Wracam do regularnego pisania. Kolejny rozdział będzie za dwa tygodnie 15.10.2016
>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<
Mystic Falls
Minęło kilka dni od
śmierci rodziców Luny i Alex. Młodsza potrzebowała wsparcia Luny, jednak ona
wciąż nie wierzyła w to co się stało, była tak skupiona na myśli, żeby odzyskać
rodziców, że zapomniała zupełnie o wsparciu siostry. Luna błąkała się po lesie
bez celu, w ręku trzymając butelkę burbonu.
Uciekła od wszystkich, nie chciała
nikogo widzieć, żadnej żywej istoty, ani nie żywej. Upiła kolejny łyk alkoholu .
Wokoło było tylko słychać dźwięki lasu, ptaki ćwierkające wokoło i chrzęst
gałęzi oraz liście pod stopami. Nagle z myśli wyrwał ją widok małego budynku. Pięknego
budynku jak z czasow starozytnyych. Przetarła oczy ze zdumienia, ale budynek
cały czas był.
-To musi być fatamorgana lub skutek uboczny picia. –
usmiechnęła się lekko, spoglądając na butelkę. Zaczeła isc na prost budynku przekonana, że przez niego przejdzie, bo on
nie istnieje. Jednak już po chwili odczula bolesnie skutki takiego myslenia.
Uderzając się czołem w mur poczuła wieksze zawirowania głowy i mdłości.
Bezwładnie wypuściła butelkę na ziemie, ktróra się roztrzaskała po ziemi na
drobne kawałki, a napoj rozlał się tworząc strużki. Oparła się ręką o mur i
starała się złapać równowagę. Stała tak przez jakis czas, aż w końcu
postanowiła wejść do budynku. Wchodząc korytarz był ciemny, ale już po chwili
jak na zawołanie pochodnie oświetlily droge. Wnętrze było ozdobione
starożytnymi malowidłami przedstawiające dokładnie to co widziała w wizjach.
Faraona siedzącego na tronie, krolową siedzącą z córką, ślub pary, koronacja
nowego faraona, wojna. Nie była pewna ostatniego malowidla dotyczącego wojny.
Takiej wizji nie posiadała. Odwrocila się i zobaczyla małą fontanne po środku.
Podeszła do niej powoli. Dotknęła ręką wody, która okazała się chłodniejsza niż
myślała.
-Możesz się jej napić. Nie jest otruta. – uslyszla głos jakiejś kobiety obok siebie. Momentalnie podskoczyla i się do niej odwrocila.
Miala na oko ponad trzydziesci lat. Piekne długie blond loki spływały po jej
ramionach.
- Kim jesteś? – kobieta usmiechneła się i zrobiła krok w jej
strone, Luna natomiast jeden w tył.
Nie musisz się mnie bać. Jestem Serafina, zapewne coś o mnie słyszałaś. – Luna pokreciła głową niedowierzając.
-Kolejna wizja? – kobieta pokreciła głową i wskazała ławkę
przy końcu korytarza. Luna nie chętnie, ale jednak usiadła obok niej wciąż jej
się przyglądając.
- Mam mało czasu, udało mi
się wydostać z zaświatów. Musisz uważac.
- Na co? Lub na kogo?
- Nie mogę ci powiedzieć wprost. Taka była cena tego, że tu
się dostanę. Posłuchaj, musisz być ostrożna, nie popełnij błędów poprzedniczki, Hurrem. Idź za głosem serca.
- W tej chwili serce mi mowi, żebym zabiła tego co zabił
moich rodzicow i ich odzyskać.
- A co z twoją siostrą?
- Alex…o Boże..zapomniałam o niej. – wstała nie mogąc się
uspokoić. - To nie tylko ja straciłam rodziców.
- Luna? – kobieta znów skupiła na sobie jej wzrok. – Ufaj
tym, którym jesteś pewna, którzy zawsze przy tobie byli. Ci którzy myślisz, że
są godni twojego zaufania, mogą się okazać wrogami.
- Dziękuje. – zdążyła zobaczyć mały usmiech Serafiny i
uciekła szybko pędząc do domu.
Biegnąc nie patrzyła gdzie tak naprawde jest. Przemieszczała
się na wyczucie, znając już te drogi doskonale. Jednak po jakimś czasie ktoś
wybiegł jej naprzeciw i się zderzyła z tą osobą. Jęknęła upadając na chodnik.
- Przepraszam,
wszystko ok? – ujrzała przed sobą nikogo innego jak Diego, który kleczał z
małym uśmiechem. Wyciągnął dłoń w jej kierunku. Jednak ona jej nie przyjeła i
sama wstała. Optrzepała spodnie, zrobiła słodką minkę i ruszyła dalej. Tak jak
myślała Diego ruszył za nią.
- Nie mam nastroju na twoje gierki. – wyrownał z nią swój
chód.
- Wiem, że to nie najlepszy moment, gdy twoi rodzice…- nagle
się zatrzymała.
- Stop! Nie mów nic więcej, nic o nich.
- Wiem, że nie są twoimi biologicznymi rodzicami. - w tej chwli zamarła, spojrzała na iego i
dopiero poczuła, że wstrzymała oddech. Wypuściła głośno powietrze.
- Ani ty, ani Alex nie byłyście ich biologicznymi dziećmi.
Jesteście z tego świata..- nim skończył mówić dostał w twarz.
- Ani słowa więcej, albo nic po tobie nie zostanie. –
patrzyła na niego twardym wzrokiem, lecz już nie miala na nic siły i zaczęła
biegnąć przed siebie. Teraz nie patrzyła gdzie.
Egipt czasy starożytne
Siedziała w swojej
komacie w białej sukni, cała ozdobiona złotymi dodatkami. Wzięła głęboki wdech,
gdy usłyszała pukanie.
-Wejść. – po chwli weszła młoda służąca, nie patrzyła na
nią, tylko się ukłoniła.
- Już wszyscy czekają Wasza Wysokość. – Hurrem tylko wstała
i ostatni raz ze smutkiem spojrzała w lustro. Podążyła drogą do wielkiej Sali,
a służąca szła tuż za nią.
Po kolejnych
godzinach była już żoną swojego
kuzyna. Siedziała przy stole wpatrzona w
swój talerz. Była głucha na dochodzące ze wsząd głosy. Ludzie śmieli się,
rozmawiali i jedli. Świętowali nowego
faraona. Ona wciąż miała w głowie obraz swojego ojca, który umarł we śnie.
- Hurrem? – usłyszała głos swojego męża. – Powinniśmy dawać
ludziom przykład, uśmiechnij się. – mówił cichym głosem, jednak było w nim czuć
stanowczość i zimny ton. Uśmiechneła się sztucznie do niego.
- Od razu lepiej. – pochwalił ją pocierając jej dłoń
palcami. Przez co poczuła rozchodzące się dreszcze.
- Dziękuje, Wasza Wysokość. – starała się na uprzjmy ton ze
wszystkich sił.
- Jesteś moją żoną, Hurrem. Wystarczy, że będziesz mówić mi
po imieniu. – bała się go. Jego imie było dla niej zwiastunem śmierci. Nie
mogła wyrzucić z głowy tej myśli.
- Oczywiście, Aidenie. – kiwnęła lekko głową i zaczęła jeść
owoce, próbowała się skupić na kształcie
pomarańczy, lecz ciągle jej wzrok przykuwał zielony sygnet, który lśnił na jej
dłoni. Aiden jej go podarował z okazji ich zaślubin, więc nie mogła się go pozbyć
chociaż bardzo chciała.
Salon Salvatore
Damon siedział w
fotelu w ręku trzymając szklankę z burbonem. Nie wiedział co ma począć z Luną.
Światło powoli wlewało się do pokoju. Kolejny dzień nastaje i kolejny dzień
kłótni z Luną.
- Braciszku nie mam siły na twoje mądre rady. – powiedział do
młodszego wyczuwając jego obecność . Ten powoli zszedł po schodkach i wszedł do
salonu. Spojrzał na brata i westchnął kręcąc głową.
- W końcu zrozumie i przestanie. Każdy ma swoją drogę
żałoby. – spojrzeli po sobie, oni coś o tym wiedzą. Po śmierci ich matki jak było. Damon odstawił
szklankę i powędrował w stronę kuchni. W tym samym czasie Alex otworzyła drzwi do domu. Przywitał ją Stefan jak zwykle
pytając jak się czuje. Z każdym dniem, lepiej jej wychodziło ukrywanie
wszystkiego. Odpowiedziała wymijająco i weszła na górę wziąć prysznic. Stała i rozmyślała nad wszystkim co się
stało. Nadal nie wierzyła w to, że nigdy
więcej nie powie rodzicom jak bardzo ich kocha, nie usłyszy jak rodzice się
wkurzają za każdy przypał w szkole, za randki z bad boyami. Zeszła po kilku
minutach na dół, gdy otwierała drzwi kuchni dotarły do jej nozdrzy smakowite
zapachy. Damon obrócił się do niej z lekkim usmiechem i postawił talerz z
naleśnikami na stole.
- Bon Apetit! – jego usmiech lekko przygasł na myśl o Lunie.
Alex od razu to wyczuła i mocno go przytuliła co go zaskoczyło, do tego
stopnia, że przez kilka sekund stał zdezorientowany. Lecz po chwili już ją
przytulił.
- Dziękuje, a Luna otrząśnie się zobaczysz. – potarła ręką
jego ramie i oboje się uśmiechneli. Alex usiadła przy stole i nałożyła sobie
jednego naleśnika. Zaczęła polewać go syropem klonowym, gdy nagle poczuła jak Damon się dosiada. Co było dziwne, wziął jednego naleśnika i
wziął od zszokowanej Alex syrop i polał nim swoją porcję. Po chwili się z tego
otrząsnęła i ze smakiem jadła razem
z Damonem. Co jakiś czas patrząc na niego, ten widok był tak
nie codzienny, że nie mogła przestać zerkać. Czuła, że chce wypocząć od rozmów
ze Stefanem na temat jej siostry i kłótniach z nią.
Ławka przy parku w Mystic Falls
Katherina siedziała
i się przyglądała ludziom, którzy przechodzili
obok niej. Była zarówno zniecierpliowona jak i troche przestraszona.
Wiedziała, że może ją zabić bez mrugnięcia okiem. Był gorszy niż Klaus. O czym
już się przekonała na własnej skórze. Nagle przysiadł się do niej pewien
mężczyzna, od razu wiedziała, że to on.
- Zrobiłaś to co mówiłem? – spojrzała na niego i kiwnęła głową.
Pogładził jej włosy. – Dobra dziewczynka.
- Jesteś pewny, że to zadziała? – spytała czując mimowolne
drżenie ciała.- Oczywiście. Już niedługo odzyskasz pozycje w miasteczku i
tego swojego kochasia też. – wstał ciągle na nią patrząc.
- Po co ci Luna? – spytała czując jego potężną moc, która ją
powoli zaczyna przytłaczać.
- Powiedzmy, że kiedyś mi cos się nie udało zrobić i chce
naprawić swój błąd. – Skinął jej na pożegnanie głową i odszedł wolnym krokiem
podgwizdując pod nosem. Petrova zdjęła noge
i się wyprostowała. W głębi ducha się cieszyła, że się pozbedzie Luny i będzie
miala droge wolną do Damona. Chociaz to Stefana woli bardziej, ale zabawić się Damonem
jak za starych czasów też można.
Tarasy pałacu królewskiego - Egipt
Jak co dzień było
gorąco w tej części kraju. Na niebie nie było ani jednej chmury , która mogłaby
zakryć słońce dając trochę cienia. Księżniczka siedziała na tarasie chowając
się w cieniu rzucanym przez filare. Nie wiedziała co ma począć, jej ojciec chce
ją wydać za swojego kuzyna, który nigdy nie był dobry, nie zależalo mu na
podwladnych tylko na potedze.
- Pssst! – usłyszała dobiegający dźwięk z krzaków rosnących
przy tarasie.
- Pssst! – usłyszała ponownie i ruszyla w tamtą strone.
Kucneła i już miała coś powiedzieć, gdy nagle została w nie wciągnięta. Poczuła ciepłą dłoń na ustach.
- To tylko ja. – usłyszała przy uchu dobrze znany sobie glos i od razu się mu wyślizgneła.
- Nelopisie! Zwariowales! – ten zaczął ją uciszać szybko.
- Hurren wiem, że to nie jest najlepszy czas, gdy twój brat…
- Minął dopiero tydzień, a ja nadal słysze jego glos.
–wzdychneła glęboko, opierając się głową o mury.
-Wiem..i słyszałem o tym, że masz wyjść za tego tyrana.
- Ojciec uważa, że nasz kraj potrzebuje twardej ręki, a ja u
jego boku wpłynę na jego łagodną duszę.
– Nelopis słysząc to parsknął smutno.
- Twój ojciec ma ślepe oczy.
- Dobrze, że tego nie słyszy – zaśmiała się i na niego spojrzała – nie mam wyboru Nelopisie.
- Jesteśmy tak długo przyjaciółmi, no glownie to jestem twoim
sługą – za co dostał kuksańca w bok – to możesz wiedzieć jakie jest moje
prawdziwe imię.
- Myślałam, że je znam już. – powiedziała zaskoczona.
- To moje drugie imie. Matka mi je nadała, gdy byłem w
niebezpieczenstwie. – pokiwała głową i przystąpiła z nogi na noge.
- No więc, jakie jest twoje imie? – zaczesał jej pasmo włosów
za ucho.
- Diego.
Alex
Siedziałam na
tarasie domu Salvatore. Wiedziałam, że
Luna wciąż wierzy w ocalenie rodziców i jest zła. Ja też jestem, ale potrzebuje
jej. To nie jest fair. Mam tylko ją, owszem poznałam tu wielu przyjaciół, są
dla mnie jak rodzina. Ale to nie zmienia faktu, że potrzebuje teraz swojej
siostry, potrzebuje jej jak nikogo innego. Najlepszą przyjaciółką w tym świecie
stała się dla mnie Caroline, z którą często mogłam się dogadać w sprawie przyjęć
i balów. To ona się mną zajęła po śmierci rodziców. Gdy znaleźliśmy Lunę w
naszym świecie to była całkiem zalana w trupa. Ledwo co udało nam się wrócić do
Mystic Falls. Luna nie chciała wracać bez rodziców, których pochowaliśmy dwa
dni po ich znalezieniu. Pije cały czas, nawet Damon nie może wpłynąć na jej
zachowanie. Cały czas się ze wszystkimi
wykłóca. Nie mogłam dłużej siedzieć w miejscu. Ruszylam drogą przed
siebie, wciąż myśląc co zrobić z Luną. Chyba wiem, czemu tak ją do dotknęło.
Pewnie mysli, że to jej wina, bo się tutaj znazła. Dopiero po kilku chwilach
zauważyłam, że doszłam do skraju lasu.
Przysiadłam na kawałku pnia, który leżał na małym wzniesieniu.
- Hej. - usłyszałam czyjś głos i automatycznie wstałam. W
moją strone szedł Diego, miał ręce wyciągniete na znak pokoju. – Chce tylko
pogadać. Możemy? – spytał wciąż patrząc mi w oczy. Aiden wszystkich ostrzegał
przed nim, lecz w tym momencie nie miałam siły na walke. Po stracie rodziców,
nie mam siły na kolejne wysiłki.
- Skoro musisz. – odparłam siadając znowu. Usiadł przede mną
i urwał kawałek trawy i zaczął ją obracać w palcach.
- Wiem, że Aiden naopowiadał wam głupot na mój temat. Wiem
też, że ciężko wam po stracie rodziców. – zerknął na mnie – I to nie jest
odpowiedni moment, ale nie mam wyboru. Teraz, gdy straciliście rodziców, Aiden
was nie śledzi jak wcześniej. Nie pilnuje was, musiałaś to zauważyć.
- Owszem, ale szanuje naszą przestrzeń, że chcemy być same
jakiś czas. – zaczęła powoli jednak on uniósł dłoń i zamilkła.
- To nie dlatego. Wiem, że to ja niby jestem zły, ale to
niejest prawda. To Aiden nim jest i to on zabił waszych rdziców, ale nie byli waszymi biologicznymi rodzicami, nie do końca. – Alex nic nie
mówiła tylko go słuchała. Sama nie wiedziała co ma mysleć, nie lubiła Aidena
tak jak jej siostra.
- Dlaczego mam ci wierzyć? – smutno westchnął.
- Szczerze? Nie wiem, nie potrafie ci tego pokazać. –
zamyślił się. – Chociaż…- wstał i wyciągnął do niej dłoń. – Jeśli mówię prawde, to ty będziesz wstanie zobaczyć
sama to co chce.
- Jak? Przecież nie mam żadnych mocy…- urwała, ale on tylko zerknął na swoją dłoń, a następnie na nią.- Zgoda. - chwycila jego dłoń i wstała. - To co mam robić ?
- Skup się po prostu na tym, że wiesz o czym myślę i to zobacz. - Nie puszczał jej dłoni.
- Tylko tyle? - pokiwał głową i zamknęli oczy. Dziwnie się czuła, nie wiedziała co ma zrobić dalej, ale posłuchała Diego i myślała, że wie o czym on myśli. Stali tak dobrych parę minut, miała dość stania, ale bardzo chciala uwierzyc w jego słowa. Chociaż sama nie rozumiała, dlaczego tego chce.
- Tylko tyle? - pokiwał głową i zamknęli oczy. Dziwnie się czuła, nie wiedziała co ma zrobić dalej, ale posłuchała Diego i myślała, że wie o czym on myśli. Stali tak dobrych parę minut, miała dość stania, ale bardzo chciala uwierzyc w jego słowa. Chociaż sama nie rozumiała, dlaczego tego chce.
Egipt czasy starożytne
Nie było widać nieba, czarne chmury pokrywały cały horyzont. Wiał coraz silniejszy wiatr, piasek zaczął się unosić i zataczać kręgi. Dostrzegła zbliżającego się Aidena do pałacu, a za nim szedł jeden z strażników. Nagle się zatrzymał i odwrócił do strażnika.
- Dosypiesz to dla faraona do jego dzisiejszego posiłku. - podał mu woreczek z jakąś zawartością. Strażnik tylko kiwnal głową chowajac woreczek i podążył za swoim panem.
- Czas przejąć to królestwo, a Hurrem chyba będzie musiała również pożegnać się z życiem.
- Dosypiesz to dla faraona do jego dzisiejszego posiłku. - podał mu woreczek z jakąś zawartością. Strażnik tylko kiwnal głową chowajac woreczek i podążył za swoim panem.
- Czas przejąć to królestwo, a Hurrem chyba będzie musiała również pożegnać się z życiem.
Skraj lasu
Alex puściła dłoń Diega z ciężkim oddechem. Zrobiła krok w tył kręcąc głową. On tylko smutno na nią patrzył.
- Ty to zrobiłeś ?! Przecież on nam pomaga ! - krzyczała stale kręcąc głową.
- Nie mam tyle mocy. Nie myslałaś czemu nie użyje mocy przeciwko wam, czy Aidenowi. Bo mi ją zabrał. - złapał ją za ramiona. - Aiden zabił faraona, zabił potem Hurrem. Teraz chce to zrobić ponownie z wcieleniem Luny. Zastanów się po co mi to żebyś mi uwierzyła, co zyskam?
- Ty tam byłeś ...jak widziałeś Aidena ze strażnikiem - patrzyła na niego twardo.
- Tak, wiedziałem o wszystkim, ale nie zdążyłem. Zostałem powstrzymany nim zdążyłem coś zrobić. Byłem sługą Hurrem i jej przyjacielem, nazywano mnie wtedy Nelopis.
- Luna coś mówiła o wizjach z Nelopisem, ale ciebie nie pamięta. - zaznaczyła to mówiąc głośniej.
- Aiden jej namieszał w głowie. To jego wina, że nie pamięta wszystkiego tak jak było. Wpłynął na mój wygląd w wizjach, żeby mi nie zaufala. Jestem pewny, że w jakiś sposób ją podtruł.
- To za dużo, muszę się przejść. - ruszyła drogą w stronę Grila, wciąż mając w głowie to co widziała.
- Mówiłeś, że to ja zrobiłam - odezwała się po chwili - że to nie nasi rodzice , to kim oni są? Kim są ci prawdziwi?
- Nie wiedziałem gdzie tym razem Luna się odrodzi i kiedy. Legenda, którą znacie nie jest cała. Ostatnie wersy mówią o tym, że na świat przyjdzie dziecko zrodzone z czarownicy, która stworzy nocne dzieci. Wtedy nie rozumiałem.
- Zaraz - zatrzymala go I spojrzała prosto w oczy - jesteśmy stąd i jesteśmy dziećmi czarownicy co ...- nie skończyła mówić, a on tylko pokiwał głową - jestesmy Mikelsonami ? To jest nie możliwe, nie możliwe. - spojrzała prosto przed siebie. - jakim cudem? Jak my ..?
- Wasza bilogiczna matka...
- Esther - powiedziała nie pewnie
- Tak, Esther, bała się o was. Aiden przyszedł po was, więc wysłała was daleko, żebyście mogły żyć.
- Ty to zrobiłeś ?! Przecież on nam pomaga ! - krzyczała stale kręcąc głową.
- Nie mam tyle mocy. Nie myslałaś czemu nie użyje mocy przeciwko wam, czy Aidenowi. Bo mi ją zabrał. - złapał ją za ramiona. - Aiden zabił faraona, zabił potem Hurrem. Teraz chce to zrobić ponownie z wcieleniem Luny. Zastanów się po co mi to żebyś mi uwierzyła, co zyskam?
- Ty tam byłeś ...jak widziałeś Aidena ze strażnikiem - patrzyła na niego twardo.
- Tak, wiedziałem o wszystkim, ale nie zdążyłem. Zostałem powstrzymany nim zdążyłem coś zrobić. Byłem sługą Hurrem i jej przyjacielem, nazywano mnie wtedy Nelopis.
- Luna coś mówiła o wizjach z Nelopisem, ale ciebie nie pamięta. - zaznaczyła to mówiąc głośniej.
- Aiden jej namieszał w głowie. To jego wina, że nie pamięta wszystkiego tak jak było. Wpłynął na mój wygląd w wizjach, żeby mi nie zaufala. Jestem pewny, że w jakiś sposób ją podtruł.
- To za dużo, muszę się przejść. - ruszyła drogą w stronę Grila, wciąż mając w głowie to co widziała.
- Mówiłeś, że to ja zrobiłam - odezwała się po chwili - że to nie nasi rodzice , to kim oni są? Kim są ci prawdziwi?
- Nie wiedziałem gdzie tym razem Luna się odrodzi i kiedy. Legenda, którą znacie nie jest cała. Ostatnie wersy mówią o tym, że na świat przyjdzie dziecko zrodzone z czarownicy, która stworzy nocne dzieci. Wtedy nie rozumiałem.
- Zaraz - zatrzymala go I spojrzała prosto w oczy - jesteśmy stąd i jesteśmy dziećmi czarownicy co ...- nie skończyła mówić, a on tylko pokiwał głową - jestesmy Mikelsonami ? To jest nie możliwe, nie możliwe. - spojrzała prosto przed siebie. - jakim cudem? Jak my ..?
- Wasza bilogiczna matka...
- Esther - powiedziała nie pewnie
- Tak, Esther, bała się o was. Aiden przyszedł po was, więc wysłała was daleko, żebyście mogły żyć.
- W takim razie powinniśmy by w takim samym wieku a nie jesteśmy.
- Nie wiem czemu, ale tak wyszło, że nie urodzilyscie się razem. Wiem na pewno ,że Ester miała bliźnięta.
- Zawsze wydawała mi się bezwzględna i zimna. Mówię o serialu. - przytaknał i szedł dalej z nią krok w krok. - A ona nas ocaliła. Jak mam przekonać resztę ? Przecież wszyscy wierzą Aidenowi.
- Zawsze wydawała mi się bezwzględna i zimna. Mówię o serialu. - przytaknał i szedł dalej z nią krok w krok. - A ona nas ocaliła. Jak mam przekonać resztę ? Przecież wszyscy wierzą Aidenowi.
- Spróbuj pogadać z siostrą.
- Dzięki za radę. - poszła dalej sama w stronę domu, nadal trawiac to czego się dowiedziała. Nie rozmawiała z Luną od czasu powrotu do Mystic Falls. Widziała Lune może trzy razy odkąd wróciły. Często słyszała tylko krzyki kłótni między Damonem, a jej siostrą. Wzięła głęboki wdech i weszła do domu Salvatore, w którym zamieszkała.
- Dzięki za radę. - poszła dalej sama w stronę domu, nadal trawiac to czego się dowiedziała. Nie rozmawiała z Luną od czasu powrotu do Mystic Falls. Widziała Lune może trzy razy odkąd wróciły. Często słyszała tylko krzyki kłótni między Damonem, a jej siostrą. Wzięła głęboki wdech i weszła do domu Salvatore, w którym zamieszkała.
Sypialnia Tylera
Wszedł zmęczony całym dniem. Chciał jakoś pomóc Lunie, od momentu w którym tu się
znalazła w Mystic Falls, złapał z nią dobry kontakt. Może nie od razu, ale po
jakimś czasie czuł się za nią odpowiedzialny jak starszy brat. Próbował z nią
rozmawiać kilka razy, ale tak jak rozmowy z innymi kończyły się fiaskiem. Zapalił światło w pokoju i omało nie dostał zawału. Luna siedziała na jego łóżku ze
spuszczoną głową. Usiadł obok niej i objął ramieniem. Ona zaś tylko się wtuliła
i wzdychnęła głęboko.
- Jestem zła. – wyrzuciła w końcu z siebie i zanim on zdążył
coś powiedzieć to kontynuowała dalej – To nie tylko ja straciłam rodziców. Jak
mogłam zapomnieć o Alex? Jak mogłam zapomnieć o mojej małej siostrze?
Pojedyńcza łza spłynęła z rzęsy wprost po policzku, aż
kapnęła na jej bluzkę. Tyler mocniej ją ścisnął do siebie i pocałował w czoło.
- To było dla ciebie za dużo. Każdy przeżywa inaczej, w
głębi duszy wciąż wierzysz, że to się zmieni.
- Ale ona też straciła. – spojrzała mu w oczy – A co ja
zrobiłam? Odtrącałam ją cały czas. Nawet nie wiem jak sobie z tym wszystkim
radzi. Jestem złą – zaczął krecić głową zaprzeczając temu – tak Tyler jestem
złą siostrą i nic tego nie zmieni.
- A próbowałaś ją przeprosić? Porozmawiać z nią teraz?
- Wątpie, żeby chciała mnie słuchać po tym wszystkim. –
wytarła ręką łzy, które zaczęły jej napływać do oczu.
- To twoja siostra, spójrz na Stefana i Damona. Oni cały
czas się kłócą, chcą sie zabić wzajemnie, popełniają błędy, ale nadal są razem. Są rodziną.
Tak samo jak i wy. Pogadaj z nią. – uśmiechnął się do niej przez co sama
zrobiła to samo. Rzuciła się mu na szyje i przytuliła mocno.
- Dziękuje. Jesteś najlepszym przyjacielem ever. – zaśmiał się,
gdy spojrzała na niego, zaczesał jej kosmyk włosów za ucho. Pocałowała go w policzek i wyszła powoli naładowana dobrą pozytywną energią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz