niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 12


       Witajcie kolejny rozdział przed wami. Trochę mi czasu zajęło napisanie go, ale w końcu jest, Ludzie mam prośbę, jeśli komuś się nie podoba, to w jaki sposób piszę albo kontynuuje opowiadanie, to niech nie czyta tego po prostu. Mam nadzieje, że mi weny nie zabraknie. No to co, miłego czytania ;)  Kolejny pojawi się w ciągu dwóch tygodni albo szybciej. Czuje, że ten rozdział mi nie wyszedł, może nie w całości, ale czuje jakbym zrobiła coś, nie wiem jak to ująć. Mam nadzieję, że się chociaż wam podoba. Następny rozdział, chce zrobić bardziej nie przewidywalny i taki, żeby się dużo działo. Nie wiem czy mi się uda, ale spróbuje.

                                 ``````````````````````````````````````

                Luna


   Obudziłam się i spojrzałam na Damona, nie spał i się mi przyglądał w skupieniu. Czułam ciepło i bezpieczeństwo to co w tej chwili potrzebowałam. Damon ten co poznałam na początku, a ten co jest teraz ze mną, to dwie różne osoby. Zmienił się, to znaczy zaczął mi ufać, a ja jemu. Od nowa, nie chcę, żeby to się skończyło, boje się, że jednak tak się stanie.
- Dzień dobry, królewno - powiedział bawiąc się moimi włosami.
- Dzień dobry. - musnęłam jego usta delikatnie, aż poczułam łaskotanie w brzuchu.
- Najlepszy pocałunek w moim życiu - zaśmiałam się i usiadłam na nim okrakiem, zbliżyłam swoją twarz do niego.
- Chyba nie życiu, trochę się postaraj, a sprawię, że będą jeszcze lepsze. - ugryzłam jego wargę, poczułam jego dreszcze i przyspieszony oddech. W wampirzym tempie obrócił nas tak, że leżałam pod nim.
- To muszę się bardziej starać - mówiąc to zaczął całować moją szyję, aż zaczęłam mruczeć.
- Stefan?
- W szkole. - odpowiedział między pocałunkami mrucząc, powoli podnosił moją bluzkę, a ja go lekko odepchnęłam.
- Prze...
- Nie przepraszaj, chcę tego bardzo, teraz, ale... chcesz żebym też czerpała z tego pełną przyjemność? - pokiwał głową - To daj mi coś zjeść. - popatrzył na mnie, a chwilę potem się zaśmiał.
- Zapomniałem wybacz. - powiedział skruszony - Zaraz wyjdzie, że tylko o jednym myślę.
- Bo tak jest. - zrobił minę jakby chciał mnie zjeść, na co się jeszcze bardziej roześmiałam.
   Rozmawialiśmy tak w kuchni, całkowicie zapominając o wszystkim innym. Przy nikim nie czułam się jak przy nim, on jest wyjątkowy. Czasami wciąż nie mogę uwierzyć, że tu trafiłam i jestem ze swoim ulubionym wampirem, który usiłował pokroić pomidora jak szef kuchni, ale zamiast tego pryskał sokiem na wszystkie strony. Próbowałam zdusić śmiech jednak mi to nie wychodziło, a ukochany patrzy na mnie z morderczą miną, drugi raz dziś, więc lepiej będę ostrożna przy nim, bo jeszcze się na mnie rzuci. Upiłam łyk kawy skupiając wzrok na leżącej obok gazecie, a potem znów na niego spojrzałam.
- Muszę iść. - zrobił minę smutnego psiaczka, co łamało mi serce - no przecież wrócę...kiedyś. - wystawiłam mu język.
- Mam nadzieję, jak nie to sam cię znajdę i przyciągnę tutaj. - pocałował mnie mocno na pożegnanie. Wyszłam i powoli szłam ulicą, znowu poczułam to ukłucie w głowie. Chyba się do tego nigdy nie przyzwyczaję, usiadłam obok pobliskiego drzewa i czekałam, aż znowu zemdleje. Jednak tak się nie stało, ukucie przeszło, ale postanowiłam trochę odpocząć.

- Wasza Wysokość - dobiegł mnie czyjś głos po prawej stronie , obróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Nelopisa, tylko miał na sobie jakiś kożuch. Jest ponad 28 stopni, a on ma na sobie kożuch, pokręciłam głową i wstałam, a on natychmiast się ukłonił.
- Nelopisie co się stało? - spytałam podchodząc , a on zaczął się rozmazywać.
- Uważaj na siebie...ojciec...armia się zbliża...chce ciebie zabić... - słyszałam tylko jego pojedyncze urywane słowa, nie miało to sensu.

     Zniknął zostawiając mnie samą z różnymi myślami. Z tego zrozumiałam, że ojciec - faraon mnie ściga swoją armią, ale dalej nie rozumiem dlaczego, z jakiego powodu, on miałby mnie zabić. Znaczy nie mnie, a Rosalie. Zobaczyłam na drzewie coś błyszczącego, powoli do niego podeszłam i zobaczyłam wiszącą na nim tabliczkę przedstawiającą bogów. To nie ma sensu, czemu to jest tutaj na tym drzewie, obróciłam się i zerknęłam na przechodniów i znowu na tą tabliczkę. Dotknęłam jej łapiąc głębsze oddechy, zaświeciła się tak jasnym światłem, że nie widziałam zupełnie nic. Trwało to kilka sekund i przestało, wciąż patrzyłam na tabliczkę i się odsunęłam.

- Hurren słyszysz mnie? - dobiegł mnie głos jakiejś kobiety za plecami, odwróciłam się, byłam znowu w starożytnym Egipcie. Stałam po środku wielkiego pokoju, chyba sypialni, a kobieta siedziała na brzegu łóżka i na mnie patrzyła z...z miłością.
- Może się w końcu położysz? Dałaś dziś bardzo w kość ojcu, psotnico. - nie rozumiałam jej wcale, obok łóżka stało wielkie lustro. Spojrzałam w nie, gdy zerknęłam na swoje odbicie odskoczyłam odruchowo..to nie było moje odbicie...ok to byłam ja...ale miałam jakieś dziesięć lat.
- Nie jesteś, aż tak straszna. - powiedziała, dopiero  się jej przyjrzałam..miała na sobie białą suknie z niebieską przepaską i wiele wiele złotych ozdób, bransolet i naszyjników.
- Mamo? - szepnęłam, a ona pokiwała głową, czyli to żona faraona - nic, nic.
Złapała mnie na ręce i ułożyła w łóżku, dałam się jej ululać, dziwnie się czułam, ale nie wiedziałam co mam zrobić. Opowiadała mi jakąś bajkę, prawie jej nie słuchałam, tylko się jej przyglądałam...
   ...po chwili wszystko się zamazało...poczułam znajomy skurcz i znowu stałam przed drzewem, ale nie było już na nim tej tabliczki. Wciąż rozmyślając o tym, co widziałam szłam dalej, zaczęłam nucić melodie pod nosem, żeby się uspokoić, dokładnie tą melodię, co nuciła żona farona.

     Usłyszałam za sobą podobny gwizd, odwróciłam się i zobaczyłam nikogo innego jak Aidena, miał włosy w totalnym nie ładzie. Rozpiętą jasną koszulę i ciemne jeansy, idealnie ten strój pasował do jego wyglądu.
-  Co tym razem? - rozłożyłam ręce pytając, a on podszedł z uśmiechem, czułam w jakiś sposób, że wcale nie chce mnie atakować.
- Nic...musi coś być? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami - Mamy piękny dzień, nieprawdaż? - ciągnął dalej  i szedł obok mnie. Szliśmy tak przez chwilę w milczeniu, aż w końcu skręciliśmy na wielki plac z rzeźbami.
- Podoba ci się starożytny Egipt, Hurren? - to pytanie wytrąciło mnie z równowagi, aż się zatrzymałam.
- Skąd wiesz o moich wizjach? - odwrócił się do mnie, a w jego oczach zauważyłam błysk - To twoja sprawka, ty mi dajesz te chore wizje. - podeszłam bliżej niego z tęgą miną.
- Nie są wcale chore...to twoje życie, a raczej poprzednie wcielenie...Rosalie, Hurren, Luna... - wyliczał kolejno na palcach - to nie które z wcieleń... - dokończył patrząc w niebo.
- Jestem tylko Luną ! Nie jestem, żadną inną z tych co wymieniłeś. - znowu na mnie spojrzał.
- Nie masz wrażenia, że mnie znasz? - spytał, a gdy zobaczył, że moja odpowiedź jest twierdząca uśmiechnął się.
- Znamy się...mam ponad 3,5 tysiąca lat...poznałem cię jako Hurren, egipską księżniczkę - ciągnął i usiadł na ławce - bladego pojęcia nie mam, ile miałaś wcieleń zanim cię poznałem.
- A po naszym spotkaniu? - usiadłam obok, przyglądając mu się.
- Wiele, zbyt wiele...by można było zliczyć, ale nie w każdym wcieleniu się znaliśmy...często, gdy się odradzałaś mijało sporo lat i umierałaś nim cię odnalazłem.
- W jaki sposób mnie szukałeś?
- Jestem czarnoksiężnikiem, mam swoje sposoby, by odnaleźć Klejnot Nilu...
- Zaraz, Stefan mówił, że chcesz klejnot, to chodziło ci o mnie? - przytaknął.
- Ale po co ci jestem potrzebna? - nie odpowiedział i odwrócił wzrok, przez chwilę panowała całkowita cisza.
- Muszę iść, a ty najpierw przetraw to, czego się dowiedziałaś, potem dowiesz się więcej. - powiedział wstając i znowu to się stało, czas się zatrzymał, samochody, ludzie, zwierzęta, wszystko się zatrzymało...spojrzałam znów w jego stronę, ale już go nie było. Czas znowu biegł swoim trybem, to jest tak niesamowite, że aż dopiero zauważyłam jak ponownie  wstrzymałam oddech. Chciałam jego się spytać o ten sen z szafą, ale było już za późno.

     Szłam rozglądając się dookoła, jest coraz dziwniej od kiedy tu przybyłam po raz drugi. Wszystko się zmienia, tak szybko, że już nie nadążam ze zmianami. Aiden miał rację potrzebuje chwili by to wszystko przetrawić, a potem mogę powiedzieć o wszystkim reszcie. Weszłam po cichu do domu pierwotnych, ale już w korytarzu dopadł mnie Kol.
- Gdzieś ty się włóczyła? - spytał grożąc palcem, jak ojciec, który przyłapał na czymś swoją córkę.
- Poszłam pobiegać? - bąknęłam szukając wymówki.
- Czyli biegałaś całą noc? - zrobiłam zdziwioną minę i spojrzałam w górę.
- Spoko jesteśmy tylko my, wiem, że byłaś u Damona, tylko jeśli on zrobi ci coś to... - objęłam go mocno.
- Wiem, wiem i on też... - kocham tego pacana, zawsze chciałam mieć brata, on byłby idealny.
- To może to opijemy! - krzyknął, gdy się od niego oderwałam.
- Ty tylko o jednym. - pokręciłam głową ze śmiechem.
- No co, chodź. - pociągnął mnie do grilla, gdzie siedzieliśmy i piliśmy zamówione drinki. Coraz więcej osób przychodziło do baru, a biedny Matt miał coraz więcej zamówień.
- To jak było? - spytał, a ja zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co pyta - no wiesz.
- Kol! - dopiero do mnie dotarło o co pyta - My tego nie robiliśmy, po drugie to nasza sprawa. - zarumieniłam się i upiłam łyk alkoholu.
- Ale zapytać zawsze mogę, ktoś jeszcze wie? - pokręciłam głową zaprzeczając - To jestem pierwszy jak fajnie - udawał głupka, nie...on nim zdecydowanie jest.
- Ja cię kiedyś zabije. - stuknęliśmy się szklankami i dalej rozmawialiśmy o głupotach.
    Po kilku godzinach spędzonych w towarzystwie Kola, poszłam z Bex i Alex na zakupy. Nie miałam własnych pieniędzy, Elijaha i Damon nie pytając mnie o zgodę wcisnęli mi swoje karty do torby. Nie umiem tak, chciałam je oddać, ale żaden nie chciał mnie słuchać. Jestem im wdzięczna, ale...dobra, koniec marudzenia, dali mi je, to skorzystam. Jakoś im wynagrodzę to, Damonowi to nawet wiem jak, zaśmiałam się, gdy wchodziłam do sklepu z bielizną. A dla Elijahy kupie jakiś garnitur i może jakieś skrzypce, nie jestem pewna, ale chyba coś było o tym w serialu. Alex poszła do tych dziewczyn co poznała je w tym świecie.

                Damon


    Po kilku godzinach usłyszałem przed domem głosy, wyszedłem zaciekawiony na zewnątrz. Była cała grupa ( mój braciszek i jego dziewczyna, czarownica, barbie i wilczek ) w ogrodzie. W tle leciała jakaś piosenka, która mnie nudziła. Niestety ja i mój braciszek mamy inny gust, no tylko do kobiet podobny. Dobrze, że nie startuje on do Luny, bo bym go od razu zabił.
- Co robicie? - rzuciłem do nich podchodząc powoli i zmieniłem płytę, na taką, która była bardziej w moim guście.
- Szykujemy dekoracje na szkolny bal. - powiedziała Elena siłując się z jedną z większych dekoracji
- Kolejny? - mówiłem dziwiąc się na ilość tych wszystkich bali.
- I tak cię to nie obchodzi. - bąknęła czarownica.
- Może wam pomóc? - spytałem.
- Nie trzeba. - ehh... jak mnie barbie czasem wkurza, przewróciłem oczami.
- Eleno? - spojrzała na mnie - pytam poważnie.
- Przydało by się trochę więcej styropianu, farba czerwona i jakieś wstążki - powiedziała po namyśle
- Ok, farba, styropian i wstążki...niedługo wracam... a i Stefan? - spojrzał na mnie - czy te twoje wiewiórki - zrobił wściekłą minę - nie będą złe na mnie jeśli też przejdę na twoją dietę? - wściekłość przeszła w zaskoczenie, czułem na sobie wzrok wszystkich zebranych.
- Żartujesz? - spytał uważnie mi się przyglądając, odkładając pędzel.
- Nie, mówię całkiem poważnie, oczywiście w weekendy będę pić ludzką krew, ale z woreczka, zero korzystania ludzi z przymusu. Ktoś musi mieć siłę na walkę z Aidenem, to jak, mogę liczyć na pomoc swojego brata? - po chwili milczenia i zaskoczenia odezwał się zgadzając - dziękuje.
- Ty dziękujesz? - usłyszałem za sobą głos blondi - Matko ktoś cię zaczarował.
- Ktoś go podmienił - czarownica też nie mogła się nadziwić, odchodząc słyszałem szepty i teorie, że niby chory jestem i umierający.
  Po godzinie byłem z powrotem i siedziałem razem z  nimi. Malowałem jedną z figur, cały czas rzucali mi dziwne spojrzenia. A ja cały czas się w duchu śmiałem, niezły ubaw, patrzą tak jakbym miał pomieszane w głowie, może i mam, ale przez kogo to tylko ja wiem.


                   Luna 

   Powiedziałam prawdę o tym kogo wybrałam dla pierwotnych i dla siostry, nie byli zaskoczeni. Nie wytrzymałam i poszłam do domu Salvatore, no teraz mogę już mówić do domu.  Usłyszałam odgłosy z ogrodu, więc tam powędrowałam i zobaczyłam całą paczkę, przy pracy, a co najlepsze Damona, który zawzięcie malował jakąś figurę.
- Hej wszystkim - powiedziałam zbliżając się, w powietrzu unosił się zapach farby
- Robimy dekoracje, przyłączysz się? - spytała mnie blondynka, ale nie zdążyłam odpowiedzieć bo już po chwili przede mną stał Damon, objął w pasie i pocałował, zupełnie zapomniałam o innych i oddałam go z pełnym zaangażowaniem.
- Strasznie długo nie wracałaś. - powiedział , gdy się od siebie oderwaliśmy
- Ej mówiłam, że wrócę, ale o której to nie mówiłam - uśmiechnął się, to najpiękniejszy widok na świecie, dopiero teraz usłyszałam muzykę , która leciała z radia.
- Myślałem, że góra dwie godziny, a to minęło znacznie więcej - rozłożył ręce marudząc.
- Byłam z tobą dużo czasu, wiec nie narzekaj - pstryknęłam go w nos.
- Ale mogę przynajmniej wiedzieć dokąd chodzi moja dziewczyna - zaakcentował wyraźnie słowo '' moja ''
- To wy jesteście razem? - spytała Caro.
- Tak od wczoraj - uprzedził mnie mówiąc z szerokim uśmiechem.
- To dlatego dziwnie się zachowujesz - wspomniała Bonnie co mnie zaciekawiło.
- I przechodzisz na zwierzęca krew - dodał Tyler, a to już mnie zszokowało.
- Damon, przecież wiesz, że kocham cie takiego jakim jesteś.
- Wiem, wiem, ale chce spróbować z resztą, nie w całości na zwierzęcą.
- Obiecaj, że jak nie wyjdzie, to nie będziesz się tym zadręczać. - złapał mnie za ręce.
- Obiecuje. - uśmiechnęłam się i usiedliśmy, Damon maznął pędzlem mi po nosie, roześmialiśmy się - Rudolf- mruknął, a po moim ciele przeszły dreszcze i podał mi pędzel.
- Powiedziałeś ludzi bez przymusu? - domyśliłam się o co mu chodziło, a on się uśmiechał znacząco - Osz ty- tym razem to ja go maznęłam.
- O co mu chodzi? - spytał zaciekawiony Stefan.
- Ludzi bez przymusu czyli mnie. - dopiero teraz zrozumieli podstęp Damona.
- No co, masz pyszną krew. - mruknął mrużąc oczy drapieżnie.
- Piłeś jej krew? - czułam, że ktoś o to spyta.
- To był wypadek... - odpowiedziałam szybko, może za szybko.
- Nie, to nie był wypadek o mało cie nie zabiłem.
- Ale żyje i było to dawno. - próbowałam jakoś zmienić temat.
- Ale nie powinienem...
- Jeśli dalej będziesz o tym gadać, to się do ciebie nie wprowadzę. - pocałowałam go szybko i zajęłam się malowaniem. Damon zaproponował, że przyniesie coś do picia wszystkim, a po chwili  zniknął dość szybko, muszę się w końcu do tego przyzwyczaić.
- Zmienił się, dzięki tobie. - Elena mówiła dość skupiona na tym co robi
- To niedługo się zmieni i wróci do siebie. - mruknęłam też zajmując się figurką.
- Czemu tak mówisz?
- Bo go znam, długo tak nie pociągnie, ok może i da, ale znów będzie irytujący i upierdliwy  jak kołek w tyłku, ale za to go kocham.
- Miło to słyszeć. - szepnął wchodząc z tacą , którą postawił  i podał mi szklankę.
- Jesteś całkiem niezła, to może w końcu mnie namalujesz? - chciałam już coś powiedzieć, ale wyprzedziła mnie moja siostrzyczka, która przyszła.
- U nas w domu, ciągle cie rysuje - zarumieniłam się - bez ustanie w kółko, a na ścianach wiszą twoje plakaty - usiadła, a ja poczułam, że teraz naprawdę jestem czerwona jak burak.
- Wcale nie żartowałaś jak mówiłaś, że mnie kochasz jeszcze przed poznaniem. - patrzył z szerokim uśmiechem
- Możemy zmienić temat? - tylko tyle udało mi się powiedzieć.
- Czemu, co jeszcze? - spojrzał na Alex.
- Tylko coś powiedz . - bąknęłam, a wszyscy chichotali z tej sytuacji.
- Cały czas o tobie mówi, jak to szło - zamyśliła się - twoje oczy są jak ocean, w którym tonie, uwielbia twój uśmiech i sarkastyczne odzywki, twój styl poruszania się, śmiech, to że zrobisz wszystko dla osób które kochasz, a  jak zobaczyła twoje nagie... - nie skończyła, bo magią oblałam ją lemoniadą. Damon parsknął śmiechem, potem nikt już nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Ok, ale co nagie? - dopytywał się Damon.
- Chciałbyś wiedzieć? - spojrzałam mu w oczy.
- Jasne, że tak, a może zrobimy eksperyment? - udawał, że chce ściągnąć koszulkę.
- Boże nie... - jęknęłam
  Po jakimś czasie skończyliśmy malować figurki, poszliśmy z Eleną i Stefanem z Alex do salonu i siedzieliśmy gadając. Usiadłam w fotelu, a obok mnie bardzo blisko usiadł Damon, teraz nie odstępował mnie na krok. Był jak mój cień, zawsze gotowy, żeby mnie chronić.
- To kiedy ten bal? - spytałam zaciekawiona
- Za trzy dni, lata 60 dzieci kwiaty - mówiła entuzjastycznie Elena, a mnie się przypomniał fragment z serialu z balu lat 60.
- Dzieci śmieci. - powiedziałam w tym samym momencie co Alex.
  Rozmawialiśmy tak o dekoracjach i całym planie, słuchałam jak Elena i Alex obmyślają plan, ja już nie miałam pomysłów, Damon chyba się znudził bo złapał mnie za kolano i drażnił swoim dotykiem.
- Przestań - szepnęłam
- Ale co? - spytał z mina niewiniątka.
- Ty dobrze wiesz co. - skierował swoją dłoń wyżej, nie no...to za wiele...specjalnie tak robi, bym chciała się na niego rzucić.
- Dobra, to jutro wam pomogę, a teraz wracamy. - wstałam, nie wytrzymując dłużej pod dotykiem Damona.
- Że co, miałaś tu zostać. - patrzył z wyrzutami
- Chyba muszę iść po swoje rzeczy, prawda? - Elena się zaśmiała, a Damon odetchnął z ulgą.
- Dobra, już nic nie mówię - powiedział z lekkim uśmiechem, pocałowałam go szybko i wyszliśmy.


