sobota, 26 listopada 2016

Rozdział 18



  Przez pomyłkę umieściłam komunikat nie na jednym i drugim blogu. Kłopoty zdrowotne, cóż poradzić. :) Przepraszam za możliwe błędy i na kolejny rozdział zapraszam 10/12/2016.
          
              Enjoy ;)



                 ```````````````````````````````````````





                                Salon Salvatore



   Siedziała w fotelu, ciągle mając w głowie obraz roześmianej siostry, która nie mogła się doczekać balu. Teraz pewnie jest wycieńczona i więziona przez Aidena. Nie była pewna jak on się dowiedział o jej mocy. A może jednak nie wie, a Alex została poboczną ofiarą by do niej dotrzeć. Była nieobecna fizycznie, tylko myślami wciąż czuła się żywa. Nie odczuwała nawet głodu. Napędzała ją myśl mordu, aż na samą myśl o tym przypomniała jej się legenda. Miała dokonać wyboru między dobrem a złem. Czy właśnie to była metafora, w której zawarta była walka z Aidenem i jego ukochaną? Gdyby jednak o to chodziło, to Aiden byłby wcześniej, znałby samą Rosalie, córkę Serafiny i boga Erica. W tej historii musi być drugie dno, o którym nikt nie wie. Co było przed wcieleniem Hurrem? Gdyby tylko wiedziała, to może mogło by jej pomóc uratować siostrę. Spojrzała na swoją rękę. Odblokowała moce Rosalie, jednak sama nadal nie wiedziała co to oznacza. Jej myśli nagle się skupiły na wspomnieniu, które pokazała im Ester. 

          Zobaczyła chatkę, z której właśnie wychodziła Ester. Widać było, że jest w pierwszych miesiącach ciąży. Szła nucąc melodie, którą poznała niemal od razu. To była ta sama melodia, którą śpiewała jej mama, a także matka Hurrem. Ruszyła za nią w stronę z jednej chat. Jak się domyśliła, była to chatka jakieś starej czarownicy. Nagle drzwi się otworzyły i z domku wyszła kobieta, która na oko miała jakieś 60 lat. 
- Ester, jednak się zdecydowałaś. Wchodź. - weszły do domu. Luna czuła się trochę niczym nie proszony gość, ale wiedziała, że Ester sama jej to pokazuje. 
- Coraz bardziej się boje, że to może być prawda. - zaczęła młoda Ester łapiąc się za brzuch - Nie chce, żeby coś im groziło. 
- Tam gdzie je wyśle, będą żyć bezpiecznie. - odpowiedziała babka dając kobiecie napar. Nagle wszystko się zamazało. Zobaczyła Ester zbierającą zioła i nagle ukazał się on. Aiden. Złapał Ester za szyje i patrzał hipnotyzującym wzrokiem. Jakby czytał w jej myślach. Odrzucił ją, tak że upadła na ziemię. 
- Myślisz, że to pomoże twoim dzieciom? - zaśmiał się - Znajdę je. Ta twoja babka, nie powiedziała ci wszystkiego.
- Wiem, że chcesz jej mocy. - wstała i patrzała mu twardo w oczy - Są w innym świecie, nikt nie wie gdzie. Nie znajdziesz ich. 
- Owszem, chcę mocy, ale się mylisz. Znajdę. Podróże między światami, a tym bardziej dla dzieci które się nie narodziły są wyjątkowe. Mogą się urodzić za miesiąc, rok, dziesięć lat czy nawet za tysiąc. Zgadza się nie wiem gdzie, ale nawet taka podróż zostawia ślad, który mi pomoże. Ja mam czas. Nigdzie się nie spieszę, już nie. - zaśmiał się na odchodnym i zniknął zostawiając przerażoną Ester. 


   Dzięki temu wspomnieniu wiedziała, że na pewno są dziećmi Ester. Spojrzała w stronę stołu przy którym siedział Diego i razem z Bonnie, starali się zrobić zaklęcie lokalizujące. Widziała jednak po ich minach , że Aiden dobrze się maskuje. Jej wzrok przeskoczył na szklankę stojącą obok niej, była pełna prawie, że nie tknięta. Nie miała ochoty na picie, chociaż początkowo myślała, że jej to pomoże.  Nie miała już siły płakać, chciała użyć mocy Rosalie do lokalizacji, ale była zbyt zdenerwowana przez co nie dała rady ujarzmić wyzwolonej mocy. Starała się uspokoić, jednak myśl, że Aiden ma jej siostrę jej uniemożliwiała. Przez chwilę poczuła się dziwnie, czuła jak jej serce pulsuje zdecydowanie za szybko. Rozchyliła lekko wargi chcąc coś powiedzieć, ale nagle zobaczyła korytarze pałacu, zamiast salonu. 

               



                                    Egipt


      Stała na korytarzu, czując wciąż bijące mocno serce. Ruszyła korytarzem mając w myślach Aidena, którego chciała uszczęśliwić. Uśmiechnęła się i weszła do jego komnaty. Była pusta. Miał wrócić za kilka chwil z kolejnej wyprawy. Zdjęła z siebie szatę i ubrała jedną  z cienkich, długich sukien, która była niemal, że prześwitująca. Mieniąca się złotem. Spojrzała w lustro i się uśmiechnęła. Chciała wziąć w rękę szczotkę i rozczesać włosy, jednak jej dłoń zawisła w połowie drogi. Czuła jakby ktoś przejmował nad nią kontrolę.
- Miałaś zginąć! - krzyknęła czując w sobie duszę Hurrem, która próbowała przejąć władzę nad ciałem. 
- Nie możesz! Twoje życie się skończyło. - Nabil ciągnęła rękę za unieruchomioną dłoń. Po kilku chwilach takiej walki. Upadła i spojrzała na swoją rękę. 



     Ocknęła się z myśli i rozejrzała dookoła. Była znowu w domu Salvatorów. Spojrzała na Damona, który chciał podejść, ale pokręciła głową. Nadal miała dziwne wrażenie, po tym jak właśnie była Nabil, ukochaną Aidena. Teraz wiedziała, że jeśli dojdzie do tego i w jej ciało wejdzie Nabil to będzie musiała się zabić. Nie chciała siać takiego zniszczenia jak Hurrem gdy była kontrolowana. Hurrem też wiedziała, że jest tylko jedno wyjście, żeby nikogo nie zabić, nie zranić. Musiała się zabić. Tak samo i ona będzie musiała dokonać tego wyboru. Tylko musiała znaleźć sposób na zakończenie się odradzania duszy Rosalie. 







                             Ciemny pusty pokój




     Alex siedziała w celi, w której wcześniej była Katherina. Patrzała przez kraty i z dala widziała swoich oprawców. Słyszała część rozmowy miedzy nimi. Ułożyła głowę tak by wszystko lepiej słyszeć. Wiedziała już czemu tutaj jest. Na wymianę za jej siostrę. Spojrzała na dziurę na klucz w celi. Skoncentrowała się na niej mocno.
- Incyndia. - cicho szepnęła bojąc się, że ją usłyszą. Miała nadzieję, że rozszerzy kraty i będzie mogła wyjść. Jednak nic się nie stało. Przeklinała się w myślach, że ciągle jej się nie udaje. Usłyszała czyjeś kroki. Podniosła wzrok i zobaczyła jak wchodzi Petrova, która z lekkim uśmiechem na nią spojrzała.
- Wiesz, że po tym co zrobiłaś Salvatorowie nigdy już ci nie zaufają? - spytała patrząc jej w oczy. 
- Na początku - podeszła do celi - chciałam, powrotu któregoś z braci. Jednak wiesz, musiałam wybrać. Upierać się przy braciach i zginąć, albo wybrać życie i ich stracić. Rachunek jest prosty. 
- Dokładnie jak w serialu. - burknęła Alex - Zawsze wybierzesz siebie. 
- Dam ci radę słońce. - przysunęła swoją twarz bardzo blisko krat, tak, że dzieliły je jakieś trzy centymetry - Pożegnaj się ze swoją siostrą przy najbliższej okazji. Ona cię uratuje, zrobi wszystko. I dlatego to ją zgubi.
- Mylisz się, uratuje mnie, a potem my ją. - młodsza była pewna swoich słów, na co Petrova się zaśmiała. 
- Będzie za późno. Ona umrze. - z tymi słowami Katherina zostawiła ją samą. Osunęła się po ścianie i usiadła na zimnych kamieniach celi. Teraz jeszcze bardziej bała się tego co będzie. Nie bała się o siebie. Wiedziała, że Aiden chce ją tylko na wymianę. Bała się tego co będzie z jej siostrą, kiedy dokonają wymiany. Musi coś wymyślić, żeby uratować siostrę. Nie mogła dać znowu się komuś ratować. 







                               Salon Salvatore



    Luna coraz bardziej nie mogła znieść, tego że Aiden zabrał jej siostrę. Słyszała jak Damon coś do niej mówi, że jest z nią i się nie poddadzą. Jednak ona praktycznie go nie słuchała. Skupiona była na Bonnie i Diego, którzy znaleźli trzy miejsca miedzy którymi krążył naszyjnik Alex. Jednak to się tylko raz udało. Nie byli pewni czy to był przypadek. Te punkty były bardzo od siebie oddalone. To musiała być sztuczka zrobiona przez Aidena.

    Nagle drzwi się otworzyły i do salonu wszedł Enzo, który od razu podszedł do Luny. Klęknął przy niej i złapał za rękę. Spojrzała na niego zdziwiona. 
- Miałeś szukać swojej siostry. - to było pierwsze zdanie jakie wyszło z jej ust od czasu porwania Alex.
- Nie mogłem zostawić cię w takiej sytuacji. Poza tym, chyba wiem gdzie są. - Luna od razu sie poderwała z nadzieją. Enzo podszedł do mapy, która leżała na stole. - Widziałem Katherine, jak wyjeżdżała mniej więcej stąd. - wskazał jedno z trzech miejsc, które wskazywał naszyjnik.
- Jak to mniej więcej? - spytała czarownica patrząc na wampira. 
- Samochód się pojawił znikąd. - zrobił rękoma jakby eksplozję. 
- Zaklęcie ukrycia. - Diego pokręcił głową - To ma sens, on zawsze w tym był lepszy ode mnie. Wiedział, że nie namierzę jej i użył tego zaklęcia. 
- To teraz idziemy. - mówiąc to Luna ruszyła w stronę drzwi, jednak Damon pociągnął ją za rękę. 
- Nie pójdziesz bez planu. Najpierw plan. - patrzył twardo w jej oczy, jednak ona już wiedziała co musi zrobić. Złapała go za rękę i się mocno przytuliła, czym go zupełnie zaskoczyła. Wciągała nosem jego zapach, chciała go zapamiętać. Oderwała się od niego z ciężkością. 
- Przepraszam. - mruknęła patrząc na podłogę. 
- Nie masz za co. - spojrzała na niego, uśmiechał się lekko. Chcial cos wiecej powiedzieć, ale wolał nic nie mówić. Usłyszeli pukanie, ale dochodzące z środka domu. A po chwili do salonu wszedł Aiden, który wesoło podgwizdywał. Damon już chciał się na niego rzucić, ale został powstrzymany przez Lune, którą się wpatrywala w kokarde która on trzymał w ręce. Należy do jej siostry. 
- O tak pilnuj, swojego chłopaka, a przepraszam swojego Ex. Dobrze mieć jest go na smyczy, brawo. - usiadł sobie wygodnie w fotelu, jakby ktoś go zapraszał. 
- Gdzie moja siostra? - spytała ledwo nad sobą panujac. 
- U mnie, a skoro przeszliśmy do interesów. Potrzebuje księgi Amona-Ra, księgi umarłych. Macie trzy dni. - szczerzył swoje diabelsko białe zęby.
- Kto powiedział, że się zgodzimy na współpracę? - spytała go Caroline nie mając cierpliwości na takiego dupka jakim on był. On tylko wyjął z kieszeni fiolke. Pustą fiolke i nią pomachał patrząc na każdego. W końcu rzucił fiolke dla Diego. Ten złapał ją i powąchał. Rozpoznając zapach jego mina zaczęła wyrażać przerażenie. 
- Diego? - Lunie coraz bardziej drzalo serce. Z każdą chwilą wiedziała, że stało się coś złego. 
- Tą trucizne użył na faraonie i bracie Hurrem. - powiedział w końcu smutno na nią patrząc. Do Luny wciąż to nie mogło dotrzeć. 
- Owszem ta sama trucizna, ale trzy krotnie większa. Zatem macie trzy dni za nim ona umrze. - Damon już się szykował do walki przeciwko niemu - nie radzę, tylko ja znam odtrutke. Nie patrz na niego ,on nie zna. - powiedział gdy Salvatore spojrzał na Diega. 
- On to stworzył i tylko on zna odtrutke. - potwierdził jego słowa Diego, przez co wampir się uspokoił i nie rzucił się na Aidena, który po chwili zniknął w oparach dymu. 







                              Dom Bonnie



   Czarownica razem z Diegiem rozlozyli wszystkie potrzebne rzeczy do przywołania ducha jej babci. Wiedziała, że oddanie tej księgi temu szaleńcowi to bardzo zły pomysł, ale też nie chciała stracić swoich przyjaciół. Zapaliła świece i usiadła razem z Diegiem i wspólnie odmówili zaklęcie przywołania. Po kilku chwilach świece zgasly. Rozejrzeli się lecz nikogo nie zobaczyli. Chciała je ponownie zapalić, ale jej dłoń zatrzymała się w połowie drogi słysząc znany sobie głos. 
- Moja wnuczko. - spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła jak duch jej babci spogląda na nią z miłością. 
- Babciu...- spojrzała na przyjaciela i się zaraz opamietala - To jest Diego - który tylko kiwnął głową na przywitanie - musimy...
- Wiem - przerwała jej - ale nie mogę wam pomóc. 
- Dlaczego? - Bonnie nie mogła uwierzyć w to co jej babcia mówi. 
- Przodkinie nie chcą byśmy brały w tym udział. Kochanie gdybym mogła to bym ci pomogła, ale nawet ja nie wiem gdzie ta księga się znajduje. - złapała wnuczke za ręce i się lekko uśmiechnęła - ale wiem, że dasz sobie radę. Wszyscy dacie. - spojrzała na Diego i po chwili zniknęła. Czarownica usiadła ciężko na sofie i wypuściła głośno powietrze.
 - Masz bardzo miłą babcię. - przekrecila oczami słysząc to - Ona ma rację damy sobie radę. 
- Jak? Trzy dni na odzyskanie księgi, której nie można namierzyć. - podparła rękoma głowę. On też nie wiedział jak. Chciał odzyskać Alex, ale też musiał zrobić wszystko by ocalić Lune. Wiedźmy skomplikowały ich plany jeszcze bardziej. Usiadł obok niej i przytulił do siebie. Sam nie był pewny jak uda im się ocalić Alex. 








                                Pokój Alex



  Weszła do pokoju siostry i się w nim zamknęła. Usiadła na jej łóżku i złapała misia, którego jej kupiła na  czternaste urodziny. Przytulila go mocno i zamknęła oczy. Tak bardzo chciała ją odzyskać, że nawet była gotowa oddać za nią życie. Mieli trzy dni na odnalezienie księgi. To stanowczo za mało czasu. Weszła całkiem na łóżko i usiadła po turecku. Odłożyła misia na bok i się skupiła na myślach, na księdze którą muszą znaleść. Wiedziała, że moc Rosalie może jej pomóc, jednak im bardziej chciała to tym bardziej się skupiała na siostrze i jej to nie wychodziło. Wzięła głęboki oddech i ponownie zamknęła oczy, tylko tym razem pozwoliła myślom dryfować niczym statek po spokojnym morzu. Czuła lekkie zawirowanie głowy i od razu wiedziała, że jej się udaje. Czuła jak otwiera się przed nią jakieś wspomnienie.






                           Starożytne czasy



        Otworzyła oczy i zobaczyła piękne morze, które rozbijało się falami o skały. Słońce świeciło i grzało przyjemnie. Zobaczyła chatke, przy której stała jakąś kobieta i mężczyzna. Na rękach ona trzymała niemowlę, które przestawało płakać. Podeszła bliżej nich i dopiero rozpoznała w tej kobiecie Serafine. A zatem to musi być bóg Eric i mała Rosalie. Przyjrzala się bogowi. Był młody, umiesniony i naprawdę przystojny. Bił od niego blask, który dawał uczucie spokoju i nadziei. Miał ciemne włosy i zarost, który dodaje mu męstwa. Byli naprawdę szczęśliwi. 
- Piękne prawda. - podskoczyła słysząc przy uchu czyjś głos. Odwróciła się i zobaczyła Serafine, tą obecną Serafine. Ona też przygladala się temu wspomnieniu z lekkim usmiechem. 
- Myślałam, że jestem tu sama. - powiedziała znowu spoglądając na szczęśliwą rodzinę. 
- Teraz jak odblokowalas moc Rosalie, mam większe połączenie z tobą i mogę spokojnie rozmawiać. - spojrzaly na siebie nawzajem. Serafina zaczesala Lunie włosy za ucho. 
- Niby odblokowalam, ale... - urwała i pokreciła głową. 
- To przez smutek, ale dałaś radę zobaczyłaś to wspomnienie. - próbowała ją pocieszyć.
- Tylko, że mnie to nie obchodzi...przepraszam ja ... - zaczęła, ale Serafina się tylko uśmiechneła i ją przytulila.
- Wiem, ale ja tutaj też nie jestem dla tego wspomnienia - powiedziała odsuwajac się lekko - chce ci pokazać wspomnienie pewnej dziewczyny, którą spotkałam w zaswiatach. Myślałam, że jest wcieleniem Rosalie, ale się myliłam. 
- Po co mi jej wspomnienie? - zapytała wciąż nie rozumiejąc niczego co do niej powiedziała. 
- Myślę, że to ci bardzo pomoże. - złapały się za ręce. Luna nie była pewna czego się spodziewać, co zobaczy. Miała tylko nadzieję, że jej towarzyszka ma rację. I że to jej bardzo pomoże. 






                           XIX wiek Waszyngton



   Zobaczyła młodą dziewczynę, która biegła drogą jakby ktoś ją gonił. Weszła do biblioteki. Za nim weszła za dziewczyną to przeczytała napis. Biblioteka Kongresu - Waszyngton. Po chwili podążyła za dziewczyną, która się prześlizgnęła do działu, który jest chroniony przez strażników. Dziewczyna cały czas się rozglądała, była ostrożna na każdym kroku. Nikogo nie było w pomieszczeniu do którego weszła. Jeszcze raz na wszelki wypadek się rozejrzała i weszła na drabinkę, która stała przy jednym z regałów. Wyjęła jedną z książek i zeszła. Położyła ją na stoliku i wyjęła kartkę z kieszeni. Luna się przyjrzała. Zobaczyła zapisane na kartce zaklęcie. 
- Wreszcie nikt więcej nie zginie. - schowała kartkę za okładkę książki i ją zamknęła. Westchnęła głęboko i ponownie się rozejrzała. Uspokojona weszła po drabince i ukryła książkę jeszcze dalej. To był ten dział, którego nikt nie odwiedza. Strzeżony dział, dotyczący spraw kraju. Do którego dostęp miał tylko prezydent. Potem nastąpił przeskok. Dziewczyna stała w jednym z barów. Źle się czuła tego dnia jakby ktoś ją śledził. Weszła do toalety i przemyła twarz.
- Musisz się uspokoić. - szepnęła do siebie. Odwróciła się  i niemal dostała zawału. Przed nią stał jej oprawca, który zabił jej przyjaciela. A wszystko przez to, że znalazła tą księgę. 
- Gdzie masz tą kartkę? - zrobił krok w jej stronę.
- Oddałam ci przecież księgę. - próbowała udawać, że nie wie o co chodzi. 
- Och Melisso, wiesz o czym mówię. Chcesz naprawdę skończyć jak twój przyjaciel. - zrobił kolejny krok, a ona jeden w tył i kolejny, aż się oparła rękoma o zlew. 
- Dostałeś księgę. - powtórzyła, lecz tym razem nie będąc tak pewną. 
- Myślałem, że chcesz żyć. Cóż. - wzruszył rękoma i sprawił, że zaczęła się dusić. - Ostatni raz pytam, gdzie ta kartka?
- Mam ci powiedzieć, żeby ta dziewczyna z legendy zginęła? Idź do diabła. - napluła mu twarz, a on nie wytrzymując zabił ją jednym ruchem. 



   Luna się ocknęła. Łapała kurczowo powietrze. Czuła dosłownie to samo co ta dziewczyna. Spojrzała na Serafinę, której była wdzięczna, że pokazała jej to wspomnienie. Serafina po chwili zniknęła, a ona sama znalazła się w pokoju siostry. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ta dziewczyna chciała ją ratować. Oddała swoje życie, bo wierzyła, że ją ocali tym sposobem przed Aidenem. Zeszła po schodkach na dół. Na dole zrobiło się gwarno. Damon się wykłócał razem z Diego o to, że nie może znaleźć głupiej księgi. Bonnie też się niestety oberwało, za to, że duchy nie pozwalają znaleźć księgi. Wiedziała, że każdy robi co tylko może by ocalić Alex i była bardzo za to wdzięczna. Weszła w końcu do salonu czym przykuła uwagę każdego. 
- Przepraszam...- zaczęła Bonnie, ale Luna tylko podniosła z lekkim uśmiechem rękę, żeby nie przepraszała. 
- Zaklęcia nie ma w księdze. - Diego spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Jak to? W księdze Amona-Ra jest... - zaczął jednak ona mu przerwała.
- W dziewiętnastym wieku dziewczyna imieniem Melissa znalazła księgę, nie była to księga umarłych. Tylko jedna z ksiąg należących do czarownic z Salem, której bronią czarownice z rodu Bennetów. Studiowała księgę, była zafascynowana. Namierzył ją Aiden, któremu oddała księgę, ale zostawiła sobie kartkę z zaklęciem, którą ukryła przed nim. - mówiąc to wprowadziła w osłupienie Diega.
- Skąd wiesz? - Bonnie przyglądała jej się uważnie. Nawet ona była przekonana, że księga jest w nienaruszonym stanie. 
- Miałam spotkanie z Serafiną, tak z Serafiną. - powtórzyła widząc jak Damon chciał zapytać, ale tylko pokiwał głową - Pokazała mi to wspomnienie, tej dziewczyny. 
- To gdzie jest ukryta ta kartka? - spytał Enzo podchodząc bliżej niej.
- W tajnym dziale biblioteki kongresowej w Waszyngtonie. - widziała jak przyjaciele nie mogą uwierzyć w to co ona mówi. 
- Mamy się włamać do biblioteki prezydenta? - zaśmiała się blondynka. To brzmiało jeszcze bardziej jak żart, gdy to powiedziała. Ustalili, że w drogę jedzie Luna i Caroline oraz Damon, Enzo i Diego. Gdy tylko Enzo zaproponował, że pojedzie to Damon też to zaproponował. Nie mógł znieść myśli, że będą tam razem. Chociaż wiedział, że mają ważną misję. 







                                    Przed domem Salvatore 
 


   Stali przed domem i się zbierali do odjazdu. Mieli jechać samochodem Damona. Wiedziała, że to nie wycieczka, ale z drugiej strony musiała odzyskać spokój, którego potrzebuje by użyć mocy Rosalie. Poprosiła Caroline żeby z nimi jechała, nie chciała sama jechać z dwoma wampirami, które się nawzajem obrzucają błotem. Stała co jakiś czas zerkajac na Damona, który rozmawiał z Diegiem. Co jakiś czas ich spojrzenia się krzyżowały. Wampirzyca właśnie przyszła i od razu podeszła do Luny.
- No to jesteśmy w komplecie. - mówiąc to Damon otworzył drzwi samochodu. Chciał jak najszybciej odjechac póki nie było Enzo, przez co aż przewróciła oczami.
- Rzeczywiście jesteśmy w komplecie. - usłyszała głos Enzo, który właśnie do nich dołączył. Uśmiechnęła się do niego lekko po czym spojrzała na Damona, który jak tylko zobaczył rywala to miał minę mordu. Wsiadła na tył auta, a obok niej zaraz pojawił się Enzo. Miała nadzieję, że chociaż Caro przy niej zaraz usiądzie, ale ku jej zaskoczeniu, z jej drugiej strony pojawił się Damon. Caroline usiadła na przodzie i posłała Lunie  przepraszajacy uśmiech. Za kierownicą siadł Diego. 
- Myślałem, że nikt nie będzie prowadzić twojego autka? - rzucił Enzo do Damona z przekąsem. 
- Jeden raz można zrobić wyjątek, dla wyjątkowych osób. - odparł mu z uśmiechem. Spojrzała na drogę, którą widziała i się lekko uśmiechała, ale wiedziała, że to będzie katastrofa. Miała całą drogę do Waszyngtonu, całe dziewięć godzin spędzic pomiędzy dwoma wampirami, którzy o nią zabiegają. Próbowała się uspokoić i skupić na drodze, jednak co chwilę miała dość słuchania obu wampirów. Jechali przez prawie pięć godzin i miała dość zupełnie ich docinek.
- Ok ludzie, zatrzymamy się na noc. - jak widać nie tylko ona miała dość tej atmosfery. Diego zjechał do pobliskiego motelu. Luna spojrzała na niego dziekujacym wzrokiem. Uśmiechnął się lekko doskonałe rozumiejąc to co czuje. Wysiadla z auta i przeczytała napis z tabliczki. ,,Witamy w hotelu Merica w Winston- Salem,, 
Nie patrzyła już na żadnego z wampirów. Była zbyt zmęczona tym wszystkim. 
- Gdybyśmy jechali moim autem to byłoby znacznie szybciej. - usłyszała z daleka głos Enzo. 
- Gdybyśmy jechali twoim to byśmy gdzieś w połowie drogi musieli zmienić samochód. - odparł mu Salvatore. 
- Możecie z łaski swej przestać w końcu! - blondynka już nie wytrzymała dalszych sporów. - Tu nie chodzi o wasze rozgrywki, tylko o znalezienie zaklęcia! Pomyśleliście przez chwilę co czuje Luna, musząc was słuchać? - walneła jednego i drugiego i dołączyła do Luny. Dopiero teraz jeden i drugi spojrzał na Lune i zrozumiał co miała na myśli blondi. Zerkneła na obu smutnym wzrokiem i weszła za Caroline do motelu. Wybrały jeden pokój, a reszta nawet nie była pewna. Nie chciała więcej słuchać nikogo. 

   Po kilku minutach leżała umyte na łóżku i patrzała w stronę okna, za którym było absolutnie ciemno. Usłyszała otwierane drzwi łazienki i po chwili obok niej siedziała wampirzyca. 
- Próbowałam powstrzymać Damona, ale się uparł. - zaczęła i się położyła a Luna obok niej.
- Wiem, dziękuję. Naprawdę jestem wdzięczna ,że tutaj ze mną jesteś. Sama bym pewnie już zeswirowała. - blondynka przytuliła ją i tak rozmawiały nadal starając się mieć dobry humor. Co im się po części udało. Po kilkunastu minutach usłyszała, że blondynka zamiast jej odpowiedzieć to zaczęła chrapać na co się zaśmiała. Luna nie mogła jakoś zasnąć ciągle myślała o swojej siostrze. Wyslizgnela się z łóżka po cichu tak, żeby nie obudzić przyjaciółki i wyszła na zewnatrz. Szła powoli po altance przed wejściem do motelu i usiadła na schodach. Spojrzała na księżyc, który pokazywał pełnię. Usłyszała skrzypniecie altanki za sobą. Zerkneła za siebie i zobaczyła idącego w jej stronę Enzo. Usiadł obok niej i głęboko westchnął. 
- Przepraszam za tą akcję z Damonem. - Spojrzała mu w oczy i się lekko uśmiechnęła - Blondi sporo mi uświadomiła, to nie jest czas na to. 
- Lubię cię naprawdę, ale jego także. Ale w tym momencie nie jest ważne co ja czuję do któregokolwiek z was. - pokiwał głową - Nie wybiorę nikogo póki moja siostra walczy o życie. 
- Rozumiem, naprawdę. - mówiąc to złapał ją za rękę - Odzyskamy twoją siostrę, a później też moją. 
- Dziękuję. - spogladali tak w niebo myśląc tym razem, nie o sobie nawzajem tylko o swoich siostrach. Rodzinie, którą chcieli oboje uratować. Wzięła głęboki oddech i skupiła się na Alex. Na wszystkich cudownych chwilach spędzonych z nią. Dzięki temu się uspokoiła na tyle by poczuć się senną. Wróciła do pokoju i spojrzała na przyjaciółkę, którą właśnie się przewracała na drugi bok. Uśmiechnęła się lekko i położyła obok niej. Po chwili czuła jak odpływa w głęboki sen. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz