sobota, 26 listopada 2016

Rozdział 18



  Przez pomyłkę umieściłam komunikat nie na jednym i drugim blogu. Kłopoty zdrowotne, cóż poradzić. :) Przepraszam za możliwe błędy i na kolejny rozdział zapraszam 10/12/2016.
          
              Enjoy ;)



                 ```````````````````````````````````````





                                Salon Salvatore



   Siedziała w fotelu, ciągle mając w głowie obraz roześmianej siostry, która nie mogła się doczekać balu. Teraz pewnie jest wycieńczona i więziona przez Aidena. Nie była pewna jak on się dowiedział o jej mocy. A może jednak nie wie, a Alex została poboczną ofiarą by do niej dotrzeć. Była nieobecna fizycznie, tylko myślami wciąż czuła się żywa. Nie odczuwała nawet głodu. Napędzała ją myśl mordu, aż na samą myśl o tym przypomniała jej się legenda. Miała dokonać wyboru między dobrem a złem. Czy właśnie to była metafora, w której zawarta była walka z Aidenem i jego ukochaną? Gdyby jednak o to chodziło, to Aiden byłby wcześniej, znałby samą Rosalie, córkę Serafiny i boga Erica. W tej historii musi być drugie dno, o którym nikt nie wie. Co było przed wcieleniem Hurrem? Gdyby tylko wiedziała, to może mogło by jej pomóc uratować siostrę. Spojrzała na swoją rękę. Odblokowała moce Rosalie, jednak sama nadal nie wiedziała co to oznacza. Jej myśli nagle się skupiły na wspomnieniu, które pokazała im Ester. 

          Zobaczyła chatkę, z której właśnie wychodziła Ester. Widać było, że jest w pierwszych miesiącach ciąży. Szła nucąc melodie, którą poznała niemal od razu. To była ta sama melodia, którą śpiewała jej mama, a także matka Hurrem. Ruszyła za nią w stronę z jednej chat. Jak się domyśliła, była to chatka jakieś starej czarownicy. Nagle drzwi się otworzyły i z domku wyszła kobieta, która na oko miała jakieś 60 lat. 
- Ester, jednak się zdecydowałaś. Wchodź. - weszły do domu. Luna czuła się trochę niczym nie proszony gość, ale wiedziała, że Ester sama jej to pokazuje. 
- Coraz bardziej się boje, że to może być prawda. - zaczęła młoda Ester łapiąc się za brzuch - Nie chce, żeby coś im groziło. 
- Tam gdzie je wyśle, będą żyć bezpiecznie. - odpowiedziała babka dając kobiecie napar. Nagle wszystko się zamazało. Zobaczyła Ester zbierającą zioła i nagle ukazał się on. Aiden. Złapał Ester za szyje i patrzał hipnotyzującym wzrokiem. Jakby czytał w jej myślach. Odrzucił ją, tak że upadła na ziemię. 
- Myślisz, że to pomoże twoim dzieciom? - zaśmiał się - Znajdę je. Ta twoja babka, nie powiedziała ci wszystkiego.
- Wiem, że chcesz jej mocy. - wstała i patrzała mu twardo w oczy - Są w innym świecie, nikt nie wie gdzie. Nie znajdziesz ich. 
- Owszem, chcę mocy, ale się mylisz. Znajdę. Podróże między światami, a tym bardziej dla dzieci które się nie narodziły są wyjątkowe. Mogą się urodzić za miesiąc, rok, dziesięć lat czy nawet za tysiąc. Zgadza się nie wiem gdzie, ale nawet taka podróż zostawia ślad, który mi pomoże. Ja mam czas. Nigdzie się nie spieszę, już nie. - zaśmiał się na odchodnym i zniknął zostawiając przerażoną Ester. 


   Dzięki temu wspomnieniu wiedziała, że na pewno są dziećmi Ester. Spojrzała w stronę stołu przy którym siedział Diego i razem z Bonnie, starali się zrobić zaklęcie lokalizujące. Widziała jednak po ich minach , że Aiden dobrze się maskuje. Jej wzrok przeskoczył na szklankę stojącą obok niej, była pełna prawie, że nie tknięta. Nie miała ochoty na picie, chociaż początkowo myślała, że jej to pomoże.  Nie miała już siły płakać, chciała użyć mocy Rosalie do lokalizacji, ale była zbyt zdenerwowana przez co nie dała rady ujarzmić wyzwolonej mocy. Starała się uspokoić, jednak myśl, że Aiden ma jej siostrę jej uniemożliwiała. Przez chwilę poczuła się dziwnie, czuła jak jej serce pulsuje zdecydowanie za szybko. Rozchyliła lekko wargi chcąc coś powiedzieć, ale nagle zobaczyła korytarze pałacu, zamiast salonu. 

               



                                    Egipt


      Stała na korytarzu, czując wciąż bijące mocno serce. Ruszyła korytarzem mając w myślach Aidena, którego chciała uszczęśliwić. Uśmiechnęła się i weszła do jego komnaty. Była pusta. Miał wrócić za kilka chwil z kolejnej wyprawy. Zdjęła z siebie szatę i ubrała jedną  z cienkich, długich sukien, która była niemal, że prześwitująca. Mieniąca się złotem. Spojrzała w lustro i się uśmiechnęła. Chciała wziąć w rękę szczotkę i rozczesać włosy, jednak jej dłoń zawisła w połowie drogi. Czuła jakby ktoś przejmował nad nią kontrolę.
- Miałaś zginąć! - krzyknęła czując w sobie duszę Hurrem, która próbowała przejąć władzę nad ciałem. 
- Nie możesz! Twoje życie się skończyło. - Nabil ciągnęła rękę za unieruchomioną dłoń. Po kilku chwilach takiej walki. Upadła i spojrzała na swoją rękę. 



     Ocknęła się z myśli i rozejrzała dookoła. Była znowu w domu Salvatorów. Spojrzała na Damona, który chciał podejść, ale pokręciła głową. Nadal miała dziwne wrażenie, po tym jak właśnie była Nabil, ukochaną Aidena. Teraz wiedziała, że jeśli dojdzie do tego i w jej ciało wejdzie Nabil to będzie musiała się zabić. Nie chciała siać takiego zniszczenia jak Hurrem gdy była kontrolowana. Hurrem też wiedziała, że jest tylko jedno wyjście, żeby nikogo nie zabić, nie zranić. Musiała się zabić. Tak samo i ona będzie musiała dokonać tego wyboru. Tylko musiała znaleźć sposób na zakończenie się odradzania duszy Rosalie. 







                             Ciemny pusty pokój




     Alex siedziała w celi, w której wcześniej była Katherina. Patrzała przez kraty i z dala widziała swoich oprawców. Słyszała część rozmowy miedzy nimi. Ułożyła głowę tak by wszystko lepiej słyszeć. Wiedziała już czemu tutaj jest. Na wymianę za jej siostrę. Spojrzała na dziurę na klucz w celi. Skoncentrowała się na niej mocno.
- Incyndia. - cicho szepnęła bojąc się, że ją usłyszą. Miała nadzieję, że rozszerzy kraty i będzie mogła wyjść. Jednak nic się nie stało. Przeklinała się w myślach, że ciągle jej się nie udaje. Usłyszała czyjeś kroki. Podniosła wzrok i zobaczyła jak wchodzi Petrova, która z lekkim uśmiechem na nią spojrzała.
- Wiesz, że po tym co zrobiłaś Salvatorowie nigdy już ci nie zaufają? - spytała patrząc jej w oczy. 
- Na początku - podeszła do celi - chciałam, powrotu któregoś z braci. Jednak wiesz, musiałam wybrać. Upierać się przy braciach i zginąć, albo wybrać życie i ich stracić. Rachunek jest prosty. 
- Dokładnie jak w serialu. - burknęła Alex - Zawsze wybierzesz siebie. 
- Dam ci radę słońce. - przysunęła swoją twarz bardzo blisko krat, tak, że dzieliły je jakieś trzy centymetry - Pożegnaj się ze swoją siostrą przy najbliższej okazji. Ona cię uratuje, zrobi wszystko. I dlatego to ją zgubi.
- Mylisz się, uratuje mnie, a potem my ją. - młodsza była pewna swoich słów, na co Petrova się zaśmiała. 
- Będzie za późno. Ona umrze. - z tymi słowami Katherina zostawiła ją samą. Osunęła się po ścianie i usiadła na zimnych kamieniach celi. Teraz jeszcze bardziej bała się tego co będzie. Nie bała się o siebie. Wiedziała, że Aiden chce ją tylko na wymianę. Bała się tego co będzie z jej siostrą, kiedy dokonają wymiany. Musi coś wymyślić, żeby uratować siostrę. Nie mogła dać znowu się komuś ratować. 







                               Salon Salvatore



    Luna coraz bardziej nie mogła znieść, tego że Aiden zabrał jej siostrę. Słyszała jak Damon coś do niej mówi, że jest z nią i się nie poddadzą. Jednak ona praktycznie go nie słuchała. Skupiona była na Bonnie i Diego, którzy znaleźli trzy miejsca miedzy którymi krążył naszyjnik Alex. Jednak to się tylko raz udało. Nie byli pewni czy to był przypadek. Te punkty były bardzo od siebie oddalone. To musiała być sztuczka zrobiona przez Aidena.

    Nagle drzwi się otworzyły i do salonu wszedł Enzo, który od razu podszedł do Luny. Klęknął przy niej i złapał za rękę. Spojrzała na niego zdziwiona. 
- Miałeś szukać swojej siostry. - to było pierwsze zdanie jakie wyszło z jej ust od czasu porwania Alex.
- Nie mogłem zostawić cię w takiej sytuacji. Poza tym, chyba wiem gdzie są. - Luna od razu sie poderwała z nadzieją. Enzo podszedł do mapy, która leżała na stole. - Widziałem Katherine, jak wyjeżdżała mniej więcej stąd. - wskazał jedno z trzech miejsc, które wskazywał naszyjnik.
- Jak to mniej więcej? - spytała czarownica patrząc na wampira. 
- Samochód się pojawił znikąd. - zrobił rękoma jakby eksplozję. 
- Zaklęcie ukrycia. - Diego pokręcił głową - To ma sens, on zawsze w tym był lepszy ode mnie. Wiedział, że nie namierzę jej i użył tego zaklęcia. 
- To teraz idziemy. - mówiąc to Luna ruszyła w stronę drzwi, jednak Damon pociągnął ją za rękę. 
- Nie pójdziesz bez planu. Najpierw plan. - patrzył twardo w jej oczy, jednak ona już wiedziała co musi zrobić. Złapała go za rękę i się mocno przytuliła, czym go zupełnie zaskoczyła. Wciągała nosem jego zapach, chciała go zapamiętać. Oderwała się od niego z ciężkością. 
- Przepraszam. - mruknęła patrząc na podłogę. 
- Nie masz za co. - spojrzała na niego, uśmiechał się lekko. Chcial cos wiecej powiedzieć, ale wolał nic nie mówić. Usłyszeli pukanie, ale dochodzące z środka domu. A po chwili do salonu wszedł Aiden, który wesoło podgwizdywał. Damon już chciał się na niego rzucić, ale został powstrzymany przez Lune, którą się wpatrywala w kokarde która on trzymał w ręce. Należy do jej siostry. 
- O tak pilnuj, swojego chłopaka, a przepraszam swojego Ex. Dobrze mieć jest go na smyczy, brawo. - usiadł sobie wygodnie w fotelu, jakby ktoś go zapraszał. 
- Gdzie moja siostra? - spytała ledwo nad sobą panujac. 
- U mnie, a skoro przeszliśmy do interesów. Potrzebuje księgi Amona-Ra, księgi umarłych. Macie trzy dni. - szczerzył swoje diabelsko białe zęby.
- Kto powiedział, że się zgodzimy na współpracę? - spytała go Caroline nie mając cierpliwości na takiego dupka jakim on był. On tylko wyjął z kieszeni fiolke. Pustą fiolke i nią pomachał patrząc na każdego. W końcu rzucił fiolke dla Diego. Ten złapał ją i powąchał. Rozpoznając zapach jego mina zaczęła wyrażać przerażenie. 
- Diego? - Lunie coraz bardziej drzalo serce. Z każdą chwilą wiedziała, że stało się coś złego. 
- Tą trucizne użył na faraonie i bracie Hurrem. - powiedział w końcu smutno na nią patrząc. Do Luny wciąż to nie mogło dotrzeć. 
- Owszem ta sama trucizna, ale trzy krotnie większa. Zatem macie trzy dni za nim ona umrze. - Damon już się szykował do walki przeciwko niemu - nie radzę, tylko ja znam odtrutke. Nie patrz na niego ,on nie zna. - powiedział gdy Salvatore spojrzał na Diega. 
- On to stworzył i tylko on zna odtrutke. - potwierdził jego słowa Diego, przez co wampir się uspokoił i nie rzucił się na Aidena, który po chwili zniknął w oparach dymu. 







                              Dom Bonnie



   Czarownica razem z Diegiem rozlozyli wszystkie potrzebne rzeczy do przywołania ducha jej babci. Wiedziała, że oddanie tej księgi temu szaleńcowi to bardzo zły pomysł, ale też nie chciała stracić swoich przyjaciół. Zapaliła świece i usiadła razem z Diegiem i wspólnie odmówili zaklęcie przywołania. Po kilku chwilach świece zgasly. Rozejrzeli się lecz nikogo nie zobaczyli. Chciała je ponownie zapalić, ale jej dłoń zatrzymała się w połowie drogi słysząc znany sobie głos. 
- Moja wnuczko. - spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła jak duch jej babci spogląda na nią z miłością. 
- Babciu...- spojrzała na przyjaciela i się zaraz opamietala - To jest Diego - który tylko kiwnął głową na przywitanie - musimy...
- Wiem - przerwała jej - ale nie mogę wam pomóc. 
- Dlaczego? - Bonnie nie mogła uwierzyć w to co jej babcia mówi. 
- Przodkinie nie chcą byśmy brały w tym udział. Kochanie gdybym mogła to bym ci pomogła, ale nawet ja nie wiem gdzie ta księga się znajduje. - złapała wnuczke za ręce i się lekko uśmiechnęła - ale wiem, że dasz sobie radę. Wszyscy dacie. - spojrzała na Diego i po chwili zniknęła. Czarownica usiadła ciężko na sofie i wypuściła głośno powietrze.
 - Masz bardzo miłą babcię. - przekrecila oczami słysząc to - Ona ma rację damy sobie radę. 
- Jak? Trzy dni na odzyskanie księgi, której nie można namierzyć. - podparła rękoma głowę. On też nie wiedział jak. Chciał odzyskać Alex, ale też musiał zrobić wszystko by ocalić Lune. Wiedźmy skomplikowały ich plany jeszcze bardziej. Usiadł obok niej i przytulił do siebie. Sam nie był pewny jak uda im się ocalić Alex. 








                                Pokój Alex



  Weszła do pokoju siostry i się w nim zamknęła. Usiadła na jej łóżku i złapała misia, którego jej kupiła na  czternaste urodziny. Przytulila go mocno i zamknęła oczy. Tak bardzo chciała ją odzyskać, że nawet była gotowa oddać za nią życie. Mieli trzy dni na odnalezienie księgi. To stanowczo za mało czasu. Weszła całkiem na łóżko i usiadła po turecku. Odłożyła misia na bok i się skupiła na myślach, na księdze którą muszą znaleść. Wiedziała, że moc Rosalie może jej pomóc, jednak im bardziej chciała to tym bardziej się skupiała na siostrze i jej to nie wychodziło. Wzięła głęboki oddech i ponownie zamknęła oczy, tylko tym razem pozwoliła myślom dryfować niczym statek po spokojnym morzu. Czuła lekkie zawirowanie głowy i od razu wiedziała, że jej się udaje. Czuła jak otwiera się przed nią jakieś wspomnienie.






                           Starożytne czasy



        Otworzyła oczy i zobaczyła piękne morze, które rozbijało się falami o skały. Słońce świeciło i grzało przyjemnie. Zobaczyła chatke, przy której stała jakąś kobieta i mężczyzna. Na rękach ona trzymała niemowlę, które przestawało płakać. Podeszła bliżej nich i dopiero rozpoznała w tej kobiecie Serafine. A zatem to musi być bóg Eric i mała Rosalie. Przyjrzala się bogowi. Był młody, umiesniony i naprawdę przystojny. Bił od niego blask, który dawał uczucie spokoju i nadziei. Miał ciemne włosy i zarost, który dodaje mu męstwa. Byli naprawdę szczęśliwi. 
- Piękne prawda. - podskoczyła słysząc przy uchu czyjś głos. Odwróciła się i zobaczyła Serafine, tą obecną Serafine. Ona też przygladala się temu wspomnieniu z lekkim usmiechem. 
- Myślałam, że jestem tu sama. - powiedziała znowu spoglądając na szczęśliwą rodzinę. 
- Teraz jak odblokowalas moc Rosalie, mam większe połączenie z tobą i mogę spokojnie rozmawiać. - spojrzaly na siebie nawzajem. Serafina zaczesala Lunie włosy za ucho. 
- Niby odblokowalam, ale... - urwała i pokreciła głową. 
- To przez smutek, ale dałaś radę zobaczyłaś to wspomnienie. - próbowała ją pocieszyć.
- Tylko, że mnie to nie obchodzi...przepraszam ja ... - zaczęła, ale Serafina się tylko uśmiechneła i ją przytulila.
- Wiem, ale ja tutaj też nie jestem dla tego wspomnienia - powiedziała odsuwajac się lekko - chce ci pokazać wspomnienie pewnej dziewczyny, którą spotkałam w zaswiatach. Myślałam, że jest wcieleniem Rosalie, ale się myliłam. 
- Po co mi jej wspomnienie? - zapytała wciąż nie rozumiejąc niczego co do niej powiedziała. 
- Myślę, że to ci bardzo pomoże. - złapały się za ręce. Luna nie była pewna czego się spodziewać, co zobaczy. Miała tylko nadzieję, że jej towarzyszka ma rację. I że to jej bardzo pomoże. 






                           XIX wiek Waszyngton



   Zobaczyła młodą dziewczynę, która biegła drogą jakby ktoś ją gonił. Weszła do biblioteki. Za nim weszła za dziewczyną to przeczytała napis. Biblioteka Kongresu - Waszyngton. Po chwili podążyła za dziewczyną, która się prześlizgnęła do działu, który jest chroniony przez strażników. Dziewczyna cały czas się rozglądała, była ostrożna na każdym kroku. Nikogo nie było w pomieszczeniu do którego weszła. Jeszcze raz na wszelki wypadek się rozejrzała i weszła na drabinkę, która stała przy jednym z regałów. Wyjęła jedną z książek i zeszła. Położyła ją na stoliku i wyjęła kartkę z kieszeni. Luna się przyjrzała. Zobaczyła zapisane na kartce zaklęcie. 
- Wreszcie nikt więcej nie zginie. - schowała kartkę za okładkę książki i ją zamknęła. Westchnęła głęboko i ponownie się rozejrzała. Uspokojona weszła po drabince i ukryła książkę jeszcze dalej. To był ten dział, którego nikt nie odwiedza. Strzeżony dział, dotyczący spraw kraju. Do którego dostęp miał tylko prezydent. Potem nastąpił przeskok. Dziewczyna stała w jednym z barów. Źle się czuła tego dnia jakby ktoś ją śledził. Weszła do toalety i przemyła twarz.
- Musisz się uspokoić. - szepnęła do siebie. Odwróciła się  i niemal dostała zawału. Przed nią stał jej oprawca, który zabił jej przyjaciela. A wszystko przez to, że znalazła tą księgę. 
- Gdzie masz tą kartkę? - zrobił krok w jej stronę.
- Oddałam ci przecież księgę. - próbowała udawać, że nie wie o co chodzi. 
- Och Melisso, wiesz o czym mówię. Chcesz naprawdę skończyć jak twój przyjaciel. - zrobił kolejny krok, a ona jeden w tył i kolejny, aż się oparła rękoma o zlew. 
- Dostałeś księgę. - powtórzyła, lecz tym razem nie będąc tak pewną. 
- Myślałem, że chcesz żyć. Cóż. - wzruszył rękoma i sprawił, że zaczęła się dusić. - Ostatni raz pytam, gdzie ta kartka?
- Mam ci powiedzieć, żeby ta dziewczyna z legendy zginęła? Idź do diabła. - napluła mu twarz, a on nie wytrzymując zabił ją jednym ruchem. 



   Luna się ocknęła. Łapała kurczowo powietrze. Czuła dosłownie to samo co ta dziewczyna. Spojrzała na Serafinę, której była wdzięczna, że pokazała jej to wspomnienie. Serafina po chwili zniknęła, a ona sama znalazła się w pokoju siostry. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ta dziewczyna chciała ją ratować. Oddała swoje życie, bo wierzyła, że ją ocali tym sposobem przed Aidenem. Zeszła po schodkach na dół. Na dole zrobiło się gwarno. Damon się wykłócał razem z Diego o to, że nie może znaleźć głupiej księgi. Bonnie też się niestety oberwało, za to, że duchy nie pozwalają znaleźć księgi. Wiedziała, że każdy robi co tylko może by ocalić Alex i była bardzo za to wdzięczna. Weszła w końcu do salonu czym przykuła uwagę każdego. 
- Przepraszam...- zaczęła Bonnie, ale Luna tylko podniosła z lekkim uśmiechem rękę, żeby nie przepraszała. 
- Zaklęcia nie ma w księdze. - Diego spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Jak to? W księdze Amona-Ra jest... - zaczął jednak ona mu przerwała.
- W dziewiętnastym wieku dziewczyna imieniem Melissa znalazła księgę, nie była to księga umarłych. Tylko jedna z ksiąg należących do czarownic z Salem, której bronią czarownice z rodu Bennetów. Studiowała księgę, była zafascynowana. Namierzył ją Aiden, któremu oddała księgę, ale zostawiła sobie kartkę z zaklęciem, którą ukryła przed nim. - mówiąc to wprowadziła w osłupienie Diega.
- Skąd wiesz? - Bonnie przyglądała jej się uważnie. Nawet ona była przekonana, że księga jest w nienaruszonym stanie. 
- Miałam spotkanie z Serafiną, tak z Serafiną. - powtórzyła widząc jak Damon chciał zapytać, ale tylko pokiwał głową - Pokazała mi to wspomnienie, tej dziewczyny. 
- To gdzie jest ukryta ta kartka? - spytał Enzo podchodząc bliżej niej.
- W tajnym dziale biblioteki kongresowej w Waszyngtonie. - widziała jak przyjaciele nie mogą uwierzyć w to co ona mówi. 
- Mamy się włamać do biblioteki prezydenta? - zaśmiała się blondynka. To brzmiało jeszcze bardziej jak żart, gdy to powiedziała. Ustalili, że w drogę jedzie Luna i Caroline oraz Damon, Enzo i Diego. Gdy tylko Enzo zaproponował, że pojedzie to Damon też to zaproponował. Nie mógł znieść myśli, że będą tam razem. Chociaż wiedział, że mają ważną misję. 







                                    Przed domem Salvatore 
 


   Stali przed domem i się zbierali do odjazdu. Mieli jechać samochodem Damona. Wiedziała, że to nie wycieczka, ale z drugiej strony musiała odzyskać spokój, którego potrzebuje by użyć mocy Rosalie. Poprosiła Caroline żeby z nimi jechała, nie chciała sama jechać z dwoma wampirami, które się nawzajem obrzucają błotem. Stała co jakiś czas zerkajac na Damona, który rozmawiał z Diegiem. Co jakiś czas ich spojrzenia się krzyżowały. Wampirzyca właśnie przyszła i od razu podeszła do Luny.
- No to jesteśmy w komplecie. - mówiąc to Damon otworzył drzwi samochodu. Chciał jak najszybciej odjechac póki nie było Enzo, przez co aż przewróciła oczami.
- Rzeczywiście jesteśmy w komplecie. - usłyszała głos Enzo, który właśnie do nich dołączył. Uśmiechnęła się do niego lekko po czym spojrzała na Damona, który jak tylko zobaczył rywala to miał minę mordu. Wsiadła na tył auta, a obok niej zaraz pojawił się Enzo. Miała nadzieję, że chociaż Caro przy niej zaraz usiądzie, ale ku jej zaskoczeniu, z jej drugiej strony pojawił się Damon. Caroline usiadła na przodzie i posłała Lunie  przepraszajacy uśmiech. Za kierownicą siadł Diego. 
- Myślałem, że nikt nie będzie prowadzić twojego autka? - rzucił Enzo do Damona z przekąsem. 
- Jeden raz można zrobić wyjątek, dla wyjątkowych osób. - odparł mu z uśmiechem. Spojrzała na drogę, którą widziała i się lekko uśmiechała, ale wiedziała, że to będzie katastrofa. Miała całą drogę do Waszyngtonu, całe dziewięć godzin spędzic pomiędzy dwoma wampirami, którzy o nią zabiegają. Próbowała się uspokoić i skupić na drodze, jednak co chwilę miała dość słuchania obu wampirów. Jechali przez prawie pięć godzin i miała dość zupełnie ich docinek.
- Ok ludzie, zatrzymamy się na noc. - jak widać nie tylko ona miała dość tej atmosfery. Diego zjechał do pobliskiego motelu. Luna spojrzała na niego dziekujacym wzrokiem. Uśmiechnął się lekko doskonałe rozumiejąc to co czuje. Wysiadla z auta i przeczytała napis z tabliczki. ,,Witamy w hotelu Merica w Winston- Salem,, 
Nie patrzyła już na żadnego z wampirów. Była zbyt zmęczona tym wszystkim. 
- Gdybyśmy jechali moim autem to byłoby znacznie szybciej. - usłyszała z daleka głos Enzo. 
- Gdybyśmy jechali twoim to byśmy gdzieś w połowie drogi musieli zmienić samochód. - odparł mu Salvatore. 
- Możecie z łaski swej przestać w końcu! - blondynka już nie wytrzymała dalszych sporów. - Tu nie chodzi o wasze rozgrywki, tylko o znalezienie zaklęcia! Pomyśleliście przez chwilę co czuje Luna, musząc was słuchać? - walneła jednego i drugiego i dołączyła do Luny. Dopiero teraz jeden i drugi spojrzał na Lune i zrozumiał co miała na myśli blondi. Zerkneła na obu smutnym wzrokiem i weszła za Caroline do motelu. Wybrały jeden pokój, a reszta nawet nie była pewna. Nie chciała więcej słuchać nikogo. 