                     Rezydencja Mikelson


   Alex pakuje swoje rzeczy w swoim pokoju, a ja w swoim, tylko że u mnie Kol rozwalił się na łóżku. Bawił się moim misiem, którego najbardziej lubiłam, bo dostałam go od Damona. Zaczął nucić jakąś melodię, a ja zaczęłam rzucać rzeczy z szafy na łóżko.
- Będę tęsknić. - pociągnął nosem, zamachał łapką misia.
- I tak dalej będę z tobą piła, a poza tym miałeś lecieć. - popatrzałam na niego, od kilku minut coś plótł, że musi gdzieś iść.
- Ale jesteś gościnna, wyganiasz mnie z mojego domu. - wstał zostawiając misia przy torbie.
- Przecież nie robię tego. - rzuciłam w niego bluzką.
- Wiem, wiem, ok, to na razie - pocałował mnie w czoło.
  Po chwili zniknął zostawiając mnie samą, dziwnie się czuje tak wyprowadzając jakbym wyjeżdżała gdzieś daleko, usłyszałam zamkniecie drzwi.
- Naprawdę już spadaj. - mruknęłam, złapał mnie za talie, a ja się roześmiałam.
- Piękny masz śmiech. - ale to nie był Kol, odwróciłam się.
- Klaus... - szepnęłam.
- Mam wszystko czego mi trzeba, wyjeżdżam...przemyślałaś moja propozycje? - spojrzałam w  jego zielone tęczówki, w których dostrzegłam błysk.
- Tak jakby, wybacz, ale zostaje. - odsunęłam się od niego.
- Wiedziałem...tylko miałem jednak nadzieje, że nie będę musiał tego robić... - nie rozumiałam co on miał na myśli. Patrzałam na niego zdezorientowana, on tylko głęboko wzdychnął i po chwili się na mnie rzucił. Tego się zupełnie nie spodziewałam, przycisnął mnie za gardło do ściany, tak że ledwo łapałam oddech. Wzrokiem zauważyłam na komodzie ostry  nóż, wyciągnęłam po niego rękę, ciągle patrząc na Klausa złapałam w końcu nóż i wbiłam go w jego brzuch. Był równie zaskoczony co ja wcześniej. Odepchnęłam go od siebie magią na drugi koniec pokoju. Pokazał swoje kły.
- Ty cały czas udawałeś, prawda? - dopiero do mnie dotarło. Zaczęłam kojarzyć wszystkie fakty, jego uprzejmość, przecież on taki nie jest na co dzień.
- Po co miałabyś być mi potrzebna - udał, że się zastanawia - no chyba nie myślałaś, że zmienię się dla ciebie...ale ty naiwna jesteś, gdyby nie Salvatore to byś mi uwierzyła we wszystko - prychnął wstając.
- Od początku wiedziałeś kim jestem?! Dlatego udawałeś, to wszystko było tylko pieprzoną grą, żebym stanęła po twojej stronie i żebyś mógł korzystać z mojej magii! - teraz wszystko nabierało sensu. Jak mogłam mu wierzyć, jestem idiotką.
- Oczywiście, że tak. Od dnia jak się pojawiłaś w miasteczku coś podejrzewałem. Widzisz, mam ponad tysiąc lat i w ciągu tego czasu natknąłem się na pewną czarownicę, która bredziła bez sensu o jakieś Rosalie. Powiedziała mi również jak ją odróżnić, nie bez powodu noszę ten sygnet. - pokazał na swoją prawą rękę, na której lśnił zielony pierścień - ona dała mi go, świeci jaskrawym zielonym kolorem, gdy osoba włada potężną magią, a na złoto...jeszcze nigdy nie świecił, dopiero przy tobie. Właśnie dlatego przekonałem się, że stara wiedźma nie kłamała. A teraz lepiej będzie jak się zgodzisz na współpracę, bo inaczej pożałujesz.
- Nigdy, nie mam zamiaru! - krzyknęłam i wyciągnęłam szybko rękę wymawiając zaklęcie, jednak on zniknął nim moja magia go trafiła. Rozejrzałam się z bijącym sercem po pokoju, wyjrzałam przez okno, nic ani śladu. Zajrzałam do pokoju Alex, która się pakowała dalej słuchając muzyki.
- Coś się stało? - spytała widząc moją minę, pokręciłam tylko głową zaprzeczając. Rzuciłam okiem na jej pokój i ze spokojem poszłam dalej się pakować.

   Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem Salvatore. Damon jak tylko nas zobaczył wystrzelił przed dom i złapał nasze bagaże, wskazał nam pokoje, a potem otwierając naszą sypialnie miał drapieżny uśmiech.
- Mam zamiar nie wypuścić cie stąd. - mruknął obejmując mnie.
- Fantastycznie - pocałował moje ucho - muszę coś zjeść.
- To już drugi raz - zrobił smutną minkę, a mnie się zachciało śmiać na ten widok.
- No cóż poradzić, jestem tylko człowiekiem - wzruszyłam ramionami.
- Czarownicą - pocałował mnie krótko...za krótko. - mam na ciebie straszną ochotę - lustrował moją twarz wzrokiem.
- Wytrzymasz jeszcze trochę. - odsunęłam się.
- Ile? - w oczach tańczyły mu iskierki.
- Nie wiem. - przełknęłam ślinę, chcąc tego, ale mój brzuch zaburczał w tym samym czasie.
- Ile? - powtórzył i zbliżył się tak ze stykaliśmy się nosami.
- Jutro. - mruknęłam wyplątując się z jego objęcia.
- Co? Ja tyle nie dam rady - ułożył usta w smutną podkówkę.
- Dasz, dasz dziś jestem wykończona, a jutro  pomogę Elenie z balem no i potem - westchnął z rezygnacją - jestem do twojej dyspozycji, całą resztę dnia i noc - ujęłam go za kark.
- Całą noc? - pomachał brwiami.
- Tak, a im lepiej się wyśpię tym więcej będę mieć siły i szybciej skończę u Elki i wcześniej będę u ciebie.
- To może zrobimy tak, teraz weźmiesz kąpiel, a ja zrobię coś do jedzenia - objął mnie ponownie ramionami i kierował do łazienki.
- Naprawdę? - spytałam z lekkim nie dowierzaniem.
- Dla mojej księżniczki wszystko. - pocałował mnie w czoło i zniknął, a ja już po chwili zanurzyłam się w gorącej wodzie. Potrzebowałam tego, po całym dzisiejszym dniu. Pełen relaks, bawiłam się pianą, która się się unosiła na wodzie. Myślałam o tym całym Aidenie, intryguje mnie, kim on jest. I to co się stało z Klausem, kretynka ze mnie. Może i jest odrobinę...szalony? - pokręciłam głową. Może coś lub ktoś zmusił go do tego, musiał mieć jakiś powód. A może chciał tylko mocy tak po prostu. Ehh... wyszłam z  wanny, nie chcąc dalej o tym myśleć. Ustałam przed wielkim lustrem i spojrzałam na swoje odbicie...


                     Damon


   Zszedłem zrobić kanapki zrobiłem tez dla jej siostry, to było takie inne, nie codzienne, ja i ona, parą  chciałbym, żeby już tak było na zawsze. Zrobiłem z lekkim ociąganiem kanapki, myślałem chwilę z czym mam zrobić, w końcu nie musiałem do tej pory o tym myśleć. Już miałem wychodzić, gdy nagle do kuchni weszła Elena i już chciała podwędzić kanapkę.
- To dla Luny i Alex, nie dla ciebie, sama sobie zrób.
- Ale ty miły - wystawiła język z uśmiechem pokręciłem tylko głową i zaniosłem kanapki, gdy wszedłem do sypialni zastałem Lunę, która już zasnęła...


                   Luna


      Kolejnego dnia, obudziłam się jak Damon mocno mnie do siebie tulił. Ledwo wyplątałam się z jego objęć, nie budząc go. Zjadłam szybko i wyszłam do Eleny, po paru minutach już tam byłam, weszłam, gdy już zaczynały robić dekorację.
- Cieszę się, że Damon jest szczęśliwy, zasłużył na szczęście. - powiedziała Elena, no tak teraz ja i Damon jesteśmy tematem plotek, co było dla mnie dziwne.
- Dzięki. - mruknęłam czując, że cała promienieje
- To jak się wam układa? - dopytywała zaciekawiona Caro
- Ok, co ja mówię, jest fantastycznie, tylko cały czas chce jednego. - wszystkie prasnęłyśmy śmiechem
- Chyba mają to w genach, zaprogramowane. - mówiła Elka puszczając balona, który wypuścił głośno powietrze.
- A co, Stefan też? - tylko pokiwała głową - ale to chyba każdy facet tak ma.
Potem dołączyła do nas moja siostrzyczka, spędziłyśmy przy tych dekoracjach mnóstwo czasu, cały dzień praktycznie. To było najlepsze moje dni, nigdy wcześniej się tak dobrze nie czułam jak tu. Dziewczyny postanowiły na resztę dnia zrobić sobie babski dzień, a ja się wymigałam do domu. W końcu obiecałam Damonowi, że wrócę. Po cichu weszłam do domu i zamknęłam wolno drzwi.
 - Damon?? - cisza, nic, w całym domu, rozejrzałam się i zauważyłam na schodach płatki róż prowadzące w górę, z uśmiechem podążyłam ich śladem aż do sypialni, naszej sypialni. Weszłam i to co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania, całe łóżko obsypane płatkami róż, pozasłaniane okna, zapalone świeczki na łóżku leżała taca z jedzeniem i wino. Podeszłam bliżej a po chwili poczułam, że ktoś mnie obejmuje, oczywiście tym ktosiem był Damon.
- Podoba ci się? - szepnął mi do ucha z wielkim uśmiechem, który czułam na skórze
- Jest wspaniale. - odebrało mi totalnie mowę, odwróciłam się i momentalnie utonęłam w jego oczach.
- Myślałam, że od razu się na mnie rzucisz. - powiedziałam po chwili
- Taki był plan, ale trochę go zmodyfikowałem. Stefan nam się tu wcinać nie będzie, Alex jest u Elki, więc mamy cały dom dla siebie, poza tym dowiedziałem się czegoś od Elijahy na temat ciebie jako tej Rosalie.
- Co takiego? - byłam ciekawa każdej rzeczy.
- Że tak jak u wampirów masz duże - zbliżył się bardziej - libido.
- Ekstra. - poczułam, że płonę nie tylko na twarzy.
- Na to mamy dużo czasu, a teraz chodź coś zjemy.
 Usiedliśmy na łóżku, pachniało różami, Damon wziął jedną babeczkę do ręki i zaczął mnie karmić, ugryzłam kawałek, aż zamruczałam, były słodkie smaczne i to mój ulubiony smak. Chwilę tak  na mnie patrzył i zbliżając się zlizał resztki ciasta z moich ust, zadrżałam, gdy dotknął językiem ust. Piliśmy wino i rozmawialiśmy, to najlepsza randka wszech czasów. Dobra, każda randka z Damonem jest najlepszą.
- To co teraz? - spytałam po jakimś czasie.
- Może mnie namalujesz? - spytał a mnie zatkało.
- Ciebie, ale...
- Nago - dodał, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu - ale czemu nie?
- Wybacz, ale ja nie umiem... ja jeszcze nigdy nie malowałam żywego modelu i to jeszcze nago.
- I bardzo dobrze, bo inaczej byłbym bardzo zazdrosny. - odstawił kieliszek a moja chora wyobraźnia pokazała mi co by zrobił z chłopakami którzy się do mnie przystawiali.
- Proszę najwyżej mi powiesz, że to karykatura. - powiedział robiąc słodkie oczki.
- Ty nie żartujesz? - zaprzeczył ruchem głowy - ale to zajmie kilka godzin.
- Ale ty uparty i nie będę mogła się skupić - zaśmiałam się czując gorąco.
- Bardzo mnie to cieszy - zbliżył się tak jeszcze bardziej.
- Że nie możesz mieć portretu?  - szepnęłam.
- Nie...że nie możesz się oprzeć i opanować przy mnie.
- Teraz też ledwo panuje... - patrzeliśmy sobie w oczy głęboko, po chwili zabrał mój kieliszek i odstawił tam gdzie swój. Nim się zorientowałam co zrobi, w wampirzym tempie przygwoździł mnie do łóżka, dalej patrzeliśmy sobie w oczy.
- Zmieniłem zdanie...nie chce portretu ...teraz chcę ciebie... - lekko dotknął moich warg, nic nie mówiąc przyciągnęłam go bliżej i pocałowałam, był to namiętny natarczywy pocałunek, nasze języki biły się o władzę. Rękoma błądził po moim ciele. Każdy mój zmysł szalał w zawrotnym tempie. Czułam go każdym swoim neuronem, każdą cząstką siebie. Powoli zrzucaliśmy swoje ubrania. Pragnęłam go, tylko jego, pocałunki z każdą chwilą przybierały na intensywności. Zatraciłam się całkowicie w doznawanych przyjemnościach.

    Kolejnego dnia, słońce prażyło nie miłosiernie. Cały czas miałam w głowie te wizje, chciałam wiedzieć coraz więcej i więcej. Ciekawił mnie też ten Aiden. Szłam przed siebie, wiem, Damon nie będzie zadowolony, że się nie posłuchałam go, ale po pierwsze wiem, że sobie poradzę, a po drugie jestem uparta i robię co chce. Szłam drogą rozmyślając, aż doszłam do domu pierwotnych. Weszłam nie pukając, nadal czułam się jak w domu. Ze schodów schodził Elijaha, na mój widok się uśmiechnął szeroko.
- Hej, ruda dziewczyno - uścisnęliśmy  się - znowu malowałaś?
- Nom, jak na razie dobrze się czuje w rudościach. - usiedliśmy na sofie.
- Dużo ci nie pomogłem z tą całą legendą. - mruknął patrząc na swoje ręce.
- No przestań...jesteś ze mną...byłeś przez cały czas, jak starszy brat, wspierałeś we wszystkim. - złapałam go za ręce i na mnie spojrzał z uśmiechem.
   Jeszcze tak trochę rozmawialiśmy, dowiedziałam się, że Klaus ma kłopoty i Elijaha mimo różnic między nimi chce pomóc bratu, więc wyjeżdża do niego. I to raczej na dłużej, razem z nim jedzie Rebecka, która się zgodziła, bo nie chciała, żeby przez Klausa coś się mu stało. A Kol, no cóż on postanowił, że nie chce się mieszać w sprawy Nicka i zapowiedział, że zostanie. Elijaha i tak go nakłania do wyjazdu, twierdząc, że to ich brat i powinni trzymać się razem. Pożegnałam Elijahę i Rebeckę, którzy już dziś wyjechali. Będę za nimi tęsknić. Pomachałam im jak jechali.
- Nick jak zwykle w coś się wmiesza. - usłyszałam głos Kola przy swoim boku, nawet już nie byłam zaskoczona.
- Taka jego natura, a ty serio nie jedziesz? - spojrzałam na niego.
- Mowy nie ma, to sprawa tylko i wyłącznie Klausa. Pamiętasz przecież wbił mi sztylet i trzymał w trumnie setki lat, chodź do środka, muszę się napić - otworzył drzwi i tak po raz kolejny usiadłam na sofie.


czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 11


          Hej, jedno wyjaśnienie. Zrobiłam błąd w pewnym rozdziale pisząc, że Luna i Alex nie są siostrami. Jak najbardziej są siostrami. Troszkę dodałam opisy innych postaci, jednak głównie dalej są pisane z perspektywy Luny i Damona. Rozdział wyszedł mega długi, nie sądziłam, że aż tak długi mi wyjdzie. Mam nadzieje, że to zaspokoi potrzebę wiedzy o dalszych losach. Ok to papa ;)
P.S  Wcześniej nie myślałam o większej ilości wprowadzenia Alex do opowiadania, więc nawet się nie zastanawiałam kto mógłby być nią. Teraz sobie pomyślałam tak o tym i może zwiększę jej udział. Tak czy siak chcę wybrać jakąś aktorkę czy kogo tam innego do postaci Alex, więc jeśli macie jakieś propozycje to piszcie.


                               ```````````````````````````````````````


                  Luna

   Dni upływały bardzo szybko, nie zdawałam sobie nawet sprawy jak szybko. Kolejnego dnia, gdy już zjadłam z Alex śniadanie siedziałyśmy w kuchni i tak przez moją głowę przechodziły miliony myśli na sekundę. Chyba tak się dzieje jak człowiek myśli intensywnie, zaśmiałam się pod nosem.
- I co nie tęsknisz? - spytałam ją.
- Trochę, ale tu jest ekstra - mówiła poprawiając się na krześle.
- Wiem - popijałam kawę, czułam się dokładnie tak samo na początku jak tu się znalazłam.
- Nie długo chyba wrócę do domu - pokiwałam głową rozumiejąc, robi się tu coraz bardziej niebezpiecznie i jeszcze ten Aiden. Najlepiej będzie jak ona wróci do domu, będzie tam znacznie bezpieczniejsza. Wyszłam i skierowałam się do domu Salvatore, zapukałam i po chwili otworzył mi Stefan.
- Hej, jest Damon ? - spytałam automatycznie, nawet nie przemyśliwując tego co chce powiedzieć
- Nie, ale zaraz powinien wrócić, wejdź poczekaj w salonie. Ja niestety muszę już wyjść - pomachałam mu na pożegnanie i usiadłam na sofie. Patrzałam na płomienie tańczące w kominku, czasem naprawdę zapominam, że się tu znalazłam naprawdę, dalej mam wrażenie, że się obudzę. Po paru minutach do salonu wszedł Damon, odwróciłam głowę i wstałam powoli.
- Hej, chciałeś pogadać ? - pokiwał głową, gdy tak się we mnie wpatrywał.
- Tak, ja...omm... - roześmiałam się.
- Przepraszam - prawie się opanowałam  -  nie widziałam, żebyś nie wiedział co masz powiedzieć, dobra, ok, już się nie śmieje - zakończyłam już  normalnym głosem - a najlepiej powiedź prawdę- powiedziałam poważnie - teraz zniosę wszystko.
- To nic złego, ja po prostu... - podszedł i dotknął mojego policzka - jestem strasznie zazdrosny, nie chce żebyś z nim przebywała. - nie musiał mówić jego imienia, wiedziałam, że chodzi mu o Klausa - powiedziałem mu, że będę o ciebie walczyć, nie mam zamiaru cię znowu stracić - uśmiechnęłam się na to wyznanie tak samo jak on.
- Pomyślałem, żebyśmy poszli w trójkę na jakiś piknik czy coś, zgadzasz się?
- Z Klausem? - dopiero jak to powiedziałam zrozumiałam, że chodziło mu o Alex.
- Nie! Chyba, że lubujesz się w takich trójkątach - uśmiechnął się drwiąco, miałam smutną minę, wiem, że to tylko żart, ale taki żart sugerujący, że jestem jak Kat, mnie nie bawi. Chyba do niego teraz dotarło co powiedział.



                Ulice Mistic Falls

   Brunetka szła powoli przed siebie z wysoko uniesioną głową. Jej kroki były pewne siebie, wystukując rytm swoimi obcasami kołysała biodrami. Jej długie lekko kręcone włosy unosiły się i opadały w rytm jej kroków. Nagle usłyszała za sobą czyjeś nawoływanie, obróciła się w tamtym kierunku i dostrzegła najmłodszego z braci Mikelson.
- No proszę kogo ja spotykam, przecież to panna Katherine - Kol gwizdnął podchodząc bliżej.
- Nie mam czasu dla kogoś takiego jak ty - Kat zwęziła swój wzrok niczym kotka i odwróciła się na pięcie. Ruszając przed siebie czuła, że pierwotny idzie za nią.
- Czego?! - rzuciła zniecierpliwiona w jego stronę.
- Nic, a co nie mogę się gapić na twój tyłek? - bąknął niewzruszony.
- Nie - mruknęła patrząc z morderczą miną - mam sprawę do załatwienia i lepiej mi nie przeszkadzaj.
- Mogę ci pomóc - rzucił idąc za nią, odwróciła się nagle, że prawie na nią wpadł. Zerkała nerwowo we wszystkie strony.
- Nie twój zasrany interes - burknęła i zniknęła nim zdążył powiedzieć chociaż jedno słowo.
Pierwotny czuł, że coś jest nie tak. Tyle czasu nie było jej widać, aż nagle się zjawia i zachowuje się dziwnie. Była cały czas poddenerwowana, jakby czegoś lub kogoś się obawiała.  Na pewno coś co miała załatwić było powodem jej zdenerwowania. Nie mógł już jej śledzić, więc tylko potrząsnął głową i wrócił do domu.


               Damon

   Cholera, jak mogłem coś takiego powiedzieć, że też nie mogłem się ugryźć w język. Stała tak przede mną z tymi pięknymi spiętymi włosami, teraz bardziej przygaszona.
- Przepraszam - złapałem ją za ręce - ja tak nie myślę o tobie, przepraszam. Nie powinienem tak żartować - odsunęła się i odwróciła, kawałek tak przeszła i na mnie spojrzała.
- To może jutro popołudniu, możliwe, że Alex wróci niedługo do domu - mówiąc to uśmiechnęła się krzywo i unikała mojego wzroku. Wiem, że próbuje nad sobą panować, ale widać, że mój głupi żart ją poruszył.
- Ok przyjdę po was jutro o 15?
- Dobra to na razie - nim zdążyłem coś odpowiedzieć wyszła nie oglądając się. Mam strasznie długi jęzor, zamiast ją do siebie przekonać to  ją odpycham.
  Po paru minutach wyszedłem się przejść, nie mogłem zostać dłużej w domu. Musiałem się przewietrzyć, kiedyś nerwy uspakajałem zabijając. Teraz nie chce tego robić, na pewno nie w tej chwili. Szedłem drogą kopiąc po drodze kamyczki, które odbijały się od mijanych kół samochodów.
- Ktoś tu chyba nie ma zbyt dobrego humoru? - usłyszałem za sobą rozbawiony głos Katherine.
- A ty co tu robisz? - odwróciłem się do niej, lecz ona jakby tego nie słyszała. Podeszła bliżej starając się mnie kokietować. Uniosła dłoń chcąc zapewne dotknąć moich włosów, zatrzymałem ją w połowie drogi.
- Przestań! - zmroziłem ją wzrokiem, wyglądała na nie zadowoloną. Puściłem jej rękę, usta ułożyła w poziomą linijkę.
- Będziesz żałować Damon, wszystkiego już wkrótce, wspomnisz moje słowa - mówiła to jakby z lekkim smutkiem. Dziwnie spojrzała na mnie, a potem rozejrzała się nerwowo w około. To było dziwne obawia się kogoś. No chyba nie Klausa, przestał ją ścigać. Rozejrzałem się na boki, lecz nic nie dostrzegłem. Nawet nie zauważyłem, kiedy Kat zniknęła. To było bardzo dziwne, jeśli ona się czegoś obawiała to mamy problem, chyba, że zdążyła zadrzeć z Aidenem.

                Elena

     Siedziałam ze Stefanem na ganku z drugiej strony domu i rozmawialiśmy po cichu o Damonie i Lunie. Wiedziałam, że z jego charakterem będzie ciężko mu przekonać z powrotem do siebie. Złapałam dłoń ukochanego i ją lekko ścisnęłam.
- Jak myślisz, dogadają się? - Stefan westchnął patrząc w dal.
- Nie wiem...na pewno łatwo nie będzie. Luna już mu tyle razy zaufała, a z tego co Damon mi mówił, dużo razy ją zawiódł.
- Chwila - spojrzałam na niego - on ci tak po prostu się zwierzył?
- Też się zdziwiłem, ale tak...zwierzył mi się.
Siedzieliśmy dalej w ciszy wsłuchując się w odgłosy dobiegające z lasu. Miałam głowę pełną myśli, o Lunie, ale też o tym Aidenie. Od kiedy się zjawił życie w miasteczku zrobiło się jeszcze dziwniejsze, choć wydawałoby się, że to już nie możliwe. Gdy tylko jego spotykałam czułam od niego potężną energię i nadchodzącą śmierć, ale też  przeczucie, że nadchodzi coś o wiele gorszego. Muszę przestać tak o wszystko się martwić i się uspokoić...oddychaj Eleno...oddychaj...


               Luna

     Szłam tak mijając ludzi i rozmyślając o rozmowie z Damonie, reaguje zbyt emocjonalnie, powinnam złapać dystans. Wiem jaki on jest, i że czasem chlapnie coś nie tak jak myśli. Kocham tego wariata, z dnia na dzień stał się dla mnie najważniejszym człowiekiem ( wampirem ) na świecie.  Przy nim czuje się sobą, wiele między nami zaszło, ale z każdym dniem mam nadzieje, że uda nam się wszystko odbudować. Nim się spostrzegłam byłam przed domem Tylera. Po kilku minutach siedzieliśmy jedząc tosty w kuchni. No głownie to on jadł, ja tylko coś tam dzióbałam.
- Tyler? - spojrzał na mnie - zróbmy coś.
- Co takiego? - zmarszczył brwi namyślając się.
- Nie wiem... chodźmy do kina - powiedziałam po namyśle, zgodnie ustaliśmy.
 na co się wybierzemy. Mistic Falls nie jest za dużym miasteczkiem, więc długo nie jechaliśmy do kina. Spędziliśmy kilka upojnych pełnych śmiechu godzin. Wyszliśmy śmiejąc się z budynku, humor mi się znacznie poprawił. Tak idąc rozmawialiśmy o głupotach w filmach, tuląc się do niego szliśmy, aż wpadliśmy na całą grupę, Elenę, Caro i braci Salvatore no i moją siostrzyczkę. Gdy na nas spojrzeli wybuchłam śmiechem, Tyler też nie mógł się powstrzymać.
- Gdzieście byli? Nie odbieracie telefonów od 7 godzin - nawet nie wiedziałam, że tyle czasu minęło.
- Spokojnie Caro - powiedział mój towarzysz się uspokajając.
- Myśleliśmy, że was ten cały Aiden porwał - na te słowa Eleny poczułam się głupio, nie pomyślałam o tym. Spojrzałam na Damona, który cały czas się na mnie patrzył tym swoim anielskim wzrokiem.
- Ja im powiem czy ty? - mruknął Tyler na tyle głośno by wszyscy nas słyszeli.
- Ty - bąknęłam.
- Dlaczego? - spojrzałam na niego.
- Jesteś facetem - zrobił wielkie oczy na ten argument.
- No i? - rozłożył ręce - co to ma do rzeczy ? - sprzeczaliśmy się śmiejąc.
- Mam ci skopać tyłek - ustał na przeciwko mnie krzyżując ręce na klatce.
- Dawaj - gdy to powiedział nie wytrzymałam i wybuchnęłam wielkim śmiechem, tak że upadłam a potem się położyłam  na drodze. Tyler położył nogę na mnie mówiąc - zwycięstwo.
- Może nam w końcu powiecie co robiliście cały ten czas - usłyszałam głos Stefana i szybko przywołałam się do porządku i wstałam.
- Zwyczajnie my po prostu...nawialiśmy z budy, to znaczy ja, a Luna dotrzymywała mi towarzystwa - zaczął Tyler, jednak zaraz jego dziewczyna się wcięła.
- Mógłbyś chociaż odebrać - bąknęła.
- W kinie Caro, serio? - pokiwał głową.
- Dzwonimy do was od 5 godzin - ciągnęła dalej blondynka - film trwa krócej.
- Byliśmy na dwóch filmach a raczej trzech taki maraton - no to niby nas trochę usprawiedliwiało, chyba...
- Nie dobrze mi - bąknęłam łapiąc się za brzuch.
- Wcale się nie dziwie, wielki popcorn, orzechy, dwa razy pepsi, nachosy, no i lody - powiedział jednym tchem Tyler.
- Na serio to wszystko zjadłaś? - spytał młodszy z braci z uśmiechem, tylko pokiwałam głową wzruszając ramionami.
- Lepiej nie pytajcie...wata, nie zjadłam waty, idziemy - złapałam Tylera za rękę i ciągnęłam jednak ten uparcie stał w miejscu - no chodź...proszę, proszę, proszę.
- Nie - powiedział przez śmiech, boże, wilkołaki są okropnie ciężkie.
- Jesteś wredny, okropny - udałam obrażoną.
- Wiem, taki już jestem - puściłam go.
- Ja cię mogę zabrać - usłyszałam za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam najmłodszego z pierwotnych Kola.
- Mój drugi ulubiony pierwotny - mówiąc to przytuliłam go mocno.
- Chyba zawsze będę drugi, to nie fair - udawał smutnego, a ja go pacnęłam w łeb.


                         Damon


    Pomyślałem w pierwszej chwili, że Kol ma na myśli Klausa, przez co zacząłem się martwić.
- Nigdy mnie nie pokonasz, miło jest być pierwszym - usłyszeliśmy, a chwile potem potem obok nas stał Elijaha, Luna pisnęła głośno i rzuciła się mu na szyje. A do mnie dotarło, że to nie Klausa lubi najbardziej tylko Elijahę. Oderwała się od niego i spojrzała na siostrę.
- The Vampire Diaries - powiedziała Luna z ekscytacją, na co Alex się rozpromieniła.
- Ale o co chodzi ? - spytałem patrząc jak wymieniają uśmiechy.
- My znamy wasze życie, chcecie zobaczyć nasze ? To znaczy zdjęcia itp i jeszcze przy okazji zobaczyć kawałek serialu, mam na komórce parę fragmentów - pomachała komórką z wielkim uśmiechem.
    Wszyscy się zgodzili, poszliśmy do domu Eleny, który uważaliśmy za neutralne miejsce, Kol zanim przyszedł skoczył do domu po rzeczy, które kazała przynieść mu Luna. Usiedliśmy wygodnie w salonie i oglądaliśmy zdjęcia dziewczyn. Muszę przyznać, że Luna wyglądała uroczo jako mała psotna dziewczynka. A teraz oglądając słuchałem jak obie żywo opowiadają o swoim życiu, różne anegdoty, każde jej słowo zapamiętuje. Po takim maratonie zdjęć i opowiadań, przyszedł czas na fragmenty serialu. Luna podłączyła komórkę do Tv by lepiej widzieć. Nie mogłem na siebie patrzeć, to takie dziwne, ale mimo to patrzałem chciałem wiedzieć jak ona nas widziała zanim nas poznała.
      Luna starannie wybierała fragmenty, które nie pokazują mojej złej strony, aż w końcu złapałem jej komórkę i włączyłem inne, bardziej mroczne fragmenty naszego życia. Dziwie jej się jak oglądając mogła mnie polubić, a co więcej pokochać. Po kilku godzinach wszyscy się rozeszli do domów, pierwotni zabrali Lunę i Alex, więc wracałem sam z braciszkiem.
- No to opowiadaj - spojrzałem na brata nie rozumiejąc, jednak już po chwili wiedziałem o co mu chodzi - oczywiście, jeśli chcesz - dodał patrząc w dal.
- Ehh... robię wszystko nie tak, chcę, żeby mi znowu zaufała, ale coś powiem nawet nie myśląc i zrobię to źle.
- Ona wie jaki jesteś...
- No właśnie, dlatego nie będzie już dobrze.
- Nie dałeś mi skończyć, Damon...ehh...wie jaki jesteś i dlatego wciąż daje ci szanse. A mówiąc wie jaki jesteś mam na myśli to, że jesteś w gorącej wodzie kąpany i impulsywny. Lunie na tobie zależy idioto - spojrzał na mnie - więc więcej wiary i spokoju, a wszystko się ułoży.
- Nigdy nie pomyślałbym, że dasz mi rady dotyczące kobiet - prychnąłem przez śmiech.
- Ja też nie, wierz mi - nie mogliśmy przestać się uśmiechać.
Rozmawialiśmy całą drogę, o wszystkim i o niczym, dawno tak szczerze ze sobą nie rozmawialiśmy.


                Luna

   Kolejnego dnia jak się obudziłam, nie zastałam nikogo w domu. Elijaha jak zwykle wybył w poszukiwaniu czegoś o moje legendzie, a Alex pojechała z Rebeccą na zakupy, Kol nawet nie wiem gdzie, ale zniknął. Zjadłam pomału śniadanie i usadowiłam się wygodnie na kanapie z książką w ręku. Po jakiś dwóch godzinach czytania, zamknęłam oczy i się wygodnie oparłam, po chwili poczułam na szyi czyjś dotyk. Otworzyłam oczy, a już po sekundzie przede mną siedział uśmiechnięty Klaus.
- Jane Austin, fantastycznie - mruknął czytając autora książki.
- No wiesz coś bardziej z głupot, tak to przeważnie czytam horrory np. Stephena Kinga, ale wystarczy mi  ta sprawa z  Aidenem  i ta całą legendą.
- Nie martw się i pamiętaj, że moja oferta jest wciąż aktualna.
- Dzięki - mruknęłam nie wiedząc co powiedzieć, a on coraz bardziej się zbliżał, a ja oddalałam i tak w kółko, aż w końcu leżałam, a on górował nade mną.
- Klaus możesz przes... - nie dał mi do kończyć.
- Jesteś tak nie wyobrażalnie piękna - patrzałam w jego zielone tęczówki, czułam, że zaraz mnie pocałuje. Lubiłam go jako jego postać serialową, aktora, ale nic więcej nie czuje do niego i jestem tego pewna. Nim mnie pocałował odepchnęłam go tak nagle, że aż się tego nie spodziewał i upadł. Usiałam i pokręciłam głową, zanim zniknął zobaczyłam w jego oczach coś takiego jakby ktoś zabrał mu zabawkę. Chciałam zapomnieć jak najszybciej o tym co się przed chwilą stało, więc czytałam dalej.
     Po kilku godzinach spotkałam się z siostrą i Damonem w parku. Mieliśmy zaplanowany taki piknik, słońce pięknie świeciło i ogrzewało. W powietrzu unosił się zapach drzew i waty cukrowej, było tak błogo, wspaniale, aż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje w Mistic. Usiedliśmy na kocu, przyglądałam się jak Damon wyciąga pyszności z koszyka.
- Dobra to mamy przekąski, coś słodkiego itd. to co najpierw? - mówił wyciągając.
- Słodkości - odpowiedziałyśmy razem na co się roześmiałyśmy. Rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się jakiś czas, aż w końcu Damon zauważył plac zabaw i siłownie nie daleko nas, zgodnie pomaszerowaliśmy w tamtym kierunku. Alex i Damon poszli w kierunku placu, a ja na siłownię. Ustałam obok sprzętu do podnoszenia ciężarków i już chciałam zawrócić do nich, ale odwracając się wpadłam na Damona, który miał cwany uśmiech.
- Wskakuj, pokaż co potrafisz - wyszczerzył zęby, a mi mina zrzedła.
- Chyba żartujesz - zrobiłam wielkie oczy.
- Ani trochę, dajesz - ręką wskazał na ciężary.
- A nie chcesz ty się wykazać - próbowałam go podejść - pokazać swoje seksowne mięśnie - uśmiechnęłam się uwodzicielsko i zatrzepotałam rzęsami.
- Nie działa, tani chwyt w stylu Kathrine - mruknął, momentalnie przestałam się uśmiechać - nie to miałem na myśli.
- Wiem, wiem - lekko się uśmiechnęłam - tylko nie chcę być jak ona.
- Nie jesteś - złapał mój podbródek ręką i uniósł moją twarz tak, że spojrzałam mu w oczy.
- Damon, kocham cię - wyglądał na zaskoczonego - chcę z tobą być, tylko z tobą.
- Też cię kocham, bardzo  - uśmiechając się pocałował mnie delikatnie, jedną ręką trzymał za plecy a drugą złapał za moje biodro, początkowo delikatny pocałunek zmieniły się w bardziej namiętne, zachłanne, dłuższe. Gdy od siebie się oderwaliśmy, patrzeliśmy sobie w oczy, stykając się nosami.
- Mogę oficjalnie się nazywać twoim chłopakiem ? - nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Tak - krótkie jedno słowo wywołuje tyle szczęścia, że aż Damon obsypał mnie pocałunkami.
- Dobra miałeś wyciskać ciężary - obróciłam się na pięcie.
- A nie ty? - złapałam większy oddech, gdy mnie złapał z zaskoczenia w pasie.
- No co ty, ja i ciężary? Coś ci się pomieszało. To jak zestawienie Kubuś Puchatek na wojnie.

   Zaczął podnosić ciężary, a ja zaczęłam go dopingować. Miał strasznie dużo siły, no w końcu jest wampirem. Po kilku minutach siedzieliśmy na ławce, z daleka widziałam jak Alex rozmawia z jakimiś dziewczynami. Spojrzałam w drugą stronę i zauważyłam dziwnie ubranych ludzi, wyglądali jak za czasów starożytnego Egiptu, jeden z nich miał długi miecz i stał nad drugim mężczyzną, który klęczał, jakby nie miał siły. Nagle ten z mieczem zrobił zamach i ściął drugiemu głowę, nie mogłam na to patrzeć, szybko odwróciłam wzrok z jękiem.
- Dobrze się czujesz? - doszedł mnie głos Damona, spojrzałam na niego, a potem na miejsce, gdzie widziałam tych mężczyzn, nie było ich tam. Czyżby mi się znowu coś przywidziało ? Chyba świruje, uspokoiłam oddech.
- Tak wszystko gra - odpowiedziałam już spokojnym głosem.
- Na pewno? - patrzył tak jakbym chciała go oszukać.
- Tak, to tylko lekki skurcz, wiesz jak to kobiety mają co miesiąc - pokiwał głową i już nie dociekał, chyba w to uwierzył. A co miałam mu innego powiedzieć, że mam chorą wyobraźnię. Nie wiem co to było i nie chcę więcej takich powtórek.
- Luna? - spojrzałam na niego - wprowadzisz się do mnie? ...znaczy wy do nas? - poprawił się zerkając na Alex, byłam tym zaskoczona.
- Chętnie, to która sypialnia moja? - zaczęłam dopytywać - bo u pierwotnych...
- U mnie...znaczy ze mną...oczywiście jeśli chcesz - widok Damona, który się miesza w tym co mówi jest bezcenny, dotknął mojego policzka i choć miał ją chłodną poczułam na policzku ciepło - chyba, że nie chcesz spać ze mną? - dodał z uśmiechem, a ja poczułam jak się rumienie.
- Nie...to znaczy chcę - roześmialiśmy się, tym razem ja się gubiłam - ale...
- Wiem, nie będziemy się z niczym śpieszyć.
- Przy tobie nie chcę czekać, nie potrafię się opanować - na to wyznanie dostrzegłam iskierki w jego oczach, nie wierzę, że to powiedziałam, a jednak to zrobiłam.
- Też nie potrafię się przy tobie opanować - przerwał ciszę i poczułam jak się rozluźniam.
  Szliśmy tak przez park trzymając się za ręce, Alex została z jakimiś dziewczynami, chciało jej się poplotkować. Lekki wiatr ochładzał nasze ciała, gdy słońce tak prażyło cały dzień. Było tak przyjemnie, nie przypuszczałabym nigdy, że będę chodzić za ręce z ukochanym wampirem.

   Wciąż jednak tęskniłam do domu, ale nie chciałam też zostawiać tego świata, a raczej Damona. On stał się częścią mojego życia, częścią mnie. Spoglądaliśmy na siebie co jakiś czas, pociągnęłam go w stronę wielkiej lodziarni. Jednak nim tam doszliśmy wpadliśmy na niespodziewanego gościa.
- Aiden... - szepnęłam, gdy do nas podszedł miał na sobie ciemną jeansową kurtkę z kołnierzem i trochę jaśniejsze spodnie.
- Hej, księżniczko - mówił dostojnym głosem - pewnie masz teraz mnóstwo myśli po naszej ostatniej nocy, prawda? - czułam jak Damon się napina, nie jest dobrze, nie powiedziałam mu nic o tym.
- Czego chcesz? - powiedziałam wysuwając się lekko do przodu jednak Damon pociągnął mnie z powrotem.
- Nie ładnie już drugi raz tak pytasz i to takim tonem, przecież nic nie zrobiłem - pokręcił ze śmiechem głową.
- Tylko chciałeś nas zabić - odezwał się w końcu Damon i tak wymienili ze sobą groźne spojrzenia.
- Zrobię wszystko by dostać to czego chcę - zrobił krok w przód, mówiąc to patrzył na mnie, czułam dosłownie jak krew się gotuje w Damonie.
- Nawet o tym nie myśl - burknął mój ukochany, trzymając mnie mocno, na co Aiden tylko się zaśmiał i zniknął.
- Spotkałam go wczoraj w nocy, jak wyszłam na spacer - jego wzrok mnie palił.
- A jakby coś ci zrobił?! - słyszałam w jego głosie zarówno troskę jak i zdenerwowanie.
- Ale nie zrobił, nie wiem czemu... - zawahałam się czy mówić mu o wszystkim - wracajmy do domu.
    Pocałowałam go i tak powoli wracaliśmy do domu, zabraliśmy Alex z pobliskiej kawiarni. Nie chciałam jeszcze mówić Damonowi o dziwnej rozmowie z Aidenem i tych całych wizjach.  Po takim całym dniu byłam wykończona, spędziliśmy razem piękne chwile. Tego mi trzeba było, Damon odprowadził mnie, całą drogę sobie dokuczaliśmy i się wygłupialiśmy. Alex nie chciała siedzieć w domu, rzuciła mi tylko, że chce spędzić czas z dziewczynami, które poznała. Bałam się o nią, ale jakbym jej nie pozwoliła to by się i tak wymknęła. Z resztą postawiła na swoim i powiedziała twardo, że się z nimi już umówiła. Z Damonem było tak cudownie, że się nie chciało  kończyć tych wygłupów, gdy weszłam do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko.


                 Aiden 


    Odchodząc od nich, zacząłem obserwować ich z daleka. Wyglądała na szczęśliwą, bardzo szczęśliwą. Chyba nigdy nie widziałem jej w takim nastroju, uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Ciesz się, tym co masz - szepnąłem spoglądając na jej roześmiane oczy, włosy, które wirowały razem z nią, gdy się obracała, a jej śmiech dźwięczał donośnie wokół. Zamknąłem oczy przypominając sobie czasy młodości, gdy uczyłem się magii, zdobywałem wiedzę. Świat był wtedy inny, bardzo inny, usiadłem na gałęzi pobliskiego drzewa .Spojrzałem na palec, na którym miałem zielony połyskujący sygnet.
- Dziękuje ci za niego...Kamień Nilu... - wzdychnąłem patrząc na oddalającą się Lunę i Damona.
Nie długo wszystko miało się zmienić, taka kolej rzeczy, nadchodzi nieuniknione. Muszę być gotowy, zebrać siły, spojrzałem w niebo i zobaczyłem kolejny znak, chmury przybrały kształt czaszki...prychnąłem, czy zawsze to musi być czaszka...


               W oddali

   Nie tylko Aiden obserwował tą dwójkę, drugą osobą była Katherine, która nie lubiła jak ktoś przestawał się nią interesować. Miała szczególną słabość do braci Salvatore. Mimo, że to Stefana kochała, Damona nie mogła sobie odpuścić, chciała by obaj nadal ją ubóstwiali. Wiedziała, że to co się zbliża, to co miało się stać, sprawi, że Damon straci Lunę, więc będzie miała drogę wolną.
- Mówiłam, że będziesz żałować - szepnęła przyglądając się im obojgu.
Zawróciła się w drogę powrotną do swojego mieszkania. Idąc tak wpadła na mężczyznę, który wywoływał u niej spore napięcie i zdenerwowanie. On tylko przez chwilę na nią popatrzył i zniknął w białych oparach dymu, zostawiając ją całą poddenerwowaną.


               Luna

   Tego wieczoru byłam kompletnie sama w domu, cisza panowała dosłownie wszędzie. Leżąc na łóżku patrzyłam w stronę okna, wyobrażając sobie kruka, którego kontroluje Damon. Tak bardzo go pragnęłam każdą cząstką siebie, ale dlaczego on na mnie zwrócił uwagę. To jest co najmniej śmieszne, wręcz nie możliwe. Moje rozmyślania przerwał szmer dochodzący z wnętrza szafy, usiadłam pomału na łóżku. Nasłuchiwałam uważnie, jednak nic nie słyszałam, żadnego szmeru. Może mi się wydawało, usiadłam tak, że moje stopy wylądowały na miękkim dywanie przy łóżku. Wyciągnęłam rękę w kierunku komody by złapać komórkę, jednak po chwili zatrzymałam ją w powietrzu słysząc ciche dźwięki wydobywające się z szafy. Obróciłam głowę w prawo patrząc na szafę wytężonym wzrokiem. Złapałam dwa głębokie wdechy, wstałam poruszając się jak najciszej i ustałam na przeciwko swojej szafy.
   Pomyślałam o mocy, żeby zaczęła się zbierać we mnie, nie wiem jak to ująć inaczej, ale poczułam impulsy przechodzące przez moje ciało do ręki, niczym elektryczne wyładowania. Tą dłoń wyciągnęłam prosto przed siebie, natomiast drugą trzymałam przy swoim boku i tylko kiwnęłam palcem. Drzwi szafy otworzyły się z lekkim oporem, byłam gotowa do walki, z każdą sekundą moje serce waliło jeszcze mocniej niż wcześniej. Moim oczom ukazało się...wnętrze szafy?... to nie możliwe, nie było nic poza ubraniami. Powoli opuściłam dłoń, nic się nie stało, niczego tam nie było. Może to jakaś mysz albo nie wiem co. Zbliżyłam się do szafy chcąc ją zamknąć. Rzuciłam okiem do środka, zwykłe wnętrze wypełnione ubraniami. Blee, strasznie cuchnęło, chyba muszę wziąć się za pranie. Sięgnęłam ręką by chwycić jeansy z górnej półki, jednak gdy ich dotknęłam poczułam coś lepkiego na nich. Z uczuciem obrzydzenia pociągnęłam je i spadły na podłogę. Były całe lepkie w jakimś śluzie, który okropnie cuchnął. Poczułam na swojej ręce coś mokrego, oślizgłego od tego przeszedł mnie dreszcz. Obróciłam głowę z krzykiem, ujrzałam dziwną galaretowatą postać, podobną do mumii. Próbowałam się wyrwać, lecz na próżno, w tamtej chwili byłam tak przerażona, że nie mogłam użyć magii. Śmierdziało od niego tak bardzo, że zaczęłam mieć odruch wymiotny, zakręciło mi się w głowie, a on zaczął mnie ciągnąć w głąb szafy.
- Puszczaj!!! - krzyczałam, lecz to nic nie dało. Czułam jak moje ciało zapada się w ciemność. Zdałam sobie sprawę, że to już koniec. Wystarczyło parę sekund i ten dziwny stwór wciągnął mnie do ciemności...


                    Alex

    Odkąd zobaczyłam Lunę używającą magii myślałam, że to jakiś żart. To było tak nieprawdopodobne, że mój rozsądek mówił to pewnie kolejny sen. Jednak coraz bardziej wiem, że to wszystko jest jednak prawdziwe. A bycie w serialu wręcz niesamowite. Spotkałam kilka dziewczyn ze szkoły w Mistic Falls High School, właśnie zmierzam na spotkanie z nimi. Kątem oka zauważyłam jak ktoś mi się przygląda po drugiej stronie ulicy, spojrzałam na niego, był wysoki i miał dość ciemne włosy. Nie patrzył na mnie, ale dosłownie czułam, że idzie razem ze mną. Zatrzymałam się i udałam, że szukam czegoś w torebce, podnosząc wzrok nie zauważyłam go. Zniknął. Szłam dalej prosto, rozmyślając o tym czy nie wrócić się z powrotem. Potem przeszłam na drugą stronę, gdzie była kawiarnia, w której miałam się spotkać z dziewczynami. Jednak nim weszłam do środka, ktoś zagrodził mi przejście. To był facet, który szedł drugą stroną ulicy.
- Tak ?? Mogę w czymś pomóc? - spytałam będąc ostrożną i wciąż gotową do ucieczki. Teraz naprawdę przydadzą się sztuki walki. Typ na mnie dalej patrzył tymi ciemnymi jak mrok oczami.
- Skąd jesteś? - spytał dość mocnym wyrazistym głosem. Coraz bardziej się go bałam. To jest przerażające, może świruje, on spytał przecież tylko skąd jestem a nie jak chce zostać zabita. Nim zdążyłam wymyślić sensowną odpowiedź, przerwał mi jakiś facet. Dopiero jak stanął obok zobaczyłam, że to Aiden.
- Mamy do pogadania. - wypowiedział te słowa zimno do mężczyzny o ciemnych oczach. Ten tylko na niego spojrzał, w tym wzroku nie było nic, ani złości ani czegoś wesołego, zupełnie pusty wzrok. Skorzystałam z tego, że na mnie zwracali uwagi i przemknęłam się do środka kawiarni. Przywitałam się z dziewczynami nadając swojej twarzy uśmiech, jednak był to sztuczny uśmiech. Przez całe spotkanie nie mogłam wyrzucić z głowy tego co widziałam. Kim jest ten typ? I co wspólnego ma z nim Aiden?

                 Luna


   Gdy otworzyłam oczy od razu usiadłam łapiąc większy oddech. Nie wiem gdzie byłam, jakieś ciemne pomieszczenie wyglądające jak lochy. Wnętrze oświetlały liczne świece, które robiły jeszcze bardziej przerażający widok. To raczej nie może być kolejna wizja. Zeszłam z jakiegoś ozdobionego szezlongu stojąc po środku pomieszczenia. Rozejrzałam się i zrobiłam krok do przodu i nagle ktoś wszedł. Mężczyzna stał kilka kroków ode mnie wpatrując się we mnie intensywnie.
- Nareszcie - szepnął na co zmarszczyłam brwi - tyle czasu czekałem.
Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, wyciągnęłam rękę gotowa do walki. On jednak się nie poruszył, zrobił krok w tył wciąż na mnie patrząc.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam zamykając oczy. W tym momencie chciałam wrócić do domu, poczułam dziwny wstrząs ciałem i ogarniające zimno. Czułam się jakbym właśnie umierała.
  Otworzyłam oczy po raz kolejny, przekręciłam głowę na bok i zdałam sobie sprawę, że jestem w swoim pokoju na łóżku. Usiadłam rozglądając się, szafa była zamknięta, a na podłodze nie było spodni. Przyciągnęłam do siebie kolana, z przerażeniem zerkałam na wszystkie strony. Co to było?
Nie miałam pojęcia co się właśnie przed chwilą zdarzyło, czy ja miałam zwykły koszmar wywołany tym co się dzieje? Usłyszałam odgłos otrzymanego sms-a, sięgnęłam po komórkę, nim jednak otworzyłam zawartość wiadomości, spojrzałam na zegarek. Minęła godzina, więc przez jakąś godzinę miałam ten sen, o ile to był sen. Chciałam jak najszybciej zapomnieć to co się wydarzyło, powoli wystukiwałam kolejne litery na telefonie, skupiając się w pełni na treści wiadomości.



               Damon


   Wróciłem do domu, Stefan chyba już spał, było tak cicho. Jak dla mnie to za cicho, dzięki Lunie było zawsze głośno, ciekawie, nie było nudy i ciszy. Po jakieś godzinie nie wytrzymałem i napisałem do niej sms-a, rzuciłem telefon na łóżko i poszedłem wziąć szybki prysznic. Nie mogłem w to uwierzyć, mam ją, jest moja, ze mną. Wychodząc rzuciłem ręcznik na krzesło i kładąc się do łóżka złapałem telefon na której widniała już wiadomość od Luny.

 D - śpisz?
 L - Nie, a co?
 D - tęsknie <3
 L - Głupek, ja też >3
 D - Chyba coś ci nie wyszło :P
 L - Spadaj : P bo więcej nie będę pisać 
 D - A ty co ? Focha masz? :)
 L - Tak mam :P
 D - No przestań, bo cię nie wycałuje :P
 L - Nie chcę tego
 D - Wiem, bo pragniesz :) :P
 L - Wariat : ) dlatego cię kocham
 D - Może się przejdziemy?
 L - Taki nocny spacer? Czemu nie :)
 D - Ze mną nie masz się czego bać, poczekaj przy domie pierwotnych zaraz tam będę :*
 L - Jasne, mój rycerzu :) :P
 D - Jeśli to było z irytacją to lepiej na mnie uważaj : )

   Nie dostałem już kolejnej odpowiedzi, czyli było z irytacją. Nie doczekanie jej, zobaczy jak to jest jak się żartuje z wampira. Nie mogłem przestać się uśmiechać jak głupi, po niecałych pięciu minutach byłem niedaleko domu, gdzie mieliśmy się spotkać. Zobaczyłem ją jak idzie i przyspieszyłem.
- Miałaś zaczekać - mówiłem to z wyrzutem - a jakby coś ci się stało, albo ten Aiden... - przerwała mi całując.
- Mam też swoją moc, poza tym, on się jakoś nie pokazuje - wyglądała jeszcze piękniej niż ostatnio, ok zaczynam wariować.
- A to oznacza, że coś szykuje i musimy uważać, coś mi mówi, że nie będzie już więcej tak spokojnie.
- Przestań już się martwić, wiesz co...to jak potajemne schadzki przed rodzicami - zaśmiała się i przyciągnąłem ją bliżej siebie idąc tak drogą. Cały czas czułem, że jest lekko spięta i coś ją trapi, ale szybko zaczęła zmieniać temat, cokolwiek to było to nie chciała o tym rozmawiać. Dam jej teraz spokój, ale nie zostawię jej z tym samej, cokolwiek to jest.
- To znaczy przed Stefciem i Elijahą, no w sumie prawda - przytaknąłem czując się najszczęśliwszą osobą na ziemi.
- Opowiesz mi więcej o sobie - splotła moje palce ze swoimi.
- Przecież oglądałaś to wiesz - zdziwiłem się.
- Ale chcę wiedzieć co czułeś ty, nie chce jakiegoś serialu chcę ciebie - powiedziała ściskając mnie mocniej.
   Opowiadałem jej o swoim dawnym życiu w zabawny sposób, dzięki temu uśmiech jej nie schodził z twarzy. Przegadaliśmy tak o wszystkim północy, siedzieliśmy pod drzewem wtuleni w siebie, patrząc w ciszy na jeziorko, okryłem ją kurtką czując jej chłodne ciało.
- Damon?  - spojrzałem na nią, gdy mówiła sennie - wiesz o tym, że tylko ciebie kocham, Klaus... może i go lubiłam w jakiś sposób, ale to zawsze będziesz ty, zawsze, nie chcę nikogo innego.
- Po raz pierwszy to słyszę, zawsze to szło ,,to zawsze będzie Stefan'' - objąłem ją i przygarnąłem do siebie, znalazłem swój raj na ziemi.
- Dla mnie to będziesz zawsze i tylko ty - przymykała już powieki nie mogąc wytrzymać.
- Może cię odprowadzę... - zacząłem lecz mi przerwała.
- Nie chcę, chcę zostać z tobą - złapałem ją na ręce, a ona już zasnęła. Postanowiłem zanieść ją do siebie, w wampirzym tempie się tam znaleźliśmy. Otworzyłem drzwi lekkim kopniakiem by jej nie obudzić, położyłem ją tak w łóżku kładąc się obok niej. Wciąż patrzyłem na jej anielską twarz, jak spała, powoli również zapadałem w sen, bardzo dziwny sen...

    Widziałem w oddali las, po drugiej stronie wielką budowlę, zmarszczyłem brwi. Stałem na polanie było bardzo gorąco, żadnego wiatru, szedłem dalej przed siebie i nagle zobaczyłem grupę ludzi, a na ich czele stała kobieta, było widać, że jest najważniejsza, odwróciła się w moim kierunku, nie możliwe...Luna, ruszyłem w jej kierunku.
- Jego chcę żywego, sama go zabije... - mówiła jak nie ona, czuć było od niej złą energię. Krzyczałem do niej lecz mnie nie słyszała, sceneria się zmieniła odrobinę, byłem na wielkim placu otoczonym murami, Luna walczyła z jakimiś ludźmi, zabijała z zimną krwią, po jej twarzy spływała ciemna gęsta ciecz, była jak w transie, to nie moja Luna, to nie jest prawdziwe, złapałem się za głowę czując kolejny skurcz...
   Tym razem stałem w ogrodzie, a Luna szła w moim kierunku...
- To nie jesteś ty - szepnąłem przyglądając się jej
- Taka jestem...to ja...druga moja strona...ciemna strona... - powiedziała i się obraz zamazał...


    Za oknem wśród drzew można było zobaczyć mężczyznę, który z uśmiechem przygląda się śpiącemu Damonowi. Poprawił się trzymając się za kolano, głęboko wciągnął powietrze do ust.
- No chyba wystarczy tej zabawy - mruknął i machnął ręką dając Damonowi spokojny sen. Ustał na gałęzi z gracją i niesamowitą lekkością. Spojrzał jeszcze raz za okno, pokręcił głową i zeskoczył z drzewa. Ruszył przed siebie, nie rozglądając się, znikając w mroku...