kilku minutach siedzieliśmy jedząc tosty w kuchni. No głownie to on jadł, ja tylko coś tam dzióbałam.
- Tyler? - spojrzał na mnie - zróbmy coś.
- Co takiego? - zmarszczył brwi namyślając się.
- Nie wiem... chodźmy do kina - powiedziałam po namyśle, zgodnie ustaliśmy.
na co się wybierzemy. Mistic Falls nie jest za dużym miasteczkiem, więc długo nie jechaliśmy do kina. Spędziliśmy kilka upojnych pełnych śmiechu godzin. Wyszliśmy śmiejąc się z budynku, humor mi się znacznie poprawił. Tak idąc rozmawialiśmy o głupotach w filmach, tuląc się do niego szliśmy, aż wpadliśmy na całą grupę, Elenę, Caro i braci Salvatore no i moją siostrzyczkę. Gdy na nas spojrzeli wybuchłam śmiechem, Tyler też nie mógł się powstrzymać.
- Gdzieście byli? Nie odbieracie telefonów od 7 godzin - nawet nie wiedziałam, że tyle czasu minęło.
- Spokojnie Caro - powiedział mój towarzysz się uspokajając.
- Myśleliśmy, że was ten cały Aiden porwał - na te słowa Eleny poczułam się głupio, nie pomyślałam o tym. Spojrzałam na Damona, który cały czas się na mnie patrzył tym swoim anielskim wzrokiem.
- Ja im powiem czy ty? - mruknął Tyler na tyle głośno by wszyscy nas słyszeli.
- Ty - bąknęłam.
- Dlaczego? - spojrzałam na niego.
- Jesteś facetem - zrobił wielkie oczy na ten argument.
- No i? - rozłożył ręce - co to ma do rzeczy ? - sprzeczaliśmy się śmiejąc.
- Mam ci skopać tyłek - ustał na przeciwko mnie krzyżując ręce na klatce.
- Dawaj - gdy to powiedział nie wytrzymałam i wybuchnęłam wielkim śmiechem, tak że upadłam a potem się położyłam na drodze. Tyler położył nogę na mnie mówiąc - zwycięstwo.
- Może nam w końcu powiecie co robiliście cały ten czas - usłyszałam głos Stefana i szybko przywołałam się do porządku i wstałam.
- Zwyczajnie my po prostu...nawialiśmy z budy, to znaczy ja, a Luna dotrzymywała mi towarzystwa - zaczął Tyler, jednak zaraz jego dziewczyna się wcięła.
- Mógłbyś chociaż odebrać - bąknęła.
- W kinie Caro, serio? - pokiwał głową.
- Dzwonimy do was od 5 godzin - ciągnęła dalej blondynka - film trwa krócej.
- Byliśmy na dwóch filmach a raczej trzech taki maraton - no to niby nas trochę usprawiedliwiało, chyba...
- Nie dobrze mi - bąknęłam łapiąc się za brzuch.
- Wcale się nie dziwie, wielki popcorn, orzechy, dwa razy pepsi, nachosy, no i lody - powiedział jednym tchem Tyler.
- Na serio to wszystko zjadłaś? - spytał młodszy z braci z uśmiechem, tylko pokiwałam głową wzruszając ramionami.
- Lepiej nie pytajcie...wata, nie zjadłam waty, idziemy - złapałam Tylera za rękę i ciągnęłam jednak ten uparcie stał w miejscu - no chodź...proszę, proszę, proszę.
- Nie - powiedział przez śmiech, boże, wilkołaki są okropnie ciężkie.
- Jesteś wredny, okropny - udałam obrażoną.
- Wiem, taki już jestem - puściłam go.
- Ja cię mogę zabrać - usłyszałam za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam najmłodszego z pierwotnych Kola.
- Mój drugi ulubiony pierwotny - mówiąc to przytuliłam go mocno.
- Chyba zawsze będę drugi, to nie fair - udawał smutnego, a ja go pacnęłam w łeb.
Damon
Pomyślałem w pierwszej chwili, że Kol ma na myśli Klausa, przez co zacząłem się martwić.
- Nigdy mnie nie pokonasz, miło jest być pierwszym - usłyszeliśmy, a chwile potem potem obok nas stał Elijaha, Luna pisnęła głośno i rzuciła się mu na szyje. A do mnie dotarło, że to nie Klausa lubi najbardziej tylko Elijahę. Oderwała się od niego i spojrzała na siostrę.
- The Vampire Diaries - powiedziała Luna z ekscytacją, na co Alex się rozpromieniła.
- Ale o co chodzi ? - spytałem patrząc jak wymieniają uśmiechy.
- My znamy wasze życie, chcecie zobaczyć nasze ? To znaczy zdjęcia itp i jeszcze przy okazji zobaczyć kawałek serialu, mam na komórce parę fragmentów - pomachała komórką z wielkim uśmiechem.
Wszyscy się zgodzili, poszliśmy do domu Eleny, który uważaliśmy za neutralne miejsce, Kol zanim przyszedł skoczył do domu po rzeczy, które kazała przynieść mu Luna. Usiedliśmy wygodnie w salonie i oglądaliśmy zdjęcia dziewczyn. Muszę przyznać, że Luna wyglądała uroczo jako mała psotna dziewczynka. A teraz oglądając słuchałem jak obie żywo opowiadają o swoim życiu, różne anegdoty, każde jej słowo zapamiętuje. Po takim maratonie zdjęć i opowiadań, przyszedł czas na fragmenty serialu. Luna podłączyła komórkę do Tv by lepiej widzieć. Nie mogłem na siebie patrzeć, to takie dziwne, ale mimo to patrzałem chciałem wiedzieć jak ona nas widziała zanim nas poznała.
Luna starannie wybierała fragmenty, które nie pokazują mojej złej strony, aż w końcu złapałem jej komórkę i włączyłem inne, bardziej mroczne fragmenty naszego życia. Dziwie jej się jak oglądając mogła mnie polubić, a co więcej pokochać. Po kilku godzinach wszyscy się rozeszli do domów, pierwotni zabrali Lunę i Alex, więc wracałem sam z braciszkiem.
- No to opowiadaj - spojrzałem na brata nie rozumiejąc, jednak już po chwili wiedziałem o co mu chodzi - oczywiście, jeśli chcesz - dodał patrząc w dal.
- Ehh... robię wszystko nie tak, chcę, żeby mi znowu zaufała, ale coś powiem nawet nie myśląc i zrobię to źle.
- Ona wie jaki jesteś...
- No właśnie, dlatego nie będzie już dobrze.
- Nie dałeś mi skończyć, Damon...ehh...wie jaki jesteś i dlatego wciąż daje ci szanse. A mówiąc wie jaki jesteś mam na myśli to, że jesteś w gorącej wodzie kąpany i impulsywny. Lunie na tobie zależy idioto - spojrzał na mnie - więc więcej wiary i spokoju, a wszystko się ułoży.
- Nigdy nie pomyślałbym, że dasz mi rady dotyczące kobiet - prychnąłem przez śmiech.
- Ja też nie, wierz mi - nie mogliśmy przestać się uśmiechać.
Rozmawialiśmy całą drogę, o wszystkim i o niczym, dawno tak szczerze ze sobą nie rozmawialiśmy.
Luna
Kolejnego dnia jak się obudziłam, nie zastałam nikogo w domu. Elijaha jak zwykle wybył w poszukiwaniu czegoś o moje legendzie, a Alex pojechała z Rebeccą na zakupy, Kol nawet nie wiem gdzie, ale zniknął. Zjadłam pomału śniadanie i usadowiłam się wygodnie na kanapie z książką w ręku. Po jakiś dwóch godzinach czytania, zamknęłam oczy i się wygodnie oparłam, po chwili poczułam na szyi czyjś dotyk. Otworzyłam oczy, a już po sekundzie przede mną siedział uśmiechnięty Klaus.
- Jane Austin, fantastycznie - mruknął czytając autora książki.
- No wiesz coś bardziej z głupot, tak to przeważnie czytam horrory np. Stephena Kinga, ale wystarczy mi ta sprawa z Aidenem i ta całą legendą.
- Nie martw się i pamiętaj, że moja oferta jest wciąż aktualna.
- Dzięki - mruknęłam nie wiedząc co powiedzieć, a on coraz bardziej się zbliżał, a ja oddalałam i tak w kółko, aż w końcu leżałam, a on górował nade mną.
- Klaus możesz przes... - nie dał mi do kończyć.
- Jesteś tak nie wyobrażalnie piękna - patrzałam w jego zielone tęczówki, czułam, że zaraz mnie pocałuje. Lubiłam go jako jego postać serialową, aktora, ale nic więcej nie czuje do niego i jestem tego pewna. Nim mnie pocałował odepchnęłam go tak nagle, że aż się tego nie spodziewał i upadł. Usiałam i pokręciłam głową, zanim zniknął zobaczyłam w jego oczach coś takiego jakby ktoś zabrał mu zabawkę. Chciałam zapomnieć jak najszybciej o tym co się przed chwilą stało, więc czytałam dalej.
Po kilku godzinach spotkałam się z siostrą i Damonem w parku. Mieliśmy zaplanowany taki piknik, słońce pięknie świeciło i ogrzewało. W powietrzu unosił się zapach drzew i waty cukrowej, było tak błogo, wspaniale, aż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje w Mistic. Usiedliśmy na kocu, przyglądałam się jak Damon wyciąga pyszności z koszyka.
- Dobra to mamy przekąski, coś słodkiego itd. to co najpierw? - mówił wyciągając.
- Słodkości - odpowiedziałyśmy razem na co się roześmiałyśmy. Rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się jakiś czas, aż w końcu Damon zauważył plac zabaw i siłownie nie daleko nas, zgodnie pomaszerowaliśmy w tamtym kierunku. Alex i Damon poszli w kierunku placu, a ja na siłownię. Ustałam obok sprzętu do podnoszenia ciężarków i już chciałam zawrócić do nich, ale odwracając się wpadłam na Damona, który miał cwany uśmiech.
- Wskakuj, pokaż co potrafisz - wyszczerzył zęby, a mi mina zrzedła.
- Chyba żartujesz - zrobiłam wielkie oczy.
- Ani trochę, dajesz - ręką wskazał na ciężary.
- A nie chcesz ty się wykazać - próbowałam go podejść - pokazać swoje seksowne mięśnie - uśmiechnęłam się uwodzicielsko i zatrzepotałam rzęsami.
- Nie działa, tani chwyt w stylu Kathrine - mruknął, momentalnie przestałam się uśmiechać - nie to miałem na myśli.
- Wiem, wiem - lekko się uśmiechnęłam - tylko nie chcę być jak ona.
- Nie jesteś - złapał mój podbródek ręką i uniósł moją twarz tak, że spojrzałam mu w oczy.
- Damon, kocham cię - wyglądał na zaskoczonego - chcę z tobą być, tylko z tobą.
- Też cię kocham, bardzo - uśmiechając się pocałował mnie delikatnie, jedną ręką trzymał za plecy a drugą złapał za moje biodro, początkowo delikatny pocałunek zmieniły się w bardziej namiętne, zachłanne, dłuższe. Gdy od siebie się oderwaliśmy, patrzeliśmy sobie w oczy, stykając się nosami.
- Mogę oficjalnie się nazywać twoim chłopakiem ? - nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Tak - krótkie jedno słowo wywołuje tyle szczęścia, że aż Damon obsypał mnie pocałunkami.
- Dobra miałeś wyciskać ciężary - obróciłam się na pięcie.
- A nie ty? - złapałam większy oddech, gdy mnie złapał z zaskoczenia w pasie.
- No co ty, ja i ciężary? Coś ci się pomieszało. To jak zestawienie Kubuś Puchatek na wojnie.
Zaczął podnosić ciężary, a ja zaczęłam go dopingować. Miał strasznie dużo siły, no w końcu jest wampirem. Po kilku minutach siedzieliśmy na ławce, z daleka widziałam jak Alex rozmawia z jakimiś dziewczynami. Spojrzałam w drugą stronę i zauważyłam dziwnie ubranych ludzi, wyglądali jak za czasów starożytnego Egiptu, jeden z nich miał długi miecz i stał nad drugim mężczyzną, który klęczał, jakby nie miał siły. Nagle ten z mieczem zrobił zamach i ściął drugiemu głowę, nie mogłam na to patrzeć, szybko odwróciłam wzrok z jękiem.
- Dobrze się czujesz? - doszedł mnie głos Damona, spojrzałam na niego, a potem na miejsce, gdzie widziałam tych mężczyzn, nie było ich tam. Czyżby mi się znowu coś przywidziało ? Chyba świruje, uspokoiłam oddech.
- Tak wszystko gra - odpowiedziałam już spokojnym głosem.
- Na pewno? - patrzył tak jakbym chciała go oszukać.
- Tak, to tylko lekki skurcz, wiesz jak to kobiety mają co miesiąc - pokiwał głową i już nie dociekał, chyba w to uwierzył. A co miałam mu innego powiedzieć, że mam chorą wyobraźnię. Nie wiem co to było i nie chcę więcej takich powtórek.
- Luna? - spojrzałam na niego - wprowadzisz się do mnie? ...znaczy wy do nas? - poprawił się zerkając na Alex, byłam tym zaskoczona.
- Chętnie, to która sypialnia moja? - zaczęłam dopytywać - bo u pierwotnych...
- U mnie...znaczy ze mną...oczywiście jeśli chcesz - widok Damona, który się miesza w tym co mówi jest bezcenny, dotknął mojego policzka i choć miał ją chłodną poczułam na policzku ciepło - chyba, że nie chcesz spać ze mną? - dodał z uśmiechem, a ja poczułam jak się rumienie.
- Nie...to znaczy chcę - roześmialiśmy się, tym razem ja się gubiłam - ale...
- Wiem, nie będziemy się z niczym śpieszyć.
- Przy tobie nie chcę czekać, nie potrafię się opanować - na to wyznanie dostrzegłam iskierki w jego oczach, nie wierzę, że to powiedziałam, a jednak to zrobiłam.
- Też nie potrafię się przy tobie opanować - przerwał ciszę i poczułam jak się rozluźniam.
Szliśmy tak przez park trzymając się za ręce, Alex została z jakimiś dziewczynami, chciało jej się poplotkować. Lekki wiatr ochładzał nasze ciała, gdy słońce tak prażyło cały dzień. Było tak przyjemnie, nie przypuszczałabym nigdy, że będę chodzić za ręce z ukochanym wampirem.
Wciąż jednak tęskniłam do domu, ale nie chciałam też zostawiać tego świata, a raczej Damona. On stał się częścią mojego życia, częścią mnie. Spoglądaliśmy na siebie co jakiś czas, pociągnęłam go w stronę wielkiej lodziarni. Jednak nim tam doszliśmy wpadliśmy na niespodziewanego gościa.
- Aiden... - szepnęłam, gdy do nas podszedł miał na sobie ciemną jeansową kurtkę z kołnierzem i trochę jaśniejsze spodnie.
- Hej, księżniczko - mówił dostojnym głosem - pewnie masz teraz mnóstwo myśli po naszej ostatniej nocy, prawda? - czułam jak Damon się napina, nie jest dobrze, nie powiedziałam mu nic o tym.
- Czego chcesz? - powiedziałam wysuwając się lekko do przodu jednak Damon pociągnął mnie z powrotem.
- Nie ładnie już drugi raz tak pytasz i to takim tonem, przecież nic nie zrobiłem - pokręcił ze śmiechem głową.
- Tylko chciałeś nas zabić - odezwał się w końcu Damon i tak wymienili ze sobą groźne spojrzenia.
- Zrobię wszystko by dostać to czego chcę - zrobił krok w przód, mówiąc to patrzył na mnie, czułam dosłownie jak krew się gotuje w Damonie.
- Nawet o tym nie myśl - burknął mój ukochany, trzymając mnie mocno, na co Aiden tylko się zaśmiał i zniknął.
- Spotkałam go wczoraj w nocy, jak wyszłam na spacer - jego wzrok mnie palił.
- A jakby coś ci zrobił?! - słyszałam w jego głosie zarówno troskę jak i zdenerwowanie.
- Ale nie zrobił, nie wiem czemu... - zawahałam się czy mówić mu o wszystkim - wracajmy do domu.
Pocałowałam go i tak powoli wracaliśmy do domu, zabraliśmy Alex z pobliskiej kawiarni. Nie chciałam jeszcze mówić Damonowi o dziwnej rozmowie z Aidenem i tych całych wizjach. Po takim całym dniu byłam wykończona, spędziliśmy razem piękne chwile. Tego mi trzeba było, Damon odprowadził mnie, całą drogę sobie dokuczaliśmy i się wygłupialiśmy. Alex nie chciała siedzieć w domu, rzuciła mi tylko, że chce spędzić czas z dziewczynami, które poznała. Bałam się o nią, ale jakbym jej nie pozwoliła to by się i tak wymknęła. Z resztą postawiła na swoim i powiedziała twardo, że się z nimi już umówiła. Z Damonem było tak cudownie, że się nie chciało kończyć tych wygłupów, gdy weszłam do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko.
Aiden
Odchodząc od nich, zacząłem obserwować ich z daleka. Wyglądała na szczęśliwą, bardzo szczęśliwą. Chyba nigdy nie widziałem jej w takim nastroju, uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Ciesz się, tym co masz - szepnąłem spoglądając na jej roześmiane oczy, włosy, które wirowały razem z nią, gdy się obracała, a jej śmiech dźwięczał donośnie wokół. Zamknąłem oczy przypominając sobie czasy młodości, gdy uczyłem się magii, zdobywałem wiedzę. Świat był wtedy inny, bardzo inny, usiadłem na gałęzi pobliskiego drzewa .Spojrzałem na palec, na którym miałem zielony połyskujący sygnet.
- Dziękuje ci za niego...Kamień Nilu... - wzdychnąłem patrząc na oddalającą się Lunę i Damona.
Nie długo wszystko miało się zmienić, taka kolej rzeczy, nadchodzi nieuniknione. Muszę być gotowy, zebrać siły, spojrzałem w niebo i zobaczyłem kolejny znak, chmury przybrały kształt czaszki...prychnąłem, czy zawsze to musi być czaszka...
W oddali
Nie tylko Aiden obserwował tą dwójkę, drugą osobą była Katherine, która nie lubiła jak ktoś przestawał się nią interesować. Miała szczególną słabość do braci Salvatore. Mimo, że to Stefana kochała, Damona nie mogła sobie odpuścić, chciała by obaj nadal ją ubóstwiali. Wiedziała, że to co się zbliża, to co miało się stać, sprawi, że Damon straci Lunę, więc będzie miała drogę wolną.
- Mówiłam, że będziesz żałować - szepnęła przyglądając się im obojgu.
Zawróciła się w drogę powrotną do swojego mieszkania. Idąc tak wpadła na mężczyznę, który wywoływał u niej spore napięcie i zdenerwowanie. On tylko przez chwilę na nią popatrzył i zniknął w białych oparach dymu, zostawiając ją całą poddenerwowaną.
Luna
Tego wieczoru byłam kompletnie sama w domu, cisza panowała dosłownie wszędzie. Leżąc na łóżku patrzyłam w stronę okna, wyobrażając sobie kruka, którego kontroluje Damon. Tak bardzo go pragnęłam każdą cząstką siebie, ale dlaczego on na mnie zwrócił uwagę. To jest co najmniej śmieszne, wręcz nie możliwe. Moje rozmyślania przerwał szmer dochodzący z wnętrza szafy, usiadłam pomału na łóżku. Nasłuchiwałam uważnie, jednak nic nie słyszałam, żadnego szmeru. Może mi się wydawało, usiadłam tak, że moje stopy wylądowały na miękkim dywanie przy łóżku. Wyciągnęłam rękę w kierunku komody by złapać komórkę, jednak po chwili zatrzymałam ją w powietrzu słysząc ciche dźwięki wydobywające się z szafy. Obróciłam głowę w prawo patrząc na szafę wytężonym wzrokiem. Złapałam dwa głębokie wdechy, wstałam poruszając się jak najciszej i ustałam na przeciwko swojej szafy.
Pomyślałam o mocy, żeby zaczęła się zbierać we mnie, nie wiem jak to ująć inaczej, ale poczułam impulsy przechodzące przez moje ciało do ręki, niczym elektryczne wyładowania. Tą dłoń wyciągnęłam prosto przed siebie, natomiast drugą trzymałam przy swoim boku i tylko kiwnęłam palcem. Drzwi szafy otworzyły się z lekkim oporem, byłam gotowa do walki, z każdą sekundą moje serce waliło jeszcze mocniej niż wcześniej. Moim oczom ukazało się...wnętrze szafy?... to nie możliwe, nie było nic poza ubraniami. Powoli opuściłam dłoń, nic się nie stało, niczego tam nie było. Może to jakaś mysz albo nie wiem co. Zbliżyłam się do szafy chcąc ją zamknąć. Rzuciłam okiem do środka, zwykłe wnętrze wypełnione ubraniami. Blee, strasznie cuchnęło, chyba muszę wziąć się za pranie. Sięgnęłam ręką by chwycić jeansy z górnej półki, jednak gdy ich dotknęłam poczułam coś lepkiego na nich. Z uczuciem obrzydzenia pociągnęłam je i spadły na podłogę. Były całe lepkie w jakimś śluzie, który okropnie cuchnął. Poczułam na swojej ręce coś mokrego, oślizgłego od tego przeszedł mnie dreszcz. Obróciłam głowę z krzykiem, ujrzałam dziwną galaretowatą postać, podobną do mumii. Próbowałam się wyrwać, lecz na próżno, w tamtej chwili byłam tak przerażona, że nie mogłam użyć magii. Śmierdziało od niego tak bardzo, że zaczęłam mieć odruch wymiotny, zakręciło mi się w głowie, a on zaczął mnie ciągnąć w głąb szafy.
- Puszczaj!!! - krzyczałam, lecz to nic nie dało. Czułam jak moje ciało zapada się w ciemność. Zdałam sobie sprawę, że to już koniec. Wystarczyło parę sekund i ten dziwny stwór wciągnął mnie do ciemności...
Alex
Odkąd zobaczyłam Lunę używającą magii myślałam, że to jakiś żart. To było tak nieprawdopodobne, że mój rozsądek mówił to pewnie kolejny sen. Jednak coraz bardziej wiem, że to wszystko jest jednak prawdziwe. A bycie w serialu wręcz niesamowite. Spotkałam kilka dziewczyn ze szkoły w Mistic Falls High School, właśnie zmierzam na spotkanie z nimi. Kątem oka zauważyłam jak ktoś mi się przygląda po drugiej stronie ulicy, spojrzałam na niego, był wysoki i miał dość ciemne włosy. Nie patrzył na mnie, ale dosłownie czułam, że idzie razem ze mną. Zatrzymałam się i udałam, że szukam czegoś w torebce, podnosząc wzrok nie zauważyłam go. Zniknął. Szłam dalej prosto, rozmyślając o tym czy nie wrócić się z powrotem. Potem przeszłam na drugą stronę, gdzie była kawiarnia, w której miałam się spotkać z dziewczynami. Jednak nim weszłam do środka, ktoś zagrodził mi przejście. To był facet, który szedł drugą stroną ulicy.
- Tak ?? Mogę w czymś pomóc? - spytałam będąc ostrożną i wciąż gotową do ucieczki. Teraz naprawdę przydadzą się sztuki walki. Typ na mnie dalej patrzył tymi ciemnymi jak mrok oczami.
- Skąd jesteś? - spytał dość mocnym wyrazistym głosem. Coraz bardziej się go bałam. To jest przerażające, może świruje, on spytał przecież tylko skąd jestem a nie jak chce zostać zabita. Nim zdążyłam wymyślić sensowną odpowiedź, przerwał mi jakiś facet. Dopiero jak stanął obok zobaczyłam, że to Aiden.
- Mamy do pogadania. - wypowiedział te słowa zimno do mężczyzny o ciemnych oczach. Ten tylko na niego spojrzał, w tym wzroku nie było nic, ani złości ani czegoś wesołego, zupełnie pusty wzrok. Skorzystałam z tego, że na mnie zwracali uwagi i przemknęłam się do środka kawiarni. Przywitałam się z dziewczynami nadając swojej twarzy uśmiech, jednak był to sztuczny uśmiech. Przez całe spotkanie nie mogłam wyrzucić z głowy tego co widziałam. Kim jest ten typ? I co wspólnego ma z nim Aiden?
Luna
Gdy otworzyłam oczy od razu usiadłam łapiąc większy oddech. Nie wiem gdzie byłam, jakieś ciemne pomieszczenie wyglądające jak lochy. Wnętrze oświetlały liczne świece, które robiły jeszcze bardziej przerażający widok. To raczej nie może być kolejna wizja. Zeszłam z jakiegoś ozdobionego szezlongu stojąc po środku pomieszczenia. Rozejrzałam się i zrobiłam krok do przodu i nagle ktoś wszedł. Mężczyzna stał kilka kroków ode mnie wpatrując się we mnie intensywnie.
- Nareszcie - szepnął na co zmarszczyłam brwi - tyle czasu czekałem.
Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, wyciągnęłam rękę gotowa do walki. On jednak się nie poruszył, zrobił krok w tył wciąż na mnie patrząc.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam zamykając oczy. W tym momencie chciałam wrócić do domu, poczułam dziwny wstrząs ciałem i ogarniające zimno. Czułam się jakbym właśnie umierała.
Otworzyłam oczy po raz kolejny, przekręciłam głowę na bok i zdałam sobie sprawę, że jestem w swoim pokoju na łóżku. Usiadłam rozglądając się, szafa była zamknięta, a na podłodze nie było spodni. Przyciągnęłam do siebie kolana, z przerażeniem zerkałam na wszystkie strony. Co to było?
Nie miałam pojęcia co się właśnie przed chwilą zdarzyło, czy ja miałam zwykły koszmar wywołany tym co się dzieje? Usłyszałam odgłos otrzymanego sms-a, sięgnęłam po komórkę, nim jednak otworzyłam zawartość wiadomości, spojrzałam na zegarek. Minęła godzina, więc przez jakąś godzinę miałam ten sen, o ile to był sen. Chciałam jak najszybciej zapomnieć to co się wydarzyło, powoli wystukiwałam kolejne litery na telefonie, skupiając się w pełni na treści wiadomości.
Damon
D - śpisz?
L - Nie, a co?
D - tęsknie <3
L - Głupek, ja też >3
D - Chyba coś ci nie wyszło :P
L - Spadaj : P bo więcej nie będę pisać
D - A ty co ? Focha masz? :)
L - Tak mam :P
D - No przestań, bo cię nie wycałuje :P
L - Nie chcę tego
D - Wiem, bo pragniesz :) :P
L - Wariat : ) dlatego cię kocham
D - Może się przejdziemy?
L - Taki nocny spacer? Czemu nie :)
D - Ze mną nie masz się czego bać, poczekaj przy domie pierwotnych zaraz tam będę :*
L - Jasne, mój rycerzu :) :P
D - Jeśli to było z irytacją to lepiej na mnie uważaj : )
Nie dostałem już kolejnej odpowiedzi, czyli było z irytacją. Nie doczekanie jej, zobaczy jak to jest jak się żartuje z wampira. Nie mogłem przestać się uśmiechać jak głupi, po niecałych pięciu minutach byłem niedaleko domu, gdzie mieliśmy się spotkać. Zobaczyłem ją jak idzie i przyspieszyłem.
- Miałaś zaczekać - mówiłem to z wyrzutem - a jakby coś ci się stało, albo ten Aiden... - przerwała mi całując.
- Mam też swoją moc, poza tym, on się jakoś nie pokazuje - wyglądała jeszcze piękniej niż ostatnio, ok zaczynam wariować.
- A to oznacza, że coś szykuje i musimy uważać, coś mi mówi, że nie będzie już więcej tak spokojnie.
