wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 16


      Wyjątkowo przez długi weekend rozdział pojawia się we wtorek, a nie w sobotę, jak zwykle. Kolejny rozdział normalnie w sobotę - 12.11.2016.

                                                                  Enjoy

                       `````````````````````````````````````````````````




                                        Ogród Bonnie


   Czarownica siedziała z księgami rozłożonymi wokoło, obok niej siedział Diego również pogrążony  w lekturze jednej z ksiąg. Przewracał  właśnie kolejną kartkę i rzucił okiem na mulatkę, która wyczuwając jego spojrzenie podniosła wzrok.
- Mam tysiące lat, a nie wiem jak przywrócić swoje moce, czuje się jak idiota. - mówiąc to robił głupie miny, aż mulatka nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
- Ja też nie wiem wszystkiego, tak wiem mam tylko dwadzieścia lat wiec to nie to samo. - dokończyła zdanie widząc, że chce jej przerwać. Spojrzała na kolejną stronę i gdy już miała coś powiedzieć to nagle zamilkła.      Diego wyczuwając jej zainteresowanie przybliżył się do niej i zaczął czytać to co ona. Wiedzieli już jak zrobić ten eliksir na przywrócenie mocy. Istniał tylko jeden haczyk, muszą zrobić tak by Aiden też to wypił, albo chociaż, żeby eliksir dostał się do jego krwi.
- Mogę sprawić, że część twojej mocy wróci, ale żebyś miał całą...
- To trzeba Aidena, rozumiem. Dziękuję, że mi pomagasz. - powiedział wracając na swoje miejsce. Chciał móc obronić kolejną duszę Hurrem. Tym razem dobrze wypełnić swoje zadanie i zakończyć sprawę z Aidenem na zawsze. 
- Luna i Alex, one są dla nas jak rodzina. A rodzinę trzeba chronić, ty możesz to zrobić. Tak właściwie, to zawsze miałeś moc? - spytała zaciekawiona.
- Nie. Zostałem wybrany, nie wiem przez kogo, ale wiedziałem, że muszę ją ocalić. Moc dostałem jak Hurrem napadała na kolejny kraj. Walczyłem z nią. Widziałem przebłysk dawnej Hurrem, wtedy podczas tej walki poczułem jakby uderzenie piorunem, jak się ocknąłem, jej nie było, a moc już miałem. Potem jak Hurrem umarła, szukałem Aidena by się zemścić. Po drodze znalazłem trop o tej legendzie. Uczyłem się magii każdego dnia, aż zauważyłem, że wcale się nie starzeje. - zamyślił się na chwilę w wspomnieniach.          Bonnie  powoli zaczynała wszystko rozumieć, choć wydawało się to nie prawdopodobne. Jednak to miasto ją nauczyło, że wszystko jest możliwe. 
- Dobra, zrobię eliksiry. - wstała i poszła po potrzebne rzeczy. Gdy już brała kilka z nich, o mało nie dostała zawału. Diego stał za nią i zabrał od niej to co trzymała.
- Pomogę, o ile nie masz nic przeciwko. - zaprzeczyła głową z uśmiechem - Przy okazji się nauczę jakiś nowych zaklęć. 
   Cieszyła się, że mogła z kimś pogadać o magii. Owszem jest Luna, która ma moc, ale teraz po stracie rodziców nie wiedziała jak rozmawiać z przyjaciółką. Wiedziała jak może być trudno po stracie bliskiej osoby, każdy żyjąc w tym miasteczku się narażał na ten ból. 





                                            Dom Salvatore


     Luna od samego rana była obserwowana przez ukochanego, który sobie obiecał, że nic jej się nie stanie. Na początku ją to bawiło, ale nawet w toalecie chciał mieć ją na oku, co skutkowało jej irytacją. Alex pod nosem się tylko śmiała i unikała zostawania sam na sam z Luną i jej wampirzą nianią. Lu w końcu ledwo wytrzymując zjadła śniadanie i szukała siostry, która właśnie uciekała do innego pokoju.
- Czekaj! Alex! - złapała siostrę za ramie i zrobiła minę pod tytułem ratuj. Alex się obróciła do idącego w ich stronę Damona.
- Chce pogadać z siostrą, sama. - wampir nie wyglądał na zadowolonego, miał coś powiedzieć, ale jego rozmówczyni go wyprzedziła. - O śmierci naszych rodziców. - ten argument sprawił, że Damon się wycofał i wrócił do salonu.
- Dzięki - szepnęła Lu ściskając siostrę.
- Naprawdę musimy pogadać. - starsza tylko przytaknęła i szła za młodszą do pokoju na górze. Usiadły razem na łóżku i obie nie wiedziały jak zacząć tą rozmowę. Luna trzymała rękę na kolanie i ją mimowolnie ścisnęła. 
- Nie zachowałam się dobrze..- zaczęła starsza jednak Alex jej przerwała.
- Ja nie o tym chciałam rozmawiać. Możemy uczcić ich pamięć? Pooglądać zdjęcia itd.
- Jasne, że tak. - Lu odpowiedziała jej z uśmiechem - Nie zapomnimy o nich. Zawsze będą naszymi rodzicami.
- A co z Mikelsonami? - nad tym pytaniem obie się mocno zaczęły zastanawiać. Ciągle nie mogły uwierzyć, że stąd pochodzą.
- Wiesz myślę, że to nic nie zmienia. Ester i Mikel nie żyją, wiec ich nie poznamy. A jeśli chodzi o resztę. Poznałaś już Elajhe i Kola, oni przecież już wcześniej traktowali nas jak rodzinę.
- Prawda, Bex jest trochę jak suka, ale tragedia nie ma. - gdy młodsza to powiedziała to obie nie mogły powstrzymać się od śmiechu. - No, ale Klaus, przecież wy coś ten tego. 
- My nic nie ten tego. - od razu zaprzeczyła Luna kręcąc głową, co było dowodem, że jednak coś było. - Dobra, poddaje się, ale to było tylko zauroczenie.
- Widzę właśnie, bo jesteś z Damonem. - Lunie trochę przygasł uśmiech. - Co jest?
- Po śmierci rodziców, odepchnęłam go, znaczy was wszystkich. Czuję jakby się to rozpadało, jakby miał mnie dość. - czuła się winna wszystkiemu co się teraz między nimi działo. 
- Co ty gadasz siostra, on cię kocha nadal. Może jest trochę zmęczony tym wszystkim, ale nadal cię kocha.- złapała siostrę za rękę i ją mocniej ścisnęła.
- Wiem, wiem, ale wcześniej byłam bardziej pewna wszystkiego, a teraz...straciłam to. Straciłam poczucie bezpieczeństwa, tego, że robię coś dobrze. 
- Ja to samo czuje, to przez to, że straciliśmy rodziców. - próbowała bezskutecznie pocieszyć siostrę. 
- Możliwe, ale powinnam domyślić się, że Aiden...- nie skończyła zdania, nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Alex od razu ją przytuliła do siebie. 
- Byłaś podatna na jego sugestie, to nie była twoja wina. - mówiąc to głaskała siostrę po włosach.
- Ale rodzice tak, gdybym tu nie trafiła ...- młodsza od razu ją odsunęła od siebie i spojrzała na nią twardo. 
- Nie wiedziałaś, że tu trafisz. Nie możesz się o to obwiniać.
- Chcesz tu zostać? - spytała nagle Luna, przez co siostra ją odsunęła od siebie i uważnie jej się przyjrzała.
- Przecież Aiden i tak nas tam znajdzie, więc nie ma sensu uciekać z tego świata. Poza tym masz tu Damona, mamy ich wszystkich. Są naszą rodziną. - Alex brzmiała teraz dużo dojrzalej, czym zaskoczyła siostrę. Uśmiechnęła się do niej lekko.
- Masz racje, po prostu chciałabym mieć wolne od nadprzyrodzonych rzeczy. - młodsza pokiwała głową rozumiejąc ją doskonale.
- Wiesz, sądzę że przyda nam się babski dzień na zakupach. Zadzwonię po Caroline, ucieszy się, chciała mnie wyciągnąć na zakupy na Halloween.
- To może być bardzo dobry pomysł. - uśmiechnęła się do niej Luna. - Tylko Damon nie da mi iść, nie bez jego ochrony.
- Caro to załatwi, powali go jednym spojrzeniem. - gdy tylko to powiedziała to obie nie mogły przestać się śmiać. Potrzebowały więcej uśmiechu w swoim życiu.  Luna czuła, że niedługo czeka ją walka z Aidenem. Walka, która będzie ciężka. Dlatego potrzebowała jak najwięcej czasu spędzonego z przyjaciółmi i rodziną, by móc się na to przygotować. I odzyskać równowagę psychiczną. 





                                      Centrum handlowe


   Luna dopiero teraz dostrzegła, jak bardzo jej siostra zbliżyła się do Caroline. Wcześniej była tak wpatrzona w Aidena i jego pomoc, że nie zauważała niczego. Nawet tego, że się oddaliła z Damonem. Czuje, że nadal ją kocha, ale powstała między nimi przepaść, przez stałe kłótnie. Z westchnieniem wzięła parę sukienek dla siostry i zaniosła do przymierzalni.
- A ty nic nie chcesz zmierzyć? - spytała ją siostra, gdy wzięła od niej wieszaki.
- Nie, chyba nie. Jeszcze zobaczę, jak coś to jeszcze może do malarskiego zajdę. - posłała całusek dla siostry, co druga zrobiła to samo. Powoli szła między stoiskami z sukienkami, jej wzrok przykuła piękna czerwona suknia z rozcięciem z boku.
- Pasowała by na ciebie. - podskoczyła zaskoczona słysząc czyjś głos przy uchu i się odwróciła w stronę źródła głosu.
- Enzo - szepnęła z uśmiechem - a co ty tu robisz? - nie mogła oderwać wzroku od jego oczu.
- Przechodziłem i jak tylko cię zobaczyłem to wszedłem. To nie jest sklep dla mnie - dopiero po chwili zrozumiała co miał na myśli, zero ubrań męskich - ale jestem pewien, że wyglądałabyś czarująco i seksownie w tej kiecce. - wskazał palcem wybrany model, któremu wcześniej się przyglądała. 
- Dzięki, ale nie pasowałaby do żadnego kostiumu na Halloween. - zgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- A seksowna wampirzyca? - poruszał znacząco brwiami. 
- Wampirów chyba jest za dużo w tym mieście. Poza tym - wyszła ze sklepu - mam dość wampirów. 
- Mnie też? - spytał ją, zrównując z nią krok.
- Ciebie nie znam, ale wampem jesteś więc teoretycznie tak. - zerknęła na niego przelotnie jak wchodzili do sklepu malarskiego.
- A praktycznie? - złapał ją za nadgarstek czym sprawił, że spojrzała mu w oczy. 
- Praktycznie? - pokiwał głową - Ciebie też.
  Szukała wzrokiem farb olejnych i pędzli. Po krótkiej chwili znalazła to co szukała. Wzięła opakowanie z farbami i dwa potrzebne pędzle, poczuła, że Enzo stoi obok niej. Obróciła się do niego i maznęła pędzlem po jego nosie. 
- Prawie cię nie znam, to jak mam cię dość? Ale jedno jest pewne jestem zmęczona nadprzyrodzonymi rzeczami. - posmutniała myśląc o rodzicach. 
- Rozumiem, że to może być wkurzające. Jak zawsze się coś dzieje.
- Zwłaszcza jak ktoś bliski umiera. - powiedziała zerkając na niego przelotnie i skierowała się do kasy z wybranymi rzeczami. Po kilku minutach wychodziła z sklepu, ciągle czuła obecność Enzo blisko siebie.
- Mówiłaś, że mnie znasz. Skąd? - ustała i spojrzała na niego wzdychając. Widziała ciekawość kryjącą się w jego spojrzeniu. Mogła olać to i wrócić do dziewczyn, ale coś nie pozwoliło jej tego zrobić. Lubiła jego postać w serialu, mimo złych wyborów. Tak jak Damona. Spojrzała w stronę kawiarenki, która była obok i skinęła na nią głową. Po chwili oboje siedzieli przy stoliku, zamówili po kawie. Luna była taka spokojna i ani słowem się nie odezwała dopóki kelner nie przyniesie zamówienia. Wiedziała, że jej towarzysz się zaczyna nie cierpliwość. A to jej sprawiało przyjemność, móc przedłożyć czas, aż się dowie tego co chce.
- To.. - zaczął jednak ona go uciszyła ruchem ręki - ale mogę chociaż wiedzieć jak się nazywasz?
- Luna. - powiedziała z uśmiechem podając mu dłoń, jednak on zamiast ją ścisnąć to ją pocałował. Przez chwile czuła się jak w dawnych czasach, kiedy to mężczyźni zawsze się tak witali z kobietami. Chciała coś powiedzieć, ale w tej chwili zjawił się kelner, a jej towarzysz się wyszczerzył.
- To teraz chyba mogę już się dowiedzieć - powiedział z nie skrywanym śmiechem. Upiła łyk kawy, delektowała się nią przez chwilę, aż zauważyła jak mina Enzo znowu się robi pochmurna. Wtedy sama zaczęła się śmiać i odstawiła filiżankę.
- Od niedawna wiem, że ja i siostra byłyśmy spłodzone tutaj, ale matka nas wysłała do innego świata. Tam się urodziłyśmy, świat bez magii, w którym Mystic Falls jest tylko serialem. Z tego wiem, co nieco o tobie.
- To jest dziwne. - zaśmiała się, gdy marszczył brwi i próbując to zrozumieć. - Dziwne, ale patrząc na to, że jestem wampirem, to nie powinno mnie dziwić. A jednak dziwi, bo jestem serialem.
- Wiem co czujesz, ja też tego nie ogarniałam na początku. - upiła kolejny łyk kawy.
- Zaraz, jeśli jestem serialem to znaczy, że widziałaś mnie podczas zabijania, picia krwi, seksu - wyliczał kolejno na palcach - nago...
- Nie, to znaczy nie całkiem nago. Władze stacji nie chciały robić z tego serialu jak Czysta Krew. - szybko mu przerwała.
- Nie? - zaprzeczyła głową - Zawsze można to nadrobić. - spojrzał na nią tak, że czuła jak mimowolnie drży z zachwytu. 
- Dzięki, ale nie. - udała zainteresowanie swoją kawą. 
- Widzę, jak się rumienisz. - złapał ją za rękę i delikatnie potarł ją kciukiem. Spojrzała na niego, przez chwilę czuła się jak zahipnotyzowana. Jednak po chwili zabrała rękę z jego uścisku.
- Mam chłopaka, Enzo. Pierwszy raz cię widzę, a że cię lubiłam w serialu to tak reaguje, więc się nie ciesz tak. - przybrała minę pokerzysty.
- Rozumiem, ma facet nieziemskie szczęście. - powiedział w taki sposób, jakby jednak miał gdzieś to co powiedziała.
- To ja dziękuję, za rozmowę i kawę, ale przyjaciółki czekają. - wstała i szybko ruszyła do sklepu, nie dała nic mu powiedzieć. Szła szybkim krokiem, z równie szybko bijącym sercem. Nie mogła uwierzyć, że znowu to się dzieje. Tak jak z Klausem. Nie może sobie pozwolić na kolejny moment uległości. Enzo jest ciekawą postacią, ale kiedyś była zła, że Elka nie umie wybrać pomiędzy braćmi. Teraz ona nie chciała być tak jak Elena. Zepsuło się między nią a Damonem, ale wciąż go kocha i chce to naprawić. Nie może się poddać. Po chwili była już w sklepie, gdzie widziała jak Caro i Alex kupiły już potrzebne rzeczy. 
- I jak zakupy? - spytała, gdy tylko ją zobaczymy.
- Ja się zaopatrzyłam w ciuchy na seksowną pielęgniarkę, a twoja siostra, właśnie za co? Bo ja już się zgubiłam. - mówiąc to blondynka się śmiała. 
- Najpierw myślałam nad wampirzycą, potem nad jakimś superbohaterem, ale w końcu wybrałam strój Poison Ivy ( trujący bluszcz ,,Batman,,). Ejj siostra, a ty nic nie kupiłaś? - Alex się patrzyła na nią zdziwiona. 
- Nie mogłam się zdecydować, poza tym mam trochę czasu, zdążę. Kupiłam tylko... - dopiero się ogarnęła, że nie miała ze sobą rzeczy z sklepu plastycznego. Walnęła się w czoło. - ...zostały pewnie przy stoliku.
- Ale co? - blondynka spojrzała zaciekawiona. 
- Rzeczy do malowania, zaraz... - odwróciła się z zamiarem powrotu do stolika i wpadła na idącego Enzo. Spojrzała w górę na jego twarz, wciąż będąc blisko niego. 
- Nie myślałem, że będziesz za mną tak tęsknić. - odsunęła się od niego lekko zmieszana. - Zapomniałaś o czymś. - podał jej reklamówkę z farbami i pędzlami. 
- Dzięki. - czuła, że jej policzki płoną czerwienią. Alex i Caroline wymieniły szybkie spojrzenia. 
- Dawno cię nie było w Mystic Falls. - mówiąc to blondynka skrzyżowała ręce. Wampir się na nią spojrzał z uśmiechem. 
- Tęskniłaś za mną blondi? - szczerzył zęby zadowolony. 
- Nie szczególnie, tam gdzie się znajdziesz tam są kłopoty. - patrzyła na niego wściekle. Wyczuwalne było duże napięcie między nimi. Luna nie była pewna tego co się stało, gdy tu ostatnio Enzo przybył. Jednak widząc minę Caroline czuła, że nie było za dobrze. 
- Cały ja. - zamachał brwiami i spojrzał na Lunę - Miło było znowu cię zobaczyć. Liczę, że kolejne spotkanie będzie jeszcze milsze. - Luna nic mu nie odpowiedziała, czuła jak jej towarzyszki się jej przyglądają. Odszedł po chwili, ale ona wciąż nie mogła spojrzeć na dziewczyny.
- To jak, wracamy? - spytała udając zainteresowanie kupionymi rzeczami, ale jednak zerknęła na siostrę. 
- Pamiętasz mam nadzieję o Damonie. - przez chwilę czuła się jak przyłapana na czymś bardzo złym.
- Jasne, że pamiętam. Tylko z Enzo gadałam i nic więcej. Idziemy? - starała się zamaskować swoje zmieszanie. Nie wiedziała na ile jej to się udało, ale już po chwili szły w stronę domu Salvatore rozmawiając o przyszłym balu. Całą drogę jednak rozmyślała, czy dopuściła się zdrady względem Damona. 





                                             Dom Bonnie


   Razem z czarownicą siedział w kręgu zrobionym ze świec. Wypił to co mu przygotowała, teraz była pogrążona w myślach. Trzymał ją za ręce, z każdą chwilą słyszał jak jej mruczenie przybiera kształt szeptu, a szept zmienia się w słyszalne dźwięki. Słyszał każde słowo wymawianego zaklęcia. Dzięki temu, że lubił uczyć się języków, znał także i ten. Łacinę, język czarownic,  dzięki temu zrozumiał, że Bonnie korzysta z moc wiedźm by dodać mu siły.
- Oribos turai manecsitus. Orbiem. Oribos turai. -  szeptała w kółko zaklęcie. Czuł jak energia między nim, a czarownicą swobodnie przepływa. Jego ciało się napręża, a następnie rozluźnia czując magię w każdej części ciała. Po kilku minutach oboje otworzyli oczy. 
- Dziękuje. - powiedział rozglądając się dookoła. Miał nadzieje, że duchy wiedzą jak bardzo jest im wdzięczny.
- Teraz, abyś w pełni miał moc. Musimy zaatakować Aidena - zauważyła jego zaciętą minę i szybko dodała- najpierw trochę poużywaj mocy, żebyś miał pewność.
- Nie możesz zrobić tego samego dla Luny? To znaczy, dać jej trochę większą moc. - widział jej smutną minę.
- Duchy z jakiegoś powodu na to nie pozwalają. Nie mam pojęcia czemu, a jeśli chodzi o Alex, to już zrobiłam z nią to zaklęcie. Musi tylko trochę poćwiczyć. - powiedziała zamyślona. Sama chciała wiedzieć czemu duchy nie chcą wspomóc jej przyjaciółce. Wzięła drugi eliksir i nalała do dwóch flaszeczek. Jeden z nich odstawiła na bok a drugi podała Diegowi.
- Na wszelki wypadek miej to przy sobie. Nie wiadomo kiedy on się zjawi. - kiwnął głową rozumiejąc powagę sytuacji. Schował flaszkę z eliksirem do kieszeni i wyszedł z domu czarownicy. Chciał się zobaczyć z Luną i Alex. Być pewnym, że obie są bezpieczne.








                                            Ulice Mystic Falls




   Luna siedziała razem z dziewczynami przy stoliku w kawiarence. Jadły gofry jak w zwykły normalny dzień. Caroline i Alex stale mówiły o balu, chcąc odwrócić myśli Luny od wszystkich złych rzeczy, które się działy. Luna cieszyła się, że tak dobrze idzie jej udawanie przejętości balem, że mogła spokojnie myśleć o czymś innym. Jej myśli krążyły w trzech miejscach, tworząc trójkąt bermudzki. Damon, Enzo i Aiden. A w trójkącie bermudzkim coś ginie. Tak jak jej rodzice. Z tych myśli wytrącił ją okrzyk blondi. 
- Wracamy!  - przeciągnęła się uśmiechając się szeroko. 
- Może zostaniesz u nas na noc? - spytała ją Alex na co blondynka się zaśmiała. 
- Damon bardzo się by ucieszył jakby mnie widział. - odpowiedziała jej się szczerząc.
- Przynajmniej ja bym miała spokój. - Luna zrobiła minkę smutnego pieska, na co we trójkę nie mogły przestać się śmiać. 
- Zgoda. - wstały z miejsca i powoli szły w stronę domu. Luna czuła, że jej siostra miała racje. Straciły rodziców, ale zyskały nową rodzinę. Spojrzała z uśmiechem na rozgadaną i podekscytowaną Caroline. To było ich miejsce. Wreszcie poczuła się jak w domu. Odnalazła spokój w sercu, którego tak bardzo pragnęła. Nagle poczuła jak ktoś łapię ją za rękę. Obróciła się z zamiarem ataku, jednak zatrzymała rękę w połowie drogi.
- To tak się wita przyjaciół. - to był Kol, zrobił złą minę, ale gdy przytuliła to przestał się złościć. Zakręcił ją dookoła po czym postawił ją i cmoknął w czoło. - O wiele lepiej.
- Trochę ci to zajęło jak widać, żeby tu się dostać. - mruknęła blondynka, gdy skrzyżowali swoje spojrzenia.
- Caroline, jak zawsze miła. Ja też się cieszę, że cię widzę. - powiedział lekko obrażonym tonem. - Klaus jak zwykle wpakuje w kłopoty, a potem to ja za niego obrywam. 
- Co się stało? - spytała Lu, dopiero zauważając zadrapania na jego twarzy. 
- Długa historia, siostro ma. - powiedział przytulając ją do siebie - No druga siostro, nie uściskasz braciszka? - Alex nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Pokręciła zaprzeczając głową.
- Wiesz co - szepnął do ucha Luny - ona jest bardziej jak Bex. - gdy tylko to powiedział, to Alex kopnęła go w kostkę. Przez co teraz nikt nie mógł powstrzymać śmiechu. Kol skakał z nogą w górze, ale jednak zamiast złości, to jego twarz wyrażała szczęście.
- Dobra, chodźmy do domu. Połączymy się potem z Ester, masz rzeczy jak mniemam? - spytała go Lu, na co tylko kiwnął głową i pogroził palcem młodszej siostrzyczce. Na co mu tylko pokazała język. Caroline dawno nie widziała ich w tak dobrych humorach. Czuła, że teraz może by tylko lepiej. 
- No proszę, proszę. Dobry humor jak widzę dopisuje. - podszedł do nich powoli, aż poczuli zimno ciągnące się od niego.
- Aiden.- szepnęła Lu, czuła jak jej ciało się napina gotowe do walki - Czego chcesz? 
- A czegóż to mogę chcieć? - dotknął ręką brody i zamyślił się - Ciebie. Mogłaś być ze mną, zostać ze mną, a nikomu nic by się nie stało. 
   W tej chwili Aiden zaatakował tak nagle, że nie zdążyła się obronić. Poleciała kilka metrów po betonie. Kol zaatakował go nie wąchając się ani chwili. Blondynka odciągnęła Alex na bok, mówiąc by została. Nie mogła pokazać Aidenowi, że posiada moc. Czuła się bezradna i bezużyteczna, jedynie ostatkiem sił się powstrzymała przed atakiem. Aiden szedł w stronę Luny, która oparła się rękoma i powoli wstała. Czuła jak strużka krwi spływa po jej ustach i kapie na bluzkę. Wampiry próbowały go zaatakować jednak czarownik szedł niczym niezwyciężony, każdy ich atak odpierał z niewielkim wysiłkiem. Patrzał wprost na Lunę, w jej oczy, aż zobaczył swoją ukochaną. To wzmogło jego szał, magią powalił wampiry tak, że nie mogły wstać. Luna wiedziała, że musi dać sobie radę. Wyciągnęła rękę i się skupiła na mocy, na Serafinie, Hurrem. Serce jej waliło coraz mocniej z każdym krokiem czarownika. Rodzice. Ta myśl zmieniła jej złość, nie w gniew, a w furie. Wyrzuciła z siebie moc i zaatakowała nią swojego przeciwnika. Aiden wytworzył zasłonę ochronną, jednak musiał włożyć sporo wysiłku by odbić zaklęcie. Gdy tylko to zrobił, zaczął ją atakować, jednym zaklęciem po drugim. Luna starała się robić uniki, jednak nie zawsze jej to wychodziło. Kolejny raz odparła jego atak i sama go zaatakowała. Byli bardzo blisko siebie, czuła jego oddech i moc, którą atakował. Czuła się pewna wszystkiego, że da mu radę. Widząc jej upór czarownik postanowił podciąć jej pewność siebie. 
- Było cudownie zabijać twoich rodziców. Krew się wszędzie lała, a twoja matka błagała mnie o życie! - gdy to wykrzyczał, to Luna przestała panować nad swoją pewnością siebie. Zaatakowała nie myśląc, dokładnie tak jak chciał jej przeciwnik. Jednym ruchem sprawił, że Luna leżała na ziemi. Ciężko oddychając, nie miała już siły. Czuła jak łzy spływają i mieszają się z krwią. Uklękła resztkami sił i spojrzała na czarownika. Alex widząc to wiedziała, że musi coś zrobić. Spojrzała na Caro i Kola, którzy powoli się zaczynali podnosić. Jednak nie mieli wystarczająco dużo siły na walkę. Aiden podszedł do jej siostry, nie mogła dłużej siedzieć w miejscu. Za chwilę Aiden zabije jej siostrę. Wstała i wyszła z kryjówki, w myślach powtarzała sobie zaklęcie, którego się nauczyła od Bonnie. 
- Lepiej by było gdybyś tam została!! - usłyszała, gdy chciała wymówić zaklęcie. Jednym ruchem ręki sprawił, że poleciała na drzewo i upadła na ziemie. 
- Alex! - wychrypiała ledwo słyszalnym głosem i spojrzała na Aidena. Ten uśmiechnął się szatańsko, i zakręcił palcem ręki w powietrzu. Tak, że zbierał się mały wir wokół nich. 
- Może ostatnie słowo? - skrzywił się czując ukucie w szyje, wyjął z niej małą strzałkę. 
- Tak, spierdalaj. - usłyszał za sobą głos Diega, który go zaatakował.  Aiden kompletnie zaskoczony potoczył się daleko po betonie. Diego złapał Lunę za rękę i wskazał na siostrę. Natychmiast do niej pobiegła i pomogła wstać, tak samo wampiry do nich podeszły.
- Jak?! - pytał Aiden, gdy wstał - Jestem od ciebie potężniejszy. - jego głos grzmiał ze złości.
- Nie, już nie jesteś. Właśnie odzyskałem swoją moc. - wyszczerzył się do niego. Diego nie tracąc chwili zaczął go atakować. Wreszcie byli sobie równi. Nie musiał uciekać, mógł z nim walczyć dopóki nie wygra. Aiden ledwo odrzucał zaklęcia swojego przeciwnika, aż w końcu zniknął. Wiedział że nie ma szans, żeby zabrać Lunę, więc zniknął. 
- Tchórz. - powiedziała blondynka. Teraz mieli większą szansę na pokonanie Aidena. Luna widziała te spojrzenia między Diegiem, a jej siostrą. Dokładnie tak samo było z nią i Damonem. Cieszyła się z takiego obrotu spraw, gdyby nie Diego to dawno byłaby uwięziona przez Aidena. 






                                              Dom Salvatore


    Damon siedział z szklanką burbonu w ręce i rozmyślał o Lunie. Wiedział, że to przez Aidena się kłócili, ale wciąż miał wrażenie, że nie będzie tak jak wcześniej. Bał się tego co będzie, już któryś raz w życiu odkąd poznał Lunę doznawał tego uczucia. To było źle uczucie dla niego. Nie znosił go, nie znosił się bać. To zawsze on sprawiał, że inni się go bali. Zastanawiał się czy powinien wrócić do swojego poprzedniego życia. Pełnego krwi i nie dbania o to kogo zabija. Jednak po chwili przypomniał mu się widok jego ukochanej, jej oczy, gdy za każdym jego błędem dawała mu kolejną szansę. Nie mógłby tego jej zrobić. Jednak miał dość Aidena i nie spocznie póki go nie zabije. To jest jego cel. Użyje wszelkich środków by to zrobić. Nie ważne co, nie ważne jak. Luna może nie być zadowolona, ale będzie żyć i to jest najważniejsze w tej chwili.
- Co cię tak dręczy? - do salonu wszedł Stefan, który od razu wyczuł średni humor Damona.
- Nic takiego braciszku. - upił łyk alkoholu i na niego spojrzał - Koniec kłótni z Luną, trzeba to opić, przyłączysz się?
- Może i koniec,ale  jednak nie jesteś w dobrym humorze - starszy zrobił minę jakby chciał go spławić - znamy się od ponad wieku, wiem kiedy coś cię dręczy, więc?
- Luna, nie wiem czy uda się to wszystko naprawić. Przez kłótnie się trochę oddaliliśmy od siebie. 
- Była podatna przez magię..
- ...ale nie w momencie, gdy go poznaliśmy! - wybuchł nagle, wcinając się w zdanie brata. - Spotkała się z nim i mi nic nie powiedziała. 
- Myślałem, że sobie już to wyjaśniliście. - stwierdził młodszy zaskoczony reakcją brata.
- Ja też, ale nie mogę pozbyć się tego uczucia, że mi nie zaufała. A jemu...- umilkł w połowie zdania. - Kocham ją Stefan i to tak bardzo, że nie mogę sobie wyobrazić tego, że ją stracę. 
- Rozumiem, ale wiem też, że dasz radę sobie z tym. Przejdziecie przez to razem. - chociaż wciąż czuł ten ból, to teraz było mu lżej. Czuł, że ma oparcie w młodszym bracie. Ich relacje są naprawdę lepsze niż kiedykolwiek. Stuknęli się szklankami i wypili łyk. 
- Ejj, a mnie czemu nikt nie zawołał ? - Elena weszła patrząc na braci karcąco.
- Bo my nie jesteśmy grzeczni proszę mamy - mówiąc to Damon udał głos dziecka, przez co w trójkę nie mogli się powstrzymać od śmiechu. Po chwili usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, do salonu wszedł Diego razem z Kolem i Alex.
- W końcu pierwotny nas zaszczycił. - mruknął Damon, jednak dalsza ochota na dogryzanie mu przeszła, gdy zobaczył Lunę i Caroline. Które były podrapane, natychmiast do niej podbiegł.
- To Aiden. Nic mi nie jest, naprawdę. - powiedziała wyczuwając jego nie pokój. - Dzięki Diegowi, on nas ocalił.
- Dziękuję. - powiedział szczerym głosem w kierunku wybawiciela. Diego tylko kiwnął głową. - Miałem rację, żeby cię nie spuszczać z oka.
- Teraz wątpię, żeby zaatakował. - mówiąc to blondynka nalała sobie alkoholu i usiadła. - Diego ma całą moc teraz, więc Aiden nie będzie taki chętny do walki. - wszyscy spojrzeli na niego. Pokiwał głową w zamyśleniu. Cieszył się, że odzyskał w pełni moc, ale wiedział też, że nie wolno lekceważyć wroga.
- A tak przy okazji - blondynka zwróciła się do starszego Salvatore, wyszczerzyła zęby- zostaje na noc.
- Z jakiej niby racji. - mruknął za co zarobił kuksańca w bok od Luny, która się w niego mocno wtuliła. Naprawdę czuła się jak w domu. Zaczęli rozmawiać o głupotach, czyli balu, który miał gdzieś najstarszy wampir. Tylko z jednego powodu mógł iść na bal, spojrzał na Lunę, która się uśmiechała do niego szeroko. Jednak w głowie nadal miał myśli, o których rozmawiał z młodszym bratem. Wątpliwości, którego nachodzą. Nie dają mu pełnej radości.Powinien porozmawiać o tym z Luną, jednak nie chciał tego robić chwilę po tym jak o mało nie zginęła. 






                                           Dom na skraju miasteczka


       Aiden siedział w fotelu nad mapą miasteczka. Rozmyślał nad znalezieniem księgi. Teraz jak Diego odzyskał moc będzie mu o wiele trudniej złapać Lunę. Jednak i tak nic nie zrobi, jeśli nie będzie miał księgi. W ręku trzymał wisiorek, na który rzucił zaklęcie lokalizacyjne. Jednak od kilkunastu minut nie mógł namierzyć przedmiotu.
- Phasmatos motus arrovox - szeptał co jakiś czas zaklęcie. 
Wisiorek zatrzymywał się w miejscu domu czarownicy na kilka sekund jednak później kręcił się po całej mapie. I tak w kółko.
- Cholera! - zrzucił wszystkie księgi z półki obok. Razem z księgami spadły szklanki, dając głuchy pogłos, który mieszał się z jego wściekłym oddechem. 
- Wiedźma musi wiedzieć gdzie jest księga. - spojrzał na mapę - Najpierw księga, a potem odzyskam Lunę. 
Rzucił okiem w stronę celi, w której znajdowała się Petrova. Podchwyciła jego wzrok, czuła głód. Brakowało jej sił. Aiden podszedł powoli do niej i rzucił jej worek z krwią, który leżał obok jej więzienia. Petrova nawet się nie przyjrzała przedmiotowi, tylko od razu zanurzyła w nim kły. Piła łapczywie i szybko, aż woreczek stał się całkiem pusty. 
- Chyba przydatna nie będziesz. - wymruczał klęcząc obok niej. Jego słowa były niczym wyrok, musiała znaleźć sposób by być użyteczna i pozostać przy życiu. Jej umysł pędził chcąc znaleźć pomysł. Często musiała się ratować w taki sposób, więc już przywykła i coraz lepiej jej wychodziło wymyślanie.
- Chcesz księgi i chcesz Luny, prawda? - kiwnął głową przypatrując się jej - To twoim kluczem do tego jest ...- specjalnie zrobiła pauzę. Aiden przewrócił oczami. 
- Będziesz żyć, jeśli mi pomożesz. - na te słowa Katherina się uśmiechnęła zwycięsko. 
- Alex. Ona jest kluczem. Luna zrobi wszystko, by odzyskać siostrę. - złapała się krat powoli wstając, to samo zrobił jej rozmówca.
- Znajdzie księgę i odda siebie za siostrę. Muszę przyznać, że potrafisz szybko coś wymyślić będąc pod presją - uśmiechnął się szatańsko. Rozwiązanie jego problemu było takie banalne, że czuł się głupio, że sam na to nie wpadł. Znowu spojrzał na mapę, obok leżał klucz do celi Petrovej. Wolnym krokiem podszedł do niego i złapał klucz. Czuł jak serce mu przyspiesza ze szczęścia. Był już tak  blisko ukochanej. Otworzył cele wampirzycy patrząc w jej oczy, które miały w sobie strach i nadzieję. 
- Pamiętaj jeśli mnie zawiedziesz...
- Wiem, wiem znajdziesz mnie i zabijesz w męczarniach. Tylko potrzebuje czasu, jeśli mam to zrobić to muszę wybrać dobry moment. - wyszła ze swojej celi czując się o wiele lepiej. 
- Będzie bal z okazji Halloween, to chyba będzie, ta twoja dobra okazja. - powiedział przyglądając jej się - W sumie sam mogę to zrobić, czyli nie potrzebuje cię. - dokończył z udawanym smutkiem. Przez co wampirzyca czuła mrowienie całego ciała. Smutek wszedł w jej umysł. Już wiedziała do czego to zmierza, czuła to wcześniej jak ją torturował. 
- Nie! Lepiej będzie jak ja to zrobię. Będę udawać Elenę to będzie szybsze i bezpieczniejsze, że się powiedzie. - mówiła coraz szybciej, czując jak jej głowa puchnie w środku. - Możesz potem ją zabrać, ale będzie lepiej jak ja ją odciągnę od reszty. - łapała kurczowo oddech. Czuła jak jej ciało słabnie, to był najgorszy ból jakiego doświadczyła w ciągu swojego pięćsetletniego życia. Już po chwili ból ustał. Zauważyła jak Aiden się szczerzy widząc ją w takim stanie.
- Zapamiętaj ten ból, spróbuj mnie znowu zawieść. - ręką ujął ją za brodę. - Znajdę cię choćby w innym świecie. Tak jak Lunę. - patrzała w jego oczy i mogła dostrzec w nich tylko jedno. Śmierć. Puścił ją i ręką wskazał na drzwi. Powoli spojrzała na nie przełykając ślinę. Jeszcze raz rzuciła okiem na Aidena, który wciąż wyglądał jak anioł, który nie potrafi skrzywdzić. Zrobiła krok w tył, a gdy nic się nie wydarzyło szybko uciekła z domu. Rozejrzała się dookoła powoli delektując się czystym powietrzem, gdy tylko znalazła się daleko od swojego oprawcy. Musiała zrobić wszystko by plan porwania Alex się udał, tylko w ten sposób może ocalić swoje życie. 







                                                 Alex
  

      Siedziałam z różnymi myślami przed domem Salvatore. Chociaż każdy chciał bym pozostała w domu, ze względu na kolejny możliwy atak Aidena. Ja nie mogłam siedzieć w zamkniętych czterech ścianach. Po chwili poczułam jak ktoś się do mnie dosiada. Zerknęłam w bok i zobaczyłam jego, bohatera dzisiejszego dnia. Uśmiechał się ciepło, spojrzałam znów w dal.
- Byłeś niesamowity dziś. - mówiąc to miała ciągle w myślach stoczoną dziś walkę z czarownikiem.
- Eee tam. To było nic. - mówiąc to czuła jak się szczerzy. Spojrzała na niego i zaśmiała się widząc jego minę.
- Serio? Właśnie widzę, że takie masz zdanie. - zaśmiał się i rozejrzał wokoło.
- Dopiero odzyskałem moc, ale moc to nie wszystko. Tego się nauczyłem podczas normalnego życia, bez mocy. - znów spojrzał w jej oczy. - Dobrze, że nie użyłaś magii.
- Czuje się jak tchórz...- nim skończyła mówić, złapał ją za podbródek.
- Nie jesteś tchórzem. Jeszcze będziesz mieć czas, żeby walczyć i pokazać swoją odwagę. Mamy nad nim przewagę. Nie wie, że masz magię. Nie wiem co to zmienia, dlatego musimy pierwsi się dowiedzieć. Co to oznacza. - czuła się jak zahipnotyzowana jego głosem, wzrokiem, dotykiem. W jednej chwili sprawił, że strach i poczucie nieprzydatności zniknęły.
- Dziękuje. - pocałowała go w policzek i szybko odwróciła wzrok. Czuł się nieziemsko przy niej, gdy ich spojrzenia znów się skrzyżowały to nie potrafił zapanować nad emocjami. Delikatnie ujął ją za twarz i pocałował. To było tak przyjemne i delikatne niczym spadający liść. Przypomniał sobie ostatni swój pocałunek, którym obdarzył Hurrem. To było dla niego niczym wiadro zimnej wody. Odsunął się od niej nagle.
- Przepraszam. - pokręcił głową. Alex posmutniała i wstała szybko, czuła się upokorzona. Złapał ją za rękę, nim weszła do środka.
- Ja...- zaczął - to nie dlatego. Proszę, poczekaj. - niechętnie pokiwała głową i została. - Nie mogę się zaangażować w pełni dopóki jest tu Aiden. Ostatnim razem, gdy to zrobiłem. Nie dostrzegłem, że Aiden knuje za plecami faraona. Zabił Hurrem, jej brata i faraona. Nie chcę by to się znowu zdarzyło nie chcę byście... - nim zdążył dokończyć to Alex się w niego wtuliła.
- Rozumiem, naprawdę. - odsunęła się od niego po chwili. Wiedziała, że chce, ale nie może i to ją uspokoiło. Nie czuła się zadowolona, ale rozumiała powagę sytuacji. Także nie chciała by coś złego spotkało ją czy jej siostrę. Weszła z powrotem do domu, w głowie mając ciągle pocałunek.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz