Witajcie kolejny rozdział przed wami. Trochę mi czasu zajęło napisanie go, ale w końcu jest, Ludzie mam prośbę, jeśli komuś się nie podoba, to w jaki sposób piszę albo kontynuuje opowiadanie, to niech nie czyta tego po prostu. Mam nadzieje, że mi weny nie zabraknie. No to co, miłego czytania ;) Kolejny pojawi się w ciągu dwóch tygodni albo szybciej. Czuje, że ten rozdział mi nie wyszedł, może nie w całości, ale czuje jakbym zrobiła coś, nie wiem jak to ująć. Mam nadzieję, że się chociaż wam podoba. Następny rozdział, chce zrobić bardziej nie przewidywalny i taki, żeby się dużo działo. Nie wiem czy mi się uda, ale spróbuje.
``````````````````````````````````````
Luna
Obudziłam się i spojrzałam na Damona, nie spał i się mi przyglądał w skupieniu. Czułam ciepło i bezpieczeństwo to co w tej chwili potrzebowałam. Damon ten co poznałam na początku, a ten co jest teraz ze mną, to dwie różne osoby. Zmienił się, to znaczy zaczął mi ufać, a ja jemu. Od nowa, nie chcę, żeby to się skończyło, boje się, że jednak tak się stanie.
- Dzień dobry, królewno - powiedział bawiąc się moimi włosami.
- Dzień dobry. - musnęłam jego usta delikatnie, aż poczułam łaskotanie w brzuchu.
- Najlepszy pocałunek w moim życiu - zaśmiałam się i usiadłam na nim okrakiem, zbliżyłam swoją twarz do niego.
- Chyba nie życiu, trochę się postaraj, a sprawię, że będą jeszcze lepsze. - ugryzłam jego wargę, poczułam jego dreszcze i przyspieszony oddech. W wampirzym tempie obrócił nas tak, że leżałam pod nim.
- To muszę się bardziej starać - mówiąc to zaczął całować moją szyję, aż zaczęłam mruczeć.
- Stefan?
- W szkole. - odpowiedział między pocałunkami mrucząc, powoli podnosił moją bluzkę, a ja go lekko odepchnęłam.
- Prze...
- Nie przepraszaj, chcę tego bardzo, teraz, ale... chcesz żebym też czerpała z tego pełną przyjemność? - pokiwał głową - To daj mi coś zjeść. - popatrzył na mnie, a chwilę potem się zaśmiał.
- Zapomniałem wybacz. - powiedział skruszony - Zaraz wyjdzie, że tylko o jednym myślę.
- Bo tak jest. - zrobił minę jakby chciał mnie zjeść, na co się jeszcze bardziej roześmiałam.
Rozmawialiśmy tak w kuchni, całkowicie zapominając o wszystkim innym. Przy nikim nie czułam się jak przy nim, on jest wyjątkowy. Czasami wciąż nie mogę uwierzyć, że tu trafiłam i jestem ze swoim ulubionym wampirem, który usiłował pokroić pomidora jak szef kuchni, ale zamiast tego pryskał sokiem na wszystkie strony. Próbowałam zdusić śmiech jednak mi to nie wychodziło, a ukochany patrzy na mnie z morderczą miną, drugi raz dziś, więc lepiej będę ostrożna przy nim, bo jeszcze się na mnie rzuci. Upiłam łyk kawy skupiając wzrok na leżącej obok gazecie, a potem znów na niego spojrzałam.
- Muszę iść. - zrobił minę smutnego psiaczka, co łamało mi serce - no przecież wrócę...kiedyś. - wystawiłam mu język.
- Mam nadzieję, jak nie to sam cię znajdę i przyciągnę tutaj. - pocałował mnie mocno na pożegnanie. Wyszłam i powoli szłam ulicą, znowu poczułam to ukłucie w głowie. Chyba się do tego nigdy nie przyzwyczaję, usiadłam obok pobliskiego drzewa i czekałam, aż znowu zemdleje. Jednak tak się nie stało, ukucie przeszło, ale postanowiłam trochę odpocząć.
- Wasza Wysokość - dobiegł mnie czyjś głos po prawej stronie , obróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Nelopisa, tylko miał na sobie jakiś kożuch. Jest ponad 28 stopni, a on ma na sobie kożuch, pokręciłam głową i wstałam, a on natychmiast się ukłonił.
- Nelopisie co się stało? - spytałam podchodząc , a on zaczął się rozmazywać.
- Uważaj na siebie...ojciec...armia się zbliża...chce ciebie zabić... - słyszałam tylko jego pojedyncze urywane słowa, nie miało to sensu.
Zniknął zostawiając mnie samą z różnymi myślami. Z tego zrozumiałam, że ojciec - faraon mnie ściga swoją armią, ale dalej nie rozumiem dlaczego, z jakiego powodu, on miałby mnie zabić. Znaczy nie mnie, a Rosalie. Zobaczyłam na drzewie coś błyszczącego, powoli do niego podeszłam i zobaczyłam wiszącą na nim tabliczkę przedstawiającą bogów. To nie ma sensu, czemu to jest tutaj na tym drzewie, obróciłam się i zerknęłam na przechodniów i znowu na tą tabliczkę. Dotknęłam jej łapiąc głębsze oddechy, zaświeciła się tak jasnym światłem, że nie widziałam zupełnie nic. Trwało to kilka sekund i przestało, wciąż patrzyłam na tabliczkę i się odsunęłam.
- Hurren słyszysz mnie? - dobiegł mnie głos jakiejś kobiety za plecami, odwróciłam się, byłam znowu w starożytnym Egipcie. Stałam po środku wielkiego pokoju, chyba sypialni, a kobieta siedziała na brzegu łóżka i na mnie patrzyła z...z miłością.
- Może się w końcu położysz? Dałaś dziś bardzo w kość ojcu, psotnico. - nie rozumiałam jej wcale, obok łóżka stało wielkie lustro. Spojrzałam w nie, gdy zerknęłam na swoje odbicie odskoczyłam odruchowo..to nie było moje odbicie...ok to byłam ja...ale miałam jakieś dziesięć lat.
- Nie jesteś, aż tak straszna. - powiedziała, dopiero się jej przyjrzałam..miała na sobie białą suknie z niebieską przepaską i wiele wiele złotych ozdób, bransolet i naszyjników.
- Mamo? - szepnęłam, a ona pokiwała głową, czyli to żona faraona - nic, nic.
Złapała mnie na ręce i ułożyła w łóżku, dałam się jej ululać, dziwnie się czułam, ale nie wiedziałam co mam zrobić. Opowiadała mi jakąś bajkę, prawie jej nie słuchałam, tylko się jej przyglądałam......po chwili wszystko się zamazało...poczułam znajomy skurcz i znowu stałam przed drzewem, ale nie było już na nim tej tabliczki. Wciąż rozmyślając o tym, co widziałam szłam dalej, zaczęłam nucić melodie pod nosem, żeby się uspokoić, dokładnie tą melodię, co nuciła żona farona.
Usłyszałam za sobą podobny gwizd, odwróciłam się i zobaczyłam nikogo innego jak Aidena, miał włosy w totalnym nie ładzie. Rozpiętą jasną koszulę i ciemne jeansy, idealnie ten strój pasował do jego wyglądu.
- Co tym razem? - rozłożyłam ręce pytając, a on podszedł z uśmiechem, czułam w jakiś sposób, że wcale nie chce mnie atakować.
- Nic...musi coś być? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami - Mamy piękny dzień, nieprawdaż? - ciągnął dalej i szedł obok mnie. Szliśmy tak przez chwilę w milczeniu, aż w końcu skręciliśmy na wielki plac z rzeźbami.
- Podoba ci się starożytny Egipt, Hurren? - to pytanie wytrąciło mnie z równowagi, aż się zatrzymałam.
- Skąd wiesz o moich wizjach? - odwrócił się do mnie, a w jego oczach zauważyłam błysk - To twoja sprawka, ty mi dajesz te chore wizje. - podeszłam bliżej niego z tęgą miną.
- Nie są wcale chore...to twoje życie, a raczej poprzednie wcielenie...Rosalie, Hurren, Luna... - wyliczał kolejno na palcach - to nie które z wcieleń... - dokończył patrząc w niebo.
- Jestem tylko Luną ! Nie jestem, żadną inną z tych co wymieniłeś. - znowu na mnie spojrzał.
- Nie masz wrażenia, że mnie znasz? - spytał, a gdy zobaczył, że moja odpowiedź jest twierdząca uśmiechnął się.
- Znamy się...mam ponad 3,5 tysiąca lat...poznałem cię jako Hurren, egipską księżniczkę - ciągnął i usiadł na ławce - bladego pojęcia nie mam, ile miałaś wcieleń zanim cię poznałem.
- A po naszym spotkaniu? - usiadłam obok, przyglądając mu się.
- Wiele, zbyt wiele...by można było zliczyć, ale nie w każdym wcieleniu się znaliśmy...często, gdy się odradzałaś mijało sporo lat i umierałaś nim cię odnalazłem.
- W jaki sposób mnie szukałeś?
- Jestem czarnoksiężnikiem, mam swoje sposoby, by odnaleźć Klejnot Nilu...
- Zaraz, Stefan mówił, że chcesz klejnot, to chodziło ci o mnie? - przytaknął.
- Ale po co ci jestem potrzebna? - nie odpowiedział i odwrócił wzrok, przez chwilę panowała całkowita cisza.
- Muszę iść, a ty najpierw przetraw to, czego się dowiedziałaś, potem dowiesz się więcej. - powiedział wstając i znowu to się stało, czas się zatrzymał, samochody, ludzie, zwierzęta, wszystko się zatrzymało...spojrzałam znów w jego stronę, ale już go nie było. Czas znowu biegł swoim trybem, to jest tak niesamowite, że aż dopiero zauważyłam jak ponownie wstrzymałam oddech. Chciałam jego się spytać o ten sen z szafą, ale było już za późno.
Szłam rozglądając się dookoła, jest coraz dziwniej od kiedy tu przybyłam po raz drugi. Wszystko się zmienia, tak szybko, że już nie nadążam ze zmianami. Aiden miał rację potrzebuje chwili by to wszystko przetrawić, a potem mogę powiedzieć o wszystkim reszcie. Weszłam po cichu do domu pierwotnych, ale już w korytarzu dopadł mnie Kol.
- Gdzieś ty się włóczyła? - spytał grożąc palcem, jak ojciec, który przyłapał na czymś swoją córkę.
- Poszłam pobiegać? - bąknęłam szukając wymówki.
- Czyli biegałaś całą noc? - zrobiłam zdziwioną minę i spojrzałam w górę.
- Spoko jesteśmy tylko my, wiem, że byłaś u Damona, tylko jeśli on zrobi ci coś to... - objęłam go mocno.
- Wiem, wiem i on też... - kocham tego pacana, zawsze chciałam mieć brata, on byłby idealny.
- To może to opijemy! - krzyknął, gdy się od niego oderwałam.
- Ty tylko o jednym. - pokręciłam głową ze śmiechem.
- No co, chodź. - pociągnął mnie do grilla, gdzie siedzieliśmy i piliśmy zamówione drinki. Coraz więcej osób przychodziło do baru, a biedny Matt miał coraz więcej zamówień.
- To jak było? - spytał, a ja zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co pyta - no wiesz.
- Kol! - dopiero do mnie dotarło o co pyta - My tego nie robiliśmy, po drugie to nasza sprawa. - zarumieniłam się i upiłam łyk alkoholu.
- Ale zapytać zawsze mogę, ktoś jeszcze wie? - pokręciłam głową zaprzeczając - To jestem pierwszy jak fajnie - udawał głupka, nie...on nim zdecydowanie jest.
- Ja cię kiedyś zabije. - stuknęliśmy się szklankami i dalej rozmawialiśmy o głupotach.
Po kilku godzinach spędzonych w towarzystwie Kola, poszłam z Bex i Alex na zakupy. Nie miałam własnych pieniędzy, Elijaha i Damon nie pytając mnie o zgodę wcisnęli mi swoje karty do torby. Nie umiem tak, chciałam je oddać, ale żaden nie chciał mnie słuchać. Jestem im wdzięczna, ale...dobra, koniec marudzenia, dali mi je, to skorzystam. Jakoś im wynagrodzę to, Damonowi to nawet wiem jak, zaśmiałam się, gdy wchodziłam do sklepu z bielizną. A dla Elijahy kupie jakiś garnitur i może jakieś skrzypce, nie jestem pewna, ale chyba coś było o tym w serialu. Alex poszła do tych dziewczyn co poznała je w tym świecie.
Damon
Po kilku godzinach usłyszałem przed domem głosy, wyszedłem zaciekawiony na zewnątrz. Była cała grupa ( mój braciszek i jego dziewczyna, czarownica, barbie i wilczek ) w ogrodzie. W tle leciała jakaś piosenka, która mnie nudziła. Niestety ja i mój braciszek mamy inny gust, no tylko do kobiet podobny. Dobrze, że nie startuje on do Luny, bo bym go od razu zabił.
- Co robicie? - rzuciłem do nich podchodząc powoli i zmieniłem płytę, na taką, która była bardziej w moim guście.
- Szykujemy dekoracje na szkolny bal. - powiedziała Elena siłując się z jedną z większych dekoracji
- Kolejny? - mówiłem dziwiąc się na ilość tych wszystkich bali.
- I tak cię to nie obchodzi. - bąknęła czarownica.
- Może wam pomóc? - spytałem.
- Nie trzeba. - ehh... jak mnie barbie czasem wkurza, przewróciłem oczami.
- Eleno? - spojrzała na mnie - pytam poważnie.
- Przydało by się trochę więcej styropianu, farba czerwona i jakieś wstążki - powiedziała po namyśle
- Ok, farba, styropian i wstążki...niedługo wracam... a i Stefan? - spojrzał na mnie - czy te twoje wiewiórki - zrobił wściekłą minę - nie będą złe na mnie jeśli też przejdę na twoją dietę? - wściekłość przeszła w zaskoczenie, czułem na sobie wzrok wszystkich zebranych.
- Żartujesz? - spytał uważnie mi się przyglądając, odkładając pędzel.
- Nie, mówię całkiem poważnie, oczywiście w weekendy będę pić ludzką krew, ale z woreczka, zero korzystania ludzi z przymusu. Ktoś musi mieć siłę na walkę z Aidenem, to jak, mogę liczyć na pomoc swojego brata? - po chwili milczenia i zaskoczenia odezwał się zgadzając - dziękuje.
- Ty dziękujesz? - usłyszałem za sobą głos blondi - Matko ktoś cię zaczarował.
- Ktoś go podmienił - czarownica też nie mogła się nadziwić, odchodząc słyszałem szepty i teorie, że niby chory jestem i umierający.
Po godzinie byłem z powrotem i siedziałem razem z nimi. Malowałem jedną z figur, cały czas rzucali mi dziwne spojrzenia. A ja cały czas się w duchu śmiałem, niezły ubaw, patrzą tak jakbym miał pomieszane w głowie, może i mam, ale przez kogo to tylko ja wiem.
Luna
Powiedziałam prawdę o tym kogo wybrałam dla pierwotnych i dla siostry, nie byli zaskoczeni. Nie wytrzymałam i poszłam do domu Salvatore, no teraz mogę już mówić do domu. Usłyszałam odgłosy z ogrodu, więc tam powędrowałam i zobaczyłam całą paczkę, przy pracy, a co najlepsze Damona, który zawzięcie malował jakąś figurę.
- Hej wszystkim - powiedziałam zbliżając się, w powietrzu unosił się zapach farby
- Robimy dekoracje, przyłączysz się? - spytała mnie blondynka, ale nie zdążyłam odpowiedzieć bo już po chwili przede mną stał Damon, objął w pasie i pocałował, zupełnie zapomniałam o innych i oddałam go z pełnym zaangażowaniem.
- Strasznie długo nie wracałaś. - powiedział , gdy się od siebie oderwaliśmy
- Ej mówiłam, że wrócę, ale o której to nie mówiłam - uśmiechnął się, to najpiękniejszy widok na świecie, dopiero teraz usłyszałam muzykę , która leciała z radia.
- Myślałem, że góra dwie godziny, a to minęło znacznie więcej - rozłożył ręce marudząc.
- Byłam z tobą dużo czasu, wiec nie narzekaj - pstryknęłam go w nos.
- Ale mogę przynajmniej wiedzieć dokąd chodzi moja dziewczyna - zaakcentował wyraźnie słowo '' moja ''
- To wy jesteście razem? - spytała Caro.
- Tak od wczoraj - uprzedził mnie mówiąc z szerokim uśmiechem.
- To dlatego dziwnie się zachowujesz - wspomniała Bonnie co mnie zaciekawiło.
- I przechodzisz na zwierzęca krew - dodał Tyler, a to już mnie zszokowało.
- Damon, przecież wiesz, że kocham cie takiego jakim jesteś.
- Wiem, wiem, ale chce spróbować z resztą, nie w całości na zwierzęcą.
- Obiecaj, że jak nie wyjdzie, to nie będziesz się tym zadręczać. - złapał mnie za ręce.
- Obiecuje. - uśmiechnęłam się i usiedliśmy, Damon maznął pędzlem mi po nosie, roześmialiśmy się - Rudolf- mruknął, a po moim ciele przeszły dreszcze i podał mi pędzel.
- Powiedziałeś ludzi bez przymusu? - domyśliłam się o co mu chodziło, a on się uśmiechał znacząco - Osz ty- tym razem to ja go maznęłam.
- O co mu chodzi? - spytał zaciekawiony Stefan.
- Ludzi bez przymusu czyli mnie. - dopiero teraz zrozumieli podstęp Damona.
- No co, masz pyszną krew. - mruknął mrużąc oczy drapieżnie.
- Piłeś jej krew? - czułam, że ktoś o to spyta.
- To był wypadek... - odpowiedziałam szybko, może za szybko.
- Nie, to nie był wypadek o mało cie nie zabiłem.
- Ale żyje i było to dawno. - próbowałam jakoś zmienić temat.
- Ale nie powinienem...
- Jeśli dalej będziesz o tym gadać, to się do ciebie nie wprowadzę. - pocałowałam go szybko i zajęłam się malowaniem. Damon zaproponował, że przyniesie coś do picia wszystkim, a po chwili zniknął dość szybko, muszę się w końcu do tego przyzwyczaić.
- Zmienił się, dzięki tobie. - Elena mówiła dość skupiona na tym co robi
- To niedługo się zmieni i wróci do siebie. - mruknęłam też zajmując się figurką.
- Czemu tak mówisz?
- Bo go znam, długo tak nie pociągnie, ok może i da, ale znów będzie irytujący i upierdliwy jak kołek w tyłku, ale za to go kocham.
- Miło to słyszeć. - szepnął wchodząc z tacą , którą postawił i podał mi szklankę.
- Jesteś całkiem niezła, to może w końcu mnie namalujesz? - chciałam już coś powiedzieć, ale wyprzedziła mnie moja siostrzyczka, która przyszła.
- U nas w domu, ciągle cie rysuje - zarumieniłam się - bez ustanie w kółko, a na ścianach wiszą twoje plakaty - usiadła, a ja poczułam, że teraz naprawdę jestem czerwona jak burak.
- Wcale nie żartowałaś jak mówiłaś, że mnie kochasz jeszcze przed poznaniem. - patrzył z szerokim uśmiechem
- Możemy zmienić temat? - tylko tyle udało mi się powiedzieć.
- Czemu, co jeszcze? - spojrzał na Alex.
- Tylko coś powiedz . - bąknęłam, a wszyscy chichotali z tej sytuacji.
- Cały czas o tobie mówi, jak to szło - zamyśliła się - twoje oczy są jak ocean, w którym tonie, uwielbia twój uśmiech i sarkastyczne odzywki, twój styl poruszania się, śmiech, to że zrobisz wszystko dla osób które kochasz, a jak zobaczyła twoje nagie... - nie skończyła, bo magią oblałam ją lemoniadą. Damon parsknął śmiechem, potem nikt już nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Ok, ale co nagie? - dopytywał się Damon.
- Chciałbyś wiedzieć? - spojrzałam mu w oczy.
- Jasne, że tak, a może zrobimy eksperyment? - udawał, że chce ściągnąć koszulkę.
- Boże nie... - jęknęłam
Po jakimś czasie skończyliśmy malować figurki, poszliśmy z Eleną i Stefanem z Alex do salonu i siedzieliśmy gadając. Usiadłam w fotelu, a obok mnie bardzo blisko usiadł Damon, teraz nie odstępował mnie na krok. Był jak mój cień, zawsze gotowy, żeby mnie chronić.
- To kiedy ten bal? - spytałam zaciekawiona
- Za trzy dni, lata 60 dzieci kwiaty - mówiła entuzjastycznie Elena, a mnie się przypomniał fragment z serialu z balu lat 60.
- Dzieci śmieci. - powiedziałam w tym samym momencie co Alex.
Rozmawialiśmy tak o dekoracjach i całym planie, słuchałam jak Elena i Alex obmyślają plan, ja już nie miałam pomysłów, Damon chyba się znudził bo złapał mnie za kolano i drażnił swoim dotykiem.
- Przestań - szepnęłam
- Ale co? - spytał z mina niewiniątka.
- Ty dobrze wiesz co. - skierował swoją dłoń wyżej, nie no...to za wiele...specjalnie tak robi, bym chciała się na niego rzucić.
- Dobra, to jutro wam pomogę, a teraz wracamy. - wstałam, nie wytrzymując dłużej pod dotykiem Damona.
- Że co, miałaś tu zostać. - patrzył z wyrzutami
- Chyba muszę iść po swoje rzeczy, prawda? - Elena się zaśmiała, a Damon odetchnął z ulgą.
- Dobra, już nic nie mówię - powiedział z lekkim uśmiechem, pocałowałam go szybko i wyszliśmy.
Rezydencja Mikelson
Alex pakuje swoje rzeczy w swoim pokoju, a ja w swoim, tylko że u mnie Kol rozwalił się na łóżku. Bawił się moim misiem, którego najbardziej lubiłam, bo dostałam go od Damona. Zaczął nucić jakąś melodię, a ja zaczęłam rzucać rzeczy z szafy na łóżko.
- Będę tęsknić. - pociągnął nosem, zamachał łapką misia.
- I tak dalej będę z tobą piła, a poza tym miałeś lecieć. - popatrzałam na niego, od kilku minut coś plótł, że musi gdzieś iść.
- Ale jesteś gościnna, wyganiasz mnie z mojego domu. - wstał zostawiając misia przy torbie.
- Przecież nie robię tego. - rzuciłam w niego bluzką.
- Wiem, wiem, ok, to na razie - pocałował mnie w czoło.
Po chwili zniknął zostawiając mnie samą, dziwnie się czuje tak wyprowadzając jakbym wyjeżdżała gdzieś daleko, usłyszałam zamkniecie drzwi.
- Naprawdę już spadaj. - mruknęłam, złapał mnie za talie, a ja się roześmiałam.
- Piękny masz śmiech. - ale to nie był Kol, odwróciłam się.
- Klaus... - szepnęłam.
- Mam wszystko czego mi trzeba, wyjeżdżam...przemyślałaś moja propozycje? - spojrzałam w jego zielone tęczówki, w których dostrzegłam błysk.
- Tak jakby, wybacz, ale zostaje. - odsunęłam się od niego.
- Wiedziałem...tylko miałem jednak nadzieje, że nie będę musiał tego robić... - nie rozumiałam co on miał na myśli. Patrzałam na niego zdezorientowana, on tylko głęboko wzdychnął i po chwili się na mnie rzucił. Tego się zupełnie nie spodziewałam, przycisnął mnie za gardło do ściany, tak że ledwo łapałam oddech. Wzrokiem zauważyłam na komodzie ostry nóż, wyciągnęłam po niego rękę, ciągle patrząc na Klausa złapałam w końcu nóż i wbiłam go w jego brzuch. Był równie zaskoczony co ja wcześniej. Odepchnęłam go od siebie magią na drugi koniec pokoju. Pokazał swoje kły.
- Ty cały czas udawałeś, prawda? - dopiero do mnie dotarło. Zaczęłam kojarzyć wszystkie fakty, jego uprzejmość, przecież on taki nie jest na co dzień.
- Po co miałabyś być mi potrzebna - udał, że się zastanawia - no chyba nie myślałaś, że zmienię się dla ciebie...ale ty naiwna jesteś, gdyby nie Salvatore to byś mi uwierzyła we wszystko - prychnął wstając.
- Od początku wiedziałeś kim jestem?! Dlatego udawałeś, to wszystko było tylko pieprzoną grą, żebym stanęła po twojej stronie i żebyś mógł korzystać z mojej magii! - teraz wszystko nabierało sensu. Jak mogłam mu wierzyć, jestem idiotką.
- Oczywiście, że tak. Od dnia jak się pojawiłaś w miasteczku coś podejrzewałem. Widzisz, mam ponad tysiąc lat i w ciągu tego czasu natknąłem się na pewną czarownicę, która bredziła bez sensu o jakieś Rosalie. Powiedziała mi również jak ją odróżnić, nie bez powodu noszę ten sygnet. - pokazał na swoją prawą rękę, na której lśnił zielony pierścień - ona dała mi go, świeci jaskrawym zielonym kolorem, gdy osoba włada potężną magią, a na złoto...jeszcze nigdy nie świecił, dopiero przy tobie. Właśnie dlatego przekonałem się, że stara wiedźma nie kłamała. A teraz lepiej będzie jak się zgodzisz na współpracę, bo inaczej pożałujesz.
- Nigdy, nie mam zamiaru! - krzyknęłam i wyciągnęłam szybko rękę wymawiając zaklęcie, jednak on zniknął nim moja magia go trafiła. Rozejrzałam się z bijącym sercem po pokoju, wyjrzałam przez okno, nic ani śladu. Zajrzałam do pokoju Alex, która się pakowała dalej słuchając muzyki.
- Coś się stało? - spytała widząc moją minę, pokręciłam tylko głową zaprzeczając. Rzuciłam okiem na jej pokój i ze spokojem poszłam dalej się pakować.
Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem Salvatore. Damon jak tylko nas zobaczył wystrzelił przed dom i złapał nasze bagaże, wskazał nam pokoje, a potem otwierając naszą sypialnie miał drapieżny uśmiech.
- Mam zamiar nie wypuścić cie stąd. - mruknął obejmując mnie.
- Fantastycznie - pocałował moje ucho - muszę coś zjeść.
- To już drugi raz - zrobił smutną minkę, a mnie się zachciało śmiać na ten widok.
- No cóż poradzić, jestem tylko człowiekiem - wzruszyłam ramionami.
- Czarownicą - pocałował mnie krótko...za krótko. - mam na ciebie straszną ochotę - lustrował moją twarz wzrokiem.
- Wytrzymasz jeszcze trochę. - odsunęłam się.
- Ile? - w oczach tańczyły mu iskierki.
- Nie wiem. - przełknęłam ślinę, chcąc tego, ale mój brzuch zaburczał w tym samym czasie.
- Ile? - powtórzył i zbliżył się tak ze stykaliśmy się nosami.
- Jutro. - mruknęłam wyplątując się z jego objęcia.
- Co? Ja tyle nie dam rady - ułożył usta w smutną podkówkę.
- Dasz, dasz dziś jestem wykończona, a jutro pomogę Elenie z balem no i potem - westchnął z rezygnacją - jestem do twojej dyspozycji, całą resztę dnia i noc - ujęłam go za kark.
- Całą noc? - pomachał brwiami.
- Tak, a im lepiej się wyśpię tym więcej będę mieć siły i szybciej skończę u Elki i wcześniej będę u ciebie.
- To może zrobimy tak, teraz weźmiesz kąpiel, a ja zrobię coś do jedzenia - objął mnie ponownie ramionami i kierował do łazienki.
- Naprawdę? - spytałam z lekkim nie dowierzaniem.
- Dla mojej księżniczki wszystko. - pocałował mnie w czoło i zniknął, a ja już po chwili zanurzyłam się w gorącej wodzie. Potrzebowałam tego, po całym dzisiejszym dniu. Pełen relaks, bawiłam się pianą, która się się unosiła na wodzie. Myślałam o tym całym Aidenie, intryguje mnie, kim on jest. I to co się stało z Klausem, kretynka ze mnie. Może i jest odrobinę...szalony? - pokręciłam głową. Może coś lub ktoś zmusił go do tego, musiał mieć jakiś powód. A może chciał tylko mocy tak po prostu. Ehh... wyszłam z wanny, nie chcąc dalej o tym myśleć. Ustałam przed wielkim lustrem i spojrzałam na swoje odbicie...
Damon
Zszedłem zrobić kanapki zrobiłem tez dla jej siostry, to było takie inne, nie codzienne, ja i ona, parą chciałbym, żeby już tak było na zawsze. Zrobiłem z lekkim ociąganiem kanapki, myślałem chwilę z czym mam zrobić, w końcu nie musiałem do tej pory o tym myśleć. Już miałem wychodzić, gdy nagle do kuchni weszła Elena i już chciała podwędzić kanapkę.
- To dla Luny i Alex, nie dla ciebie, sama sobie zrób.
- Ale ty miły - wystawiła język z uśmiechem pokręciłem tylko głową i zaniosłem kanapki, gdy wszedłem do sypialni zastałem Lunę, która już zasnęła...
Luna
Kolejnego dnia, obudziłam się jak Damon mocno mnie do siebie tulił. Ledwo wyplątałam się z jego objęć, nie budząc go. Zjadłam szybko i wyszłam do Eleny, po paru minutach już tam byłam, weszłam, gdy już zaczynały robić dekorację.
- Cieszę się, że Damon jest szczęśliwy, zasłużył na szczęście. - powiedziała Elena, no tak teraz ja i Damon jesteśmy tematem plotek, co było dla mnie dziwne.
- Dzięki. - mruknęłam czując, że cała promienieje
- To jak się wam układa? - dopytywała zaciekawiona Caro
- Ok, co ja mówię, jest fantastycznie, tylko cały czas chce jednego. - wszystkie prasnęłyśmy śmiechem
- Chyba mają to w genach, zaprogramowane. - mówiła Elka puszczając balona, który wypuścił głośno powietrze.
- A co, Stefan też? - tylko pokiwała głową - ale to chyba każdy facet tak ma.
Potem dołączyła do nas moja siostrzyczka, spędziłyśmy przy tych dekoracjach mnóstwo czasu, cały dzień praktycznie. To było najlepsze moje dni, nigdy wcześniej się tak dobrze nie czułam jak tu. Dziewczyny postanowiły na resztę dnia zrobić sobie babski dzień, a ja się wymigałam do domu. W końcu obiecałam Damonowi, że wrócę. Po cichu weszłam do domu i zamknęłam wolno drzwi.
- Damon?? - cisza, nic, w całym domu, rozejrzałam się i zauważyłam na schodach płatki róż prowadzące w górę, z uśmiechem podążyłam ich śladem aż do sypialni, naszej sypialni. Weszłam i to co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania, całe łóżko obsypane płatkami róż, pozasłaniane okna, zapalone świeczki na łóżku leżała taca z jedzeniem i wino. Podeszłam bliżej a po chwili poczułam, że ktoś mnie obejmuje, oczywiście tym ktosiem był Damon.
- Podoba ci się? - szepnął mi do ucha z wielkim uśmiechem, który czułam na skórze
- Jest wspaniale. - odebrało mi totalnie mowę, odwróciłam się i momentalnie utonęłam w jego oczach.
- Myślałam, że od razu się na mnie rzucisz. - powiedziałam po chwili
- Taki był plan, ale trochę go zmodyfikowałem. Stefan nam się tu wcinać nie będzie, Alex jest u Elki, więc mamy cały dom dla siebie, poza tym dowiedziałem się czegoś od Elijahy na temat ciebie jako tej Rosalie.
- Co takiego? - byłam ciekawa każdej rzeczy.
- Że tak jak u wampirów masz duże - zbliżył się bardziej - libido.
- Ekstra. - poczułam, że płonę nie tylko na twarzy.
- Na to mamy dużo czasu, a teraz chodź coś zjemy.
Usiedliśmy na łóżku, pachniało różami, Damon wziął jedną babeczkę do ręki i zaczął mnie karmić, ugryzłam kawałek, aż zamruczałam, były słodkie smaczne i to mój ulubiony smak. Chwilę tak na mnie patrzył i zbliżając się zlizał resztki ciasta z moich ust, zadrżałam, gdy dotknął językiem ust. Piliśmy wino i rozmawialiśmy, to najlepsza randka wszech czasów. Dobra, każda randka z Damonem jest najlepszą.
- To co teraz? - spytałam po jakimś czasie.
- Może mnie namalujesz? - spytał a mnie zatkało.
- Ciebie, ale...
- Nago - dodał, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu - ale czemu nie?
- Wybacz, ale ja nie umiem... ja jeszcze nigdy nie malowałam żywego modelu i to jeszcze nago.
- I bardzo dobrze, bo inaczej byłbym bardzo zazdrosny. - odstawił kieliszek a moja chora wyobraźnia pokazała mi co by zrobił z chłopakami którzy się do mnie przystawiali.
- Proszę najwyżej mi powiesz, że to karykatura. - powiedział robiąc słodkie oczki.
- Ty nie żartujesz? - zaprzeczył ruchem głowy - ale to zajmie kilka godzin.
- Ale ty uparty i nie będę mogła się skupić - zaśmiałam się czując gorąco.
- Bardzo mnie to cieszy - zbliżył się tak jeszcze bardziej.
- Że nie możesz mieć portretu? - szepnęłam.
- Nie...że nie możesz się oprzeć i opanować przy mnie.
- Teraz też ledwo panuje... - patrzeliśmy sobie w oczy głęboko, po chwili zabrał mój kieliszek i odstawił tam gdzie swój. Nim się zorientowałam co zrobi, w wampirzym tempie przygwoździł mnie do łóżka, dalej patrzeliśmy sobie w oczy.
- Zmieniłem zdanie...nie chce portretu ...teraz chcę ciebie... - lekko dotknął moich warg, nic nie mówiąc przyciągnęłam go bliżej i pocałowałam, był to namiętny natarczywy pocałunek, nasze języki biły się o władzę. Rękoma błądził po moim ciele. Każdy mój zmysł szalał w zawrotnym tempie. Czułam go każdym swoim neuronem, każdą cząstką siebie. Powoli zrzucaliśmy swoje ubrania. Pragnęłam go, tylko jego, pocałunki z każdą chwilą przybierały na intensywności. Zatraciłam się całkowicie w doznawanych przyjemnościach.
Kolejnego dnia, słońce prażyło nie miłosiernie. Cały czas miałam w głowie te wizje, chciałam wiedzieć coraz więcej i więcej. Ciekawił mnie też ten Aiden. Szłam przed siebie, wiem, Damon nie będzie zadowolony, że się nie posłuchałam go, ale po pierwsze wiem, że sobie poradzę, a po drugie jestem uparta i robię co chce. Szłam drogą rozmyślając, aż doszłam do domu pierwotnych. Weszłam nie pukając, nadal czułam się jak w domu. Ze schodów schodził Elijaha, na mój widok się uśmiechnął szeroko.
- Hej, ruda dziewczyno - uścisnęliśmy się - znowu malowałaś?
- Nom, jak na razie dobrze się czuje w rudościach. - usiedliśmy na sofie.
- Dużo ci nie pomogłem z tą całą legendą. - mruknął patrząc na swoje ręce.
- No przestań...jesteś ze mną...byłeś przez cały czas, jak starszy brat, wspierałeś we wszystkim. - złapałam go za ręce i na mnie spojrzał z uśmiechem.
Jeszcze tak trochę rozmawialiśmy, dowiedziałam się, że Klaus ma kłopoty i Elijaha mimo różnic między nimi chce pomóc bratu, więc wyjeżdża do niego. I to raczej na dłużej, razem z nim jedzie Rebecka, która się zgodziła, bo nie chciała, żeby przez Klausa coś się mu stało. A Kol, no cóż on postanowił, że nie chce się mieszać w sprawy Nicka i zapowiedział, że zostanie. Elijaha i tak go nakłania do wyjazdu, twierdząc, że to ich brat i powinni trzymać się razem. Pożegnałam Elijahę i Rebeckę, którzy już dziś wyjechali. Będę za nimi tęsknić. Pomachałam im jak jechali.
- Nick jak zwykle w coś się wmiesza. - usłyszałam głos Kola przy swoim boku, nawet już nie byłam zaskoczona.
- Taka jego natura, a ty serio nie jedziesz? - spojrzałam na niego.
- Mowy nie ma, to sprawa tylko i wyłącznie Klausa. Pamiętasz przecież wbił mi sztylet i trzymał w trumnie setki lat, chodź do środka, muszę się napić - otworzył drzwi i tak po raz kolejny usiadłam na sofie.
AAaaaaa kocham cię a rozdział jest ekstraaa błagam cię pisz częściej
OdpowiedzUsuńPostaram się pisać częściej, ale nie zawsze wychodzi. :)
UsuńMam nadzieję, że następny rozdział napiszę w ciągu tygodnia najwyżej dwóch.
Znalazłam dzisiaj tego bloga i przeczytałam całego, jest super:D niemoge doczekać się następnego rozdziału. Duuużo weny Ci życzę i pozdrawiam. Ewelina ;)
OdpowiedzUsuńTo mnie zaskoczyłaś tym, że przeczytałaś całego w jeden dzień. Dziękuję i pozdrawiam :*
Usuń