- Przestań już się martwić, wiesz co...to jak potajemne schadzki przed rodzicami - zaśmiała się i przyciągnąłem ją bliżej siebie idąc tak drogą. Cały czas czułem, że jest lekko spięta i coś ją trapi, ale szybko zaczęła zmieniać temat, cokolwiek to było to nie chciała o tym rozmawiać. Dam jej teraz spokój, ale nie zostawię jej z tym samej, cokolwiek to jest.
- To znaczy przed Stefciem i Elijahą, no w sumie prawda - przytaknąłem czując się najszczęśliwszą osobą na ziemi.
- Opowiesz mi więcej o sobie - splotła moje palce ze swoimi.
- Przecież oglądałaś to wiesz - zdziwiłem się.
- Ale chcę wiedzieć co czułeś ty, nie chce jakiegoś serialu chcę ciebie - powiedziała ściskając mnie mocniej.
Opowiadałem jej o swoim dawnym życiu w zabawny sposób, dzięki temu uśmiech jej nie schodził z twarzy. Przegadaliśmy tak o wszystkim północy, siedzieliśmy pod drzewem wtuleni w siebie, patrząc w ciszy na jeziorko, okryłem ją kurtką czując jej chłodne ciało.
- Damon? - spojrzałem na nią, gdy mówiła sennie - wiesz o tym, że tylko ciebie kocham, Klaus... może i go lubiłam w jakiś sposób, ale to zawsze będziesz ty, zawsze, nie chcę nikogo innego.
- Po raz pierwszy to słyszę, zawsze to szło ,,to zawsze będzie Stefan'' - objąłem ją i przygarnąłem do siebie, znalazłem swój raj na ziemi.
- Dla mnie to będziesz zawsze i tylko ty - przymykała już powieki nie mogąc wytrzymać.
- Może cię odprowadzę... - zacząłem lecz mi przerwała.
- Nie chcę, chcę zostać z tobą - złapałem ją na ręce, a ona już zasnęła. Postanowiłem zanieść ją do siebie, w wampirzym tempie się tam znaleźliśmy. Otworzyłem drzwi lekkim kopniakiem by jej nie obudzić, położyłem ją tak w łóżku kładąc się obok niej. Wciąż patrzyłem na jej anielską twarz, jak spała, powoli również zapadałem w sen, bardzo dziwny sen...
Widziałem w oddali las, po drugiej stronie wielką budowlę, zmarszczyłem brwi. Stałem na polanie było bardzo gorąco, żadnego wiatru, szedłem dalej przed siebie i nagle zobaczyłem grupę ludzi, a na ich czele stała kobieta, było widać, że jest najważniejsza, odwróciła się w moim kierunku, nie możliwe...Luna, ruszyłem w jej kierunku.
- Jego chcę żywego, sama go zabije... - mówiła jak nie ona, czuć było od niej złą energię. Krzyczałem do niej lecz mnie nie słyszała, sceneria się zmieniła odrobinę, byłem na wielkim placu otoczonym murami, Luna walczyła z jakimiś ludźmi, zabijała z zimną krwią, po jej twarzy spływała ciemna gęsta ciecz, była jak w transie, to nie moja Luna, to nie jest prawdziwe, złapałem się za głowę czując kolejny skurcz...
Tym razem stałem w ogrodzie, a Luna szła w moim kierunku...
- To nie jesteś ty - szepnąłem przyglądając się jej
- Taka jestem...to ja...druga moja strona...ciemna strona... - powiedziała i się obraz zamazał...
Za oknem wśród drzew można było zobaczyć mężczyznę, który z uśmiechem przygląda się śpiącemu Damonowi. Poprawił się trzymając się za kolano, głęboko wciągnął powietrze do ust.
- No chyba wystarczy tej zabawy - mruknął i machnął ręką dając Damonowi spokojny sen. Ustał na gałęzi z gracją i niesamowitą lekkością. Spojrzał jeszcze raz za okno, pokręcił głową i zeskoczył z drzewa. Ruszył przed siebie, nie rozglądając się, znikając w mroku...