sobota, 15 października 2016

Rozdział 15






                                 Dom Salvatore

   Wzięła głębszy oddech i weszła   do salonu, gdzie zobaczyła swoją siostrę siedzącą z Damonem  i grającą w jedną z gier, które kupiły jakiś czas temu. Jak się przyjrzała to zauważyła, że to Monopoly.
Damon ją wyczuł, ale bał się odwrócić do niej. Nie chciał kolejnej kłótni.  Zrobiła krok w ich stronę i położyła kurtkę na sofie i usiadła obok siostry.
- Przepraszam, beznadziejna ze mnie siostra. – Alex spojrzała na nią trzymając jedną z kart gry. – Obie straciłyśmy rodziców, nie tylko ja. Przepraszam, ja… - ale nie zdążyła, Alex w jednej chwili przytuliła ją mocno. Spojrzała na siostrę po chwili, która się uśmiechała lekko.
- Tak jesteś beznadziejna, ale nadal cię kocham. - odparła Alex.
- Dziękuje. - szepnęła, czuła, że ciężar spadł z jej serca. Usłyszała chrząknięcie i spojrzała na Damona, który patrzał na nią znacząco.
- Ciebie też przepraszam... - przerwał jej w połowie zdania.
- Ja tak łatwo nie zapomnę. - powiedział z udawanym fochem. 
Usiadła tym razem obok niego i pocałowała delikatnie jego policzki, a następnie usta.
- Jeśli myślisz, że tym mnie przekupisz to się mylisz. – mruknął kiedy znowu go pocałowała.
- Przepraszam. – odpowiedziała skruszonym głosem, jednak nim powiedziała więcej, to poczuła jego palec na swoich ustach.  
- No widzę, wszystko wróciło do normy. - Stefan wszedł po cichu, że nawet Damon był lekko zaskoczony jego obecnością.                   
- Braciszku zacznij pukać. - powiedział starszy z uśmiechem i przyciągnął do siebie ukochaną.
- No ciekawe gdzie mam pukać. - przewrócił oczami młodszy i usiadł obok Alex.
- W Ele.. - Nie skończył bo w tym momencie oberwał od Luny - żartuje przecież, w drzwi a w co innego możesz pukać.
- Tobą w ścianę - Stefan przybił piątkę z siostra Luny.
- Czy ty zaczynasz wojnę między nami? - starszy wstał udając złego, przez co nikt nie mógł powstrzymać śmiechu. Luna pociągnęła go z powrotem na sofę. Usiadł i objął ja ramieniem.
- Dobrze, że wszystko jest jak dawniej. - zaczął młodszy i zerknął szybko na Alex i Damona - ale Luno, wiem, że zaraz będziesz zła za to co powiem, ale musisz nas wysłuchać.
- Damon?- spojrzała na niego szybko bojąc się tego co chcieli jej przekazać.
- Chodzi o Aidena. - od razu wstała jednak Damon ją pociągnął z powrotem i nie pozwolił wstać.
- Wiemy, że mu ufasz - tym razem głos zabrała jej siostra - ale my nie jesteśmy przekonani co do jego dobrych intencji.
- Bo Diego wam tak powiedział ?! Ogarnijcie się, przecież..
- Luna spokojnie, nikt nie chce, żebyś wybierała - spojrzała w niebieskie oczy ukochanego, gdy to mówił - jesteśmy tylko ostrożni. Ty też powinnaś, nie wiemy czy Aiden mówi prawdę. Dlatego musimy zachować ostrożność, ty też. Nie chcę żeby coś ci się stało, nikt z nas nie chce. - zerknął na brata i Alex.
- Diego, pokazał mi, a raczej to ja sama. Mam moc siostrzyczko.
- Co? Jak?- patrzyła na nią nie dowierzając w to co mówi.
- Bonnie sprawdziła to jednym z zaklęć. Aiden ci tego nie mówił prawda? - Luna zaprzeczyła ruchem głowy - On wiedział o tym, a dowiedziałam się od Diego. Zobaczyłam jego wspomnienie, na temat Hurrem. Ona była zakochana w Diegu, ale to Aidena musiała poślubić bo tak chciał jej ojciec. Po ślubie Aiden zabił Hurrem, a wcześniej przyczynił się do śmierci faraona.
- Nie, to nie możliwe. Cały czas przy mnie jest i nic mi nigdy nie zrobił. No poza tym przypadkiem jak się poznaliśmy.
- Nie mówię, że Diego jest dobry, ale Aiden na pewno nie jest taki za jakiego się podaje. - Alex mówiąc to wstała i chciała usiąść obok siostry jednak ta szybko wstała i wyszła krzycząc, że potrzebuje to przemyśleć sama. Damon chciał za nią ruszyć jednak zabroniła mu to Alex, która widziała po oczach siostry, że naprawdę potrzebuje chwili samotności.


                                   Alex

  Gdy tylko Luna wyszła, poszłam na górę do pokoju i wybrałam numer do Kola. Oczywiście miał ustawioną pocztę głosową z krzykami w tle, aż przewróciłam oczami.
- No halo, ktoś się chyba stęsknił. – usłyszałam , gdy odebrał telefon.
- Kol, możesz przyjechać? – spytałam od razu, siadając na łóżku.
- Co się stało? – w jego głosie było słychać troskę, aż się uśmiechnęłam.
- Taka mała awaria, wiesz…- wzięłam głębszy oddech – wiesz coś czy wasza matka miała wcześniej dzieci? Przed urodzeniem Elajhy?
- Nie, jesteśmy tylko my, zaraz, a czemu pytasz? – poprawiłam bluzkę i przełknęłam ślinę. – Alex?
- Bo istnieje ryzyko, że my, to znaczy ja i Luna, jesteśmy pierworodnymi dziećmi Ester.
- Co??
- Diego mówił, że wasza matka wysłała nas do naszego świata, by nas chronić.
- Poczekaj, ale przecież Luna jest starsza od ciebie, a jakby to była prawda to byś była w jej wieku. – słyszałam jak coś nalewał do szklanki, pewnie jakiś alkohol.
- Wiem i to samo mu powiedziałam, a on odparł na to, że byłyśmy miedzy światami i dlatego tak wyszło. – to  jest nielogiczne i dlatego mam co do tego wątpliwości, ale kto by przypuszczał, że będę w świecie magii, serialowym świecie.
- To tak jakby połączenie bluetooth było przerwane na…ile ty jesteś młodsza?
- Dwa lata. – uśmiechnęłam się.
- No właśnie, kiepska linia połączenia, coś musiało przerwać. To tak jak stracić wifi. – teraz już oboje nie mogliśmy przestać się śmiać. – Czyli siostrzyczko – jak to dziwnie brzmi – mam wpaść z rodzinną wizytą?
- Tak, oczywiście o ile możesz. – szybko dodałam.
- Mogę jasne, że tak. Klaus się wpakował w takie tarapaty, że mam już dość. Będę jutro, miłego dnia młoda. – dodał nim się rozłączyłam.  Westchnęłam i wstałam z łóżka zabierając ze sobą torebkę. Miał się spotkać z dziewczynami pod kinem. Z każdym kolejnym dniem, coraz lepiej mi idzie przyzwyczajanie się do nowego życia, nowego świata i znajomych.  Prawie byłam na miejscu, ale nagle na mojej drodze pojawił się Diego.
- Już się mnie nie boisz. – stwierdził z uśmiechem, zrównał ze mną krok. – To znaczy, że mi wierzysz?
- Chyba.- odpowiedziałam krótko.
-Lakoniczna odpowiedź. – odparł na co się uśmiechnęłam. Czułam dziwny spokój, gdy był blisko i te jego perfumy. Zaraz, co?! Aż momentalnie ustałam.
- Coś się stało? Zapomniałaś czegoś? – spytał, a ja tylko pokręciłam głową, wyganiając z głowy głupie myśli.
- Możemy pogadać kiedy indziej, jestem umówiona z przyjaciółkami. – powiedziałam jednym tchem i spojrzałam na niego.
- Oczywiście. – wyjął z kieszeni kartkę i mi ją podał. – To mój numer, zadzwoń jak coś.
Skinęłam głową i schowałam kartkę do torebki. Rozejrzałam się, lecz jego po chwili nie było. Nawet za sto lat nie przyzwyczaję się do znikania ludzi w takim tempie. Zobaczyłam w oddali dziewczyny, które mnie zauważyły i  gestem dłoni wołały. Ostatni raz się rozejrzałam i ruszyłam w stronę kina.




                                 Luna

  Chodziłam drogą bez celu od kilku godzin, wciąż mając w głowie to co powiedziała mi Alex. To jest nie możliwe. Jak mogłam się pomylić. Jak mogłam tak szybko zaufać Aidenowi, przecież chciał wszystkich zabić na początku. Dlaczego mu zaufałam? Przecież nigdy nie ufam nikomu tak szybko, zrobiłam ten sam błąd co przy Klausie. Kolejny raz. Usłyszałam szmer dochodzący za moimi plecami. Odwróciłam się natychmiast i zobaczyłam Diego, który patrzył na mnie spokojnie z wyciągniętymi dłońmi.
- Nie chce walczyć. – wypuściłam wstrzymywane powietrze.
- To co chcesz? – spytałam ze spokojem, jednak moje ciało się napięło.  
- Porozmawiać, Aiden skutecznie mi to uniemożliwiał.
- Jeśli by chciał, żebym z tobą nie gadała to by cały czas mnie pilnował.
- Nie koniecznie. Dawał ci coś? – zmarszczyłam brwii nie rozumiejąc – Coś do jedzenia czy do picia?
- Nie. Nie otruł mnie. – odpowiedziałam odruchowo broniąc Aidena. Jednak po chwili coś mi się przypomniało. – Jak drugi raz go widziałam, to mnie dotknął dłonią. Czułam wtedy zimno i gorąco na raz. -  Diego złapał szybko moją dłoń i ją powąchał co było dla mnie dziwne.
- Rzucił na ciebie zaklęcie. – spojrzałam w jego oczy – zaklęcie powiązania, przez które mógł wpływać na twoje wizje i  twoje zaufanie do niego.
- Ale teraz nie mam wizji, boje się że kolejny raz źle zaufałam. To znaczy, że mnie nie kontroluje?
- Po śmierci twoich rodziców, zapewne wzmocniła się obrona twoje umysłu. Aiden mordując twoich  rodziców, myślał, że osłabnie wola walki twojej duszy. Jednak się pomylił. 
- Klocilam się ze wszystkimi od czasu smierci rodziców, broniłam często Aidena. To nie wzmocniła. 
- Piłaś z tego co wiem i to często. Przez to mogła osłabnąć twoja wola, ale gdy przestałaś... - zrobił pauze, żebym mogła sama do tego dojść.
- To przestałam ufać Aidenowi bezgranicznie - spojrzałam w niebo - Aiden to zrobił. Zabił. – dopiero do mnie dotarło to co myślałam już od chwili rozmowy z siostrą. Nie daruje mu tego, ścisnełam pięści, czułam jak każdy mój mięsień się napina.
- Luna –złapał mnie za rękę – nie możesz się poddać temu uczuciu, chęci zemsty. To zła strona, to samo było z Hurrem, gdy się dowiedziała prawdy o Aidenie, wtedy traciła kontrole. A gdy się traci kontrole…
- To łatwiej jest zostać zranionym. – dokończyłam za niego, powoli się uspokajając. Wypuściłam powietrze, które za długo wstrzymywałam.
- Co się stało z Hurrem? Dlaczego to wszystko Aiden robi? Dlaczego ja? – pytałam go chcąc znać prawdę, zagłuszyć pustkę, zagłuszyć gniew.
- Nie wiem do końca czemu, ale była zła i była u boku Aidena. Zabijała, jakby nie była sobą. Potem któregoś dnia zabiła się. Przebiła sztyletem serce. – wyglądał na przybitego.
- Kochałeś ją. – powiedziałam smutno – a ona ciebie. To nie Aidena kochała.
- Nie, Aiden zapewne chciał zemsty…- przerwał mu mój dzwoniący telefon.
- Przepraszam. – skinął głową z lekkim uśmiechem i odebrałam. To był Damon, który się zaczął niepokoić. Ostatnio dużo się kłóciliśmy i nie chciałam go odtrącać nie kolejny raz. Miałam zaraz wrócić do domu, bo inaczej sam mnie znajdzie i zamknie w piwnicy. Nie mogłam się przestać śmiać jak to usłyszałam.  Zanim się rozłączyłam to obiecałam, że zaraz będę w domu.
- Wybacz to tylko..- rozejrzałam się, ale po Diego nie było śladu. Rozpłynął bezszelestnie, jeszcze chwilę się przyglądałam czy go nie widać i ruszyłam drogą powrotną do domu. Teraz mój dom  to Damon i Alex. Moje dwie najważniejsze osoby w życiu. Nie mogę ich stracić, nie mogę pozwolić sobie na jakikolwiek błąd w stosunku do nich. 



                                Salon Salvatore 


   Siedzieli i rozmawiali stale o sprawie z Aidenem i Diego. Wszyscy się ze sobą zgadzali co do jednego. Nie mogą wierzyć Aidenowi. Damon cały czas siedział cicho i myślał o Lunie. Zadzwonił do niej nie dawno i mówił, że ma wracać jednak ciągle miał źle myśli. Bał się, że coś się może jej stać. Tylko resztkami sił się powstrzymywal, przed tym, żeby wyjść po nią. Jednak już mijało sporo czasu odkąd do niej dzwonił. Chciał coś powiedzieć, ale usłyszał pukanie do drzwi. Stefan siedział bliżej wyjścia i otworzył je. Po kilku sekundach przyszedł w towarzystwie Diego, na co od razu wszyscy się napieli. 
- Spokojnie, nie chce walczyć. Przyszedłem się upewnić, że Luna wróciła do domu. 
- Nie wróciła. - Damon wstał i się skierował w jego stronę - Czemu chciałeś , widziałeś ją?
- Tak, ale wyczulem Aidena...- nie skończył mówić w tym momencie został przycisniety przez starszego Salvatore do ściany.
- I ją zostawiłeś?!! - Stefan go odciagnął dając tym samym dopływ powietrza dla Diego.
- Musiałem, inaczej by zrobił jej krzywdę a ja bym nie mógł go powstrzymać, bo nie mam tyle mocy. Zorientował by się, że Luna już nie jest podatna na jego moc.
Damon ledwo się opanował, by nie zabić Diego. Złapał kilka głębszych oddechów.
- Jeśli coś jej się stanie, to...
- Wiem, zabijesz mnie. - odparł Diego poważnym tonem.
- Mówiłeś, że Luna nie jest już podatna na jego moc, co miałeś na myśli ?- spytała Elena.
- Podtruwał ją swoją magią, a jak była pijana była jeszcze bardziej podatna na jego uroki. Teraz gdy ma trzeźwy umysł, nie jest już pod jego kontrolą. 
- Przed śmiercią rodziców, też była podatna a nie była pijana. - powiedział Tyler myśląc na głos to co inni mieli w głowie. 
- Aiden zabijając waszych rodziców - zerknął na Alex - myślał, że będzie bardziej podatna na jego zaklęcia, jednak się mylił.Wcześniej mógł dawać jej wizję, a teraz nie.
- Ja miałem wizję złej Luny, która wszystkich zabijała. - odparł Damon, który wziął kluczyki w ręce i dzwonił do Luny.
- To zapewne Aiden ci je dał. Lubi się bawić ludzkim kosztem. - odpowiedział mu Diego, który się przyglądał kluczykom otrzymanym w ręce. - Lepiej daj normalnie jej wrócić, jeśli Aidena zobaczysz pewnie wywołasz walkę i będzie źle. Większe szanse ma sama,by wrócić bezpiecznie. 
- Damon, on ma rację. - młodszy Salvatore położył dłoń na jego ramieniu. - Zaraz wróci, zobaczysz.





                                   Luna


  Szłam drogą powoli w kierunku domu. Jednak cały czas prześladowało mnie uczucie, że ktoś tylko czeka, żeby mnie zabić. Rozglądałam się co jakiś czas, lecz nic nie z zauważyłam. Nic podejrzanego się nie działo. Pokręciłam głową, chcąc zapomnieć o tym dziwnym uczuciu. Jednak po chwili usłyszałam trzask łamanej gałęzi za sobą. Obróciłam się lecz nikogo nie zauważyłam. Wypuściłam powietrze, które wstrzymałam na kilka sekund. O mało nie dostałam zawału, gdy znowu się odwróciłam. Przede mną stał Aiden, nie mogłam pokazać mu, że się jego boje. Inaczej może coś mi zrobić. 
- Przepraszam, nie chciałem cię straszyć. - uśmiechał się jak zwykle zniewalająco, zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. 
- W porządku, powinnam przewidzieć, że to ty. Dawno cie nie widziałam. - szliśmy tak przed siebie równym krokiem.
- Chciałem dać ci przestrzeń, po śmierci rodziców. Diego za to zapłaci. - powiedział głosem, który zawsze uważałam, że wyraża troskę. 
- Dziękuje, za wszystko co dla mnie robisz. - a już zwłaszcza za chęć zabicia mnie, dodałam w myślach.
- Zależy mi na tobie, żeby nic ci się złego nie stało. Jesteś zbyt piękna, by być krzywdzona. - po chwili poczułam jak złapał mnie za rękę. To stało się tak szybko, że byłam zbyt zaskoczona, żeby zareagować. Poczułam jak jego wargi stykają się z moimi, a wtedy przeszyło mnie zimno, a następnie gorąco. Znowu tak jak wtedy, kolejne zaklęcie, ale nie miałam tyle sił by coś zrobić. Wiedziałam, że muszę to przerwać, bo inaczej mogę stracić kontrole. Resztkami sił, odepchnęłam go. Spojrzałam na niego zmieszana i zła.
- Przepraszam, wiem ty wolisz Damona. Przepraszam. - powiedział to w taki sposób, że powoli zaczęłam wierzyć w to, że naprawdę nie chciał. Pokręciłam głową, nie miałam siły. Ruszyłam przed siebie zostawiając go za sobą. Po kilku chwilach dostrzegłam Damona, stał przy jakimś drzewie i widać było, że na kogoś czeka. 
- Damon! - krzyknęłam jednak on jakby mnie nie widział. Po chwili spogląda w moją stronę i się uśmiecha. Ja też się uśmiechnęłam, zaczęłam iść w jego kierunku, jednak jakaś kobieta, która mnie wyminęła wpadła mu w ramiona. Zakręcili się dookoła, po czym postawił ją na ziemię i pocałował. Nie mogłam w to uwierzyć, że mi to zrobił. Jednak moje zaskoczenie wzrosło jeszcze bardziej gdy zauważyłam jaka to była kobieta.
- Elena. - szepnęłam kręcąc głową. - To nie może być prawda. Damon!! - krzyknęłam i zaczęłam biec w ich stronę. Jednak oni zaczęli jakby uciekać, coraz szybciej. Nie patrzyłam jak i gdzie biegnę, dopiero jak na kogoś wpadłam to się ocknęłam z tego koszmaru. Upadłam nie mogąc złapać równowagi, wytarłam oczy, które miałam pełne łez. Zauważyłam dłoń wyciągniętą w moją stronę. Złapałam ją i pozwoliłam się podnieść.
- Dziękuję. - poprawiłam koszulkę i wytarłam jeszcze bardziej twarz, by móc normalnie spojrzeć na osobę, na którą wpadłam.
- W porządku. - znałam ten głos, momentalnie na niego spojrzałam - Następnym razem zapatrzę się w poduszki i chusteczki. - uśmiechał się tak cudownie.
- Enzo...- szepnęłam w końcu wydobywając z siebie głos.
- Skąd wiesz jak się nazywam? Zapamiętałbym tak piękną kobietę jak ty. - pytał zdziwiony.
- Długa historia, nie wiem czy uwierzysz. - powiedziałam ciągle się uśmiechając.
- Może mi kiedyś opowiesz, albo jak cię odprowadzę do domu?- wystawił ramię, jednak zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Dziękuje, ale właściwie, jestem niedaleko domu. - skinęłam palcem w stronę posiadłości Salvatore.
- To stąd wiesz o mnie. - uśmiechnął się - Zapewniam, że to są kłamstwa. 
- Nie, to nie stąd, ale wiem, że nie jesteś aż tak złym wampirem. - mrugnęłam do niego i ruszyłam do domu. Przez całą drogę czułam na sobie jego wzrok. 






                                        Skraj lasu


     Katherina stała w umówionym miejscu. Znowu czegoś od niej chciał. Myślała, że wykonała swoje zadanie. Niecierpliwiła się, zaczynał się spóźniać. A on nigdy się nie spóźniał. Czuła, że coś jest nie tak. Po chwili usłyszała szmer i się obróciła w tamtą stronę. Dostrzegła go jak szedł w jej stronę.
- Zawiodłaś mnie Katherino. - powiedział spokojnym, ale groźnym głosem.
- W czym? Przecież zrobiłam co chciałeś. - nagle zaczęła się dusić, łapała kurczliwie powietrze. Po kilku sekundach mogła normalnie oddychać. 
- Miałaś za zadanie, otruć Lunę. Podać jej to co ci dałem i nic więcej. Była pijana, mogła mieć różne halucynacje.
- Zrobiłam to Aidenie. - machnął dłonią i zaczęła się zwijać z bólu. 
- Nie, chociaż masz racje. Zrobiłaś - przestał ją torturować - ale to nic nie poskutkowało, a że muszę się na czymś wyżyć. 
  Znowu zaczęła krzyczeć z bólu, głowa ją rozsadzała od środka. Nie mogła się ruszać, ból paraliżował jej ciało. Znowu przestał, czuła  jak się przechadza wokoło niej i ciągle na nią patrzy. 
- Ona nie jest podatna na moje wizje. Masz może pomyśl jak temu zaradzić? - spytał kucając obok niej.      Palcem podniósł jej podbródek i spojrzał w jej oczy. Zaczerpnęła głośno powietrza, nie miała siły na ucieczkę, a co dopiero walkę. 
- Może będziesz jeszcze mi potrzebna. - zmarszczyła brwi i już miała się pytać o co mi chodzi, ale straciła przytomność. Aiden machnął kolejny raz dłonią i przeniósł siebie i Katherine do siebie. 




                                        Salon Salvatore



    Wszyscy siedzieli jak na bombie, którą miał być Damon. Kolejny raz dzwonił do Luny, jednak za każdym razem włączała się poczta głosowa. Już miał wychodzić z domu, by ją szukać, gdy nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili do salonu weszła Luna, gdy zobaczyła Damona, to wrócił do niej obraz całującego się Damona z Eleną. Przeskoczyła wzrokiem z Damona to na Elenę, kilka razy. Reszta patrzyła ze zdziwieniem na tę wymianę spojrzeń. 
- Gdzie byłaś? Miałaś zaraz być. - ciszę przerwał Damon, który był równie zdziwiony co inni.
- Tak, ale jak widziałam nie martwiłeś się, aż tak. - znowu zerknęła z Damona na Elenę, a potem dopiero zauważyła Diego - Coś się stało, że tu jesteś?
- Nie, tylko chciałem sprawdzić czy z tobą wszystko w porządku. Musiałem zniknąć jak odebralas telefon, Aiden był w pobliżu. Zorientował by się, że mi wierzysz. - zerknął na Damona i ja zrobiłam to samo. 
- Co miałaś na myśli? - spytał, gdy na niego spojrzałam. Udaje głupka przed wszystkimi, aż się we mnie zaczęło gotować.
- To że zamiast mnie szukać, to poszedłeś na schadzke z Eleną i się całowaliście itd. - patrzył na mnie jak na kosmitke i kręcił głową. A już po chwili się śmiał, do moich oczu mimowolnie napłynely łzy. Chciałam odejść stąd jak najszybciej. Gdy to zauważył to momentalnie przestał się śmiać i złapał mnie za rękę.
- Ty nie żartujesz, kiedy niby nas widziałaś? - pytał się drzacym głosem.
- Niedawno, kilka minut temu. - patrzyłam w jego oczy i widziałam jego strach, strach że odejdę i nie wrócę. 
- Oni tutaj cały czas byli, siostra. - odezwała się Alex, przez co skupilam na niej mój wzrok.
- Aiden...- szepnelam przypominając sobie całe zdarzenie -zanim cię zobaczyłam rozmawiałam z nim. Pocalowal mnie i poczułam ...
- Ciepło i zimno. - dokończył za mnie Diego. 
- To znaczy? - spytała Elena spoglądając na Diego.
- Rzucił na mnie zaklęcie. - powiedziała Luna - odepchnelam go po kilku sekundach.
 Mina Damona sugerowała, że zabije go przy najbliższej okazji. Złapałam go za rękę cicho szepczac przepraszam. Ten tylko przyciągnął mnie do siebie i pocalowal w czoło.
- To mogło wywołać wizję, Damona i Eleny. Odepchnelas go, czyli wie, że twoja dusza jest silniejsza. - zaczął Diego i cały czas się wpatrywal w Lune - Teraz już może cię zaatakować przy następnej okazji, nie kontroluje twoich wizji nie tak jak wcześniej. Masz wątpliwości i na pewno to wyczuł. 
- To co teraz zrobimy,  jak go pokonać? - spytał młodszy z braci.
- Muszę odzyskać moce, a Luna musi więcej ćwiczyć z magią i odblokować moc Rosalie, córki Serafiny. - Diego spojrzał na każdego po kolei i jego wzrok zatrzymał się na mulatce, która właśnie chciała coś powiedzieć.
- Pomogę ci w odzyskaniu mocy, a potem spróbujemy odblokować twoje moce. - spojrzała potem na Lune, która pokiwala głową - Może twoja moc Alex, pomoże twojej siostrze. 
- Ja?? - spytała nie dowierzajac - przecież o mnie nic nie ma w tej legendzie czy jak to nazwać.
- Do tej pory rodziła się tylko jedna dziewczyna, a z tego co mówi Diego zostalyscie poczęte tutaj w Mystic Falls i bylyscie blizniaczkami. Masz trochę mocy, więc może ...-,zawiesiła głos spoglądając na Lune.
- Mam nadzieję, ze jednak sie mylisz. - powiedziala odrywajac się od Damona, czuła pytajace spojrzenie siostry na sobie - inaczej to będzie chciał nas obie. Nie chcę tego, żeby coś ci się stało. - młodsza podeszła do siostry i ją mocno przytulila.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Kol jutro będzie, przywiezie kilka rzeczy Ester.
- Po co? - spytała zdziwiona. 
- Połączymy się z nią i spytamy czy serio jest waszą matką -odpowiedziała za jej siostrę, Bonnie. Pokiwala głową i po kilku minutach rozmów weszła na górę do sypialni. Chwilę po niej do pomieszczenia wszedł Damon. Pocalowal ją długo i namiętnie po czym patrząc w oczy złapał na jedno ramię i rzucił na łóżko. Usiadł tak, że górował nad nią.
- Naprawdę myslalas że mogę coś z Eleną ? - złapał ją za ręce i patrzył głęboko w oczy, tak, że czuła się hipnotyzowana. 
- To tylko głupie zaklęcie...- zaczęła ale zaraz ją uciszyl. 
- Nie ważne, za takie coś powinnaś mieć karę. - zasmiala się słysząc te zdanie.
- To nie jest śmieszne. - powiedział siląc się żeby nie zasmjac się także - Kocham ciebie głupia, tylko ciebie.
- Ty wyznajesz mi miłość czy mnie obrazasz? Zdecyduj się w końcu, normalnie jak baba. - mówiła przez śmiech. 
- Teraz to przegiełaś. - zaczął ją łaskotac tak, że brakło jej sił, łapała powietrze szybko i próbowała się uwolnić, jednak ją umiejętnie mocno trzymał i laskotal. 
- Dobra, przepraszam. - mówiła łapiąc powietrze przez co wyrazy niewycjodzily takie jak powinny, ale mimo wszystko ją zorzumial że ma dość.
- Zapamiętaj albo wbije ci się w tą cudna szyję.- pocałował ją w dołek między ramieniem a szyją. Zadrzała i w tym momencie zapragnela więcej. Objęła nogą jego biodro i przyciągnęła do siebie. Czuła jego przyspieszony oddech kiedy zaczęła sie o niego ocierac i ugryzla go w warge przez co zwiększyła jego podniecenie. Cieszyła sie, że mimo walki i zagrożeń ciągle mają siebie. I mię ważne co by się nie działo on zawsze wybierze ją.






                                  Pokój w domu na skraju miasteczka 

   Aiden siedział w pokoju patrząc na księgi, jedną z nich była księga życia , chciał jednak dostać księgę Amon - Ra, księge umarłych. Która zapewne jest ukryta przez czarownice z rodu Bennetów, bądź też przez matkę Luny i Alex. Biologiczną matkę sióstr, rzecz jasna. Ester. Wziął do ręki amulet w kształcie pół księżyca i gwiazda obok.
- Moja Nabil. - westchnął przeciągle - tym razem mi się uda i będziemy razem na zawsze.


                                  Egipt czasy starożytne 


  Piękna młoda kobieta siedziała przy rzece i wyczekiwała nadejścia ukochanego mężczyzny. Jej długie czarne włosy opadały na ramiona dopasowując się do kształtu jej ciała. Nuciła pod nosem znaną jej melodie i nabierała wody do naczynia. Usłyszała nagle jakiś szmer i o mało nie wypuściła naczynia z rąk. Obróciła się w tamtą stronę i widząc jego zaczęła się śmiać.
- Twój śmiech to najpiękniejsza rzecz jaką mogli stworzyć bogowie. - podał jej rękę, a ona przyjęła ją z gracją.
- I tak nadal jestem zła. - powiedziała mało przekonująco.
- Przepraszam, moja droga Nabil. Obowiązki ...- przyłożyła palec do jego ust.
- Rozumiem to, ja też mam. - posmutniała nagle, podniósł wyżej jej podbródek. - To nie ma sensu, ty jesteś z rodziny królewskiej a ja zwykłą służąca.
- Nabil, przestań. Jutro porozmawiam z faraonem, chce żebyś była moją żoną i miała pełen status mojej krwi.
- Aiden, ja...kocham cię. - pocałował ją powoli i namiętnie.
- Ja ciebie też.


   Kolejnego dnia Aiden przekonany o swoim pomyśle poszedł porozmawiać z faraonem w cztery oczy. Ten go wysłuchał i mimo nie chęci zgodził się i nadał jego ukochanej prawa jakich do tej pory nie miała. Aiden był dla niego jak drugi syn, o którego był zazdrosny Saif Batur jego pierworodny syn i  następca. Faraon zajął się Aidenem, gdy zmarł jego ojciec, brat faraona. Aiden zawsze wiedział, że może liczyć na względy u swojego wuja jednak był zazdrosny  o to, że nie jest następcą tronu. Przez kilka kolejnych dni Aiden żył z Nabil w swoim pałacu. Pewnego dnia, Aiden miał wezwanie by porozmawiać z jednym z dowódców oddziału Farona o możliwej wojnie z jednym z krajów sąsiadujących, wracając miał nadzieje zastać Nabil jak co dnia śpiewającą pieśni w ogrodzie. Jednak to co ujrzał przerosło jego oczekiwania. Jeden ze strażników, leżał na ziemi martwy, a w ogrodzie było pełno krwii. Jego twarz zbielała, gdy zobaczył swoją ukochaną z poderżniętym gardłem leżącą na ziemi. 
- Nabil!! – wziął jej martwe ciało w ramiona i mocno przytulił. Usłyszał szmer i od razu poderwał się. Jednak to nie był żaden z napastników, tylko jego strażnik, który ledwo się trzymał na nogach.
- Kto? – spytał drżącym głosem. – Kto to zrobił?
- Faraon, to byli ludzie faraona wasza mość.
- Zajmij się nią. – tylko tyle powiedział i ruszył pędem do pałacu faraona. Miał ochotę wszystkich zabić, ale najpierw chciał wiedzieć dlaczego. Po kilkunastu minutach był już w pałacu, bez żadnych słów i pozwoleń wszedł do Sali tronowej. Z każdym jego krokiem, jego wzrok twardniał. Szedł równym krokiem w stronę siedzącego na tronie faraona.
- Dlaczego?! – czuł jak jego policzki robią się twarde niczym skała.
- Aidenie, spokojnie. – uciszył go ręką.
- Jak mam być spokojny?!! Jak?! – ledwo panował nad sobą. – Dlaczego?!
- Nabil była szpiegiem naszego wroga. Chciałbym, żeby to nie była prawda, ale jednak. – Faron wstał i zszedł po schodach do wciąż zdenerwowanego Aidena. – Przykro mi, ale wiesz jaka jest kara za zdradę narodu. Jestem faraonem a to wymaga ode mnie podejmowanie trudnych decyzji.
Aiden wewnętrznie był wściekły i nie wierzył w złe intencje swojej ukochanej. Jednak się uspokoił i udawał zrozumienie dla czynu jakiego się dopuścił jego wuj. Wyszedł z pałacu z udawanym pogodzeniem się z faktem, iż jego ukochana nie żyje. Gdy wrócił, zastał pałac już czysty i zadbany, jakby nic się nie wydarzyło. Wszedł do sypialni, gdy tylko zobaczył leżącą martwą Nabil to nie mógł powstrzymać łez, które zaczęły napływać mu do oczu. Wciąż miał nadzieje, że tylko udaje, że zaraz zacznie się śmiać. Dotknął jej warg, były tak zimne jak pustynny wiatr. Położył się obok niej i zamknął oczy. 


                                     Teraźniejszość


   Aiden nigdy nie zapomniał o niej. Codziennie ma przed oczami jej martwe ciało. Nigdy nie zapomni tego dnia jak ją znalazł.
- Wrócisz do mnie, już niedługo.  – odłożył medalion i wyszedł na zewnątrz. Szedł drogą  w ciemnościach, nie patrząc dokąd zajdzie. Próbował  namieszać Lunie w głowie, mieszał jej wizje dotyczące Hurrem. Chciał by Luna mu zaufała. Z każdym kolejnym wcieleniem stawała się silniejsza. Odnalazł tylko kilka z kolejnych wcieleń Hurrem, ale za każdym razem coś szło nie tak. Zemścił się na faraonie, otruwając jego syna a następnie samego Farona. Poślubił Hurrem tak jak chciał jego wuj, ale pragnął zemsty. Nie chciał by ktokolwiek z nich żył. Hurrem także chciał zabić, ale powstrzymała go jedna rzecz. Znalezienie księgi Amona –Ra, księgi umarłych, dzięki której mógł wskrzesić Nabil. Potrzebował Hurrem jako ciała dla Nabil, na początku udało mu się to. Nabil ożyła w ciele Hurrem, jednak duch Hurrem wciąż był w jej ciele i walczył z duszą Nabil. Nabil rządziła przez kilka miesięcy jako zła żona faraona, najeżdżała z Aidenem na inne kraje grabiąc je doszczętnie. Któregoś dnia Hurrem po kilku dniach ciszy, przejęła kontrole nad ciałem i się zabiła. Od tamtej pory Aiden robi wszystko by jego ukochana wróciła. Nie mógł przywrócić jej do innego ciała, gdyż po śmierci Hurrem cząstka duszy Nabil stała się jednością z duszą Hurrem. By ona wróciła musi odnaleźć księgę Amona-Ra i użyć Luny jako naczynia dla duszy ukochanej. 




niedziela, 2 października 2016

Rozdział 14


    Wracam do regularnego pisania. Kolejny rozdział będzie za dwa tygodnie 15.10.2016

         >>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<



                                     Mystic Falls


   Minęło kilka dni od śmierci rodziców Luny i Alex. Młodsza potrzebowała wsparcia Luny, jednak ona wciąż nie wierzyła w to co się stało, była tak skupiona na myśli, żeby odzyskać rodziców, że zapomniała zupełnie o wsparciu siostry. Luna błąkała się po lesie bez celu, w ręku trzymając butelkę burbonu.
 Uciekła od wszystkich, nie chciała nikogo widzieć, żadnej żywej istoty, ani nie żywej. Upiła kolejny łyk alkoholu . Wokoło było tylko słychać dźwięki lasu, ptaki ćwierkające wokoło i chrzęst gałęzi oraz liście pod stopami. Nagle z myśli wyrwał ją widok małego budynku. Pięknego budynku jak z czasow starozytnyych. Przetarła oczy ze zdumienia, ale budynek cały czas był.
-To musi być fatamorgana lub skutek uboczny picia. – usmiechnęła się lekko, spoglądając na butelkę.  Zaczeła  isc na prost budynku przekonana, że przez niego przejdzie, bo on nie istnieje. Jednak już po chwili odczula bolesnie skutki takiego myslenia. Uderzając się  czołem w mur poczuła wieksze zawirowania głowy i mdłości. Bezwładnie wypuściła butelkę na ziemie, ktróra się roztrzaskała po ziemi na drobne kawałki, a napoj rozlał się tworząc strużki. Oparła się ręką o mur i starała się złapać równowagę. Stała tak przez jakis czas, aż w końcu postanowiła wejść do budynku. Wchodząc korytarz był ciemny, ale już po chwili jak na zawołanie pochodnie oświetlily droge. Wnętrze było ozdobione starożytnymi malowidłami przedstawiające dokładnie to co widziała w wizjach. Faraona siedzącego na tronie, krolową siedzącą z córką, ślub pary, koronacja nowego faraona, wojna. Nie była pewna ostatniego malowidla dotyczącego wojny. Takiej wizji nie posiadała. Odwrocila się i zobaczyla małą  fontanne po środku. Podeszła do niej powoli. Dotknęła ręką wody, która okazała się chłodniejsza niż myślała.
-Możesz się jej napić. Nie jest otruta. – uslyszla głos jakiejś kobiety obok siebie. Momentalnie podskoczyla i się do niej odwrocila. Miala na oko ponad trzydziesci lat. Piekne długie blond loki spływały po jej ramionach.
- Kim jesteś? – kobieta usmiechneła się i zrobiła krok w jej strone, Luna natomiast jeden w tył.
Nie musisz się mnie bać. Jestem Serafina, zapewne coś o mnie słyszałaś. – Luna pokreciła głową niedowierzając.
-Kolejna wizja? – kobieta pokreciła głową i wskazała ławkę przy końcu korytarza. Luna nie chętnie, ale jednak usiadła obok niej wciąż jej się przyglądając.
- Mam mało czasu, udało mi  się wydostać z zaświatów. Musisz uważac.
- Na co? Lub na kogo?
- Nie mogę ci powiedzieć wprost. Taka była cena tego, że tu się dostanę. Posłuchaj, musisz być ostrożna, nie popełnij błędów poprzedniczki, Hurrem. Idź za głosem serca.
- W tej chwili serce mi mowi, żebym zabiła tego co zabił moich rodzicow i ich odzyskać.
- A co z twoją siostrą?
- Alex…o Boże..zapomniałam o niej. – wstała nie mogąc się uspokoić. - To nie tylko ja straciłam rodziców.
- Luna? – kobieta znów skupiła na sobie jej wzrok. – Ufaj tym, którym jesteś pewna, którzy zawsze przy tobie byli. Ci którzy myślisz, że są godni twojego zaufania, mogą się okazać wrogami.
- Dziękuje. – zdążyła zobaczyć mały usmiech Serafiny i uciekła szybko pędząc do domu.




   Biegnąc nie patrzyła gdzie tak naprawde jest. Przemieszczała się na wyczucie, znając już te drogi doskonale. Jednak po jakimś czasie ktoś wybiegł jej naprzeciw i się zderzyła z tą osobą. Jęknęła upadając na chodnik.
  - Przepraszam, wszystko ok? – ujrzała przed sobą nikogo innego jak Diego, który kleczał z małym uśmiechem. Wyciągnął dłoń w jej kierunku. Jednak ona jej nie przyjeła i sama wstała. Optrzepała spodnie, zrobiła słodką minkę i ruszyła dalej. Tak jak myślała Diego ruszył za nią.
- Nie mam nastroju na twoje gierki. – wyrownał z nią swój chód.
- Wiem, że to nie najlepszy moment, gdy twoi rodzice…- nagle się zatrzymała.
- Stop! Nie mów nic więcej, nic o nich.
- Wiem, że nie są  twoimi biologicznymi rodzicami. -  w tej chwli zamarła, spojrzała na iego i dopiero poczuła, że wstrzymała oddech. Wypuściła głośno powietrze.
- Ani ty, ani Alex nie byłyście ich biologicznymi dziećmi. Jesteście z tego świata..- nim skończył mówić dostał w twarz.
- Ani słowa więcej, albo nic po tobie nie zostanie. – patrzyła na niego twardym wzrokiem, lecz już nie miala na nic siły i zaczęła biegnąć przed siebie. Teraz nie patrzyła gdzie.





                                Egipt czasy starożytne


   Siedziała w swojej komacie w białej sukni, cała ozdobiona złotymi dodatkami. Wzięła głęboki wdech, gdy usłyszała pukanie.
 -Wejść. – po chwli weszła młoda służąca, nie patrzyła na nią, tylko się ukłoniła.
- Już wszyscy czekają Wasza Wysokość. – Hurrem tylko wstała i ostatni raz ze smutkiem spojrzała w lustro. Podążyła drogą do wielkiej Sali, a służąca szła tuż za nią.
   Po kolejnych godzinach była już żoną  swojego kuzyna.  Siedziała przy stole wpatrzona w swój talerz. Była głucha na dochodzące ze wsząd głosy. Ludzie śmieli się, rozmawiali i jedli. Świętowali  nowego faraona. Ona wciąż miała w głowie obraz swojego ojca, który umarł we śnie.
- Hurrem? – usłyszała głos swojego męża. – Powinniśmy dawać ludziom przykład, uśmiechnij się. – mówił cichym głosem, jednak było w nim czuć stanowczość i zimny ton. Uśmiechneła się sztucznie do niego.
- Od razu lepiej. – pochwalił ją pocierając jej dłoń palcami. Przez co poczuła rozchodzące się dreszcze.
- Dziękuje, Wasza Wysokość. – starała się na uprzjmy ton ze wszystkich sił.
- Jesteś moją żoną, Hurrem. Wystarczy, że będziesz mówić mi po imieniu. – bała się go. Jego imie było dla niej zwiastunem śmierci. Nie mogła wyrzucić z głowy tej myśli.
- Oczywiście, Aidenie. – kiwnęła lekko głową i zaczęła jeść owoce, próbowała  się skupić na kształcie pomarańczy, lecz ciągle jej wzrok przykuwał zielony sygnet, który lśnił na jej dłoni. Aiden jej go podarował z okazji ich zaślubin, więc nie mogła się go pozbyć chociaż bardzo chciała. 

                                Salon Salvatore

     Damon siedział w fotelu w ręku trzymając szklankę z burbonem. Nie wiedział co ma począć z Luną. Światło powoli wlewało się do pokoju. Kolejny dzień nastaje i kolejny dzień kłótni z Luną.
- Braciszku nie mam siły na twoje mądre rady. – powiedział do młodszego wyczuwając jego obecność . Ten powoli zszedł po schodkach i wszedł do salonu. Spojrzał na brata i westchnął kręcąc głową.
- W końcu zrozumie i przestanie. Każdy ma swoją drogę żałoby. – spojrzeli po sobie, oni coś o tym wiedzą.  Po śmierci ich matki jak było. Damon odstawił szklankę i powędrował w stronę kuchni. W tym samym czasie Alex otworzyła  drzwi do domu. Przywitał ją Stefan jak zwykle pytając jak się czuje. Z każdym dniem, lepiej jej wychodziło ukrywanie wszystkiego. Odpowiedziała wymijająco i weszła na górę wziąć prysznic. Stała i rozmyślała nad wszystkim co się stało. Nadal nie wierzyła  w to, że nigdy więcej nie powie rodzicom jak bardzo ich kocha, nie usłyszy jak rodzice się wkurzają za każdy przypał w szkole, za randki z bad boyami. Zeszła po kilku minutach na dół, gdy otwierała drzwi kuchni dotarły do jej nozdrzy smakowite zapachy. Damon obrócił się do niej z lekkim usmiechem i postawił talerz z naleśnikami na stole.
- Bon Apetit! – jego usmiech lekko przygasł na myśl o Lunie. Alex od razu to wyczuła i mocno go przytuliła co go zaskoczyło, do tego stopnia, że przez kilka sekund stał zdezorientowany. Lecz po chwili już ją przytulił.
- Dziękuje, a Luna otrząśnie się zobaczysz. – potarła ręką jego ramie i oboje się uśmiechneli. Alex usiadła przy stole i nałożyła sobie jednego naleśnika. Zaczęła polewać go syropem klonowym, gdy nagle poczuła  jak Damon się dosiada.  Co było dziwne, wziął jednego naleśnika i wziął od zszokowanej Alex syrop i polał nim swoją porcję. Po chwili się z tego otrząsnęła i ze smakiem jadła razem   
z Damonem. Co jakiś czas patrząc na niego, ten widok był tak nie codzienny, że nie mogła przestać zerkać. Czuła, że chce wypocząć od rozmów ze Stefanem na temat jej siostry i kłótniach z nią.


                               Ławka przy parku w Mystic Falls


   Katherina siedziała i się przyglądała ludziom, którzy przechodzili  obok niej. Była zarówno zniecierpliowona jak i troche przestraszona. Wiedziała, że może ją zabić bez mrugnięcia okiem. Był gorszy niż Klaus. O czym już się przekonała na własnej skórze. Nagle przysiadł się do niej pewien mężczyzna, od razu wiedziała, że to on.
- Zrobiłaś to co mówiłem? – spojrzała na niego i kiwnęła głową. Pogładził jej włosy. – Dobra dziewczynka.
- Jesteś pewny, że to zadziała? – spytała czując mimowolne drżenie ciała.- Oczywiście. Już niedługo odzyskasz pozycje w miasteczku i tego swojego kochasia też.  – wstał  ciągle na nią patrząc.
- Po co ci Luna? – spytała czując jego potężną moc, która ją powoli zaczyna przytłaczać.
- Powiedzmy, że kiedyś mi cos się nie udało zrobić i chce naprawić swój błąd. – Skinął jej na pożegnanie głową i odszedł wolnym krokiem podgwizdując pod nosem. Petrova zdjęła noge  i się wyprostowała. W głębi ducha się cieszyła, że się pozbedzie Luny i będzie miala droge wolną do Damona. Chociaz to Stefana woli bardziej, ale zabawić się Damonem jak za starych czasów też można.


                                   Tarasy pałacu królewskiego - Egipt 


  Jak co dzień było gorąco w tej części kraju. Na niebie nie było ani jednej chmury , która mogłaby zakryć słońce dając trochę cienia. Księżniczka siedziała na tarasie chowając się w cieniu rzucanym przez filare. Nie wiedziała co ma począć, jej ojciec chce ją wydać za swojego kuzyna, który nigdy nie był dobry, nie zależalo mu na podwladnych tylko na potedze.
- Pssst! – usłyszała dobiegający dźwięk z krzaków rosnących przy tarasie.
- Pssst! – usłyszała ponownie i ruszyla w tamtą strone. Kucneła i już miała coś powiedzieć, gdy nagle została w nie wciągnięta. Poczuła ciepłą dłoń na ustach.
- To tylko ja. – usłyszała  przy uchu dobrze  znany sobie glos i od razu się mu wyślizgneła.
- Nelopisie! Zwariowales! – ten zaczął ją uciszać szybko.
- Hurren wiem, że to nie jest najlepszy czas, gdy twój brat…
- Minął dopiero tydzień, a ja nadal słysze jego glos. –wzdychneła glęboko, opierając się głową o mury.
-Wiem..i słyszałem o tym, że masz wyjść za tego tyrana.
- Ojciec uważa, że nasz kraj potrzebuje twardej ręki, a ja u jego boku wpłynę na jego łagodną duszę.  – Nelopis słysząc to parsknął smutno.
- Twój ojciec ma ślepe oczy.
- Dobrze, że tego nie słyszy – zaśmiała się i na niego spojrzała – nie mam wyboru Nelopisie.
- Jesteśmy tak długo przyjaciółmi, no glownie to jestem twoim sługą – za co dostał kuksańca w bok – to możesz wiedzieć jakie jest moje prawdziwe imię.
- Myślałam, że je znam już. – powiedziała zaskoczona.
- To moje drugie imie. Matka mi je nadała, gdy byłem w niebezpieczenstwie. – pokiwała głową i przystąpiła z nogi na noge.
- No więc, jakie jest twoje imie? – zaczesał jej pasmo włosów za ucho.
- Diego.



                 Alex  


  Siedziałam na tarasie domu Salvatore.  Wiedziałam, że Luna wciąż wierzy w ocalenie rodziców i jest zła. Ja też jestem, ale potrzebuje jej. To nie jest fair. Mam tylko ją, owszem poznałam tu wielu przyjaciół, są dla mnie jak rodzina. Ale to nie zmienia faktu, że potrzebuje teraz swojej siostry, potrzebuje jej jak nikogo innego. Najlepszą przyjaciółką w tym świecie stała się dla mnie Caroline, z którą często mogłam się dogadać w sprawie przyjęć i balów. To ona się mną zajęła po śmierci rodziców. Gdy znaleźliśmy Lunę w naszym świecie to była całkiem zalana w trupa. Ledwo co udało nam się wrócić do Mystic Falls. Luna nie chciała wracać bez rodziców, których pochowaliśmy dwa dni po ich znalezieniu. Pije cały czas, nawet Damon nie może wpłynąć na jej zachowanie. Cały czas się ze wszystkimi  wykłóca. Nie mogłam dłużej siedzieć w miejscu. Ruszylam drogą przed siebie, wciąż myśląc co zrobić z Luną. Chyba wiem, czemu tak ją do dotknęło. Pewnie mysli, że to jej wina, bo się tutaj znazła. Dopiero po kilku chwilach zauważyłam, że doszłam  do skraju lasu. Przysiadłam na kawałku pnia, który leżał na małym wzniesieniu.
- Hej. - usłyszałam czyjś głos i automatycznie wstałam. W moją strone szedł Diego, miał ręce wyciągniete na znak pokoju. – Chce tylko pogadać. Możemy? – spytał wciąż patrząc mi w oczy. Aiden wszystkich ostrzegał przed nim, lecz w tym momencie nie miałam siły na walke. Po stracie rodziców, nie mam siły na kolejne wysiłki.
- Skoro musisz. – odparłam siadając znowu. Usiadł przede mną i urwał kawałek trawy i zaczął ją obracać w palcach.
- Wiem, że Aiden naopowiadał wam głupot na mój temat. Wiem też, że ciężko wam po stracie rodziców. – zerknął na mnie – I to nie jest odpowiedni moment, ale nie mam wyboru. Teraz, gdy straciliście rodziców, Aiden was nie śledzi jak wcześniej. Nie pilnuje was, musiałaś to zauważyć.
- Owszem, ale szanuje naszą przestrzeń, że chcemy być same jakiś czas. – zaczęła powoli jednak on uniósł dłoń i zamilkła.
- To nie dlatego. Wiem, że to ja niby jestem zły, ale to niejest prawda. To Aiden nim jest i to on zabił waszych rdziców, ale nie byli waszymi biologicznymi rodzicami, nie do końca. – Alex nic nie mówiła tylko go słuchała. Sama nie wiedziała co ma mysleć, nie lubiła Aidena tak jak jej siostra. 
- Dlaczego mam ci wierzyć? – smutno westchnął.
- Szczerze? Nie wiem, nie potrafie ci tego pokazać. – zamyślił się. – Chociaż…- wstał i wyciągnął do niej dłoń. – Jeśli  mówię prawde, to ty będziesz wstanie zobaczyć sama to co chce.
- Jak? Przecież nie mam żadnych mocy…- urwała, ale on tylko  zerknął na swoją dłoń, a następnie na nią.- Zgoda. - chwycila jego dłoń i wstała. - To co mam robić ?
- Skup się po prostu na tym, że wiesz o czym myślę i to zobacz. - Nie puszczał jej dłoni.
- Tylko tyle? - pokiwał głową i zamknęli oczy. Dziwnie się czuła, nie wiedziała co ma zrobić dalej, ale posłuchała Diego i myślała, że wie o czym on myśli. Stali tak dobrych parę minut, miała dość stania, ale bardzo chciala uwierzyc w jego słowa. Chociaż sama nie rozumiała, dlaczego tego chce.

                                          Egipt czasy starożytne 

  Nie było widać nieba, czarne chmury pokrywały cały horyzont. Wiał coraz silniejszy wiatr, piasek zaczął się unosić i zataczać kręgi. Dostrzegła zbliżającego się Aidena do pałacu, a za nim szedł jeden z strażników. Nagle się zatrzymał i odwrócił do strażnika.
- Dosypiesz to dla faraona do jego dzisiejszego posiłku. - podał mu woreczek z jakąś zawartością. Strażnik tylko kiwnal głową chowajac woreczek i podążył za swoim panem.
- Czas przejąć to królestwo, a Hurrem chyba będzie musiała również pożegnać się z życiem.


                   Skraj lasu 

  Alex puściła dłoń Diega z ciężkim oddechem. Zrobiła krok w tył kręcąc głową. On tylko smutno na nią patrzył.
- Ty to zrobiłeś ?! Przecież on nam pomaga ! - krzyczała stale kręcąc głową.
- Nie mam tyle mocy. Nie myslałaś czemu nie użyje mocy przeciwko wam, czy Aidenowi. Bo mi ją zabrał. - złapał ją za ramiona. - Aiden zabił faraona, zabił potem Hurrem. Teraz chce to zrobić ponownie z wcieleniem Luny. Zastanów się po co mi to żebyś mi uwierzyła, co zyskam?
- Ty tam byłeś ...jak widziałeś Aidena ze strażnikiem - patrzyła na niego twardo.
- Tak, wiedziałem o wszystkim, ale nie zdążyłem. Zostałem powstrzymany nim zdążyłem coś zrobić. Byłem sługą Hurrem i jej przyjacielem, nazywano mnie wtedy Nelopis.
- Luna coś mówiła o wizjach z Nelopisem, ale ciebie nie pamięta. - zaznaczyła to mówiąc głośniej.
- Aiden jej namieszał w głowie. To jego wina, że nie pamięta wszystkiego tak jak było. Wpłynął na mój wygląd w wizjach, żeby mi nie zaufala. Jestem pewny, że w jakiś sposób ją podtruł. 
- To za dużo, muszę się przejść. - ruszyła drogą w stronę Grila, wciąż mając w głowie to co widziała.
- Mówiłeś, że to ja zrobiłam - odezwała się po chwili - że to nie nasi rodzice , to kim oni  są? Kim są ci prawdziwi?
- Nie wiedziałem gdzie tym razem Luna się odrodzi i kiedy. Legenda, którą znacie nie jest cała. Ostatnie wersy mówią o tym, że na świat przyjdzie dziecko zrodzone z czarownicy, która stworzy nocne dzieci. Wtedy nie rozumiałem.
- Zaraz - zatrzymala go I spojrzała prosto w oczy - jesteśmy stąd i jesteśmy dziećmi czarownicy co ...- nie skończyła mówić, a on tylko pokiwał głową - jestesmy Mikelsonami ? To jest nie możliwe, nie możliwe. - spojrzała prosto przed siebie. - jakim cudem? Jak my ..?
- Wasza bilogiczna matka...
- Esther - powiedziała nie pewnie
- Tak, Esther, bała się o was. Aiden przyszedł po was, więc wysłała was daleko, żebyście mogły żyć. 
- W takim razie powinniśmy by w takim samym wieku a nie jesteśmy.
- Nie wiem czemu, ale tak wyszło, że nie urodzilyscie się razem. Wiem na pewno ,że Ester miała bliźnięta. 
- Zawsze wydawała mi się bezwzględna i zimna. Mówię o serialu. - przytaknał i szedł dalej z nią krok w krok. - A ona nas ocaliła. J
ak mam przekonać resztę ? Przecież wszyscy wierzą Aidenowi. 
- Spróbuj pogadać z siostrą. 
- Dzięki za radę. - poszła dalej sama w stronę domu, nadal trawiac to czego się dowiedziała. Nie rozmawiała z Luną od czasu powrotu do Mystic Falls. Widziała Lune może trzy razy odkąd wróciły. Często  słyszała tylko krzyki kłótni między Damonem, a jej siostrą. Wzięła głęboki wdech i weszła do domu Salvatore, w którym zamieszkała.




                                 Sypialnia Tylera


   Wszedł zmęczony całym dniem. Chciał jakoś pomóc Lunie, od momentu w którym tu się znalazła w Mystic Falls, złapał z nią dobry kontakt. Może nie od razu, ale po jakimś czasie czuł się za nią odpowiedzialny jak starszy brat. Próbował z nią rozmawiać kilka razy, ale tak jak rozmowy z innymi kończyły się fiaskiem. Zapalił światło w pokoju i omało nie dostał zawału. Luna siedziała na jego łóżku ze spuszczoną głową. Usiadł obok niej i objął ramieniem. Ona zaś tylko się wtuliła i wzdychnęła głęboko.
- Jestem zła. – wyrzuciła w końcu z siebie i zanim on zdążył coś powiedzieć to kontynuowała dalej – To nie tylko ja straciłam rodziców. Jak mogłam zapomnieć o Alex? Jak mogłam zapomnieć o mojej małej siostrze?
Pojedyńcza łza spłynęła z rzęsy wprost po policzku, aż kapnęła na jej bluzkę. Tyler mocniej ją ścisnął do siebie i pocałował w czoło.
- To było dla ciebie za dużo. Każdy przeżywa inaczej, w głębi duszy wciąż wierzysz, że to się zmieni.
- Ale ona też straciła. – spojrzała mu w oczy – A co ja zrobiłam? Odtrącałam ją cały czas. Nawet nie wiem jak sobie z tym wszystkim radzi. Jestem złą – zaczął krecić głową zaprzeczając temu – tak Tyler jestem złą siostrą i nic tego nie zmieni.
- A próbowałaś ją przeprosić? Porozmawiać z nią teraz?
- Wątpie, żeby chciała mnie słuchać po tym wszystkim. – wytarła ręką łzy, które zaczęły jej napływać do oczu.
- To twoja siostra, spójrz na Stefana i Damona. Oni cały czas się kłócą, chcą sie zabić wzajemnie, popełniają błędy, ale nadal są razem. Są rodziną. Tak samo jak i wy. Pogadaj z nią. – uśmiechnął się do niej przez co sama zrobiła to samo. Rzuciła się mu na szyje i przytuliła mocno.
- Dziękuje. Jesteś najlepszym przyjacielem ever. – zaśmiał się, gdy spojrzała na niego, zaczesał jej kosmyk włosów za ucho.  Pocałowała go w policzek i wyszła powoli naładowana dobrą pozytywną energią.