   Po kilku minutach leżała umyte na łóżku i patrzała w stronę okna, za którym było absolutnie ciemno. Usłyszała otwierane drzwi łazienki i po chwili obok niej siedziała wampirzyca. 
- Próbowałam powstrzymać Damona, ale się uparł. - zaczęła i się położyła a Luna obok niej.
- Wiem, dziękuję. Naprawdę jestem wdzięczna ,że tutaj ze mną jesteś. Sama bym pewnie już zeswirowała. - blondynka przytuliła ją i tak rozmawiały nadal starając się mieć dobry humor. Co im się po części udało. Po kilkunastu minutach usłyszała, że blondynka zamiast jej odpowiedzieć to zaczęła chrapać na co się zaśmiała. Luna nie mogła jakoś zasnąć ciągle myślała o swojej siostrze. Wyslizgnela się z łóżka po cichu tak, żeby nie obudzić przyjaciółki i wyszła na zewnatrz. Szła powoli po altance przed wejściem do motelu i usiadła na schodach. Spojrzała na księżyc, który pokazywał pełnię. Usłyszała skrzypniecie altanki za sobą. Zerkneła za siebie i zobaczyła idącego w jej stronę Enzo. Usiadł obok niej i głęboko westchnął. 
- Przepraszam za tą akcję z Damonem. - Spojrzała mu w oczy i się lekko uśmiechnęła - Blondi sporo mi uświadomiła, to nie jest czas na to. 
- Lubię cię naprawdę, ale jego także. Ale w tym momencie nie jest ważne co ja czuję do któregokolwiek z was. - pokiwał głową - Nie wybiorę nikogo póki moja siostra walczy o życie. 
- Rozumiem, naprawdę. - mówiąc to złapał ją za rękę - Odzyskamy twoją siostrę, a później też moją. 
- Dziękuję. - spogladali tak w niebo myśląc tym razem, nie o sobie nawzajem tylko o swoich siostrach. Rodzinie, którą chcieli oboje uratować. Wzięła głęboki oddech i skupiła się na Alex. Na wszystkich cudownych chwilach spędzonych z nią. Dzięki temu się uspokoiła na tyle by poczuć się senną. Wróciła do pokoju i spojrzała na przyjaciółkę, którą właśnie się przewracała na drugi bok. Uśmiechnęła się lekko i położyła obok niej. Po chwili czuła jak odpływa w głęboki sen. 





sobota, 12 listopada 2016

Rozdział 17




   Kolejny za dwa tygodnie, 26/11/2016.Enjoy ;)


                       ````````````````````````````````````````````


                                      Ulice Mystic Falls

       


   Szła razem z Alex do domu pierwotnych tam już czekał na nich Kol razem z Bonnie. Mieli przeprowadzić wywołanie ducha Ester. Była podekscytowana, ale bardziej to czuła niepokój i strach. Bała się usłyszeć prawdę, mimo że ją zna. Po kilku minutach były przed domem pierwotnych, zatrzymały się na moment. Spojrzały po sobie i młodsza właśnie zrobiła krok w przód, ale została pociągnięta lekko w tył.
- Co jest? - spojrzała na Lunę, która nerwowo zerkała na drzwi. Alex od razu ją przytuliła wyczuwając jej nie pokój. - Nic się nie stanie złego.
- Wiem. - odpowiedziała lekko się uśmiechając. Po czym ruszyły w stronę domu. Luna wciąż miała miliony myśli. Usiadła razem z siostrą na sofie, a obok nich siedział Kol. Bonnie zaś siedziała po drugiej stronie w fotelu. Na stole leżała księga, eliksir zrobiony przez czarownice i przedmiot należący do Ester. Wokół tych rzeczy stały świece, które paliły się coraz mocniej. Z każdym słowem wypowiedzianym przez czarownicę, płomienie się robiły wyższe.  Nagle książka spadła z wyższej półki, a potem świece zgasły.
- Mam dużo do zrobienia, a mnie wezwaliście. - usłyszeli nagle głos Ester i spojrzeli w tamtym kierunku. Była strasznie blada. Spojrzała na syna i się skrzywiła. Ostatnim razem jak się widzieli to próbowała go zabić.
- Raczej nie zmieniłeś zdania, żeby umrzeć. - powiedziała patrząc mu w oczy.
- Ciebie tez milo widzieć, mamo. - ostatnie słowo, było tak przesycone ironią, że poczuła ciarki na ciele. - ale tym razem nie chodzi o nas. Dlaczego nie powiedziałaś, że mieliśmy jeszcze dwie siostry? - to pytanie zaskoczyło zupełnie Ester. Jej ręka zawisła w powietrzu, jednak po chwili się otrząsnęła z tego stanu.
- Skąd wiesz? - zerknęła na czarownice, a potem na dziewczyny, którym się dokładnie przyjrzała.
- Jestem Luna, a to Alex. - wstała mówiąc to i podeszła do Ester. - Czyli miałaś bliźniaczki?
- O boże - zakryła usta ręką, wzrokiem skakała miedzy dwiema dziewczynami - udało się. Przeżyłyście.
Stało się coś czego się nie spodziewała. Ester znana z intryg i knowań by zabić swoje własne dzieci, zaczęła płakać. Uśmiechała się przez łzy. Luna stała lekko zszokowana jej reakcją, ale też tym, że jako duch potrafi płakać. Była przez chwilę jak zawieszona, nie wiedziała co zrobić, ale nagle zadziałała impulsowo. Przytuliła Ester. Nie czuła jej ciała, ale czuła jej obecność. Czuła jak ją otula rękoma. Ester spojrzała na Alex, która się wahała jednak zrobiła to samo co siostra. Mimo walki z matką, Kol rozumiał doskonale dziewczyny. Straciły nie dawno rodziców, wychowały się w domu, w którym nie dochodziło do takich rzeczy jak tutaj.
- Musimy wiedzieć co wiesz o Aidenie. - powiedziała Alex, gdy się od niej odsunęły.
- Tylko tyle, że chce was. Na pewno, że chciał jednej z was. Potomkini Rosalie. - młodsza spojrzała znacząco na Lunę - Ty jesteś jej wcieleniem?
- Tak, dlaczego on mnie chce? Po co? - patrzeli na Ester, która spoglądała z niepokojem na nich.
- Chce odzyskać swoją ukochaną. Nie wiem jak, ale domyślam się, ze chce sprowadzić jej duszę w twoje ciało. Przepraszam, że was lepiej nie ochroniłam skoro was znalazł.  
   Po kilku minutach skończyli rozmowę z Ester. Luna wciąż nie mogła uwierzyć, że Aiden chce jej ciała tylko po to by odzyskać ukochaną. Wciąż myślała o tym, nie mogła wyrzucić tego z głowy. Gdy wrócili to rozmawiali z resztą o możliwym planie Aidena. Damon starał się jej pomóc, rozmawiać z nią, ale ona odrzucała każdą jego próbę. Jej myśli obrały różne kierunki, nawet taki, ze gdyby nie chciała tu wrócić, to może nic złego by się nie stało. Może by Aiden jej nie znalazł.



        Minęło kilka kolejnych dni. Luna siedziała na ganku domu pierwotnych i czekała, aż Kol wróci. Wszystko się zmieniło. Widząc ducha Ester nie przypuszczała, że poczuje tą rodzinną wieź. Mimo wszystko, że chciała zabić prawie wszystkich pierwotnych. To czuła jakby odzyskała rodzinne. Miejsce do którego przynależy. Nagle poczuła jak upadający z drzewa liść dotknął jej skóry. Wzięła go w palce i się uważnie mu przyjrzała. Był w połowie czerwony, a w drugiej połowie pomarańczowy. Od razu przypomniało jej się wydarzenie sprzed trzech dni, które wprowadziło w jej życie kolejny smutek. 



                         Park - trzy dni temu 


    Szła razem z Damonem ścieżką. Czuła, że mimo całego próbowania to coś jest wciąż nie tak. Rozmawiali ze sobą się lekko uśmiechając. Usiedli na jednym z wielkich konarów patrząc w dal. Chciała coś powiedzieć, ale poczuła jak spadł na nią liść. Damon wziął go do ręki i się mu przyjrzał po czym spojrzał na nią. Przygasł mu uśmiech. 
- Może ci się nie spodobać to co powiem. - zaczął ciągle jej się przyglądając uważnie - Ale zrobię wszystko by się pozbyć Aidena. Chcę żebys była bezpieczna, ty i twoja siostra. Przez wszystko mam na myśli absolutnie wszystko. Nawet te złe rzeczy. 
- Dziękuję, że chcesz nas chronić. Owszem nie podoba mi się to, ale wiem, że jak się uprzesz to nie ma mocnych na ciebie.  Wiem, że to cię zabolało, jak ci nie powiedziałam o Aidenie. - zaczęła cały czas mu się przyglądając. - I to, że na ciebie krzyczałam, mówiąc, że to twoja wina, że to ty sprawiłeś, że moi rodzice zginęli. To było nie fair w stosunku do ciebie. A teraz irytuje mnie to, że wciąż za mną chodzisz krok w krok. Jakbyś we mnie nie wierzył, że sobie poradzę!
 Rozumiem to, naprawdę. Wierzę w ciebie, ale jestem zmęczony. Aiden...
- Wciąż masz mi za złe, że ci nie powiedziałam. - zauważyła to i wstała - Od jakiegoś czasu nie potrafimy się dogadać, ciągle czuje jakbyś mi nie ufał, jakbym nie mówiła ci prawdy. Pilnujesz mnie w taki sposob jakbym miała coś do Aidena!
- Wtedy mi nie powiedzialas to może znowu go kryjesz. A może ci się podoba on i jego ciemna moc! - ustal obok niej, ciężko oddychał i się powoli uspokoił - Przepraszam. Zależy mi na tobie, ale...my ze sobą nie współpracujemy. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? - bała się usłyszeć, tego co wiedziała, że zamierza powiedzieć.
- Powinniśmy dać sobie trochę czasu. Jest Aiden... - chciała coś powiedzieć, ale ją uprzedził - ...wiem wiem, nic cię z nim nie łączy. Chociaz czasem mam takie głupie myśli, że ty i on. Chciałem powiedzieć, że Aiden chce ciebie dostać, coś wisi w powietrzu. To nie sprzyja odbudowaniu naszych relacji. 
- Prawda. - wzdychnęła, nie chciała tego, ale zgadzała się z nim w tej kwestii. Mimo prób wciąż czuli, że miedzy nimi jest coś nie tak. Taka przepaść, coraz częściej występowała cisza miedzy nimi. 
- Powiem to jeszcze raz, nadal mi na tobie zależy, chce żebyś była szczęśliwa, ale lepiej będzie jak się rozstaniemy. - nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Mimo, że czuła jak ją irytuje i wkurza brakiem zaufania to nie chciała końca. Złapała go za rękę i spojrzała smutno w błękit jego oczu. 
- Przepraszam, ale to jest nam potrzebne. Jestem dupkiem, zawsze nim byłem. Nawet naszą relację potrafię zepsuć. - chciała coś powiedzieć, ale zniknął i została sama. Nigdy się tak nie czuła. Jakby została rozerwana na tysiące kawałków.

   Z myśli wyciągnął ją głos Kola, który właśnie szedł w jej kierunku. Wstała i się uśmiechnęła lekko, wyganiając tym samym smutne myśli z głowy. Nie chciała kolejny raz zasypywać przyjaciela swoim złym samopoczuciem. Podszedł do niej i dotknął jej policzka wycierając jakiś paproch. 
- Mogłaś zadzwonić to bym szybciej się uwinął. - mówiąc to patrzył w jej oczy z troską. 
- Nie chciałam ci przeszkadzać w rozkoszowaniu się posiłkiem i nie, nie chce wiedzieć jak smakowała. - szybko powiedziała, gdy ten już miał coś jej odpowiedzieć. Zaśmiał się i pokręcił głową. Wiedziała doskonale, że wampiry piją krew, ludzką krew. Ale i tak nie chciała tego słuchać. Weszła razem z nim do środka, starając się nie myśleć o Damonie. 



                                        Ogród  Bonnie


     Stali obok siebie w ciszy, skupieni. Ona wzięła głębszy oddech próbując się skoncentrować na wydobyciu z siebie potrzebnej energii do zrzucenia butelki z płotu. Robiła to już od kilku minut bez przerwy. Bardzo się starała tego dokonać, jednak z każdą chwilą była coraz bardziej zmęczona. W końcu czuła, że dłużej nie wytrzyma. Otworzyła oczy i usiadła na trawie wypuszczając powietrze. 
- Jeszcze trochę takiego treningu i ci się uda. - klęknął przy niej, ale ona  na niego nie spojrzała - Alex? Wiem, że dasz radę potrzebujesz tylko więcej czasu. 
- Jakoś tego nie widzę. Moja siostra prawie, że od razu mogła coś zrobić. Przeniosła nas tutaj. - w końcu spojrzała mu w oczy.
- Ona też potrzebuje treningu. Ma moc owszem, ale nie uwolniła całej magii jaką miała Rosalie.- pomógł jej wstać i weszli do środka domu czarownicy, która siedziała i przeglądała księgi. Spojrzała na Alex po czym na Diega i się uśmiechnęła  pokrzepiająco do niej. 
- Dasz rade. Nawet ja potrzebowałam czasu, ogladałaś serial, więc wiesz mniej więcej jak było. - zasmiały się. Pokazała dla Alex zaklęcie, które sprawiało zapalenie się świec oraz drugie zaklęcie, które sprawia, że przedmiot się unosi. Alex wzięła książkę i usiadła na sofie obok Diega, który zerkał co jakiś czas na swoją uczennice, jak to w myślach ją nazywał.
- Musimy uważać podczas balu - zwróciła się czarownica do Diega - on może zaatakować. 
- Tak, ale coś mi mówi, że tego nie zrobi. Przynajmniej nie otwarcie. Nie zacznie atakować od razu każdego kogo napotka. - mówiąc to co jakiś czas zerkał na Alex. 
- Masz moc, ale to nie powód...
- Żeby go ignorować, wiem. - przerwał jej w połowie zdania - Jeżeli będzie chciał zaatakować to użyje podstępu. 
- Do tego czasu mam nadzieję, że opanuje jakieś zaklęcia. - spojrzała na niego Alex, która miała dość nauki, która nie przynosi rezultatu. - Chcę skopać mu tyłek za ostatnią walkę.
- Przyjdzie czas, że to zrobisz. - mówiąc to zasmial się widząc jej determinację. - Narazie skup się na zakleciach i na balu, na który ze mną pójdziesz.
- A kto tak powiedział? - uśmiechała się zalotnie przez co czarownica czuła się trochę nie zręcznie i wyszła po cichu do drugiego pokoju.
- A nie chcesz? - patrzyła w jego czekoladowe oczy, które ją hipnotyzowały. Tylko się uśmiechnęła i wróciła do czytania zaklęć. Przez jej determinację i upór widział  w niej młodszą wersję samego siebie. Gdy dostał moc, to też był gotów wszystkiego się nauczyć by ocalić Hurrem. Tym razem miał nadzieję, że wszystko się ułoży i będą mogli żyć w spokoju. Bez obaw jakiegokolwiek ataku ze strony Aidena. 





                                        Dom pierwotnych


     Rozmawiała i się wygłupiała z Kolem, dzięki czemu czuła się znacznie lepiej. Kiedyś miała najlepsze relacje braterskie z Tylerem, teraz też są całkiem nie złe, ale teraz ma prawdziwego brata. Tak jakby prawdziwego, to jest za bardzo pomieszane, żeby ogarnąć rozumem. Walnęła go poduszką, gdy ten zabrał jej pilot i przełączył na jakiś kanał informacyjny. Ten tylko odłożył pilot i wziął do ręki drugą poduszkę i jej oddał. Przez co powstała walka na poduszki. Pierwszy raz od kilku dni czuła się żywa. Ganiali się po całym domu, nie patrząc na meble, obrazy i inne rzeczy. Ważna była tylko wygrana. Już po chwili dom zmienił się w istny kurnik. Wszędzie pełno pierzu. Ukryła się za ścianą, słyszała jak idzie w jej kierunku, ale nagle wszystko ucichło. Nic nie słyszała. Odczekała jeszcze kilka sekund i się lekko wychyliła, lecz na korytarzu nikogo nie było. Nagle poczuła szarpnięcie w tył, a już po chwili leżała na ziemi trzymana przez Kola, który zaczął ją łaskotać. 
- Dobra, dobra wygrałeś. - ledwo dała radę powiedzieć to przez śmiech. Przestał, uśmiechając się zwycięsko. Uspokoiła oddech i patrząc mu w oczy przewróciła go na plecy. Tak, że to teraz na górowała nad nim. 
- I co teraz na to powiesz? - próbował ją zrzucić, ale magią sprawiła, że nie mógł się ruszyć. 
- Poddaje się. - wypuścił powietrze, a ona tylko się zaśmiała wstając. Poszła do pokoju i już miała usiąść w fotelu.
- Ejj, a ja to co? - zawołał pierwotny z drugiego pomieszczenia, wciąż unieruchomiony. Zawróciła się biegiem śmiejąc się coraz bardziej. 
- Przepraszam, zapomniałam. - uwolniła go w końcu. Śmiała się patrząc jak wstaje z podłogi i prostuje T-shirt. 
- Jak mogłaś, o własnym bracie zapomnieć. - złapał ją na ręce i zaniósł do salonu. Przestała się śmiać i usiadła wygodnie na sofie. Jej uśmiech całkiem przygasł, znowu poczuła przygnębienie. Przytulił ją mocno.
- Będzie dobrze. - powiedział i pocałował ją w czoło.
- On miał rację. - spojrzała na niego - Damon miał rację. Nie powiedziałam mu wtedy o spotkaniu z Aidenem. A teraz, po tym wszystkim... - pokręciła głową - ...mimo, że wciąż nam na sobie zależy to nie potrafimy się dogadać jak kiedyś. 
- Ejj..- ujął jej twarz w dłonie - ta przerwa jest chwilowa. Potrzebujecie trochę czasu, to wszystko.
- Tak myślisz? - widział w jej oczach nadzieje. Tak naprawdę nie znał się na tych sprawach i nie był niczego pewien, ale wiedział jedno. Ona wycierpiała swoje, powinna się cieszyć, a nie żyć w bólu.
- Ja to wiem. - mówiąc to przyciągnął ją do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Czuła się odrobine spokojniesza. Nie potrafiła zapomnieć o Damonie, ale też w jej myśli wkradał się Enzo. Nie chciała wybierać tak jak Elena, ale patrząc z drugiej strony zerwała z Damonem, więc nie powinna czuć się winna jeśli jej myśli biegły ku innemu.



                                   Ogród za domem Salvatore



   Wszyscy siedzą i rozmawiają na temat balu, Luna razem z dziewczynami była zajęta wycinaniem i robieniem kolejnych ozdób. Cały czas czuła wzrok Damona na sobie. Bardzo chciała iść do niego i się przytulić, ale nie potrafiła. Podjął  decyzje o rozstaniu. Chciała się uporać ze wszystkim co się wydarzyło, ale była już trochę zmęczona i przytłoczona wszystkim. 
- Elena to miało być na dynię swietlistą! - wyrwał ją z myśli krzyk Caro, która była najbardziej zdenerwowana i przejęta organizacją balu. Elena szybko poprawiła swój błąd, żeby Caro przestała się denerwować. 
- Siostra, masz już w końcu strój? - gdy tylko ją o to spytała, to jej mina wyrażała zagubienie.
- Zapomniałam o tym całkiem. - walneła się w czoło. - Zdążę.
- Bal jest dzis. - przypomniała jej blondynka - Świetnie, dekoracje nie skończone i ty nie masz stroju. Coś jeszcze pójdzie źle? 
- Spokojnie, my skończymy dekoracje, a Luna pójdzie po strój. - mówiąc to czarownica objęła ramieniem blondynke, która się uspokoiła dzięki temu. 
- Widzę, że przygotowania do balu idą pełną parą. - usłyszeli głos Enzo, którego wzrok spoczął na Caroline - I oczywiście blondi za sterem.
- Nikt cię tu nie zapraszał. - gdyby spojrzenie mogło zabijać. To by się właśnie tak stało. Zabiła by go w sekundę.
- Owszem, ale nie przyszedłem do ciebie barbie. Nie pochlebiaj sobie. - spojrzał na Lunę - Możemy pogadać?
Zaskoczył ją tym pytaniem, zaskoczył ją całkiem, że przyszedł do niej. Zerknęła ukradkiem na Damona, który zacisnął ręce w pięści. Nie chciała żadnych walk między wampirami. Enzo spojrzał na Damona, wyczuwając jego napięcie. Nie tylko on poczuł to napięcie, zrobiła się kompletna cisza. Każdy dosłownie czuł to jakby mieli się zaraz na siebie rzucić. Wstała z miejsca i pociągnęła Enzo za sobą, czuła się dziwnie, cały czas czuła na sobie wzrok Damona. Jednak nie zwracała na to uwagi. Wyszła z wampirem na drugą stronę domu.
- Przepraszam, że tak bez uprzedzenia. - powiedział, gdy spojrzała na niego.
- W porządku i tak potrzebowałam chwili wytchnienia. - mówiąc to zerknęła w stronę furtki prowadzącej do ogrodu.
- Od Damona? - spojrzała na niego zaskoczona - To widać gołym okiem...
- I również to, że go prowokujesz. - przerwała mu i skrzyżowała ręce - O czym chciałeś porozmawiać?
- Wspominałaś, że jesteś z świata, gdzie to jest serialem. - kiwnęła głową - A było coś o mojej rodzinie?
- Może się przejdziemy? - wystawił jej ramię, uśmiechnęła się lekko i wsunęła rękę, tak, że była prowadzona przez Enzo. - Było nie wiele powiedziane, że zostałeś oddany do przytułku - na co tylko kiwnął głową - oraz to, że twoja siostra Maya, żyje.
- Jak? - zatrzymali się nagle przy jednym z drzew.
- Dokładnie nie wiem. Zostałam tu wciągnięta, do tego świata, w momencie jak dopiero się to rozkręcało. Nie wiem za wiele. Enzo - złapała go za ręce - ona może nie żyć. To co jest w serialu, to nie musi być prawdą tutaj.
- Wiem i rozumiem. - widziała w jego oczach determinacje - Jednak chciałbym spróbować ją znaleźć, oczyścicie o ile mi pomożesz jej szukać.
- Jasne, że pomogę. Jesteś jednym z moich ulubionych postaci. - spojrzała na ziemie - ale to dziwnie zabrzmiało.
- Nie, wcale. - zaśmiał się po czym ona też nie potrafiła ukryć śmiechu.
- To może po tym całym balu, właśnie muszę wracać bo pewnie dziewczyny nie wytrzymują z Caroline. - zrobiła krok w tył, jednak w mgnieniu oka wampir był przy niej, złapał ją za rękę.
- Możemy iść razem na bal? - spytał, a ona poczuła rozchodzące się dreszcze, gdy pocierał kciukiem jej dłoń- Oczywiście jako przyjaciele.
- Tak, raczej tak. - kiwnęła głową i ruszyła w stronę domu. Nie chciała jeszcze wchodzić do ogrodu. Najpierw chciała wejść na góre i trochę się uspokoić. Jej serce wciąż waliło. Miała do siebie lekki żal, że się zgodziła, ale nie mogła iść z Damonem. Po za tym, to tylko przyjacielskie wyjście, a nie randka. Weszła do pokoju, a jej wzrok przykuła uwagę paczka leżąca na łóżku. Na niej była karteczka.
,, Mam nadzieje, że ją nałożysz. ''
Otworzyła pudełko, a w niej znajdowała się sukienka dokładanie, tą którą widziała na wystawie w sklepie. Nie miała pomysłu na przebranie, wiec chyba nie ma wyboru. Poza tym jeśli to nałoży to pokaże Damonowi, że wciąż jej zależy na nim. Uśmiechnęła się wiedząc, że mimo rozstania nadal coś do niej czuje. Dzięki temu miała nadzieje, że wszystko się ułoży.






                                        Bal Halloween



   Po kilku godzinach szła przez wynajętą sale. Zobaczyła Damona i ruszyła w jego kierunku. Chciała mu podziękować za sukienkę, mimo wszystko chciała mu to powiedzieć. Podeszła do niego z uśmiechem i gdy już miała coś powiedzieć, to zjawił się Enzo. Staną tuż przy niej przyciągając ją w pasie do siebie.
- Widzę, że jednak nałożyłaś sukienkę ode mnie. - uśmiechał się szeroko, a ona nie mogła znieść tego jak bardzo się pomyliła. Zerknęła na Damona, który widać było cały się spiął. 
- To jednak od ciebie. - mówiąc to czuła, jak się trochę przygnebiona, ale z drugiej strony czuła dziwne szczęście. Jednak udawała, że to ją wcale nie rusza. 
- Aaa bo myslałaś, że to od niego? - powiedział Enzo spoglądając na Damona. - Z tego co wiem się rozstaliscie, więc to by było trochę głupie dostać od swojego ex, taką seksowną sukienkę. 
- Głupie to będzie, ale  oglądanie jak twój mózg wypływa. - starszy Salvatore  powoli się gotował do walki. 
- Starczy tego. Idziemy. - pociągnęła Enzo za sobą. Ten tylko pokazał minę zwycięzcy dla Salvatora, który nadal był cały spięty. Odeszli daleko, aż na drugą stronę sali. Złapał ją w pasie i zaczęli wolny taniec. Przez chwilę czuła się nie zręcznie, ale przeszło po kilku chwilach. Czuła się dobrze i bezpiecznie będąc z nim. 
- Możesz czasem sobie odpuścić. - mówiąc to spojrzała mu w oczy. 
- Przepraszam. - zrobił taką minę smutną, że zaczęła się śmiać. Lubił słyszeć jej śmiech, przez co dobry humor mu dopisywał. Rozmawiali i śmieli się sporo. Szybko potrafili się dogadać. Mimo dobrego humoru swojego dzisiejszego partnera to co jakiś czas w jej myśli wtrącał się Damon. Tęskniła za nim. Czuła, że ją obserwuje, ale gdy tylko odlatywała na planetę zwaną Damonem, to Enzo ją przywoływał do teraźniejszości.

  Alex widząc Damona i Enzo, pociągnęła Diego jak najszybciej w drugą stronę. Dopiero jak byli znacznie dalej od nich to zwolniła. Nie chciała tam być przy nich. Nie teraz.
- A to co? Ucieczka? Bym cie nigdy o to nie posądzał. - zaśmiał sie spoglądając za siebie na rozgrywającą się akcje wampirów. Jednak ona mu to uniemozliwiła.
- Bardzo śmieszne, ja tutaj jestem. - skierowała jego wzrok na siebie. Objął ją w pasie i zaczęli powoli tańczyć w rytm muzyki. Wiedziała, że nie mogą być razem dopóki Aiden jest, ale dzisiejszego wieczoru nie chciała o tym myśleć. 
- Pięknie wyglądasz, jak prawdziwa kobieta bluszcz. - uśmiechał się patrząc w oczy.
- A ty się idealnie dopasowales, choć nic nie mówiłam o swoim stroju. Ciekawe skąd wiedziałeś ?- mówiąc to lekko się uśmiechała, przyglądając się Diegowi, który był przebrany za Batmana. 
- Mam swoje sposoby. - wyszczerzył się i obrócił ją dookoła. Jednak przy kolejnym obrocie wpadli na kogoś, kto oblał ją swoim ponczem. 
- Tu się tańczy. - zaczął mówić do mężczyzny, na którego wpadli. Alex go powstrzymała przed dalszą dyskusją i pociągnęła za sobą, tak że wyszli z tłumu tańczącego i ustali przy stoliku z napojami. 
- Nic się nie stało. Poczekaj, zapiore to i wrócę, ok? - pokiwał głową i pocałował ją w dłoń. Cieszył się, że go powstrzymała, bo mógł się zapomnieć i użyć mocy. 

    Alex szła do  toalety, żeby zaprać plamę. Bawiła się doskonale w towarzystwie Diego, jednak czuła się trochę dziwnie. Stała przed lustrem i starała się zaprać plamę, która uparcie nie chciała zejść. Wypuściła powietrze, gdy już wiedziała, że nie wygra tej walki z plamą. Obróciła się w stronę drzwi i podskoczyła nagle. 
- Matko! Elena! - uśmiechnęła się widząc przyjaciółkę, która stała niemal, że centymetr od niej. - Przestraszyłaś mnie.
- Przepraszam. - uśmiechnęła się jej przyjaciółka - Diego mówił, że mam cię zabrać stąd i zaprowadzić w pewne miejsce.
- Jakie? - zdziwiła się Alex, ale się uśmiechnęła. Diego wspominał, że ma dla niej niespodziankę i już w głowie zaczęła wyobrażać sobie o co może chodzić. 
- To niespodzianka. Chodź. - Elena podała rękę dla przyjaciółki i wyprowadziła ją z toalety. Szły szybko, mijając ludzi. Po kilku chwilach znalazły się na zewnątrz. Alex poczuła jak jej towarzyszka puszcza jej rękę. Obróciła się i spojrzała na nią.
- To tutaj? Gdzie Diego? - rozejrzała się dookoła, ale było pusto, wokół panowała ciemność, jedynie latarnie rozjaśniały pewne miejsca. - Elena? - ale ona jej nic nie odpowiedziała, tylko się zaśmiała - Katherine.
  Alex rzuciła się do drzwi, ale została odrzucona przez Katherine. Mocno potłuczona wstała powoli oddychając szybko. Skierowała dłoń w dół, do kieszeni, ale nie poczuła telefonu. Spojrzała na Katherine, która machała jej telefonem cały czas się uśmiechając po czym znikła. Chciała zrobić krok w przód, ale nie mogła się ruszyć. Nagle usłyszała czyjś śmiech dochodzący z ciemności. Spojrzała w tamtą stronę, a po chwili czuła jak zapada się w ciemność. 

  

    Luna rozmawiała z Enzo o wszystkim, czuła się przy nim odprężona. Jednak co jakiś czas zerkała i się rozglądała za Damonem. Jej towarzysz mimo, że udawał, że tego nie widzi to wiedział doskonale. Na początku, chciał tylko Damona rozzłościć. Jednak teraz, czuł coraz większą potrzebę by z nią rozmawiać, przebywać. Nie miał zamiaru się zmieniać jak to niby uczynił jego stary przyjaciel, ale zrozumiał dlaczego to zrobił. Ona była wyjątkowa, mimo wszystkiego co wie na temat niego, wszystkich złych uczynków, widzi w nim nie potwora, lecz kogoś kto zasługuje na drugą szansę i zaufanie. 
- Wiesz, bardzo się cieszę, że ubrałaś sukienkę ode mnie. - lustrował ją wzrokiem. 
- Nie mogłam się zdecydować, a siostra chciała, żebym tu była, więc.. - poczuła dotknięcie czyjejść ręki na swoim ramieniu, obróciła się do tej osoby - Stefan?
- Widzieliście gdzieś Elenę? Nie mogę jej znaleźć. - spoglądał to na nią, to na niego. Oboje pokręcili głowami zaprzeczając. Luna nagle poczuła dziwny nie pokój, przecież Elena na tak długo by nie zniknęła. Ruszyła ze Stefanem w stronę gdzie był Damon. Widząc jak idą w jego kierunku, wiedział, że coś się stało. Tylko zerknął na Lunę po czym szybko przerzucił wzrok na brata.
- Co się dzieje? - spytał i w tym momencie, Luna pociągnęła Stefana za ramię i skinęła w kierunku, w którym zauważyła idącą ranną Elenę, gdy tylko do nich podeszła to uniosła rękę.
- To była Katherina. Nie wiem po co i jak, ale czegoś chciała, a raczej Aiden chciał. Za nim straciłam przytomność to słyszałam jego głos. - patrzyła na każdego po kolei. 
- Alex... - Luna nagle się zerwała i poszła w tłum, szukając siostry. Ludzie tańczyli, więc ciężko było jej ją znaleźć. Wyszła z tłumu i ustała na stołku. Nie zobaczyła jej, ale widziała Diego. Szybko do niego podeszła i złapała za ramię. 
- Gdzie moja siostra? - spytała dysząc przerażona. 
- W toalecie, miała zaprać...- urwał i pociągnął Lunę za sobą w stronę toalet. Weszli do damskiej toalety, ale było pusto. Nie było nikogo. 
- Zabrał ją...zabrał ją... - nie mogła wyjść z przerażenia. Po chwili do toalety dotarli pozostali, którzy widząc Lunę z Diego podążyli ich śladem. Diego próbował rzucić zaklęcie lokalizacyjne, ale nie mógł, coś blokowało jego magię. Był zły na siebie, że pozwolił Alex iść samej. Nie powinien jej zostawiać, ani na moment.  Luna nie mogła powstrzymać łez. Teraz mogła stracić kolejną osobę. Najpierw rodzice, potem Damon, a teraz Alex. To było za dużo dla niej. Osunęła się na podłogę i zaczęła głośno płakać. Damon widząc ją chciał do niej podejść, ale wiedział, że go odtrąci. Między szlochem Luny, było słychać jeszcze coś. Stukanie w podłogę, jakby coś upadało. Bonnie się schyliła i podniosła małą kuleczkę, która się przyturlała pod jej nogi. 
- Wygląda jak zamarznięta woda... - urwała widząc jak kolejna kulka leci w jej stronę. Podniosła wzrok i spojrzała w kierunku, z którego przyleciała. Każdy to zauważył. Łzy Luny zmieniały się  małe kuleczki. Nie była świadoma tego co się dzieje wokół niej, że skupiła uwagę na sobie wszystkich zebranych. Ręką wytarła oczy i dotknęła zimnych kafelek toalety, po czym podniosła rękę znowu. W miejscu dotkniętych kafelek zaczęła się robić mała kałuża wody. A na niej pojawił się płomień, który sprawił, że przestała płakać i na niego spojrzała. 
- Moc Rosalie... - spojrzała zapłakanymi oczami na Diega - ...odblokowałaś ją. 
Wciąż to nie mogło do niej dotrzeć. Odblokowanie mocy było dla niej teraz tak bardzo nie istotne, że nie czuła się szczęśliwa, że w końcu jej się to udało. Pomyślała o Alex, która nie wiadomo gdzie jest, o tym, że ją potrzebuje. Spojrzała ponownie na płomień, który wciąż się unosił na wodzie. Otarła oczy i wstała dumnie. Butem przygasiła płomień. Teraz jej twarz wyrażała zupełnie co innego. Była zmobilizowana, do walki z Aidem. Teraz miała tylko jeden cel, odzyskać siostrę i nic nie mogło jej w tym przeszkodzić. Wyszła nie patrząc na nikogo. Nie zwracała uwagi na nic. Teraz liczyło się jedno. Alex. Nic jej nie powstrzyma, ani nikt. 

                

wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 16


      Wyjątkowo przez długi weekend rozdział pojawia się we wtorek, a nie w sobotę, jak zwykle. Kolejny rozdział normalnie w sobotę - 12.11.2016.

                                                                  Enjoy

                       `````````````````````````````````````````````````




                                        Ogród Bonnie


   Czarownica siedziała z księgami rozłożonymi wokoło, obok niej siedział Diego również pogrążony  w lekturze jednej z ksiąg. Przewracał  właśnie kolejną kartkę i rzucił okiem na mulatkę, która wyczuwając jego spojrzenie podniosła wzrok.
- Mam tysiące lat, a nie wiem jak przywrócić swoje moce, czuje się jak idiota. - mówiąc to robił głupie miny, aż mulatka nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
- Ja też nie wiem wszystkiego, tak wiem mam tylko dwadzieścia lat wiec to nie to samo. - dokończyła zdanie widząc, że chce jej przerwać. Spojrzała na kolejną stronę i gdy już miała coś powiedzieć to nagle zamilkła.      Diego wyczuwając jej zainteresowanie przybliżył się do niej i zaczął czytać to co ona. Wiedzieli już jak zrobić ten eliksir na przywrócenie mocy. Istniał tylko jeden haczyk, muszą zrobić tak by Aiden też to wypił, albo chociaż, żeby eliksir dostał się do jego krwi.
- Mogę sprawić, że część twojej mocy wróci, ale żebyś miał całą...
- To trzeba Aidena, rozumiem. Dziękuję, że mi pomagasz. - powiedział wracając na swoje miejsce. Chciał móc obronić kolejną duszę Hurrem. Tym razem dobrze wypełnić swoje zadanie i zakończyć sprawę z Aidenem na zawsze. 
- Luna i Alex, one są dla nas jak rodzina. A rodzinę trzeba chronić, ty możesz to zrobić. Tak właściwie, to zawsze miałeś moc? - spytała zaciekawiona.
- Nie. Zostałem wybrany, nie wiem przez kogo, ale wiedziałem, że muszę ją ocalić. Moc dostałem jak Hurrem napadała na kolejny kraj. Walczyłem z nią. Widziałem przebłysk dawnej Hurrem, wtedy podczas tej walki poczułem jakby uderzenie piorunem, jak się ocknąłem, jej nie było, a moc już miałem. Potem jak Hurrem umarła, szukałem Aidena by się zemścić. Po drodze znalazłem trop o tej legendzie. Uczyłem się magii każdego dnia, aż zauważyłem, że wcale się nie starzeje. - zamyślił się na chwilę w wspomnieniach.          Bonnie  powoli zaczynała wszystko rozumieć, choć wydawało się to nie prawdopodobne. Jednak to miasto ją nauczyło, że wszystko jest możliwe. 
- Dobra, zrobię eliksiry. - wstała i poszła po potrzebne rzeczy. Gdy już brała kilka z nich, o mało nie dostała zawału. Diego stał za nią i zabrał od niej to co trzymała.
- Pomogę, o ile nie masz nic przeciwko. - zaprzeczyła głową z uśmiechem - Przy okazji się nauczę jakiś nowych zaklęć. 
   Cieszyła się, że mogła z kimś pogadać o magii. Owszem jest Luna, która ma moc, ale teraz po stracie rodziców nie wiedziała jak rozmawiać z przyjaciółką. Wiedziała jak może być trudno po stracie bliskiej osoby, każdy żyjąc w tym miasteczku się narażał na ten ból. 





                                            Dom Salvatore


     Luna od samego rana była obserwowana przez ukochanego, który sobie obiecał, że nic jej się nie stanie. Na początku ją to bawiło, ale nawet w toalecie chciał mieć ją na oku, co skutkowało jej irytacją. Alex pod nosem się tylko śmiała i unikała zostawania sam na sam z Luną i jej wampirzą nianią. Lu w końcu ledwo wytrzymując zjadła śniadanie i szukała siostry, która właśnie uciekała do innego pokoju.
- Czekaj! Alex! - złapała siostrę za ramie i zrobiła minę pod tytułem ratuj. Alex się obróciła do idącego w ich stronę Damona.
- Chce pogadać z siostrą, sama. - wampir nie wyglądał na zadowolonego, miał coś powiedzieć, ale jego rozmówczyni go wyprzedziła. - O śmierci naszych rodziców. - ten argument sprawił, że Damon się wycofał i wrócił do salonu.
- Dzięki - szepnęła Lu ściskając siostrę.
- Naprawdę musimy pogadać. - starsza tylko przytaknęła i szła za młodszą do pokoju na górze. Usiadły razem na łóżku i obie nie wiedziały jak zacząć tą rozmowę. Luna trzymała rękę na kolanie i ją mimowolnie ścisnęła. 
- Nie zachowałam się dobrze..- zaczęła starsza jednak Alex jej przerwała.
- Ja nie o tym chciałam rozmawiać. Możemy uczcić ich pamięć? Pooglądać zdjęcia itd.
- Jasne, że tak. - Lu odpowiedziała jej z uśmiechem - Nie zapomnimy o nich. Zawsze będą naszymi rodzicami.
- A co z Mikelsonami? - nad tym pytaniem obie się mocno zaczęły zastanawiać. Ciągle nie mogły uwierzyć, że stąd pochodzą.
- Wiesz myślę, że to nic nie zmienia. Ester i Mikel nie żyją, wiec ich nie poznamy. A jeśli chodzi o resztę. Poznałaś już Elajhe i Kola, oni przecież już wcześniej traktowali nas jak rodzinę.
- Prawda, Bex jest trochę jak suka, ale tragedia nie ma. - gdy młodsza to powiedziała to obie nie mogły powstrzymać się od śmiechu. - No, ale Klaus, przecież wy coś ten tego. 
- My nic nie ten tego. - od razu zaprzeczyła Luna kręcąc głową, co było dowodem, że jednak coś było. - Dobra, poddaje się, ale to było tylko zauroczenie.
- Widzę właśnie, bo jesteś z Damonem. - Lunie trochę przygasł uśmiech. - Co jest?
- Po śmierci rodziców, odepchnęłam go, znaczy was wszystkich. Czuję jakby się to rozpadało, jakby miał mnie dość. - czuła się winna wszystkiemu co się teraz między nimi działo. 
- Co ty gadasz siostra, on cię kocha nadal. Może jest trochę zmęczony tym wszystkim, ale nadal cię kocha.- złapała siostrę za rękę i ją mocniej ścisnęła.
- Wiem, wiem, ale wcześniej byłam bardziej pewna wszystkiego, a teraz...straciłam to. Straciłam poczucie bezpieczeństwa, tego, że robię coś dobrze. 
- Ja to samo czuje, to przez to, że straciliśmy rodziców. - próbowała bezskutecznie pocieszyć siostrę. 
- Możliwe, ale powinnam domyślić się, że Aiden...- nie skończyła zdania, nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Alex od razu ją przytuliła do siebie. 
- Byłaś podatna na jego sugestie, to nie była twoja wina. - mówiąc to głaskała siostrę po włosach.
- Ale rodzice tak, gdybym tu nie trafiła ...- młodsza od razu ją odsunęła od siebie i spojrzała na nią twardo. 
- Nie wiedziałaś, że tu trafisz. Nie możesz się o to obwiniać.
- Chcesz tu zostać? - spytała nagle Luna, przez co siostra ją odsunęła od siebie i uważnie jej się przyjrzała.
- Przecież Aiden i tak nas tam znajdzie, więc nie ma sensu uciekać z tego świata. Poza tym masz tu Damona, mamy ich wszystkich. Są naszą rodziną. - Alex brzmiała teraz dużo dojrzalej, czym zaskoczyła siostrę. Uśmiechnęła się do niej lekko.
- Masz racje, po prostu chciałabym mieć wolne od nadprzyrodzonych rzeczy. - młodsza pokiwała głową rozumiejąc ją doskonale.
- Wiesz, sądzę że przyda nam się babski dzień na zakupach. Zadzwonię po Caroline, ucieszy się, chciała mnie wyciągnąć na zakupy na Halloween.
- To może być bardzo dobry pomysł. - uśmiechnęła się do niej Luna. - Tylko Damon nie da mi iść, nie bez jego ochrony.
- Caro to załatwi, powali go jednym spojrzeniem. - gdy tylko to powiedziała to obie nie mogły przestać się śmiać. Potrzebowały więcej uśmiechu w swoim życiu.  Luna czuła, że niedługo czeka ją walka z Aidenem. Walka, która będzie ciężka. Dlatego potrzebowała jak najwięcej czasu spędzonego z przyjaciółmi i rodziną, by móc się na to przygotować. I odzyskać równowagę psychiczną. 





                                      Centrum handlowe


   Luna dopiero teraz dostrzegła, jak bardzo jej siostra zbliżyła się do Caroline. Wcześniej była tak wpatrzona w Aidena i jego pomoc, że nie zauważała niczego. Nawet tego, że się oddaliła z Damonem. Czuje, że nadal ją kocha, ale powstała między nimi przepaść, przez stałe kłótnie. Z westchnieniem wzięła parę sukienek dla siostry i zaniosła do przymierzalni.
- A ty nic nie chcesz zmierzyć? - spytała ją siostra, gdy wzięła od niej wieszaki.
- Nie, chyba nie. Jeszcze zobaczę, jak coś to jeszcze może do malarskiego zajdę. - posłała całusek dla siostry, co druga zrobiła to samo. Powoli szła między stoiskami z sukienkami, jej wzrok przykuła piękna czerwona suknia z rozcięciem z boku.
- Pasowała by na ciebie. - podskoczyła zaskoczona słysząc czyjś głos przy uchu i się odwróciła w stronę źródła głosu.
- Enzo - szepnęła z uśmiechem - a co ty tu robisz? - nie mogła oderwać wzroku od jego oczu.
- Przechodziłem i jak tylko cię zobaczyłem to wszedłem. To nie jest sklep dla mnie - dopiero po chwili zrozumiała co miał na myśli, zero ubrań męskich - ale jestem pewien, że wyglądałabyś czarująco i seksownie w tej kiecce. - wskazał palcem wybrany model, któremu wcześniej się przyglądała. 
- Dzięki, ale nie pasowałaby do żadnego kostiumu na Halloween. - zgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- A seksowna wampirzyca? - poruszał znacząco brwiami. 
- Wampirów chyba jest za dużo w tym mieście. Poza tym - wyszła ze sklepu - mam dość wampirów. 
- Mnie też? - spytał ją, zrównując z nią krok.
- Ciebie nie znam, ale wampem jesteś więc teoretycznie tak. - zerknęła na niego przelotnie jak wchodzili do sklepu malarskiego.
- A praktycznie? - złapał ją za nadgarstek czym sprawił, że spojrzała mu w oczy. 
- Praktycznie? - pokiwał głową - Ciebie też.
  Szukała wzrokiem farb olejnych i pędzli. Po krótkiej chwili znalazła to co szukała. Wzięła opakowanie z farbami i dwa potrzebne pędzle, poczuła, że Enzo stoi obok niej. Obróciła się do niego i maznęła pędzlem po jego nosie. 
- Prawie cię nie znam, to jak mam cię dość? Ale jedno jest pewne jestem zmęczona nadprzyrodzonymi rzeczami. - posmutniała myśląc o rodzicach. 
- Rozumiem, że to może być wkurzające. Jak zawsze się coś dzieje.
- Zwłaszcza jak ktoś bliski umiera. - powiedziała zerkając na niego przelotnie i skierowała się do kasy z wybranymi rzeczami. Po kilku minutach wychodziła z sklepu, ciągle czuła obecność Enzo blisko siebie.
- Mówiłaś, że mnie znasz. Skąd? - ustała i spojrzała na niego wzdychając. Widziała ciekawość kryjącą się w jego spojrzeniu. Mogła olać to i wrócić do dziewczyn, ale coś nie pozwoliło jej tego zrobić. Lubiła jego postać w serialu, mimo złych wyborów. Tak jak Damona. Spojrzała w stronę kawiarenki, która była obok i skinęła na nią głową. Po chwili oboje siedzieli przy stoliku, zamówili po kawie. Luna była taka spokojna i ani słowem się nie odezwała dopóki kelner nie przyniesie zamówienia. Wiedziała, że jej towarzysz się zaczyna nie cierpliwość. A to jej sprawiało przyjemność, móc przedłożyć czas, aż się dowie tego co chce.
- To.. - zaczął jednak ona go uciszyła ruchem ręki - ale mogę chociaż wiedzieć jak się nazywasz?
- Luna. - powiedziała z uśmiechem podając mu dłoń, jednak on zamiast ją ścisnąć to ją pocałował. Przez chwile czuła się jak w dawnych czasach, kiedy to mężczyźni zawsze się tak witali z kobietami. Chciała coś powiedzieć, ale w tej chwili zjawił się kelner, a jej towarzysz się wyszczerzył.
- To teraz chyba mogę już się dowiedzieć - powiedział z nie skrywanym śmiechem. Upiła łyk kawy, delektowała się nią przez chwilę, aż zauważyła jak mina Enzo znowu się robi pochmurna. Wtedy sama zaczęła się śmiać i odstawiła filiżankę.
- Od niedawna wiem, że ja i siostra byłyśmy spłodzone tutaj, ale matka nas wysłała do innego świata. Tam się urodziłyśmy, świat bez magii, w którym Mystic Falls jest tylko serialem. Z tego wiem, co nieco o tobie.
- To jest dziwne. - zaśmiała się, gdy marszczył brwi i próbując to zrozumieć. - Dziwne, ale patrząc na to, że jestem wampirem, to nie powinno mnie dziwić. A jednak dziwi, bo jestem serialem.
- Wiem co czujesz, ja też tego nie ogarniałam na początku. - upiła kolejny łyk kawy.
- Zaraz, jeśli jestem serialem to znaczy, że widziałaś mnie podczas zabijania, picia krwi, seksu - wyliczał kolejno na palcach - nago...
- Nie, to znaczy nie całkiem nago. Władze stacji nie chciały robić z tego serialu jak Czysta Krew. - szybko mu przerwała.
- Nie? - zaprzeczyła głową - Zawsze można to nadrobić. - spojrzał na nią tak, że czuła jak mimowolnie drży z zachwytu. 
- Dzięki, ale nie. - udała zainteresowanie swoją kawą. 
- Widzę, jak się rumienisz. - złapał ją za rękę i delikatnie potarł ją kciukiem. Spojrzała na niego, przez chwilę czuła się jak zahipnotyzowana. Jednak po chwili zabrała rękę z jego uścisku.
- Mam chłopaka, Enzo. Pierwszy raz cię widzę, a że cię lubiłam w serialu to tak reaguje, więc się nie ciesz tak. - przybrała minę pokerzysty.
- Rozumiem, ma facet nieziemskie szczęście. - powiedział w taki sposób, jakby jednak miał gdzieś to co powiedziała.
- To ja dziękuję, za rozmowę i kawę, ale przyjaciółki czekają. - wstała i szybko ruszyła do sklepu, nie dała nic mu powiedzieć. Szła szybkim krokiem, z równie szybko bijącym sercem. Nie mogła uwierzyć, że znowu to się dzieje. Tak jak z Klausem. Nie może sobie pozwolić na kolejny moment uległości. Enzo jest ciekawą postacią, ale kiedyś była zła, że Elka nie umie wybrać pomiędzy braćmi. Teraz ona nie chciała być tak jak Elena. Zepsuło się między nią a Damonem, ale wciąż go kocha i chce to naprawić. Nie może się poddać. Po chwili była już w sklepie, gdzie widziała jak Caro i Alex kupiły już potrzebne rzeczy. 
- I jak zakupy? - spytała, gdy tylko ją zobaczymy.
- Ja się zaopatrzyłam w ciuchy na seksowną pielęgniarkę, a twoja siostra, właśnie za co? Bo ja już się zgubiłam. - mówiąc to blondynka się śmiała. 
- Najpierw myślałam nad wampirzycą, potem nad jakimś superbohaterem, ale w końcu wybrałam strój Poison Ivy ( trujący bluszcz ,,Batman,,). Ejj siostra, a ty nic nie kupiłaś? - Alex się patrzyła na nią zdziwiona. 
- Nie mogłam się zdecydować, poza tym mam trochę czasu, zdążę. Kupiłam tylko... - dopiero się ogarnęła, że nie miała ze sobą rzeczy z sklepu plastycznego. Walnęła się w czoło. - ...zostały pewnie przy stoliku.
- Ale co? - blondynka spojrzała zaciekawiona. 
- Rzeczy do malowania, zaraz... - odwróciła się z zamiarem powrotu do stolika i wpadła na idącego Enzo. Spojrzała w górę na jego twarz, wciąż będąc blisko niego. 
- Nie myślałem, że będziesz za mną tak tęsknić. - odsunęła się od niego lekko zmieszana. - Zapomniałaś o czymś. - podał jej reklamówkę z farbami i pędzlami. 
- Dzięki. - czuła, że jej policzki płoną czerwienią. Alex i Caroline wymieniły szybkie spojrzenia. 
- Dawno cię nie było w Mystic Falls. - mówiąc to blondynka skrzyżowała ręce. Wampir się na nią spojrzał z uśmiechem. 
- Tęskniłaś za mną blondi? - szczerzył zęby zadowolony. 
- Nie szczególnie, tam gdzie się znajdziesz tam są kłopoty. - patrzyła na niego wściekle. Wyczuwalne było duże napięcie między nimi. Luna nie była pewna tego co się stało, gdy tu ostatnio Enzo przybył. Jednak widząc minę Caroline czuła, że nie było za dobrze. 
- Cały ja. - zamachał brwiami i spojrzał na Lunę - Miło było znowu cię zobaczyć. Liczę, że kolejne spotkanie będzie jeszcze milsze. - Luna nic mu nie odpowiedziała, czuła jak jej towarzyszki się jej przyglądają. Odszedł po chwili, ale ona wciąż nie mogła spojrzeć na dziewczyny.
- To jak, wracamy? - spytała udając zainteresowanie kupionymi rzeczami, ale jednak zerknęła na siostrę. 
- Pamiętasz mam nadzieję o Damonie. - przez chwilę czuła się jak przyłapana na czymś bardzo złym.
- Jasne, że pamiętam. Tylko z Enzo gadałam i nic więcej. Idziemy? - starała się zamaskować swoje zmieszanie. Nie wiedziała na ile jej to się udało, ale już po chwili szły w stronę domu Salvatore rozmawiając o przyszłym balu. Całą drogę jednak rozmyślała, czy dopuściła się zdrady względem Damona. 





                                             Dom Bonnie


   Razem z czarownicą siedział w kręgu zrobionym ze świec. Wypił to co mu przygotowała, teraz była pogrążona w myślach. Trzymał ją za ręce, z każdą chwilą słyszał jak jej mruczenie przybiera kształt szeptu, a szept zmienia się w słyszalne dźwięki. Słyszał każde słowo wymawianego zaklęcia. Dzięki temu, że lubił uczyć się języków, znał także i ten. Łacinę, język czarownic,  dzięki temu zrozumiał, że Bonnie korzysta z moc wiedźm by dodać mu siły.
- Oribos turai manecsitus. Orbiem. Oribos turai. -  szeptała w kółko zaklęcie. Czuł jak energia między nim, a czarownicą swobodnie przepływa. Jego ciało się napręża, a następnie rozluźnia czując magię w każdej części ciała. Po kilku minutach oboje otworzyli oczy. 
- Dziękuje. - powiedział rozglądając się dookoła. Miał nadzieje, że duchy wiedzą jak bardzo jest im wdzięczny.
- Teraz, abyś w pełni miał moc. Musimy zaatakować Aidena - zauważyła jego zaciętą minę i szybko dodała- najpierw trochę poużywaj mocy, żebyś miał pewność.
- Nie możesz zrobić tego samego dla Luny? To znaczy, dać jej trochę większą moc. - widział jej smutną minę.
- Duchy z jakiegoś powodu na to nie pozwalają. Nie mam pojęcia czemu, a jeśli chodzi o Alex, to już zrobiłam z nią to zaklęcie. Musi tylko trochę poćwiczyć. - powiedziała zamyślona. Sama chciała wiedzieć czemu duchy nie chcą wspomóc jej przyjaciółce. Wzięła drugi eliksir i nalała do dwóch flaszeczek. Jeden z nich odstawiła na bok a drugi podała Diegowi.
- Na wszelki wypadek miej to przy sobie. Nie wiadomo kiedy on się zjawi. - kiwnął głową rozumiejąc powagę sytuacji. Schował flaszkę z eliksirem do kieszeni i wyszedł z domu czarownicy. Chciał się zobaczyć z Luną i Alex. Być pewnym, że obie są bezpieczne.








                                            Ulice Mystic Falls




   Luna siedziała razem z dziewczynami przy stoliku w kawiarence. Jadły gofry jak w zwykły normalny dzień. Caroline i Alex stale mówiły o balu, chcąc odwrócić myśli Luny od wszystkich złych rzeczy, które się działy. Luna cieszyła się, że tak dobrze idzie jej udawanie przejętości balem, że mogła spokojnie myśleć o czymś innym. Jej myśli krążyły w trzech miejscach, tworząc trójkąt bermudzki. Damon, Enzo i Aiden. A w trójkącie bermudzkim coś ginie. Tak jak jej rodzice. Z tych myśli wytrącił ją okrzyk blondi. 
- Wracamy!  - przeciągnęła się uśmiechając się szeroko. 
- Może zostaniesz u nas na noc? - spytała ją Alex na co blondynka się zaśmiała. 
- Damon bardzo się by ucieszył jakby mnie widział. - odpowiedziała jej się szczerząc.
- Przynajmniej ja bym miała spokój. - Luna zrobiła minkę smutnego pieska, na co we trójkę nie mogły przestać się śmiać. 
- Zgoda. - wstały z miejsca i powoli szły w stronę domu. Luna czuła, że jej siostra miała racje. Straciły rodziców, ale zyskały nową rodzinę. Spojrzała z uśmiechem na rozgadaną i podekscytowaną Caroline. To było ich miejsce. Wreszcie poczuła się jak w domu. Odnalazła spokój w sercu, którego tak bardzo pragnęła. Nagle poczuła jak ktoś łapię ją za rękę. Obróciła się z zamiarem ataku, jednak zatrzymała rękę w połowie drogi.
- To tak się wita przyjaciół. - to był Kol, zrobił złą minę, ale gdy przytuliła to przestał się złościć. Zakręcił ją dookoła po czym postawił ją i cmoknął w czoło. - O wiele lepiej.
- Trochę ci to zajęło jak widać, żeby tu się dostać. - mruknęła blondynka, gdy skrzyżowali swoje spojrzenia.
- Caroline, jak zawsze miła. Ja też się cieszę, że cię widzę. - powiedział lekko obrażonym tonem. - Klaus jak zwykle wpakuje w kłopoty, a potem to ja za niego obrywam. 
- Co się stało? - spytała Lu, dopiero zauważając zadrapania na jego twarzy. 
- Długa historia, siostro ma. - powiedział przytulając ją do siebie - No druga siostro, nie uściskasz braciszka? - Alex nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Pokręciła zaprzeczając głową.
- Wiesz co - szepnął do ucha Luny - ona jest bardziej jak Bex. - gdy tylko to powiedział, to Alex kopnęła go w kostkę. Przez co teraz nikt nie mógł powstrzymać śmiechu. Kol skakał z nogą w górze, ale jednak zamiast złości, to jego twarz wyrażała szczęście.
- Dobra, chodźmy do domu. Połączymy się potem z Ester, masz rzeczy jak mniemam? - spytała go Lu, na co tylko kiwnął głową i pogroził palcem młodszej siostrzyczce. Na co mu tylko pokazała język. Caroline dawno nie widziała ich w tak dobrych humorach. Czuła, że teraz może by tylko lepiej. 
- No proszę, proszę. Dobry humor jak widzę dopisuje. - podszedł do nich powoli, aż poczuli zimno ciągnące się od niego.
- Aiden.- szepnęła Lu, czuła jak jej ciało się napina gotowe do walki - Czego chcesz? 
- A czegóż to mogę chcieć? - dotknął ręką brody i zamyślił się - Ciebie. Mogłaś być ze mną, zostać ze mną, a nikomu nic by się nie stało. 
   W tej chwili Aiden zaatakował tak nagle, że nie zdążyła się obronić. Poleciała kilka metrów po betonie. Kol zaatakował go nie wąchając się ani chwili. Blondynka odciągnęła Alex na bok, mówiąc by została. Nie mogła pokazać Aidenowi, że posiada moc. Czuła się bezradna i bezużyteczna, jedynie ostatkiem sił się powstrzymała przed atakiem. Aiden szedł w stronę Luny, która oparła się rękoma i powoli wstała. Czuła jak strużka krwi spływa po jej ustach i kapie na bluzkę. Wampiry próbowały go zaatakować jednak czarownik szedł niczym niezwyciężony, każdy ich atak odpierał z niewielkim wysiłkiem. Patrzał wprost na Lunę, w jej oczy, aż zobaczył swoją ukochaną. To wzmogło jego szał, magią powalił wampiry tak, że nie mogły wstać. Luna wiedziała, że musi dać sobie radę. Wyciągnęła rękę i się skupiła na mocy, na Serafinie, Hurrem. Serce jej waliło coraz mocniej z każdym krokiem czarownika. Rodzice. Ta myśl zmieniła jej złość, nie w gniew, a w furie. Wyrzuciła z siebie moc i zaatakowała nią swojego przeciwnika. Aiden wytworzył zasłonę ochronną, jednak musiał włożyć sporo wysiłku by odbić zaklęcie. Gdy tylko to zrobił, zaczął ją atakować, jednym zaklęciem po drugim. Luna starała się robić uniki, jednak nie zawsze jej to wychodziło. Kolejny raz odparła jego atak i sama go zaatakowała. Byli bardzo blisko siebie, czuła jego oddech i moc, którą atakował. Czuła się pewna wszystkiego, że da mu radę. Widząc jej upór czarownik postanowił podciąć jej pewność siebie. 
- Było cudownie zabijać twoich rodziców. Krew się wszędzie lała, a twoja matka błagała mnie o życie! - gdy to wykrzyczał, to Luna przestała panować nad swoją pewnością siebie. Zaatakowała nie myśląc, dokładnie tak jak chciał jej przeciwnik. Jednym ruchem sprawił, że Luna leżała na ziemi. Ciężko oddychając, nie miała już siły. Czuła jak łzy spływają i mieszają się z krwią. Uklękła resztkami sił i spojrzała na czarownika. Alex widząc to wiedziała, że musi coś zrobić. Spojrzała na Caro i Kola, którzy powoli się zaczynali podnosić. Jednak nie mieli wystarczająco dużo siły na walkę. Aiden podszedł do jej siostry, nie mogła dłużej siedzieć w miejscu. Za chwilę Aiden zabije jej siostrę. Wstała i wyszła z kryjówki, w myślach powtarzała sobie zaklęcie, którego się nauczyła od Bonnie. 
- Lepiej by było gdybyś tam została!! - usłyszała, gdy chciała wymówić zaklęcie. Jednym ruchem ręki sprawił, że poleciała na drzewo i upadła na ziemie. 
- Alex! - wychrypiała ledwo słyszalnym głosem i spojrzała na Aidena. Ten uśmiechnął się szatańsko, i zakręcił palcem ręki w powietrzu. Tak, że zbierał się mały wir wokół nich. 
- Może ostatnie słowo? - skrzywił się czując ukucie w szyje, wyjął z niej małą strzałkę. 
- Tak, spierdalaj. - usłyszał za sobą głos Diega, który go zaatakował.  Aiden kompletnie zaskoczony potoczył się daleko po betonie. Diego złapał Lunę za rękę i wskazał na siostrę. Natychmiast do niej pobiegła i pomogła wstać, tak samo wampiry do nich podeszły.
- Jak?! - pytał Aiden, gdy wstał - Jestem od ciebie potężniejszy. - jego głos grzmiał ze złości.
- Nie, już nie jesteś. Właśnie odzyskałem swoją moc. - wyszczerzył się do niego. Diego nie tracąc chwili zaczął go atakować. Wreszcie byli sobie równi. Nie musiał uciekać, mógł z nim walczyć dopóki nie wygra. Aiden ledwo odrzucał zaklęcia swojego przeciwnika, aż w końcu zniknął. Wiedział że nie ma szans, żeby zabrać Lunę, więc zniknął. 
- Tchórz. - powiedziała blondynka. Teraz mieli większą szansę na pokonanie Aidena. Luna widziała te spojrzenia między Diegiem, a jej siostrą. Dokładnie tak samo było z nią i Damonem. Cieszyła się z takiego obrotu spraw, gdyby nie Diego to dawno byłaby uwięziona przez Aidena. 






                                              Dom Salvatore


    Damon siedział z szklanką burbonu w ręce i rozmyślał o Lunie. Wiedział, że to przez Aidena się kłócili, ale wciąż miał wrażenie, że nie będzie tak jak wcześniej. Bał się tego co będzie, już któryś raz w życiu odkąd poznał Lunę doznawał tego uczucia. To było źle uczucie dla niego. Nie znosił go, nie znosił się bać. To zawsze on sprawiał, że inni się go bali. Zastanawiał się czy powinien wrócić do swojego poprzedniego życia. Pełnego krwi i nie dbania o to kogo zabija. Jednak po chwili przypomniał mu się widok jego ukochanej, jej oczy, gdy za każdym jego błędem dawała mu kolejną szansę. Nie mógłby tego jej zrobić. Jednak miał dość Aidena i nie spocznie póki go nie zabije. To jest jego cel. Użyje wszelkich środków by to zrobić. Nie ważne co, nie ważne jak. Luna może nie być zadowolona, ale będzie żyć i to jest najważniejsze w tej chwili.
- Co cię tak dręczy? - do salonu wszedł Stefan, który od razu wyczuł średni humor Damona.
- Nic takiego braciszku. - upił łyk alkoholu i na niego spojrzał - Koniec kłótni z Luną, trzeba to opić, przyłączysz się?
- Może i koniec,ale  jednak nie jesteś w dobrym humorze - starszy zrobił minę jakby chciał go spławić - znamy się od ponad wieku, wiem kiedy coś cię dręczy, więc?
- Luna, nie wiem czy uda się to wszystko naprawić. Przez kłótnie się trochę oddaliliśmy od siebie. 
- Była podatna przez magię..
- ...ale nie w momencie, gdy go poznaliśmy! - wybuchł nagle, wcinając się w zdanie brata. - Spotkała się z nim i mi nic nie powiedziała. 
- Myślałem, że sobie już to wyjaśniliście. - stwierdził młodszy zaskoczony reakcją brata.
- Ja też, ale nie mogę pozbyć się tego uczucia, że mi nie zaufała. A jemu...- umilkł w połowie zdania. - Kocham ją Stefan i to tak bardzo, że nie mogę sobie wyobrazić tego, że ją stracę. 
- Rozumiem, ale wiem też, że dasz radę sobie z tym. Przejdziecie przez to razem. - chociaż wciąż czuł ten ból, to teraz było mu lżej. Czuł, że ma oparcie w młodszym bracie. Ich relacje są naprawdę lepsze niż kiedykolwiek. Stuknęli się szklankami i wypili łyk. 
- Ejj, a mnie czemu nikt nie zawołał ? - Elena weszła patrząc na braci karcąco.
- Bo my nie jesteśmy grzeczni proszę mamy - mówiąc to Damon udał głos dziecka, przez co w trójkę nie mogli się powstrzymać od śmiechu. Po chwili usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, do salonu wszedł Diego razem z Kolem i Alex.
- W końcu pierwotny nas zaszczycił. - mruknął Damon, jednak dalsza ochota na dogryzanie mu przeszła, gdy zobaczył Lunę i Caroline. Które były podrapane, natychmiast do niej podbiegł.
- To Aiden. Nic mi nie jest, naprawdę. - powiedziała wyczuwając jego nie pokój. - Dzięki Diegowi, on nas ocalił.
- Dziękuję. - powiedział szczerym głosem w kierunku wybawiciela. Diego tylko kiwnął głową. - Miałem rację, żeby cię nie spuszczać z oka.
- Teraz wątpię, żeby zaatakował. - mówiąc to blondynka nalała sobie alkoholu i usiadła. - Diego ma całą moc teraz, więc Aiden nie będzie taki chętny do walki. - wszyscy spojrzeli na niego. Pokiwał głową w zamyśleniu. Cieszył się, że odzyskał w pełni moc, ale wiedział też, że nie wolno lekceważyć wroga.
- A tak przy okazji - blondynka zwróciła się do starszego Salvatore, wyszczerzyła zęby- zostaje na noc.
- Z jakiej niby racji. - mruknął za co zarobił kuksańca w bok od Luny, która się w niego mocno wtuliła. Naprawdę czuła się jak w domu. Zaczęli rozmawiać o głupotach, czyli balu, który miał gdzieś najstarszy wampir. Tylko z jednego powodu mógł iść na bal, spojrzał na Lunę, która się uśmiechała do niego szeroko. Jednak w głowie nadal miał myśli, o których rozmawiał z młodszym bratem. Wątpliwości, którego nachodzą. Nie dają mu pełnej radości.Powinien porozmawiać o tym z Luną, jednak nie chciał tego robić chwilę po tym jak o mało nie zginęła. 






                                           Dom na skraju miasteczka


       Aiden siedział w fotelu nad mapą miasteczka. Rozmyślał nad znalezieniem księgi. Teraz jak Diego odzyskał moc będzie mu o wiele trudniej złapać Lunę. Jednak i tak nic nie zrobi, jeśli nie będzie miał księgi. W ręku trzymał wisiorek, na który rzucił zaklęcie lokalizacyjne. Jednak od kilkunastu minut nie mógł namierzyć przedmiotu.
- Phasmatos motus arrovox - szeptał co jakiś czas zaklęcie. 
Wisiorek zatrzymywał się w miejscu domu czarownicy na kilka sekund jednak później kręcił się po całej mapie. I tak w kółko.
- Cholera! - zrzucił wszystkie księgi z półki obok. Razem z księgami spadły szklanki, dając głuchy pogłos, który mieszał się z jego wściekłym oddechem. 
- Wiedźma musi wiedzieć gdzie jest księga. - spojrzał na mapę - Najpierw księga, a potem odzyskam Lunę. 
Rzucił okiem w stronę celi, w której znajdowała się Petrova. Podchwyciła jego wzrok, czuła głód. Brakowało jej sił. Aiden podszedł powoli do niej i rzucił jej worek z krwią, który leżał obok jej więzienia. Petrova nawet się nie przyjrzała przedmiotowi, tylko od razu zanurzyła w nim kły. Piła łapczywie i szybko, aż woreczek stał się całkiem pusty. 
- Chyba przydatna nie będziesz. - wymruczał klęcząc obok niej. Jego słowa były niczym wyrok, musiała znaleźć sposób by być użyteczna i pozostać przy życiu. Jej umysł pędził chcąc znaleźć pomysł. Często musiała się ratować w taki sposób, więc już przywykła i coraz lepiej jej wychodziło wymyślanie.
- Chcesz księgi i chcesz Luny, prawda? - kiwnął głową przypatrując się jej - To twoim kluczem do tego jest ...- specjalnie zrobiła pauzę. Aiden przewrócił oczami. 
- Będziesz żyć, jeśli mi pomożesz. - na te słowa Katherina się uśmiechnęła zwycięsko. 
- Alex. Ona jest kluczem. Luna zrobi wszystko, by odzyskać siostrę. - złapała się krat powoli wstając, to samo zrobił jej rozmówca.
- Znajdzie księgę i odda siebie za siostrę. Muszę przyznać, że potrafisz szybko coś wymyślić będąc pod presją - uśmiechnął się szatańsko. Rozwiązanie jego problemu było takie banalne, że czuł się głupio, że sam na to nie wpadł. Znowu spojrzał na mapę, obok leżał klucz do celi Petrovej. Wolnym krokiem podszedł do niego i złapał klucz. Czuł jak serce mu przyspiesza ze szczęścia. Był już tak  blisko ukochanej. Otworzył cele wampirzycy patrząc w jej oczy, które miały w sobie strach i nadzieję. 
- Pamiętaj jeśli mnie zawiedziesz...
- Wiem, wiem znajdziesz mnie i zabijesz w męczarniach. Tylko potrzebuje czasu, jeśli mam to zrobić to muszę wybrać dobry moment. - wyszła ze swojej celi czując się o wiele lepiej. 
- Będzie bal z okazji Halloween, to chyba będzie, ta twoja dobra okazja. - powiedział przyglądając jej się - W sumie sam mogę to zrobić, czyli nie potrzebuje cię. - dokończył z udawanym smutkiem. Przez co wampirzyca czuła mrowienie całego ciała. Smutek wszedł w jej umysł. Już wiedziała do czego to zmierza, czuła to wcześniej jak ją torturował. 
- Nie! Lepiej będzie jak ja to zrobię. Będę udawać Elenę to będzie szybsze i bezpieczniejsze, że się powiedzie. - mówiła coraz szybciej, czując jak jej głowa puchnie w środku. - Możesz potem ją zabrać, ale będzie lepiej jak ja ją odciągnę od reszty. - łapała kurczowo oddech. Czuła jak jej ciało słabnie, to był najgorszy ból jakiego doświadczyła w ciągu swojego pięćsetletniego życia. Już po chwili ból ustał. Zauważyła jak Aiden się szczerzy widząc ją w takim stanie.
- Zapamiętaj ten ból, spróbuj mnie znowu zawieść. - ręką ujął ją za brodę. - Znajdę cię choćby w innym świecie. Tak jak Lunę. - patrzała w jego oczy i mogła dostrzec w nich tylko jedno. Śmierć. Puścił ją i ręką wskazał na drzwi. Powoli spojrzała na nie przełykając ślinę. Jeszcze raz rzuciła okiem na Aidena, który wciąż wyglądał jak anioł, który nie potrafi skrzywdzić. Zrobiła krok w tył, a gdy nic się nie wydarzyło szybko uciekła z domu. Rozejrzała się dookoła powoli delektując się czystym powietrzem, gdy tylko znalazła się daleko od swojego oprawcy. Musiała zrobić wszystko by plan porwania Alex się udał, tylko w ten sposób może ocalić swoje życie. 







                                                 Alex
  

      Siedziałam z różnymi myślami przed domem Salvatore. Chociaż każdy chciał bym pozostała w domu, ze względu na kolejny możliwy atak Aidena. Ja nie mogłam siedzieć w zamkniętych czterech ścianach. Po chwili poczułam jak ktoś się do mnie dosiada. Zerknęłam w bok i zobaczyłam jego, bohatera dzisiejszego dnia. Uśmiechał się ciepło, spojrzałam znów w dal.
- Byłeś niesamowity dziś. - mówiąc to miała ciągle w myślach stoczoną dziś walkę z czarownikiem.
- Eee tam. To było nic. - mówiąc to czuła jak się szczerzy. Spojrzała na niego i zaśmiała się widząc jego minę.
- Serio? Właśnie widzę, że takie masz zdanie. - zaśmiał się i rozejrzał wokoło.
- Dopiero odzyskałem moc, ale moc to nie wszystko. Tego się nauczyłem podczas normalnego życia, bez mocy. - znów spojrzał w jej oczy. - Dobrze, że nie użyłaś magii.
- Czuje się jak tchórz...- nim skończyła mówić, złapał ją za podbródek.
- Nie jesteś tchórzem. Jeszcze będziesz mieć czas, żeby walczyć i pokazać swoją odwagę. Mamy nad nim przewagę. Nie wie, że masz magię. Nie wiem co to zmienia, dlatego musimy pierwsi się dowiedzieć. Co to oznacza. - czuła się jak zahipnotyzowana jego głosem, wzrokiem, dotykiem. W jednej chwili sprawił, że strach i poczucie nieprzydatności zniknęły.
- Dziękuje. - pocałowała go w policzek i szybko odwróciła wzrok. Czuł się nieziemsko przy niej, gdy ich spojrzenia znów się skrzyżowały to nie potrafił zapanować nad emocjami. Delikatnie ujął ją za twarz i pocałował. To było tak przyjemne i delikatne niczym spadający liść. Przypomniał sobie ostatni swój pocałunek, którym obdarzył Hurrem. To było dla niego niczym wiadro zimnej wody. Odsunął się od niej nagle.
- Przepraszam. - pokręcił głową. Alex posmutniała i wstała szybko, czuła się upokorzona. Złapał ją za rękę, nim weszła do środka.
- Ja...- zaczął - to nie dlatego. Proszę, poczekaj. - niechętnie pokiwała głową i została. - Nie mogę się zaangażować w pełni dopóki jest tu Aiden. Ostatnim razem, gdy to zrobiłem. Nie dostrzegłem, że Aiden knuje za plecami faraona. Zabił Hurrem, jej brata i faraona. Nie chcę by to się znowu zdarzyło nie chcę byście... - nim zdążył dokończyć to Alex się w niego wtuliła.
- Rozumiem, naprawdę. - odsunęła się od niego po chwili. Wiedziała, że chce, ale nie może i to ją uspokoiło. Nie czuła się zadowolona, ale rozumiała powagę sytuacji. Także nie chciała by coś złego spotkało ją czy jej siostrę. Weszła z powrotem do domu, w głowie mając ciągle pocałunek.