sobota, 12 listopada 2016

Rozdział 17




   Kolejny za dwa tygodnie, 26/11/2016.Enjoy ;)


                       ````````````````````````````````````````````


                                      Ulice Mystic Falls

       


   Szła razem z Alex do domu pierwotnych tam już czekał na nich Kol razem z Bonnie. Mieli przeprowadzić wywołanie ducha Ester. Była podekscytowana, ale bardziej to czuła niepokój i strach. Bała się usłyszeć prawdę, mimo że ją zna. Po kilku minutach były przed domem pierwotnych, zatrzymały się na moment. Spojrzały po sobie i młodsza właśnie zrobiła krok w przód, ale została pociągnięta lekko w tył.
- Co jest? - spojrzała na Lunę, która nerwowo zerkała na drzwi. Alex od razu ją przytuliła wyczuwając jej nie pokój. - Nic się nie stanie złego.
- Wiem. - odpowiedziała lekko się uśmiechając. Po czym ruszyły w stronę domu. Luna wciąż miała miliony myśli. Usiadła razem z siostrą na sofie, a obok nich siedział Kol. Bonnie zaś siedziała po drugiej stronie w fotelu. Na stole leżała księga, eliksir zrobiony przez czarownice i przedmiot należący do Ester. Wokół tych rzeczy stały świece, które paliły się coraz mocniej. Z każdym słowem wypowiedzianym przez czarownicę, płomienie się robiły wyższe.  Nagle książka spadła z wyższej półki, a potem świece zgasły.
- Mam dużo do zrobienia, a mnie wezwaliście. - usłyszeli nagle głos Ester i spojrzeli w tamtym kierunku. Była strasznie blada. Spojrzała na syna i się skrzywiła. Ostatnim razem jak się widzieli to próbowała go zabić.
- Raczej nie zmieniłeś zdania, żeby umrzeć. - powiedziała patrząc mu w oczy.
- Ciebie tez milo widzieć, mamo. - ostatnie słowo, było tak przesycone ironią, że poczuła ciarki na ciele. - ale tym razem nie chodzi o nas. Dlaczego nie powiedziałaś, że mieliśmy jeszcze dwie siostry? - to pytanie zaskoczyło zupełnie Ester. Jej ręka zawisła w powietrzu, jednak po chwili się otrząsnęła z tego stanu.
- Skąd wiesz? - zerknęła na czarownice, a potem na dziewczyny, którym się dokładnie przyjrzała.
- Jestem Luna, a to Alex. - wstała mówiąc to i podeszła do Ester. - Czyli miałaś bliźniaczki?
- O boże - zakryła usta ręką, wzrokiem skakała miedzy dwiema dziewczynami - udało się. Przeżyłyście.
Stało się coś czego się nie spodziewała. Ester znana z intryg i knowań by zabić swoje własne dzieci, zaczęła płakać. Uśmiechała się przez łzy. Luna stała lekko zszokowana jej reakcją, ale też tym, że jako duch potrafi płakać. Była przez chwilę jak zawieszona, nie wiedziała co zrobić, ale nagle zadziałała impulsowo. Przytuliła Ester. Nie czuła jej ciała, ale czuła jej obecność. Czuła jak ją otula rękoma. Ester spojrzała na Alex, która się wahała jednak zrobiła to samo co siostra. Mimo walki z matką, Kol rozumiał doskonale dziewczyny. Straciły nie dawno rodziców, wychowały się w domu, w którym nie dochodziło do takich rzeczy jak tutaj.
- Musimy wiedzieć co wiesz o Aidenie. - powiedziała Alex, gdy się od niej odsunęły.
- Tylko tyle, że chce was. Na pewno, że chciał jednej z was. Potomkini Rosalie. - młodsza spojrzała znacząco na Lunę - Ty jesteś jej wcieleniem?
- Tak, dlaczego on mnie chce? Po co? - patrzeli na Ester, która spoglądała z niepokojem na nich.
- Chce odzyskać swoją ukochaną. Nie wiem jak, ale domyślam się, ze chce sprowadzić jej duszę w twoje ciało. Przepraszam, że was lepiej nie ochroniłam skoro was znalazł.  
   Po kilku minutach skończyli rozmowę z Ester. Luna wciąż nie mogła uwierzyć, że Aiden chce jej ciała tylko po to by odzyskać ukochaną. Wciąż myślała o tym, nie mogła wyrzucić tego z głowy. Gdy wrócili to rozmawiali z resztą o możliwym planie Aidena. Damon starał się jej pomóc, rozmawiać z nią, ale ona odrzucała każdą jego próbę. Jej myśli obrały różne kierunki, nawet taki, ze gdyby nie chciała tu wrócić, to może nic złego by się nie stało. Może by Aiden jej nie znalazł.



        Minęło kilka kolejnych dni. Luna siedziała na ganku domu pierwotnych i czekała, aż Kol wróci. Wszystko się zmieniło. Widząc ducha Ester nie przypuszczała, że poczuje tą rodzinną wieź. Mimo wszystko, że chciała zabić prawie wszystkich pierwotnych. To czuła jakby odzyskała rodzinne. Miejsce do którego przynależy. Nagle poczuła jak upadający z drzewa liść dotknął jej skóry. Wzięła go w palce i się uważnie mu przyjrzała. Był w połowie czerwony, a w drugiej połowie pomarańczowy. Od razu przypomniało jej się wydarzenie sprzed trzech dni, które wprowadziło w jej życie kolejny smutek. 



                         Park - trzy dni temu 


    Szła razem z Damonem ścieżką. Czuła, że mimo całego próbowania to coś jest wciąż nie tak. Rozmawiali ze sobą się lekko uśmiechając. Usiedli na jednym z wielkich konarów patrząc w dal. Chciała coś powiedzieć, ale poczuła jak spadł na nią liść. Damon wziął go do ręki i się mu przyjrzał po czym spojrzał na nią. Przygasł mu uśmiech. 
- Może ci się nie spodobać to co powiem. - zaczął ciągle jej się przyglądając uważnie - Ale zrobię wszystko by się pozbyć Aidena. Chcę żebys była bezpieczna, ty i twoja siostra. Przez wszystko mam na myśli absolutnie wszystko. Nawet te złe rzeczy. 
- Dziękuję, że chcesz nas chronić. Owszem nie podoba mi się to, ale wiem, że jak się uprzesz to nie ma mocnych na ciebie.  Wiem, że to cię zabolało, jak ci nie powiedziałam o Aidenie. - zaczęła cały czas mu się przyglądając. - I to, że na ciebie krzyczałam, mówiąc, że to twoja wina, że to ty sprawiłeś, że moi rodzice zginęli. To było nie fair w stosunku do ciebie. A teraz irytuje mnie to, że wciąż za mną chodzisz krok w krok. Jakbyś we mnie nie wierzył, że sobie poradzę!
 Rozumiem to, naprawdę. Wierzę w ciebie, ale jestem zmęczony. Aiden...
- Wciąż masz mi za złe, że ci nie powiedziałam. - zauważyła to i wstała - Od jakiegoś czasu nie potrafimy się dogadać, ciągle czuje jakbyś mi nie ufał, jakbym nie mówiła ci prawdy. Pilnujesz mnie w taki sposob jakbym miała coś do Aidena!
- Wtedy mi nie powiedzialas to może znowu go kryjesz. A może ci się podoba on i jego ciemna moc! - ustal obok niej, ciężko oddychał i się powoli uspokoił - Przepraszam. Zależy mi na tobie, ale...my ze sobą nie współpracujemy. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? - bała się usłyszeć, tego co wiedziała, że zamierza powiedzieć.
- Powinniśmy dać sobie trochę czasu. Jest Aiden... - chciała coś powiedzieć, ale ją uprzedził - ...wiem wiem, nic cię z nim nie łączy. Chociaz czasem mam takie głupie myśli, że ty i on. Chciałem powiedzieć, że Aiden chce ciebie dostać, coś wisi w powietrzu. To nie sprzyja odbudowaniu naszych relacji. 
- Prawda. - wzdychnęła, nie chciała tego, ale zgadzała się z nim w tej kwestii. Mimo prób wciąż czuli, że miedzy nimi jest coś nie tak. Taka przepaść, coraz częściej występowała cisza miedzy nimi. 
- Powiem to jeszcze raz, nadal mi na tobie zależy, chce żebyś była szczęśliwa, ale lepiej będzie jak się rozstaniemy. - nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Mimo, że czuła jak ją irytuje i wkurza brakiem zaufania to nie chciała końca. Złapała go za rękę i spojrzała smutno w błękit jego oczu. 
- Przepraszam, ale to jest nam potrzebne. Jestem dupkiem, zawsze nim byłem. Nawet naszą relację potrafię zepsuć. - chciała coś powiedzieć, ale zniknął i została sama. Nigdy się tak nie czuła. Jakby została rozerwana na tysiące kawałków.

   Z myśli wyciągnął ją głos Kola, który właśnie szedł w jej kierunku. Wstała i się uśmiechnęła lekko, wyganiając tym samym smutne myśli z głowy. Nie chciała kolejny raz zasypywać przyjaciela swoim złym samopoczuciem. Podszedł do niej i dotknął jej policzka wycierając jakiś paproch. 
- Mogłaś zadzwonić to bym szybciej się uwinął. - mówiąc to patrzył w jej oczy z troską. 
- Nie chciałam ci przeszkadzać w rozkoszowaniu się posiłkiem i nie, nie chce wiedzieć jak smakowała. - szybko powiedziała, gdy ten już miał coś jej odpowiedzieć. Zaśmiał się i pokręcił głową. Wiedziała doskonale, że wampiry piją krew, ludzką krew. Ale i tak nie chciała tego słuchać. Weszła razem z nim do środka, starając się nie myśleć o Damonie. 



                                        Ogród  Bonnie


     Stali obok siebie w ciszy, skupieni. Ona wzięła głębszy oddech próbując się skoncentrować na wydobyciu z siebie potrzebnej energii do zrzucenia butelki z płotu. Robiła to już od kilku minut bez przerwy. Bardzo się starała tego dokonać, jednak z każdą chwilą była coraz bardziej zmęczona. W końcu czuła, że dłużej nie wytrzyma. Otworzyła oczy i usiadła na trawie wypuszczając powietrze. 
- Jeszcze trochę takiego treningu i ci się uda. - klęknął przy niej, ale ona  na niego nie spojrzała - Alex? Wiem, że dasz radę potrzebujesz tylko więcej czasu. 
- Jakoś tego nie widzę. Moja siostra prawie, że od razu mogła coś zrobić. Przeniosła nas tutaj. - w końcu spojrzała mu w oczy.
- Ona też potrzebuje treningu. Ma moc owszem, ale nie uwolniła całej magii jaką miała Rosalie.- pomógł jej wstać i weszli do środka domu czarownicy, która siedziała i przeglądała księgi. Spojrzała na Alex po czym na Diega i się uśmiechnęła  pokrzepiająco do niej. 
- Dasz rade. Nawet ja potrzebowałam czasu, ogladałaś serial, więc wiesz mniej więcej jak było. - zasmiały się. Pokazała dla Alex zaklęcie, które sprawiało zapalenie się świec oraz drugie zaklęcie, które sprawia, że przedmiot się unosi. Alex wzięła książkę i usiadła na sofie obok Diega, który zerkał co jakiś czas na swoją uczennice, jak to w myślach ją nazywał.
- Musimy uważać podczas balu - zwróciła się czarownica do Diega - on może zaatakować. 
- Tak, ale coś mi mówi, że tego nie zrobi. Przynajmniej nie otwarcie. Nie zacznie atakować od razu każdego kogo napotka. - mówiąc to co jakiś czas zerkał na Alex. 
- Masz moc, ale to nie powód...
- Żeby go ignorować, wiem. - przerwał jej w połowie zdania - Jeżeli będzie chciał zaatakować to użyje podstępu. 
- Do tego czasu mam nadzieję, że opanuje jakieś zaklęcia. - spojrzała na niego Alex, która miała dość nauki, która nie przynosi rezultatu. - Chcę skopać mu tyłek za ostatnią walkę.
- Przyjdzie czas, że to zrobisz. - mówiąc to zasmial się widząc jej determinację. - Narazie skup się na zakleciach i na balu, na który ze mną pójdziesz.
- A kto tak powiedział? - uśmiechała się zalotnie przez co czarownica czuła się trochę nie zręcznie i wyszła po cichu do drugiego pokoju.
- A nie chcesz? - patrzyła w jego czekoladowe oczy, które ją hipnotyzowały. Tylko się uśmiechnęła i wróciła do czytania zaklęć. Przez jej determinację i upór widział  w niej młodszą wersję samego siebie. Gdy dostał moc, to też był gotów wszystkiego się nauczyć by ocalić Hurrem. Tym razem miał nadzieję, że wszystko się ułoży i będą mogli żyć w spokoju. Bez obaw jakiegokolwiek ataku ze strony Aidena. 





                                        Dom pierwotnych


     Rozmawiała i się wygłupiała z Kolem, dzięki czemu czuła się znacznie lepiej. Kiedyś miała najlepsze relacje braterskie z Tylerem, teraz też są całkiem nie złe, ale teraz ma prawdziwego brata. Tak jakby prawdziwego, to jest za bardzo pomieszane, żeby ogarnąć rozumem. Walnęła go poduszką, gdy ten zabrał jej pilot i przełączył na jakiś kanał informacyjny. Ten tylko odłożył pilot i wziął do ręki drugą poduszkę i jej oddał. Przez co powstała walka na poduszki. Pierwszy raz od kilku dni czuła się żywa. Ganiali się po całym domu, nie patrząc na meble, obrazy i inne rzeczy. Ważna była tylko wygrana. Już po chwili dom zmienił się w istny kurnik. Wszędzie pełno pierzu. Ukryła się za ścianą, słyszała jak idzie w jej kierunku, ale nagle wszystko ucichło. Nic nie słyszała. Odczekała jeszcze kilka sekund i się lekko wychyliła, lecz na korytarzu nikogo nie było. Nagle poczuła szarpnięcie w tył, a już po chwili leżała na ziemi trzymana przez Kola, który zaczął ją łaskotać. 
- Dobra, dobra wygrałeś. - ledwo dała radę powiedzieć to przez śmiech. Przestał, uśmiechając się zwycięsko. Uspokoiła oddech i patrząc mu w oczy przewróciła go na plecy. Tak, że to teraz na górowała nad nim. 
- I co teraz na to powiesz? - próbował ją zrzucić, ale magią sprawiła, że nie mógł się ruszyć. 
- Poddaje się. - wypuścił powietrze, a ona tylko się zaśmiała wstając. Poszła do pokoju i już miała usiąść w fotelu.
- Ejj, a ja to co? - zawołał pierwotny z drugiego pomieszczenia, wciąż unieruchomiony. Zawróciła się biegiem śmiejąc się coraz bardziej. 
- Przepraszam, zapomniałam. - uwolniła go w końcu. Śmiała się patrząc jak wstaje z podłogi i prostuje T-shirt. 
- Jak mogłaś, o własnym bracie zapomnieć. - złapał ją na ręce i zaniósł do salonu. Przestała się śmiać i usiadła wygodnie na sofie. Jej uśmiech całkiem przygasł, znowu poczuła przygnębienie. Przytulił ją mocno.
- Będzie dobrze. - powiedział i pocałował ją w czoło.
- On miał rację. - spojrzała na niego - Damon miał rację. Nie powiedziałam mu wtedy o spotkaniu z Aidenem. A teraz, po tym wszystkim... - pokręciła głową - ...mimo, że wciąż nam na sobie zależy to nie potrafimy się dogadać jak kiedyś. 
- Ejj..- ujął jej twarz w dłonie - ta przerwa jest chwilowa. Potrzebujecie trochę czasu, to wszystko.
- Tak myślisz? - widział w jej oczach nadzieje. Tak naprawdę nie znał się na tych sprawach i nie był niczego pewien, ale wiedział jedno. Ona wycierpiała swoje, powinna się cieszyć, a nie żyć w bólu.
- Ja to wiem. - mówiąc to przyciągnął ją do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Czuła się odrobine spokojniesza. Nie potrafiła zapomnieć o Damonie, ale też w jej myśli wkradał się Enzo. Nie chciała wybierać tak jak Elena, ale patrząc z drugiej strony zerwała z Damonem, więc nie powinna czuć się winna jeśli jej myśli biegły ku innemu.



                                   Ogród za domem Salvatore



   Wszyscy siedzą i rozmawiają na temat balu, Luna razem z dziewczynami była zajęta wycinaniem i robieniem kolejnych ozdób. Cały czas czuła wzrok Damona na sobie. Bardzo chciała iść do niego i się przytulić, ale nie potrafiła. Podjął  decyzje o rozstaniu. Chciała się uporać ze wszystkim co się wydarzyło, ale była już trochę zmęczona i przytłoczona wszystkim. 
- Elena to miało być na dynię swietlistą! - wyrwał ją z myśli krzyk Caro, która była najbardziej zdenerwowana i przejęta organizacją balu. Elena szybko poprawiła swój błąd, żeby Caro przestała się denerwować. 
- Siostra, masz już w końcu strój? - gdy tylko ją o to spytała, to jej mina wyrażała zagubienie.
- Zapomniałam o tym całkiem. - walneła się w czoło. - Zdążę.
- Bal jest dzis. - przypomniała jej blondynka - Świetnie, dekoracje nie skończone i ty nie masz stroju. Coś jeszcze pójdzie źle? 
- Spokojnie, my skończymy dekoracje, a Luna pójdzie po strój. - mówiąc to czarownica objęła ramieniem blondynke, która się uspokoiła dzięki temu. 
- Widzę, że przygotowania do balu idą pełną parą. - usłyszeli głos Enzo, którego wzrok spoczął na Caroline - I oczywiście blondi za sterem.
- Nikt cię tu nie zapraszał. - gdyby spojrzenie mogło zabijać. To by się właśnie tak stało. Zabiła by go w sekundę.
- Owszem, ale nie przyszedłem do ciebie barbie. Nie pochlebiaj sobie. - spojrzał na Lunę - Możemy pogadać?
Zaskoczył ją tym pytaniem, zaskoczył ją całkiem, że przyszedł do niej. Zerknęła ukradkiem na Damona, który zacisnął ręce w pięści. Nie chciała żadnych walk między wampirami. Enzo spojrzał na Damona, wyczuwając jego napięcie. Nie tylko on poczuł to napięcie, zrobiła się kompletna cisza. Każdy dosłownie czuł to jakby mieli się zaraz na siebie rzucić. Wstała z miejsca i pociągnęła Enzo za sobą, czuła się dziwnie, cały czas czuła na sobie wzrok Damona. Jednak nie zwracała na to uwagi. Wyszła z wampirem na drugą stronę domu.
- Przepraszam, że tak bez uprzedzenia. - powiedział, gdy spojrzała na niego.
- W porządku i tak potrzebowałam chwili wytchnienia. - mówiąc to zerknęła w stronę furtki prowadzącej do ogrodu.
- Od Damona? - spojrzała na niego zaskoczona - To widać gołym okiem...
- I również to, że go prowokujesz. - przerwała mu i skrzyżowała ręce - O czym chciałeś porozmawiać?
- Wspominałaś, że jesteś z świata, gdzie to jest serialem. - kiwnęła głową - A było coś o mojej rodzinie?
- Może się przejdziemy? - wystawił jej ramię, uśmiechnęła się lekko i wsunęła rękę, tak, że była prowadzona przez Enzo. - Było nie wiele powiedziane, że zostałeś oddany do przytułku - na co tylko kiwnął głową - oraz to, że twoja siostra Maya, żyje.
- Jak? - zatrzymali się nagle przy jednym z drzew.
- Dokładnie nie wiem. Zostałam tu wciągnięta, do tego świata, w momencie jak dopiero się to rozkręcało. Nie wiem za wiele. Enzo - złapała go za ręce - ona może nie żyć. To co jest w serialu, to nie musi być prawdą tutaj.
- Wiem i rozumiem. - widziała w jego oczach determinacje - Jednak chciałbym spróbować ją znaleźć, oczyścicie o ile mi pomożesz jej szukać.
- Jasne, że pomogę. Jesteś jednym z moich ulubionych postaci. - spojrzała na ziemie - ale to dziwnie zabrzmiało.
- Nie, wcale. - zaśmiał się po czym ona też nie potrafiła ukryć śmiechu.
- To może po tym całym balu, właśnie muszę wracać bo pewnie dziewczyny nie wytrzymują z Caroline. - zrobiła krok w tył, jednak w mgnieniu oka wampir był przy niej, złapał ją za rękę.
- Możemy iść razem na bal? - spytał, a ona poczuła rozchodzące się dreszcze, gdy pocierał kciukiem jej dłoń- Oczywiście jako przyjaciele.
- Tak, raczej tak. - kiwnęła głową i ruszyła w stronę domu. Nie chciała jeszcze wchodzić do ogrodu. Najpierw chciała wejść na góre i trochę się uspokoić. Jej serce wciąż waliło. Miała do siebie lekki żal, że się zgodziła, ale nie mogła iść z Damonem. Po za tym, to tylko przyjacielskie wyjście, a nie randka. Weszła do pokoju, a jej wzrok przykuła uwagę paczka leżąca na łóżku. Na niej była karteczka.
,, Mam nadzieje, że ją nałożysz. ''
Otworzyła pudełko, a w niej znajdowała się sukienka dokładanie, tą którą widziała na wystawie w sklepie. Nie miała pomysłu na przebranie, wiec chyba nie ma wyboru. Poza tym jeśli to nałoży to pokaże Damonowi, że wciąż jej zależy na nim. Uśmiechnęła się wiedząc, że mimo rozstania nadal coś do niej czuje. Dzięki temu miała nadzieje, że wszystko się ułoży.






                                        Bal Halloween



   Po kilku godzinach szła przez wynajętą sale. Zobaczyła Damona i ruszyła w jego kierunku. Chciała mu podziękować za sukienkę, mimo wszystko chciała mu to powiedzieć. Podeszła do niego z uśmiechem i gdy już miała coś powiedzieć, to zjawił się Enzo. Staną tuż przy niej przyciągając ją w pasie do siebie.
- Widzę, że jednak nałożyłaś sukienkę ode mnie. - uśmiechał się szeroko, a ona nie mogła znieść tego jak bardzo się pomyliła. Zerknęła na Damona, który widać było cały się spiął. 
- To jednak od ciebie. - mówiąc to czuła, jak się trochę przygnebiona, ale z drugiej strony czuła dziwne szczęście. Jednak udawała, że to ją wcale nie rusza. 
- Aaa bo myslałaś, że to od niego? - powiedział Enzo spoglądając na Damona. - Z tego co wiem się rozstaliscie, więc to by było trochę głupie dostać od swojego ex, taką seksowną sukienkę. 
- Głupie to będzie, ale  oglądanie jak twój mózg wypływa. - starszy Salvatore  powoli się gotował do walki. 
- Starczy tego. Idziemy. - pociągnęła Enzo za sobą. Ten tylko pokazał minę zwycięzcy dla Salvatora, który nadal był cały spięty. Odeszli daleko, aż na drugą stronę sali. Złapał ją w pasie i zaczęli wolny taniec. Przez chwilę czuła się nie zręcznie, ale przeszło po kilku chwilach. Czuła się dobrze i bezpiecznie będąc z nim. 
- Możesz czasem sobie odpuścić. - mówiąc to spojrzała mu w oczy. 
- Przepraszam. - zrobił taką minę smutną, że zaczęła się śmiać. Lubił słyszeć jej śmiech, przez co dobry humor mu dopisywał. Rozmawiali i śmieli się sporo. Szybko potrafili się dogadać. Mimo dobrego humoru swojego dzisiejszego partnera to co jakiś czas w jej myśli wtrącał się Damon. Tęskniła za nim. Czuła, że ją obserwuje, ale gdy tylko odlatywała na planetę zwaną Damonem, to Enzo ją przywoływał do teraźniejszości.

  Alex widząc Damona i Enzo, pociągnęła Diego jak najszybciej w drugą stronę. Dopiero jak byli znacznie dalej od nich to zwolniła. Nie chciała tam być przy nich. Nie teraz.
- A to co? Ucieczka? Bym cie nigdy o to nie posądzał. - zaśmiał sie spoglądając za siebie na rozgrywającą się akcje wampirów. Jednak ona mu to uniemozliwiła.
- Bardzo śmieszne, ja tutaj jestem. - skierowała jego wzrok na siebie. Objął ją w pasie i zaczęli powoli tańczyć w rytm muzyki. Wiedziała, że nie mogą być razem dopóki Aiden jest, ale dzisiejszego wieczoru nie chciała o tym myśleć. 
- Pięknie wyglądasz, jak prawdziwa kobieta bluszcz. - uśmiechał się patrząc w oczy.
- A ty się idealnie dopasowales, choć nic nie mówiłam o swoim stroju. Ciekawe skąd wiedziałeś ?- mówiąc to lekko się uśmiechała, przyglądając się Diegowi, który był przebrany za Batmana. 
- Mam swoje sposoby. - wyszczerzył się i obrócił ją dookoła. Jednak przy kolejnym obrocie wpadli na kogoś, kto oblał ją swoim ponczem. 
- Tu się tańczy. - zaczął mówić do mężczyzny, na którego wpadli. Alex go powstrzymała przed dalszą dyskusją i pociągnęła za sobą, tak że wyszli z tłumu tańczącego i ustali przy stoliku z napojami. 
- Nic się nie stało. Poczekaj, zapiore to i wrócę, ok? - pokiwał głową i pocałował ją w dłoń. Cieszył się, że go powstrzymała, bo mógł się zapomnieć i użyć mocy. 

    Alex szła do  toalety, żeby zaprać plamę. Bawiła się doskonale w towarzystwie Diego, jednak czuła się trochę dziwnie. Stała przed lustrem i starała się zaprać plamę, która uparcie nie chciała zejść. Wypuściła powietrze, gdy już wiedziała, że nie wygra tej walki z plamą. Obróciła się w stronę drzwi i podskoczyła nagle. 
- Matko! Elena! - uśmiechnęła się widząc przyjaciółkę, która stała niemal, że centymetr od niej. - Przestraszyłaś mnie.
- Przepraszam. - uśmiechnęła się jej przyjaciółka - Diego mówił, że mam cię zabrać stąd i zaprowadzić w pewne miejsce.
- Jakie? - zdziwiła się Alex, ale się uśmiechnęła. Diego wspominał, że ma dla niej niespodziankę i już w głowie zaczęła wyobrażać sobie o co może chodzić. 
- To niespodzianka. Chodź. - Elena podała rękę dla przyjaciółki i wyprowadziła ją z toalety. Szły szybko, mijając ludzi. Po kilku chwilach znalazły się na zewnątrz. Alex poczuła jak jej towarzyszka puszcza jej rękę. Obróciła się i spojrzała na nią.
- To tutaj? Gdzie Diego? - rozejrzała się dookoła, ale było pusto, wokół panowała ciemność, jedynie latarnie rozjaśniały pewne miejsca. - Elena? - ale ona jej nic nie odpowiedziała, tylko się zaśmiała - Katherine.
  Alex rzuciła się do drzwi, ale została odrzucona przez Katherine. Mocno potłuczona wstała powoli oddychając szybko. Skierowała dłoń w dół, do kieszeni, ale nie poczuła telefonu. Spojrzała na Katherine, która machała jej telefonem cały czas się uśmiechając po czym znikła. Chciała zrobić krok w przód, ale nie mogła się ruszyć. Nagle usłyszała czyjś śmiech dochodzący z ciemności. Spojrzała w tamtą stronę, a po chwili czuła jak zapada się w ciemność. 

  

    Luna rozmawiała z Enzo o wszystkim, czuła się przy nim odprężona. Jednak co jakiś czas zerkała i się rozglądała za Damonem. Jej towarzysz mimo, że udawał, że tego nie widzi to wiedział doskonale. Na początku, chciał tylko Damona rozzłościć. Jednak teraz, czuł coraz większą potrzebę by z nią rozmawiać, przebywać. Nie miał zamiaru się zmieniać jak to niby uczynił jego stary przyjaciel, ale zrozumiał dlaczego to zrobił. Ona była wyjątkowa, mimo wszystkiego co wie na temat niego, wszystkich złych uczynków, widzi w nim nie potwora, lecz kogoś kto zasługuje na drugą szansę i zaufanie. 
- Wiesz, bardzo się cieszę, że ubrałaś sukienkę ode mnie. - lustrował ją wzrokiem. 
- Nie mogłam się zdecydować, a siostra chciała, żebym tu była, więc.. - poczuła dotknięcie czyjejść ręki na swoim ramieniu, obróciła się do tej osoby - Stefan?
- Widzieliście gdzieś Elenę? Nie mogę jej znaleźć. - spoglądał to na nią, to na niego. Oboje pokręcili głowami zaprzeczając. Luna nagle poczuła dziwny nie pokój, przecież Elena na tak długo by nie zniknęła. Ruszyła ze Stefanem w stronę gdzie był Damon. Widząc jak idą w jego kierunku, wiedział, że coś się stało. Tylko zerknął na Lunę po czym szybko przerzucił wzrok na brata.
- Co się dzieje? - spytał i w tym momencie, Luna pociągnęła Stefana za ramię i skinęła w kierunku, w którym zauważyła idącą ranną Elenę, gdy tylko do nich podeszła to uniosła rękę.
- To była Katherina. Nie wiem po co i jak, ale czegoś chciała, a raczej Aiden chciał. Za nim straciłam przytomność to słyszałam jego głos. - patrzyła na każdego po kolei. 
- Alex... - Luna nagle się zerwała i poszła w tłum, szukając siostry. Ludzie tańczyli, więc ciężko było jej ją znaleźć. Wyszła z tłumu i ustała na stołku. Nie zobaczyła jej, ale widziała Diego. Szybko do niego podeszła i złapała za ramię. 
- Gdzie moja siostra? - spytała dysząc przerażona. 
- W toalecie, miała zaprać...- urwał i pociągnął Lunę za sobą w stronę toalet. Weszli do damskiej toalety, ale było pusto. Nie było nikogo. 
- Zabrał ją...zabrał ją... - nie mogła wyjść z przerażenia. Po chwili do toalety dotarli pozostali, którzy widząc Lunę z Diego podążyli ich śladem. Diego próbował rzucić zaklęcie lokalizacyjne, ale nie mógł, coś blokowało jego magię. Był zły na siebie, że pozwolił Alex iść samej. Nie powinien jej zostawiać, ani na moment.  Luna nie mogła powstrzymać łez. Teraz mogła stracić kolejną osobę. Najpierw rodzice, potem Damon, a teraz Alex. To było za dużo dla niej. Osunęła się na podłogę i zaczęła głośno płakać. Damon widząc ją chciał do niej podejść, ale wiedział, że go odtrąci. Między szlochem Luny, było słychać jeszcze coś. Stukanie w podłogę, jakby coś upadało. Bonnie się schyliła i podniosła małą kuleczkę, która się przyturlała pod jej nogi. 
- Wygląda jak zamarznięta woda... - urwała widząc jak kolejna kulka leci w jej stronę. Podniosła wzrok i spojrzała w kierunku, z którego przyleciała. Każdy to zauważył. Łzy Luny zmieniały się  małe kuleczki. Nie była świadoma tego co się dzieje wokół niej, że skupiła uwagę na sobie wszystkich zebranych. Ręką wytarła oczy i dotknęła zimnych kafelek toalety, po czym podniosła rękę znowu. W miejscu dotkniętych kafelek zaczęła się robić mała kałuża wody. A na niej pojawił się płomień, który sprawił, że przestała płakać i na niego spojrzała. 
- Moc Rosalie... - spojrzała zapłakanymi oczami na Diega - ...odblokowałaś ją. 
Wciąż to nie mogło do niej dotrzeć. Odblokowanie mocy było dla niej teraz tak bardzo nie istotne, że nie czuła się szczęśliwa, że w końcu jej się to udało. Pomyślała o Alex, która nie wiadomo gdzie jest, o tym, że ją potrzebuje. Spojrzała ponownie na płomień, który wciąż się unosił na wodzie. Otarła oczy i wstała dumnie. Butem przygasiła płomień. Teraz jej twarz wyrażała zupełnie co innego. Była zmobilizowana, do walki z Aidem. Teraz miała tylko jeden cel, odzyskać siostrę i nic nie mogło jej w tym przeszkodzić. Wyszła nie patrząc na nikogo. Nie zwracała uwagi na nic. Teraz liczyło się jedno. Alex. Nic jej nie powstrzyma, ani nikt. 

                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz